Dodany: 24.03.2019 22:44|Autor: Martak180

Raj w obozie koncentracyjnym


Trwa II wojna światowa. Żydzi w Europie są aresztowani i deportowani do obozów. 10.08.1942 roku taki los spotkał czeskich kompozytorów: Hansa Krasa, Viktora Ullmanna, Pavla Haasa oraz wielu muzyków i śpiewaków. Ich "domem" stał się obóz koncentracyjny w Theresienstadt. Z czasem nazistowskie władze Niemiec na czele z Adolfem Eichmannem chcą zamienić Theresienstadt w obóz wzorcowy. W ten sposób pokazaliby światu, że Żydzi nie są mordowani, tylko mogą w obozie prowadzić życie kulturalne, tworzyć i wykonywać muzykę na najwyższym poziomie. Bo teatr jest dużo skuteczniejszą bronią, niż się powszechnie uważa: zdziera zakładane przez ludzi maski i bezlitośnie odsłania rzeczywistość.

Teatr to też sposób na złagodzenie koszmarnych warunków panujących w obozie i jedyne co tak naprawdę Żydom pozostaje, by ocalić im życie. Muzycy doskonale zdają sobie sprawę, jaki czeka ich los. Nie mają złudzeń, ale żyją i walczą o siebie i swój naród. Podejmują z komendantem obozu, jak i z nazistowskimi Niemcami diaboliczną grę w kotka i myszkę. Muzyka z jednej strony staje się ich orężem oraz tarczą – jedynym sposobem na uniknięcie transportu do obozu zagłady w Auschwitz, a z drugiej daje energię i wzmacnia więzi między współwięźniami. Do pierwszego przedstawienia artyści angażują pięćdziesięcioro dzieci i wystawiają "Brundibara". Metaforyczny wydźwięk rozumie chyba każdy. A nagroda… iście w stylu nazistów!

Muzyka dotyka najgłębszych strun duszy i obnaża przy tym wszystkie nasze uczucia i pragnienie wolności, miłości, naszą krzywdę i niepokój. Muzyka łagodzi obyczaje, lecz także porusza inne struny w człowieku, szczególnie, gdy się czyta o koncertach muzyki poważnej w tak nieludzkim miejscu. Wykonywanie kompozycji uznanych kompozytorów niemieckich jak Bach czy Verdi momentami przyprawia o ciarki, ale wydaje się też absurdalne. Czytelnik słowa opisujące próby i koncerty odbiera jak nuty, które poruszają struny w jego duszy, choć mnogość terminów muzycznych, niekoniecznie znanych, może nieco utrudnić ów odbiór.

Strach jest synonimem śmierci. Tematyka Holocaustu i obozów koncentracyjnych oraz ogólnie polityki nazistowskich Niemiec zawsze będzie wzbudzać w czytelniku różne emocje, z którymi potem zostanie on na jakiś czas. Autor ukazuje tytułowy "raj" jako piekło na ziemi, którym w rzeczywistości obozy były. W Theresienstadt wszystko jest "jakby" – Żydzi żyją jakby normalnie, jedzą i piją jakby normalnie, mieszkają jakby w prawdziwym domu, pracują jakby normalnie, a Rada Starszych jakby normalnie podejmuje decyzje. Ale to pozory. Choć przez jakiś czas jest lepiej, to i tak listy osób deportowanych trzeba zatwierdzić podpisem. Choroby, głód, cierpienie, śmierć to standard, a nie "jakby".

"Musisz zrozumieć, że otaczają nas Żydzi. To plaga, która zagraża nam ze wszystkich stron. Aby przetrwać jako naród, musimy się ich wszystkich pozbyć. To nasi najgorsi wrogowie".[1] Te słowa zostały skierowane do niemieckiej arystokratki Elizabeth von Leuenberg, żony komendanta obozu w Theresienstadt, z którym chce się rozwieść. To znakomita lekarka, jedna z najbardziej cenionych specjalistek w zakresie genetyki, która współpracuje z Josefem Mengele, doktorem śmierci. To postać najbardziej złożona w całej powieści i miotana przez sumienie, emocje, uczucia. To, co robiła w pracy i poza nią, było złe, lecz jej dusza kształtowana od małego przez przebywanie w kręgach arystokracji, bywanie na sztukach, koncertach stała się wrażliwa, zwłaszcza na muzykę. Jej dziecięco-młodzieńcze zauroczenie okazuje się czymś więcej. Elizabeth podejmuje karkołomne decyzje i działania na granicy ryzyka ocierające się o śmierć jej samej. Ile człowiek jest w stanie poświęcić w imię wyższych celów?

Dobro blednie w obliczu zła.

Książka jest trudna ze względu na ładunek emocjonalny, ale i na swój sposób piękna, gdyż pokazuje godność człowieka. Porusza i wzrusza. Autor prowadzi czytelnika dwoma ścieżkami – śladami czeskich kompozytorów pochodzenia żydowskiego oraz śladami Niemki Elizabeth, które kilka razy się przecinają. Jednak czasem autor stawia zbyt wielkie kroki, tzn. między wydarzeniami są czasem zbyt duże przeskoki czasowe i nie wiadomo, co się wydarzyło, można się domyślać. Najgorsze sceny to te z udziałem doktora śmierci. Ostatnia scena chyba w każdym czytelniku wywoła ogromne wzruszenie. To majstersztyk.

Jak długo będziemy snuć opowieści, tak długo ten obóz przetrwa.

"Uwięzieni w raju" to właśnie taka opowieść utworzona z faktów i fikcji literackiej, by przetrwała w pamięci czytelników. Xavier Guell oddaje w niej hołd Żydom i ich walce z okupantem, żydowskim artystom. Oddaje hołd wielkiej muzyce, która walczy z barbarzyństwem i irracjonalnością, która niesie nadzieję, przezwycięża cierpienie, łagodzi strach przed śmiercią. W tym wszystkim prawdziwa miłość, pełna namiętności i pasji, ta pierwsza, niewinna, i ta dojrzała, także fizyczna. Zajrzyjcie do "obozowego raju" i wróćcie bogatsi wewnętrznie, piękniejsi duchowo, wrażliwsi.

[1] Xavier Guell, "Uwięzieni w raju", tł. Katarzyna Kozioł-Galvis, Czarna Owca, 2018.

[Recenzja ukazała się na blogu i innych portalach internetowych.]


Recenzja nie podlegała korekcie redaktorów BiblioNETki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 319
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: