Dodany: 06.03.2019 12:02|Autor: KazikLec

O pannie młodej, której nikt nie chciał na ślubie


Weselne dzwony biją coraz głośniej, ciążowy brzuch coraz większy. Przed Laurą kolejne dni wypełnione przebieraniem w ciuchach, poszerzaniem motoharemu, wyprawami na zakupy i seksem. To wszystko przeplatane spięciami rodzinnymi i próbami porwania.

"Ten dzień" to po prostu dzień więcej do poprzednich "365 dni". Jeżeli komuś podobała się poprzednia część, to będzie zachwycony, bo to wszystko to samo, tylko bardziej. Choć są zmiany: można wyłączyć przegrzany licznik wychylonych przez Laurę kieliszków (i włączyć licznik narzekań Laury, że nie może wychylić), bohaterka ma większą inicjatywę niż w pierwszej części, a do jej życia dołącza Olo. A dołącza, bo zostaje miłością Domenico, z którego autorka zrobiła Massimo 0.5 - dyskretny, kulturalny Włoch zostający w cieniu przepoczwarzył się w wciągającego kokę lowelasa-przemocowca. Massimo jest dokładnie takim samym stalkerem-kontrolerem, jakim był, a fragmenty z jego punktu widzenia nie wprowadzają do jego postaci nic ciekawego. Olo jest wulgarna (ta baba nie potrafi powiedzieć zdania bez durnego żartu czy przekleństwa, nawet na piękny widok skaczących delfinów trzeba powiedzieć "ja pierdolę!"), a Laurze poskąpiono nawet minimalnego rozwoju charakteru. A przydałoby się to tak rozpieszczonej, zapatrzonej w siebie postaci.

Przy Grejach i ich podobnych, już nie raz mówiono, że gdyby Adorator był otyłym brzydalem mieszkającym w przyczepie, to nie byłby żaden romans, tylko thiller. Także "Ten dzień" musi ociekać niedorzecznym luksusem, często kosztem fabuły, by czytelnik dał się wciągnąć. I tak strony zapełniają opisy strojów, nazwy drogich marek, relacje z przyjęć, a wszystko to bez polotu pozwalającego faktycznie się zachwycić tym bogactwem. Jeżeli Laurę spotka już jakieś nieszczęście, to ląduje miękko w jakimś luksusowym apartamencie, gdzie dni jej mijają na bezmyślnym oglądaniu TV, a sprawa jakoś sama się rozwiązuje za kulisami. Mastermind (w życiu byście się nie domyślili, kto to jest - głównie dlatego, że nawet nie mielibyście powodu przypuszczać, że jakiś mastermind w ogóle będzie) wpada dosłownie na końcówkę, a cała scena z nim zajmuje może z sześć stron.

No i wreszcie seks. No bo przecież ta książka po to powstała, by rozpalać czytelników, łamać tabu, przelewać na papier soczyste fantazje. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

Nudny, suchy pornos, pełen irytujących bohaterów wiodących puste życie pełne tekturowego luksusu, z fabułą rozpisaną na kolanie pełną seksistowskich wtrętów. Do tego zakończone obietnicą wydania trzeciej części. Ciekawe, kiedy autorce się znudzi opisywanie wymarzonych kiecek od projektantów.

[Recenzja została opublikowana wcześniej (29.12.2019) w innym serwisie pod pseudonimem "Kazik".]


Recenzja nie podlegała korekcie redaktorów BiblioNETki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 702
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: