Dodany: 01.02.2019 21:13|Autor: Marioosh

Pretensjonalnie i mało przekonująco


Anna Rogozińska, trzydziestopięcioletnia dziennikarka śledcza Primo TV, wpada na trop afery śledczej – lekarze wmawiają pacjentkom urojone choroby, by musiały wykupywać drogie leki. Gdy dziennikarka chce spotkać się ze swoim informatorem, okazuje się, że został on zabity niedaleko swojego domu; niedługo potem z rąk tego samego mordercy ginie ochroniarz z kliniki, w której są zatrudnieni podejrzani lekarze, a później zostaje otruty emerytowany oficer Służby Bezpieczeństwa. Anna nawiązuje mailowy kontakt z tajemniczym wielbicielem „Alicji w Krainie Czarów”, który podsuwa jej zagadkowe wskazówki odnośnie tych trzech śmierci. Dziennikarka rozwiązuje te zagadki i odkrywa, że sprawa sięga największej katastrofy kolejowej mającej miejsce w 1980 roku, ale też nieświadomie pogrąża swojego ojca, emerytowanego prokuratora.

Ta książka to kolejny przykład przerostu formy nad treścią – ciekawy, intrygujący pomysł został opakowany w pretensjonalną fabułę. A mogło być dobrze – autorka oparła swoją książkę na autentycznym wydarzeniu sprzed lat i widać, że miała na nią pomysł; niestety spaliła ją mało wyrazistymi i mdłymi bohaterami. Główna bohaterka jest dziennikarką śledczą, jednak zamiast być nieustępliwą, rasową i drapieżną niczym Oriana Fallaci, jest rozmemłana i beztrosko roztrzepana oraz rozanielona niczym stażystka prowadząca Tele Zakupy. Jej koledzy wydają się być zainteresowani głównie flirtowaniem z nią; jej matka to wręcz karykatura nadopiekuńczości, a morderca piszący egzaltowane maile bardziej budzi politowanie niż grozę. Ale jeden pomysł jest dobry: Anna otrzymuje mailowe wskazówki porównywalne z logicznymi łamigłówkami z „Rewii Rozrywki”. Szkoda tylko, że autorka stanowczo za dużo miejsca poświęca na rozwiązywanie tych zagadek przez bohaterkę i na jej rozmowy z samą sobą. Najbardziej zaś drażnią manieryczne i pretensjonalne sceny i opisy, na przykład: „Dom przesiąknięty był zapachem strawionego i wypoconego alkoholu wlewanego do przełyku bez większych ograniczeń i bez preferencji smakowych” [1] albo „Głos Rogozińskiego był tak wyniosły, jakby przemawiał sam król Stanisław August Poniatowski, przed którego oblicze doprowadzono właśnie marnotrawną latorośl” [2]. Ale i tak moją perełką jest scena, gdy ojciec Anny słucha „Bolera” Ravela: „Uwielbiał szokującą prostotę tego utworu, która dla publiczności w 1928 roku była nie do przyjęcia. Powtarzanie rozwijającego się osiemnastotaktowego tematu melodyczno-rytmicznego uspokajało go” [3] – i właśnie to jest ten przerost formy nad treścią, który czyni tę książkę niezbyt strawną.

Powieść ukazała się w serii „Mistrzynie polskich kryminałów” - nie chcę i nie lubię być złośliwy, ale tej książce do mistrzostwa brakuje bardzo dużo; może gdyby nie napisała jej mistrzyni, tylko zwykła i solidna rzemieślniczka, byłaby dobra?

[1] Joanna Opiat-Bojarska, „Słodkich snów, Anno”, wyd. Edipresse Polska, 2017, s. 27;
[2] Tamże, s. 123;
[3] Tamże, s. 44.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 431
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: