Dodany: 27.02.2019 19:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Taniec zegara
Tyler Anne

1 osoba poleca ten tekst.

Wreszcie zrobić coś innego


Historie opowiadane przez Anne Tyler w kolejnych jej powieściach, jak napisała jedna z użytkowniczek portalu Goodreads: „może nie poruszą świata ani nie wywołają wielkich wstrząsów sejsmicznych we Wszechświecie. Ale są tak bardzo życiowe...”[1]. To prawda. Każda opisana w nich sytuacja mogłaby się zdarzyć każdemu, no, może z pewnymi poprawkami na różnice pomiędzy realiami amerykańskimi a europejskimi. Popatrzmy na to, co przydarza się bohaterce „Tańca zegara”, Willi, której życie przedstawia nam autorka w czterech odsłonach.

W roku 1967 uczęszcza ona do szkoły podstawowej, a ponieważ nigdy dotąd nie opuszczała swojej rodzinnej miejscowości, marzy o wyjeździe z orkiestrą szkolną do najbliższego większego miasta. Ale na razie ma większe zmartwienie, bo matka – chimeryczna i skłonna do przemocy aktorka-amatorka – po kolejnym napadzie złego humoru znikła z domu. I to nie na kilka godzin, jak wcześniej bywało. Opieka nad sześcioletnią siostrą i sprostanie zajęciom domowym to mimo wszystko nie jest zadanie dla jedenastoletniej dziewczynki, więc nie każda rzecz wychodzi jej idealnie. A najgorzej ta, którą chciałaby zrobić przyjemność ojcu...

Dziesięć lat później studiuje w college'u w Illinois. Jej chłopak Derek niebawem opuszcza mury uczelni, by rozpocząć pracę w rodzinnych stronach – odległych o jakieś trzy tysiące kilometrów – nalega więc na jak najszybszy ślub. Willa nie chce przerywać studiów, przecież dopiero co zasmakowała w zgłębianiu zawiłości języków... ale ponieważ jej rodzice są przeciwni takiemu pochopnemu małżeństwu, niespodziewanie dla siebie samej zmienia decyzję...

Czas przesuwa się o dwadzieścia lat. Willa jest żoną (dodajmy, że żoną wiceprezesa dobrze prosperującej firmy), matką, panią domu, czego w gruncie rzeczy można się było spodziewać. Trochę żal jej zaprzepaszczonych planów, ale w gruncie rzeczy cieszy się, że mogła dzieciom zapewnić to, czego sama nie miała. Kiedy Derek ginie w wypadku, a zaraz potem starszy syn wyjeżdża na studia, Willa robi coś dla siebie: powraca do zarzuconej nauki...

I kolejne dwadzieścia lat minęło. W tym czasie obaj chłopcy opuścili dom na dobre, Willa powtórnie wyszła za mąż – za prawnika „od biznesowych fuzji i przejęć”[2], więc też na materialną stronę życia nie narzeka – za to znów musiała porzucić coś, co lubiła, czyli uczenie imigrantów angielskiego. W jej życiu pojawiła się luka, której jakoś nie potrafi wypełnić. Przynajmniej do chwili, gdy w słuchawce telefonu nie odezwie się obca kobieta z nieznanego jej miasta na drugim końcu Stanów, wyrażając życzenie, „żeby przyjechała po wnuczkę”[3]. Określenie pokrewieństwa jest w tym przypadku mocno nieprecyzyjne, bo w rzeczywistości chodzi o dziecko byłej dziewczyny Seana (której Willa nawet nie widziała) i nieznanego ojca, ale faktem jest, że dziewczynka została bez opieki, gdyż jej matka uległa niegroźnemu wypadkowi i na kilka dni trafiła do szpitala. Willa ma wolny czas, lubi się czuć potrzebna, więc ma zamiar wybrać się do Baltimore. Peter uważa, że to bezsensowne, ale przecież nie pozostawi żony bez wsparcia silnego męskiego ramienia, więc postanawia jej towarzyszyć. Nie może jednak przewidzieć dalszego obrotu spraw...

Nie trzeba się długo zastanawiać, by dojrzeć w „Tańcu zegara” ten sam motyw i ten sam problem, co we wcześniejszej o ponad dwadzieścia lat „Drabinie czasu”: niedosyt pojawiający się w życiu kobiety, która najlepsze swoje lata spędziła na spełnianiu potrzeb i oczekiwań pozostałych członków rodziny, nie miała natomiast zbyt wiele czasu ani sposobności, by zrobić coś tylko dla siebie. Próba jego zaspokojenia – jeśli w ogóle nastąpi – może przybrać formę aż tak drastyczną, jak w przypadku Delii Grinstead z tej ostatniej powieści (która, przypomnijmy, podczas rodzinnych wakacji, tknięta nagłym impulsem, wychodzi z domu i rusza przed siebie – tak jak stała, bez specjalnego planu i niemal bez grosza przy duszy, by w obcym miejscu rozpocząć zupełnie nowe życie), ale może też wyglądać tak, jak u Willi: natrafia się okazja, żeby zrobić COŚ INNEGO, coś, co nie jest tą samą od lat codzienną rutyną, więc trzeba się za to zabrać, a dokąd nas zaprowadzi, zobaczymy!

Nie tu jednak tkwi zasadnicza różnica między wspomnianymi utworami: w „Tańcu zegara” wyczuwa się jakiś nie do końca wykorzystany potencjał. Brakuje gruntu, który pozwoliłby się domyślić, dlaczego relacje Willi z synami są takie pobieżne; przecież była z nimi przez dwadzieścia lat; „starała się ze wszystkich sił być dobrą matką, co dla niej oznaczało bycie matką przewidywalną. Przysięgła sobie, że jej dzieci nigdy nie będą musiały zgadywać, w jakim mama jest nastroju (….)”[4]. A teraz jeden z nich, dowiedziawszy się, że matka, której nie widział od wielu miesięcy, będzie przez kilka dni w sąsiednim mieście, pyta tylko „Po co?”[5], nawet nie proponując, żeby się spotkali, gdy zaś takowa propozycja wychodzi od Willi, zachowuje się tak, jakby się z łaski umawiał z jakąś niezbyt chętnie widzianą znajomą. Drugi, który nawet do niej nie dzwoni, wymawiając się brakiem zasięgu w komórce, jakoś zdołał się dodzwonić do brata i umówić z nim podczas urlopu. Czyżby mieli do niej żal, że za słabo ich broniła przed dyktatorskimi zapędami ojca (ale gdyby nawet, mogłoby to dotyczyć tylko jednego z nich, bo dla drugiego Derek był wzorem i autorytetem)? Czy uznali, że zdradziła pamięć ojca, wychodząc powtórnie za mąż (ale znów, o to można by posądzać co najwyżej jednego z nich, tego, który był z ojcem rzeczywiście mocno związany emocjonalnie)? Czy po prostu jej obecność i usłużność uważali za niezbędny element środowiska, tak jak ktoś, kto teoretycznie nie wyobraża sobie życia, powiedzmy, bez ulubionej pasty do zębów, ale kiedy się okaże, że akurat nie może jej kupić, bierze inną i o tamtej pomału zapomina?... Nie można tego wywnioskować na podstawie tych paru stronic, przedstawiających życie Denise i chłopców po śmierci Dereka. Jakakolwiek jednak byłaby przyczyna tej oziębłości Seana i Iana, najpewniej właśnie ona skłania bohaterkę do ofiarowania swojej troski i czułości zupełnie obcym osobom (raczej małej Cheryl niż jej matce, ale korzystają na tym, było nie było, obie). Ale aż trudno uwierzyć, by odczuwany przez Willę przymus pomagania był na tyle silny, żeby nie zraziła jej nawet obcesowość, nonszalancja i, powiedzmy prawdę, prostactwo Denise. Sprawia to wrażenie, jakby uważała za swój obowiązek zadośćuczynić tej obcej kobiecie (ale za co? Za to, że jej syn nie uznał Denise za osobę, z którą mógłby spędzić resztę życia? Cóż… trudno mu się dziwić… chociaż jego obecna partnerka nie wydaje się o wiele sympatyczniejsza…), nawet za cenę narażenia na szwank swojego obecnego związku (bo Peter, od początku przeciwny pomysłowi wyjazdu do Baltimore, jest coraz bardziej poirytowany i wyraźnie daje Willi do zrozumienia, że nie podoba mu się takie ignorowanie jego zdania). Doprawdy, niełatwo to zrozumieć.

Może, zamiast tak obszernie opisywać dzień po dniu pobytu Brendanów w domu Denise – co czyni tę partię tekstu nieco rozwlekłą – autorka powinna była nieco szerzej, choćby w paru epizodach, pokazać nam myśli i uczucia Willi w ciągu tamtych czterdziestu lat, dzielących jej pierwsze zamążpójście od chwili obecnej? Chociaż z drugiej strony, ten rzut oka na podmiejską dzielnicę i jej mieszkańców, którym – jak łatwo odgadnąć – nie najlepiej się powodzi, to przecież też coś prosto z życia…

Jeśli „Taniec zegara” nie robi na nas takiego wrażenia, jak wcześniejsze powieści autorki, mimo wszystko trudno się nie zgodzić z inną użytkowniczką Goodreads, stwierdzającą: „nawet przeciętna książka Anne Tyler jest lepsza niż wiele innych okazów współczesnej beletrystyki”[6]. Jeśli Willi nie rozumiemy, albo jeśli nas irytuje, mimo woli zaczynamy się zastanawiać: dlaczego w tym momencie tak, a nie inaczej się zachowała? Co byśmy sami zrobili na jej miejscu? I czyż nie o to chodzi w tej "lepszej" literaturze, by skłonić nas do myślenia?

[1] Ze strony internetowej https://www.goodreads.com/book/show/36645972-clock-dance (przekład własny).
[2] Anne Tyler, „Taniec zegara”, przeł. Kamila Slawinski, wyd. Poradnia K 2019, s. 267.
[3] Tamże, s. 105.
[4] Tamże, s. 89.
[5] Tamże, s. 108.
[6] Ze strony internetowej https://www.goodreads.com/book/show/36645972-clock-dance (przekład własny).


Recenzja nie podlegała korekcie redaktorów BiblioNETki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 652
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: