Dodany: 24.04.2019 22:29|Autor: jolietjakeblues

Hastings, Poirot i Japp po raz pierwszy


Biorąc pod uwagę, że "Tajemnicza historia w Styles" została wydana w 1920 roku i na początku odnosi się do pierwszej wojny światowej, to przyjmuję, że została napisana tuż po jej (wojny) zakończeniu. Pierwsze słowa powieści dotyczą Arthura Hastingsa, który jest tejże narratorem w rodzaju Old Shatterhanda (szczególnie w trzytomowym "Winnetou" z perspektywy pierwszoosobowej narracji przedstawia nam super postać – swojego przyjaciela, wodza Apaczów, Mescalero; bohater indiański pojawia się w książce dopiero po iluś tam stronach). U Agathy Christie jest podobnie. Przyjaciel Hastingsa, gwiazda, nie gór i prerii, lecz detektywistyki, zjawia się niespodziewanie w rozdziale drugim [1], gdzie narrator czyni ku niemu apoteozę: "był w swoim czasie asem policji belgijskiej. Jako detektyw uchodził za gwiazdę pierwszej wielkości i niejednokrotnie wykrywał zbrodnie sensacyjne i na pozór nie do wykrycia"[2]. Podobne zabiegi to nie tylko domena Karola Maya i Agathy Christie. Spotkałem się z nimi w wielu powieściach, szczególnie przygodowych, dla młodzieży, pisanych na przełomie wieków dziewiętnastego i dwudziestego. Oboje autorzy porzucają jednak w kolejnych książkach takie przedstawianie postaci. Niekiedy, któryś z dwojga bohaterów wychodzi na pierwszy plan, innym razem obaj nikną w fabule prowadzonej narracją w trzeciej osobie. Tak czy inaczej, Hastings i Poirot przewijają się u Christie przez lata i zostają na zawsze w kulturze słowa pisanego i filmu, czego dowodem są choćby kryminały Sophie Hannah i serial "ABC morderstwa" z dwudziestego pierwszego wieku.

Powyższy akapit w stylistyce prologu uznałem za stosowny, ponieważ "Tajemnicza historia w Styles" jest pierwszą powieścią kryminalną (i zdaje się, że książką w ogóle) napisaną przez Christie. To w niej pojawiają się po raz pierwszy trzej bardzo ważni w twórczości angielskiej pisarki bohaterowie (w kolejności pojawienia się w książce): Arthur Hastings, Herkules Poirot i Jimmy Japp. Dwaj ostatni są już postaciami znanymi na angielskiej scenie kryminalistyki, chociaż z Poirotem to nie jest takie do końca jasne… Oto kilka cytatów, którymi Agatha Christie przedstawia czytelnikowi swoich bohaterów:
"Jako inwalida zostałem odesłany z frontu do kraju i po kilku miesiącach w ponurym Domu Ozdrowieńców otrzymałem urlop zdrowotny. […] spotkałem Johna Cavendisha. Od lat widywałem go bardzo rzadko, a prawdę mówiąc, nigdy nie znałem go bliżej. Był starszy ode mnie o dobre piętnaście lat, chociaż nie wyglądał na swoje czterdzieści pięć"[3].
"- Poirot! To bardzo dla mnie miłe spotkanie[…] To stary przyjaciel, monsieur Poirot. Od lat go nie widziałem"[4].
"drobny, śniady mężczyzna o lisim wyrazie twarzy[…] – Wiesz, kto to jest ten mały? […] Inspektor Japp ze Scotland Yardu, sławny Jimmy Japp"[5].

Cóż, Hastings ma w Styles niecałe trzydzieści lat. Jest weteranem wojennym, inwalidą. Nie jest zawodowym wojskowym. Przed wojną pracował u Lloyda. Poirot jest jego przyjacielem od dawna. Znają się od wielu lat. W Styles Poirot przebywa jako uchodźca z Belgii. Pracował w tamtejszej policji. Nie wiemy, czy sławnym detektywem stał się na kontynencie, czy może wcześniej pracował w Anglii już jako prywatny detektyw. Hastings sugeruje, że Poirot jest uosobieniem dyskrecji, zatem zna jego metody pracy. Czy poznał je w Belgii, gdy Herkules Poirot był policjantem? Czy może już pracowali razem w Anglii? Choćby jakaś sprawa związana z bankiem, gdzie pracował Hastings? Dopuszczalna jest też wersja, że prywatnym detektywem stał się już w Belgii, a tam bywał Hastings, znany (o czym dowiadujemy się z kolejnych powieści) ze swojego zamiłowania do podróży. Anglik i Belg nie widzieli się od lat. Można podejrzewać, że przerwę w kontaktach spowodowała wojna. Obaj musieli więc znać się dobrze w początkach drugiej dekady dwudziestego wieku, a nawet wcześniej. Hastings miałby co najwyżej jakieś dwadzieścia dwa, dwadzieścia cztery lata. Przypuszczam, że Poirot nie zbliżał się jeszcze wtedy do emerytury policyjnej. Karierę zapewne przerwała wojna… Czy czytelnik dowie się tego w kolejnych powieściach, których bohaterem będzie Herkules Poirot?

Sławny Jimmy Japp! Inspektor, potem komisarz. Na razie to dość niewyraźna postać. Ot, funkcjonariusz Scotland Yardu. W Styles jest na posterunku, wykonuje zadania służbowe. Na dodatek występuje w towarzystwie innego policjanta. Ale Poirot mówi o jego sławie. Ach, czyli kontakt z Anglią, Scotland Yardem jednak jakiś miał. Nadal jednak nie wiemy, czy jako policjant belgijski, czy prywatny detektyw. Ciekawa rzecz, bo o ile filmowi Hastings i Poirot pokrywają się z książkowymi, to Japp jest kompletnie inny! Serialowego Jappa gra Philip Jackson. Postawny, nieco nawet ociężały, wysoki mężczyzna, z sumiastymi wąsami. Tutaj Japp jest przeciwieństwem! Z opisu przypomina bardziej Jacka Deama – inspektora Mallory’ego z serialu o ojcu Brownie (zwłaszcza ten lisi wyraz twarzy…).

Skromny Hastings zostaje poproszony, żeby opisać sprawę ze Styles. Ujmuje go to, że jego zadanie ma ukrócić plotki, narosłe wokół przebiegu wydarzeń historii, która nabrała światowego rozgłosu. Wspomnienia zaczyna od siebie. Krótko opisuje powody, dla których pojawia się na angielskiej prowincji, w majątku Styles w hrabstwie Essex, związki z rodziną Cavendishów oraz relacje jej członków, kładąc nacisk na informację, że bracia John i Lawrence mają macochę, która wychowała ich od wczesnego dzieciństwa, a obecnie zapewnia, na podstawie dochodów z posiadłości, dość godne życie, tudzież małżeństwo macochy z kuzynem jej wiernej pracownicy (choć ona nie przyznaje się do pokrewieństwa), pełniącej rolę kogoś w rodzaju majordomusa.

Kiedy czytelnik mniej więcej poznaje stosunki panujące w Styles Court i osoby mieszkające i odwiedzające posiadłość, umiera w straszliwych męczarniach starsza pani Cavendish. Dzieje się to na oczach prawie wszystkich domowników, w tym Hastingsa. Tenże przyjechał do Styles piątego lipca. Tragiczne wydarzenie ma miejsce w nocy z szesnastego na siedemnastego w rozdziale trzecim. Wówczas pojawia się na scenie Poirot. Japp przyjeżdża dopiero na rozprawę u koronera, gdzieś w połowie książki. Jeszcze siedemnastego lipca Hastings rozmawia z Poirotem. Przed przesłuchaniem Poirot zabiera się ochoczo do pracy. Z tekstu wyziera prawie radość, z jaką detektyw przystępuje do śledztwa. Wydaje się, że czeka w domu uchodźców na jakieś morderstwo, że historia w Styles spada mu z nieba, bo jest znudzony, bezczynny, jakby na bezterminowym, bezpłatnym urlopie. Widać, że jest podniecony zagadką, która czeka na rozwiązanie: "Uspokoiliśmy się trochę, więc teraz uporządkujemy fakty: ładnie, każdy na właściwym miejscu. Będziemy je badać, segregować, odrzucać. Istotne odłożymy na później. Te bez znaczenia… puf!... – Poirot wykrzywił się pociesznie i dmuchnął. – Niech idą z wiatrem. […] Jeden fakt prowadzi do drugiego. A następny pasuje? Tak, i to cudownie! Dobrze. Jedziemy dalej. Kolejny drobiazg? Nie. Zastanawiamy się, badamy, no i znajdujemy ten drobny fakcik – zrobił szeroki gest ręką. – A może mieć on wagę, wielką wagę!"[6].

Nieco to komiczne, ale taki ton parokrotnie w powieści występuje: "Co się stało pańskiemu cudakowi? – zapytała. – Minął mnie cwałem jak rozjuszony buhaj"[7]. W kolejnych kryminałach Christie nie szafuje aż tak bardzo humorem. Koncentruje się bardziej na powadze zbrodni, psychologii postaci. Przedstawia swoich bohaterów, Poirota i pannę Marple, jako wyjątkowych znawców ludzkich charakterów.

Powyższy cytat doskonale oddaje warsztat pracy Herkulesa Poirota. Przychodzi on zatem do Styles Court nie tyle na zaproszenie Hastingsa, ale niejako z wdzięczności dla Emilii Cavendish, która to przyjęła siedmiu uchodźców z Belgii do swojej posiadłości. Ale nie tylko. "Pana Poirota znamy wszyscy[8], choć nie jako przyjaciela Hastingsa i sławnego detektywa, mówi Cynthia Murdoch, "Protegowana mamy. Córka jej koleżanki szkolnej"[9], czyli starszej pani Cavendish. Pewna więź z rodziną istnieje. Jest zatem dość, jeżeli nie mile, to przyjaźnie powitany jako dyskretne narzędzie rozwiązania problemu. Problemu – bo w zasadzie wszyscy wskazują na mordercę – Alfreda Inglethorpa, już byłego męża Emilii. Dość delikatnie autorka wadzi się z czytelnikami na temat tego, czy śmierć nastąpiła z powodów naturalnych, czy była to trucizna. Czarnym charakterem od początku jest Alfred, mający zaciekłego wroga – swoją kuzynkę, Evie Howard. "To dama do towarzystwa mamy, jej totumfacka, powiernica. Poczciwa, zacna […]. Ani ładna, ani młoda, ale prawdziwy skarb w domu[10]. Poirot przedstawił więc plan działania. Rozmawia z domownikami, nieco ich oszukuje, podjudza. Myszkuje po domu. Zdaje się, że zagląda pod pokrywki garnków, otwiera drzwi kredensów, komód i bieliźniarek, wieczka sekretarzyków i szkatułek, szpera w książkach i dokumentach, schyla się pod schody, stoliki, węszy na strychu. Wszędzie go pełno. Otwiera i zamyka drzwi, sprawdza futryny, zamki, szuka i dobiera klucze. Wychyla się przez okna bacznie oglądając trawniki i klomby. Znika. Pojawia się we wsi. Podobno jedzie do Londynu. Tymczasem w posiadłości zamieszanie sięga zenitu. Słowa, gesty są coraz bardziej nerwowe. Mieszkańcy patrzą podejrzliwe jeden na drugiego. Christie raz po raz podsuwa czytelnikowi trop do wykrycia sprawcy. Bo ta nigdy nie słodziła kawy, tamta stoi milcząca… Podąża za nim oczywiście Hastings i… wychodzi na głupka. Jest to świetna namiastka późniejszych znakomicie skonstruowanych powieści, a także humor sytuacyjny, gdzie komikiem jest rzecz jasna przyjaciel Poirota. Nabieram się razem z Hastingsem. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Poirot najpierw się trochę denerwuje bezmyślnością starego przyjaciela. Dalej jest bardziej wyrozumiały. Podsuwa mu dowody, ślady, argumenty. Hastings jest bezradny… Cóż, nie daje się niestety czytelnikowi uciec od narratora. Ten narzuca nam mylne ścieżki. Jego sposób myślenia wprowadza zamieszanie, rwie nić Ariadny, którą na początku labiryntu wkłada w dłonie czytelnika detektyw. Ale i sam Herkules Poirot, i to już zostanie na zawsze jednym z jego znaków rozpoznawczych, traci koncept: "Głupie bydlę! Nic nie przewidziałem. Postąpiłem jak skończony osioł! […] Ach, dureń!"[11]. Na szczęście: "mam pomysł, taki drobny pomysł"[12]. I to nie jeden. Z takich pomysłów, podsuwanych domownikom i przez nich realizowanych, rodzi się w czytelniku tragiczne poczucie własnej głupoty, ale również satysfakcja, że dał się nabrać, że za nim zostało dwie setki stron znakomitej lektury, gdzie zbrodnia nie była wcale podniesiona do straszliwego dramatu. Tutaj, w kryminale z 1920 roku, jeszcze się bawiliśmy. Nawet ludzkie słabości nie były jeszcze tak mocno eksponowane. Ot, nieco "Arszenik i stare koronki".

Zwracam uwagę, na inną charakterystyczną rzecz u Christie. Tragedia, zbrodnia, nieszczęście zwykle zostają czymś zatuszowane, zakryte na końcu: "Szczęście jednego mężczyzny i jednej kobiety to sprawa najważniejsza w świecie. […] Można pogratulować, prawda? […] spurpurowiał, uśmiechnął się bardzo niemądrze. Zakochany mężczyzna przedstawia żałosny widok"[13]. I Poirot, i Marple, pozostaną już na zawsze w potrójnej roli: detektywów, psychologów i… swatów.

____
[1] Agatha Christie, "Tajemnicza historia w Styles", przeł. Tadeusz Jan Dehnel, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2014, s. 22.
[2] Tamże, s. 23.
[3] Tamże, s. 5.
[4] Tamże, s. 23.
[5] Tamże, s. 99.
[6] Tamże, s. 37-38.
[7] Tamże, s. 75.
[8] Tamże, s. 23.
[9] Tamże, s. 8.
[10] Tamże, s. 7.
[11] Tamże, s. 75.
[12] Tamże, s. 151.
[13] Tamże, s. 206-207.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1167
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: