Dodany: 19.02.2019 15:16|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Maria
Orzeszkowa Eliza

2 osoby polecają ten tekst.

Zamiast miłości - idee, zamiast bohaterów - postulaty


„Marię” Elizy Orzeszkowej kupiłem za grosze bodaj z trzynaście lat temu, mile zaskoczony wcześniejszą „Martą” (a te dwie powieści tworzą swoistą dylogię). Cóż, długo czekała na przeczytanie. Odrzucała forma (powieść epistolarna), a także sława najmniej popularnej (czyt. lubianej) powieści Orzeszkowej, dodatkowo najmniej cenionej przez krytykę (sama autorka wspominała o niej dość rzadko). W końcu przyszło mi się zmierzyć z „Marią”. Nie ukrywam, pierwsze strony mile mnie zaskoczyły, czytało się dobrze. Ale… no właśnie.

„Maria” to w gruncie rzeczy romans. Pewnego dnia w dramatycznych okolicznościach krzyżują się drogi pochodzącej z możnego rodu ledwie dorosłej Marii Porzewińskiej i ambitnego, zaangażowanego w pracę społeczną lekarza Adama Strosza. Ona chce być użyteczna, on jest istnym apostołem, wyrzeka się w miarę możliwości uciech życia, wszystkiego, co mogłoby go odciągnąć od jego głównego celu: „Niezmordowanie zdobywać wiedzę i obracać ją na użytek ludzki”[1]. Ścieżki tych dwojga rozchodzą się po pamiętnym spotkaniu.

Adam i Maria spotykają się po dziesięciu latach. On jest już cenionym specjalistą, który jednak ma poczucie, że w jego życiu czegoś brakuje. Maria kierowana wdzięcznością wyszła za mąż za Michała Iwickiego, kupca o trochę ograniczonych horyzontach, ale i dobrym sercu. To ślub zawarty dla idei. Choć Michał nie dorównuje żonie intelektualnie, jest uczciwy i jej oddany. Razem tworzą bardziej „wspólnotę” niż małżeństwo. Jednak kiedy pojawia się Adam, Maria zaczyna tęsknić za miłością, którą zawsze gardziła. Nie może powstrzymać własnych uczuć. Czy rozwiedzie się z Michałem (a akurat z pewnych względów rozwód byłoby stosunkowo łatwo przeprowadzić)? Czy odnajdzie swoje szczęście?

Adam, słysząc o tym, co kierowało Marią przy doborze partnera życiowego, komentuje jej postawę w ten sposób:

„Wyznaję, że historia małżeństwa, w którym kobieta oddała rękę swą mężczyźnie różniącemu się z nią o wiele wiekiem, przywyknieniami, ukształceniem, dlatego przeważnie, że u boku jego ujrzała miejsce, na którym mogła zostać czynną służebnicą Boga światłości, zajęła mnie niepospolicie”[2].

Wysoce wątpliwe jednak, czy taka historia mogłaby zająć czytelnika – i tego z czasów Orzeszkowej i tego dzisiejszego. Nie, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Maria nie jest kolejną Anną Kareniną czy Emmą Bovary. Niestety. Jej przyjaciółka, Klementyna Dalska, powie o niej: „Maria jest idealną kobietą, sposób jej życia jest świętym”[3]. Wilhelmina Zyndram Kościałkowska – której powieść została zadedykowana – określiła Marię Iwicką nie tyle postacią, co postulatem. Maria jest tak nieznośnie cnotliwa i idealna, że nie ma w niej w ogóle życia, to papier. Sytuacja się zmienia, kiedy rzeczywiście ma wątpliwości, wtedy Maria nabiera odrobiny charakteru – nie na długo.

Zresztą wszystko w tej powieści jest papierowe i sztuczne. To zbiór długich i nudnych listów, przedstawiających historię, która mogłaby być ciekawsza, gdyby nie ta forma i nie ci bohaterowie utkani z idei, za to pozbawieni wiarygodności psychologicznej. Trudne dziś do strawienia dziedzictwo sentymentalizmu spotkało się w „Marii” z tym, co najgorsze w pozytywizmie – moralizatorstwem. To nie mogło skończyć się dobrze. Zamiast historii o miłości, mamy opowieść, która ma nauczyć czytelnika, że „namiętność wszelka jest płomieniem, który prędzej lub później wypala się i gaśnie, obowiązek zaś jest gruntem stałym, na którym stoi wszystko, co jest dobrego i pięknego na tym biednym świecie”[4]. Czytając, myślałem o innych parach Orzeszkowej, które poznałem dzięki własnej ciekawości, o innych historiach, o tyle lepszych. Jak to dobrze, że Orzeszkowa na pewnym etapie odeszła od tendencyjności i nachalnego moralizatorstwa!

Dziś rzadko czyta się Orzeszkową (przynajmniej tę spoza kręgu lektur szkolnych), a szkoda. Można przypuszczać, że spośród jej dzieł najrzadziej czyta się właśnie „Marię” – ale doprawdy, trudno się temu dziwić. Dziś pozostała literacką ciekawostką – w gruncie rzeczy mało ciekawą.

[1] Eliza Orzeszkowa, „Maria”, Wydawnictwo Czytelnik, 1972, s. 32.
[2] Tamże, s. 70.
[3] Tamże, s. 44.
[4] Tamże, s. 185.


Recenzja nie podlegała korekcie redaktorów BiblioNETki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1480
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: