Dodany: 17.02.2019 23:08|Autor: Marioosh

Książka: Znajoma pani Maigret
Simenon Georges

1 osoba poleca ten tekst.

Chwilami krwawo, chwilami dowcipnie


Na biurku komisarza Maigreta ląduje anonim, którego autor informuje, że w domu znanego i cenionego introligatora Fransa Steuvelsa spalono w piecu ludzkie zwłoki. Wysłany na miejsce brygadier Lucas odkrywa na dnie pieca dwa zęby i w związku z tym introligator zostaje aresztowany. W tym samym czasie żonie komisarza przytrafia się dziwna historia: gdy czeka w parku na wizytę u dentysty, poznana przez nią kobieta w białym kapeluszu zostawia pod jej opieką małego chłopca i znika bez śladu. Niespodziewanie okazuje się, że obie sprawy mogą się ze sobą wiązać: w czasie gdy pani Maigret zajmowała się dzieckiem jego opiekunka spotkała się w jednym z hoteli z przesadnie szykownym cudzoziemcem i z jego wspólnikiem wyglądającym „jak sprzedawca pocztówek pornograficznych” [1].

U Georgesa Simenona zbrodnie zwykle są popełniane w sposób tradycyjny: otrucie, uduszenie, cios nożem lub strzał z rewolweru; tutaj, niczym w horrorze, jest najpierw zastrzelenie, ale potem poćwiartowanie zwłok i ich spalenie. Wydaje mi się, że ten fakt wskazuje na to, że autor oparł książkę na jakimś faktycznym wydarzeniu, gdyż trzeba być chyba nie do końca normalnym, by palić zwłoki w domu mieszkalnym – przypomniał mi się „Pierwszy pitawal gdański”, gdzie autor opisał poćwiartowanie zwłok, włożenie ich do poszewek na poduszki, rozrzucenie ich po rowach i liczenie na to, że nikt nie wykryje sprawców. Druga rzecz, która została w mojej głowie to fakt, że Maigret w imię rozwiązania sprawy postępuje nie do końca uczciwie, co nie zdarza mu się często („ - Nie bardzo to zgodne z prawem. - Chcemy przecież złapać morderców, prawda?” [2]). Z drugim faktem łączy się trzeci: to pierwsza książka, w której pojawia się inspektor Lapointe, młody, ambitny „chłopiec serio” [3], ale jeszcze trochę nierozgarnięty – i to właśnie jego Maigret namawia do małego złamania prawa. A czwarta ciekawostka wiąże się z niedawnymi walentynkami: mamy oto taki dialog między komisarzem a żoną introligatora: „ - Kocha go pani? - To słowo nic nie znaczy” [4]. A poza tym jest to typowy „Maigret”, ani lepszy ani gorszy od innych, ale z dodatkowym smaczkiem w postaci zaangażowania się żony komisarza w dochodzenie – scena w której opisuje poszukiwanie sklepu z kapeluszami to prawdziwa perełka. Tak więc polecam – jak zresztą zawsze jeśli chodzi o tego autora.

[1] Georges Simenon, „Znajoma pani Maigret”, tłum. Irena Szymańska, wyd. Iskry, 1968, s. 79,
[2] Tamże, s. 157,
[3] Tamże, s. 28,
[4] Tamże, s. 33.


Recenzja nie podlegała korekcie redaktorów BiblioNETki.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 431
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: