Dodany: 31.01.2019 14:38|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Kołysanka
Slimani Leïla

A miało być idealnie...


Gdyby pierwszą scenę „Kołysanki” umieścić gdzieś bliżej końca, można by tę powieść postrzegać jako thriller psychologiczny, w którym napięcie stopniowo narasta, by wreszcie dojść do punktu kulminacyjnego (jego istoty nie należałoby czytelnikom zdradzać, bo przecież finał powinien nas zaskoczyć, do ostatnich stronic nie powinniśmy wiedzieć, czy będzie szczęśliwy, czy tragiczny). Ale nie, tu zaskoczeń nie będzie. Będzie tak, jak w życiu, kiedy najpierw dostrzegamy na pierwszych stronach gazet czy serwisów informacyjnych wiadomość, że wydarzyło się coś strasznego, a potem dopiero wraz z reporterem analizujemy kulisy tego zdarzenia: dlaczego? Dlaczego ten ktoś, dlaczego właśnie wtedy i właśnie tak?...

No więc dlaczego Louise, niania prawie doskonała – nie żadna niezrównoważona emocjonalnie młodociana, tylko dojrzała kobieta, która wychowała już niejedno cudze dziecko – ni stąd, ni zowąd zadała śmiertelne obrażenia obojgu swoim małym podopiecznym i sama usiłowała popełnić samobójstwo? Przecież państwo Massé, młodzi, kulturalni ludzie, wynagradzali ją bardzo przyzwoicie, nie spotykały jej w pracy żadne krzywdy ani upokorzenia, wręcz przeciwnie, była z chlebodawcami tak zżyta, że można by ją wziąć za członka rodziny… Ale gdyby nawet nie było tak idealnie, cóż by jej przeszkadzało po prostu zrezygnować z pracy? I to właśnie jest to pytanie, jakie należało postawić. Bo było coś takiego. Bo Louise dźwigała na barkach paskudne brzemię, którego w żaden sposób pozbyć się nie mogła, ani opiekując się Milą i Adamem, ani stając się niemal niezbędną dla ich rodziców. Mogła jedynie zamaskować jego obecność, udawać, że o nim zapomniała. Do czasu, aż dało o sobie znać i uświadomiło jej, że przed nim nie ucieknie. Może gdyby była lepiej wykształcona, może gdyby wiedziała o sobie więcej, znalazłaby z tej matni jakieś wyjście. Ale zachowała się tak, jak zachowuje się dzikie zwierzę, zapędzone w ślepy korytarz: zaatakowała, wyładowując całą swoją ukrytą furię nie na tym, kto odpowiadał za jej problem (bo prawdę powiedziawszy, jak tu znaleźć jednego odpowiedzialnego?...), lecz na tym, kto był najbliżej. A że prócz zwierzęcego instynktu natura wyposażyła ją jednak w ludzki mózg, próbowała nawet dorobić do tego jakąś obłąkaną racjonalizację...

Od tragicznej sceny w mieszkaniu na piątym piętrze czas cofa się do chwili, gdy Myriam, kiedyś doskonała studentka i obiecująca absolwentka prawa, przytłoczona obowiązkami gospodyni domowej (których nie cierpi, zresztą przecież nie po to zdobywała dyplom, by dzień w dzień prać, sprzątać i gotować!) i matki dwojga małych dzieci (co z początku wydaje się spełnieniem biologicznej i społecznej roli kobiety... ale jak strasznie męczy, jak – paradoksalnie – odziera z kobiecego wdzięku, odbierając czas i pieniądze potrzebne na zadbanie o siebie!), postanawia podjąć pracę. Trafia się jej niepowtarzalna okazja: kolega ze studiów chce jej dać szansę, przyjąć do swojej kancelarii mimo braku stażu! Trzeba znaleźć osobę, która zaopiekuje się dziećmi na pełny etat (jak się okaże, będzie on więcej niż pełny, bo obowiązki zawodowe Myriam zajmą jej większą część dnia). Spełnienie wymagań państwa Massé nie jest łatwe, ale znajduje się osoba, która jest w stanie temu sprostać: rodowita Francuzka (ona na pewno nie będzie Myriam, pragnącej zapomnieć o swych orientalnych korzeniach, "prosić o tysiące rzeczy w imię wspólnego języka i religii"[1]), z wieloletnim doświadczeniem, doskonałymi referencjami, fantastycznym podejściem do dzieci, a w dodatku samotna, czyli dyspozycyjna. Mijają kolejne tygodnie, Myriam i Paulowi coraz lżej się żyje, od kiedy jest Louise, bo oprócz niańczenia dzieci wyręczyła ich we wszystkich domowych obowiązkach, ale z drugiej strony ta jej ciągła obecność zaczyna być kłopotliwa...

Patrzymy na sytuację to oczami jednego lub drugiego z małżonków, to Louise (epizodycznie pojawiają się i inne postacie), raz z perspektywy bieżącej, raz w retrospekcjach, a kiedy wiemy już o idealnej niani coś, czego nie wiedzą Myriam i Paul, zaczynamy się zastanawiać: czy można było tragedii zapobiec? Bo przecież nie każdy człowiek, doświadczony permanentnym niedostatkiem i upokorzeniami, traci równowagę psychiczną; a jeśli ją nawet stracił, nigdzie nie jest powiedziane, że się to powtórzy. Z drugiej strony, na wszelki wypadek należałoby może nie przyjmować do pracy z dziećmi osób, które wykazały się skłonnością do czynów gwałtownych, choćby popełnionych pod wpływem "zaburzeń nastroju"[2]. Tylko jak potencjalny pracodawca ma to sprawdzić? Żądać zaświadczeń o niekaralności i nienagannym zdrowiu psychicznym? Agencja pośrednicząca chyba takich nie wymaga, zresztą gdyby wymagała, to pewnie podniosłyby się protesty przeciw naruszaniu dóbr osobistych kandydatek na nianie...

Autorka opowiada tę historię rewelacyjnie. Zwięźle, niemal ascetycznie, ale wystarczająco barwnie; wyraziście, ale bez nadmiaru makabrycznych obrazów; z pozoru chaotycznie, lecz w rzeczywistości celowo stopniując napływ informacji, a przy okazji kreśląc obraz współczesnego społeczeństwa francuskiego, które mimo podkreślanego przy każdej okazji egalitaryzmu wcale takie egalitarne nie jest (o czym świadczy czy to reakcja właścicielki agencji, w której zjawia się Myriam, poszukując niani, czy stosunek dawnych pracodawców Louise do jej córki, którą wraz z matką zabrali na wakacje, ale "tylko dlatego, że nikt nie wiedział, co z nią zrobić" i pod warunkiem, "by nie sprawiała wrażenia, że za bardzo z tego wszystkiego korzysta"[3]). Dodatkowym plusem jest doskonałe opracowanie edytorskie, zwłaszcza perfekcyjna korekta, mile kontrastująca z brakami w tym zakresie, demonstrowanymi ostatnio przez liczne wydawnictwa. To jedna z tych powieści, których przeczytania nie sposób żałować, nawet jeśli lektura sprawia ból...

[1] Leila Slimani, "Kołysanka", przeł. Agnieszka Rasińska-Bóbr, wyd. Sonia Draga 2018, s. 28.
[2] Tamże, s. 274.
[3] Tamże, s. 63

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2591
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: carmaniola 01.02.2019 14:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Gdyby pierwszą scenę „Koł... | dot59Opiekun BiblioNETki
Mnie chyba najbardziej uderzyło to, że autorka bardzo umiejętnie i dyskretnie wskazywała momenty, w których rodzice dostrzegali niepokojące zachowania, ale za każdym razem odsuwali wątpliwości na bok, bo okazywało się, że reagując musieliby zrezygnować z dotychczasowej wygody. Przecież tych symptomów, że coś jest nie tak było całkiem sporo a jednak...

Podobało mi się, że autorka w historię rodziny wplotła też problemy związane z życiem w wielokulturowym społeczeństwie, w którym rzeczywiście nie jest tak różowo jakby się wydawało. Tarcia, tarcia, tarcia - na każdym niemal kroku: usiłowania Myriam by zatuszować swoje orientalne pochodzenie, znamienne jej tłumaczenia dlaczego nie chce by w domu pojawił się ktoś pochodzący z jej regionu, rasistowskie zachowanie właścicielki agencji i kobiety sprawujące rolę opiekunek - w większości emigrantki. Bardzo pozorna ta jedność Francuzów rodowitych i napływowych.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: