Dodany: 30.04.2019 11:00|Autor:

cytat z książki


- Ja - rzekł - gdy wchodzę do lasu, wietrzę zwierzynę, gdy wyjeżdżam do miasta, wietrzę Judów. To u mnie pierwsza rzecz. Małowiele, przyczepiwszy się doń, człek zawsze coś udrze, bo każdy Jud się boi, aby go za męczeństwo Chrystusowe nie pozywano. Więc się ich drze. Wszyscy to robią. Po co by ich żałować? Czy oni nam swaty, czy braty? Wszak ci to nie kto, tylko ich ojcowie Pana Boga ukrzyżowali i męczyli; czemu byśmy za to ich nie mieli łupić? Sprawiedliwa rzecz i bardzo Bogu miła*.

Żydów obawiano się powszechnie jako czarnoksiężników, mających stosunki z siłą nieczystą, wstręt miano do wszystkiego, co ich otaczało, oprócz pieniędzy, do których czary nie przylegały. Unikał każdy progu ich dotknięcia; Żydzi też unikali zarówno stosunków ze światem, wedle ich pojęć nieczystym i pogańskim (czcicieli gwiazd). Domy ich, o ile możności, stały oddzielone od zamieszkiwanych przez chrześcijan, zamknięte dla nich, tak że jedna tylko część ich dostępną była dla tych, którzy z nimi mieli stosunki. Wystawieni na samowolę i prześladowania, kryć się musieli z całym życiem swym, aby chciwości nie obudzać, nienawiści nie drażnić**.

Wesela w owych czasach odbywały się jeszcze na wpół pogańskim obyczajem. Wstyd było mniej nad dni czternaście zebranych gości przyjmować, a inaczej ich ugaszczać, jak pojąc i pobudzając do szaleństwa nie umiano. Co tylko mógł mieć dom, co się kupić, wymieniać, sprowadzić dało, musiało podostatkiem otworem stać się dla gości. Niejeden naówczas ubogim się stawał przez wesele, gdy go sproszone tłumy obsiadły i objadły. Podarki wprawdzie przywozili goście, ale każdy też nawzajem otrzymać musiał dar jakiś. Raz w życiu sprawiało się takie wesele, raz przez dni czternaście pan młody był książęciem, pani młoda księżną, królowali swym szczęściem, odbierali hołdy, lecz płacić za nie musieli, jakby książętami byli w istocie.
Nikogo naówczas od wrót domu nie godziło się odpychać, a kto zasłyszał o godach, wlókł się na nie z daleka, aby się napił i nakarmił do syta. Nie miał kto innego podarku dla nowożeńców, przywoził z sobą pieśń, błaznowanie, wesołość na wymianę, drudzy gusła i wróżby. Do bogatszych władyków zjeżdżały się ziemie całe, każdy z liczną drużyną, im kto majętniejszy, tym z większym dworem. Gdy pan młody rad był, miesiąc cały trzymał gości.
Na osiem dni przed weselem ludzie się ściągali, mniej nad drugie tyle po ślubie trzymać się nie godziło. Gdy obrzędy kościelne połączyły się później ze starym obyczajem, wesela stały się uroczystsze jeszcze, a nie mniej huczne. Duchowieństwo na wiele zbytków starszyzny przez szpary patrzało; dużo pozwalało się czasu takich ślubowań, co gdzie indziej surowo broniono***.



---
* Józef Ignacy Kraszewski,"Królewscy synowie", Wydawnictwo "Śląsk", 1989, s. 80.
** Tamże, s. 82-83.
*** Tamże, s. 328.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 223
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: