Dodany: 26.02.2005 10:32|Autor: antecorda

Książka: Paryżowi podzwonne
Marshall Bruce

3 osoby polecają ten tekst.

Szary człowiek w szarym świecie


Rewelacja! Dawno nie czytałem tak dobrej książki!

To dosyć krótka powieść – ledwie 300 stron - ale za to jaka! Z początku myślałem, że to sequel innego dzieła Marshalla - „Ale i oni dostali po denarze”. Te same realia, ten sam czas powieściowy – panorama Paryża i Francji między I i II wojną światową; nawet podobna jest konstrukcja rozłamująca powieść na część „prywatną” i „globalną”. Niemniej „Paryżowi podzwonne” uważam za powieść znacznie bardziej udaną.

Zamiast samotnego księdza Gastona mamy tu zwykłego paryskiego księgowego - Migou, który za dwa tysiące franków miesięcznie boryka się z codziennością, chorobą swojej żony i dorastającą córką. Jest całkowicie przeciętnym i typowym Paryżaninem, nic go nie wyróżnia z tłumu podobnych do niego. Chodzi w zniszczonym płaszczu, który był nowy dziesięć lat temu, porusza się metrem, autobusem, tramwajem, popija sobie z przyjaciółmi w barze za rogiem i przede wszystkim, pomimo cichego głosu sumienia, stara się „nie wychylać” za bardzo (choć z pewnością chciałby – choćby w sprawie fałszerstw podatkowych swoich szefów). Słowem, jest przeciętniakiem, co czyni z niego ikonę przedstawiciela „stulecia zwykłego człowieka”, jak o XX wieku mówił – o ile pamiętam - Bolecki.

W tej części mamy też całą galerię mieszczańskich typów charakterystycznych dla Marshalla. Są tu bogacze i biedacy, prostytutka i ksiądz z powołania, średniozamożni, policjanci, faszyści, sekretarki, komuniści i nawet inwalida wojenny ze zmasakrowaną twarzą. Pośród różnych kolei losu starają się oni „jakoś żyć”. W każdym razie tak żyć, żeby nie zburzyć delikatnej równowagi między własną wygodą a nakazami sumienia, przyzwoitości czy kultury. Równowagi, która tak naprawdę pozwala żyć w otaczającym chaosie i bałaganie. Tu nie ma stuprocentowych świętych ani stuprocentowych łajdaków. Narrator nie traktuje nas jak idiotów, nie próbuje przekonywać, że mimo wszelkie różnice, ci ludzie kochają się jak bracia. Wręcz przeciwnie – wyraźnie mówi o ich wzajemnej obojętności, niechęci, a czasem nawet nienawiści. Są przyjaciółmi, ale raczej tylko w obrębie baru, swojej ulicy, dla korzyści, i tylko niekiedy przełamują wzajemną nieufność, by wyjść naprzeciw drugiemu. Są tacy, jacy zawsze chcieli być – przeciętni. Tu wszystko dzieje się wbrew naszemu czytelniczemu przeświadczeniu, że Paryż to stolica światowej bohemy, że przesiąknięty jest atmosferą niezwykłości i każdy, kto choć przez chwilę był w tym mieście, musi uszczknąć trochę z tej atmosfery. Zaczynamy powoli podejrzewać, że tę atmosferę ktoś wywiózł potajemnie za granicę i zdeponował w szwajcarskim banku, żeby nie płacić podatków, bo nie sposób doszukać się jej w sylwetkach bohaterów.

Tej niezwykłości nie widać również w części „globalnej”. Właściwe opowiadanie o Migou i jego przyjaciołach jest poprzetykane krótkimi rozdziałkami zredagowanymi w formie dziennikarskiego newsu, nieodmiennie zaczynającymi się od wyliczanki tego, co „uchwalono”: „Politycy wzięli się do dzieła. Uchwalono podjąć najostrzejsze środki, by wyplenić nadużycia podatkowe. Uchwalono, że dodatek rodzinny, wynoszący trzydzieści franków miesięcznie na każde dziecko, jest za mały. Uchwalono, że cudzoziemcy muszą fotografować się do dowodów osobistych bez kapeluszy na głowach. Uchwalono usunąć z taboru kolejowego drewniane wagony. Uchwalono…”. Te uchwały ciągną się przez całą książkę, niektóre powtarzają się jak refren piosenki (choćby ta o usunięciu drewnianych wagonów z taboru kolejowego). Są wyrazem nieopisanego bałaganu i impotencji decyzyjnej, nękających Francję lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Widzimy ją tu niejako w negliżu, w bamboszach, z maseczką na twarzy i z papilotami na głowie. Francję, która była kiedyś niezwykle piękną kobietą, ale dziś nie wiadomo, czy jest nią nadal. Czy te zwyczajowe zabiegi kosmetyczne mają upiększyć to, co już piękne, czy może jest to kosmetyka trupa tuż przed złożeniem do grobu? Takie pytania stają nam przed oczami i towarzyszą nam aż do końca książki. Tym są istotniejsze, że i dziś nie straciły nic ze swej aktualności. Zwłaszcza w naszym zakątku świata.

Tyle jeszcze refleksji krąży po mojej głowie po przeczytaniu tej powieści, ale to jeszcze nieuchwytne, nieskonkretyzowane myśli. Może kiedyś coś się z nich wyłoni, niczym piękny motyl z brudnego kokonu, bo to powieść uniwersalna, niejednoznaczna, którą po przeczytaniu długo się przeżywa i przemyśliwa. Naprawdę, bardzo gorąco polecam wszystkim bez wyjątku!

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1852
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: