Dodany: 30.01.2019 01:12|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Wisła
Boguszewska Helena, Kornacki Jerzy

6 osób poleca ten tekst.

O życiu wodniaków


Choć interesowałem się twórczością zapomnianego literackiego duetu – Heleny Boguszewskiej i Jerzego Kornackiego – istnienie „Wisły” jakoś mi umknęło. Dowiedziałem się o tej książce, natrafiając na wzmiankę o przedwojennej ekranizacji z udziałem Stanisławy Wysockiej, Jerzego Pichelskiego czy i Iny Benity. „Wisła” nie była nawet obecna w katalogu Biblionetki! Zirytowało mnie to puste miejsce – czym prędzej sprowadziłem nieznaną zupełnie „Wisłę” – powojenne wydanie.

Jednak zanim zagłębiłem się w świat nadwiślańskich wodniaków, przeczytałem dołączony w ramach wstępu „Dziennik Wisły” Jerzego Kornackiego. To zbiór notatek powstających przez rok – od pomysłu na powieść – pod koniec grudnia 1934 roku - aż po realizację. To fascynująca lektura. Boguszewska i Kornacki postulowali, aby literatura odeszła w miarę możliwości od fikcji. Zbierając materiały do książek, nie wahali się rozmawiać z ludźmi, wchodzić do miejsc raczej niedostępnych. Tym razem wzięli na warsztat temat, o którym w gruncie rzeczy nie mieli pojęcia, temat zupełnie pomijany przez ówczesną literaturę. I cóż? Nie tylko szukali informacji w bibliotekach, ale także spotykali się z wodniakami, obserwowali ich pracę, pływali razem z nimi. Research – jakbyśmy dziś powiedzieli – nie był łatwy:

„Obcość życia na Wiśle zupełnie nas przeraża. Nie rozumiemy nic a nic z życia portu, oglądanego dopiero co. A przecież musimy poznać wszystko, musimy wszystko zrozumieć, musimy wszystko napisać… Ale nawet w strachu we dwoje jest radość. Ty i ja, przecież razem jesteśmy”[1].

Na marginesie – w tym dzienniku powieści widać ślady wzajemnego uczucia i przywiązania małżonków-pisarzy. Niektóre sceny są wręcz urzekające, choć namalowane zaledwie kilkoma słowami:

„1 maj 1935 – śnieg, zimno. Rozpoczynasz pisać pierwszy rozdział, przy piecu napalonym, po gorącej wannie, w łóżku, z herbatą, razem z dziwnym majem tego roku. Za oknem biało, kiedy patrzę, czekając na pierwsze obrazy twego rozpoczęcia”[2].

A zatem Kornacki i Boguszewska zbierają materiał („Patrzymy. Jesteśmy tylko oczami. Jesteśmy tylko pijącą pamięcią…”[3]), a potem przekształcają go w powieść środowiskową o życiu wodniaków. Zacząłem lekturę „Wisły” i zdumiałem się. Jakże inny to świat od tego, który wydaje się oswojony (nawet jeśli mówimy o dwudziestoleciu międzywojennym!). jakże niecodzienne (z punktu widzenia tych, którzy przebywali na lądzie) problemy mieli ci ludzie mieszkający na berlinkach, batach, statkach. To zaproszenie do rzeczywistości całkiem egzotycznej. Podgląda się tych bohaterów z fascynacją. Oni żyją na wodzie, żyją z wody, żyją wodą. Oto jeden z wielu fragmentów pokazujących jej znaczenie w życiu postaci:

„Mała wodo, płytka wodo wiślana!... zaschło w gardle i chce się ciebie pić. Chce się tobą opić ciężko, jak dawniej. Chce się poczuć w całych ustach twój mdlący znajomy smak i chodzić potem z tobą ciężko, jak po wódce, jak dawniej, jak dawniej po tratwie z tafla na tafel i z pasa na pas… Chce się tobą upić Aleksy… I chce się w tobie wykąpać, zanurzyć w tobie żar, i potem wyleźć z ciebie, spokojny i pewny jak dawniej… (…) Aleksy Rorat pochyla się u brzegu, spoconą rękę obraca w wodzie płynącej, a potem zwinnie podnosi do ust pełną dłoń. Pije. Znowu pije. Ale wcale nie jest dzisiaj jak dawniej. Nie jest spokojnie”[4].

A przecież oni wszyscy – Apolonia Matyjas, Andrzej, Aleksy i Konstancja Roratowie, chorująca Julcia Siudowska, Emilia Firlus, poczciwy Hajnuś, bufetowa Waleria Jaśtak – pozostają tak ludzcy. Poświęcili życie wodzie, gdy idą – jak to się mówi w tej powieści „na ląda” – nie czują się zbyt pewnie. Mimo wszystko trawią ich całkiem „lądowe” dramaty: bieda, frustracja, pożądanie, miłość bądź brak miłości, alkoholizm, zdrada. Bo choć to powieść środowiskowa, liczą się ludzkie emocje. Autorzy dbali o to, żeby „Wisła” nie stała się nazbyt „wodniacka”, żeby praca bohaterów była tylko tłem. Jak pisze Kornacki w dzienniku:

28 kwiecień – Ciągłe rozmowy, w czasie których wypracowujemy konstrukcję powieści. W rozmowach dzisiejszych zastanawialiśmy się nad trudnościami przenikania treści psychologicznej poprzez opisy świata wodniackiego. Postanawiamy zrezygnować z mnóstwa naszych widzeń wodniackich, bowiem piszemy nie rozprawę naukową i nie podręcznik, lecz powieść. Więc przede wszystkim ludzie żywi w swej ludzkości. Wodniactwa tylko tyle, ile się pomieści”[5].

Opisy życia wodniaków łączą się tu z bogatym rysunkiem psychologicznym postaci, tak jak w scenie z udziałem sfrustrowanej Konstancji Rorat:

„Zaszło już słońce. Razem z dniem i wiatr przycicha gorący i przemienia się na nocny, wygodny chłód. Dzieci w dusznej kajucie zgiełczą z Andrzejem, dziadek przy sterze stoi, Konstancja na schodkach siedzi… jest i tu i tam. Słyszy mężowskie śmiechy nisko pod nogami, patrzy na wielki smutek wieczoru ponad głową. Od tego smutku wcale nie chce się jeść, ani wstać ze schodków, ani niczego mówić…”[6].

A to wszystko w takim pięknym stylu – że przestaje się zwracać uwagę na pewne rozpadanie się fabuły (trudno pogodzić bardzo odległe wątki, wiele spraw wypada sobie dopowiedzieć). Można „Wisłę” czytać dla urody języka, dla piękna pojedynczych ujęć. Zobaczcie, jak wspaniały jest opis rozbudzającej się Apolonii Matyjas:

„Ach, przyłożyć się jeszcze trochę! pospać! pospać! nie musieć jeszcze myśleć!... Ale palce o bolących stawach już odgrzebują wśród wzburzonych, ciepłych od snu poduszek rogową podwójną szpilkę, tę samą od lat, od lat wysuwającą się w nocy z siwego zwiniętego warkocza i od lat odszukiwaną tak co rano. Potem troskliwie macają ścianę przy łóżku. Czy bardzo mokra? Bardzo. Więc, zmartwione, sięgają już po niezliczone spódnice takie i owakie, po kaftaniki, po kaftany, po ciepłe rzeczy różnego przeznaczenia. Ukradkiem, chytrze przeczekując chwilę ciszy i nasłuchiwania za drzwiami, wciągają to wszystko w odwiecznej i niezmiennej kolejności. Aż wreszcie z tych spódnic, szalików, chustek i kabatów powstaje cała Apolonia Matyjas, ogromna i przygarbiona"[7].

A oto wnętrze nawodnego mieszkania rodziny Roratów:

„W największym garnku na kuchni gęsta zupa wzdyma się i przewraca i posyła spod pokrywy pachnący kłąb pary. A w tym mniejszym garnku, do połowy wpuszczonym w fajerkę, woda bulgoce między twardymi kartoflami i także paruje, tylko że swobodnie, szeroko, pełnym tchem. I jest cicho, choć zupa lekko śpiewa pod pokrywą i choć w tanecznych pluskach skaczą kartofle. Czy to nie od tego tak jest cicho, że jeszcze przed chwilą ktoś tu był, a teraz poszedł zgięty w pół przez drzwiczki przy komodzie?... Zaraz się wyprostował po drugiej stronie drzwiczek w ładonce, a po tej stronie zostały tylko białe poduszki na wysokich łóżkach i obrazy nad komodą i gotowanie na kuchni i jasna smuga stojąca nieporuszenie i ukośnie w ciepłym powietrzu domowności. I cisza została nad tym wszystkim..."[8].

Piękna to książka o niezwykłym świecie. Szkoda, że została zapomniana – podobnie jak jej autorzy, niezwykły literacki duet.

[1] Jerzy Kornacki, „Dziennik Wisły”, [w:] Helena Boguszewska, Jerzy Kornacki, „Wisła”, Gebethner i Wolff, 1948, s. 9.
[2] Tamże, s. 23.
[3] Tamże, s. 17.
[4] Helena Boguszewska, Jerzy Kornacki, „Wisła”, wyd. cyt., s. 204-205.
[5] Jerzy Kornacki, dz. cyt., s. 22-23.
[6] Helena Boguszewska, Jerzy Kornacki, dz. cyt., s. 222.
[7] Tamże, s. 39-40.
[8] Tamże, s. 58.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2570
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Anna125 30.01.2019 23:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Choć interesowałem się tw... | misiak297
Ja, jakie piękne cytaty, jaki język, który ujmuje zmysły.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: