Carny Pryzmat czyli wielkie rozczarowanie
Czarny Pryzmat (
Weeks Brent)
Nie robiłem sobie wielkich nadziei na tę lekturę, nie wiedziałem bowiem niczego o autorze. No i była spora porażka okraszona dniami mordęgi, masochistycznej chęci dotrwania do końca i trzaśnięcia okładką o kupkę zadrukowanych stron.
Leje się, wyłupia, rani, zakleja, wkleja i nie wiem jeszcze co, a, dusi i wyrzuca z dużej wysokości. Posoka płynie strumieniami. A pośród tego (jakże to musi w rzeczywistości cuchnąć!!!) pobojowiska - krzesanie magii ze światła. To jedyny, w moim przekonaniu, dobry element tej powieści. Już samo materializowanie świetlnych możliwości nie jest aż tak fascynujące, niemniej nadal jest to ciekawy wątek.
A poza tym? Jak zwykle: biją się, zabijają, są jak automaty, brak prawie emocji i refleksji. Ninja Fantasy. No przecież to oczywiste. Najmniej przyjemna wiadomość, że są jeszcze trzy tomy - brrr!
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.