„Odkurzając” „przykurzątka”, czyli wątek „
Czytajmy książki mniej popularne i mało oceniane” postanowiłem powiedzieć głośno, że: „NIE tupię na czarne koty”!
Czyli sięgnąć po historię
Tupię na czarne koty (
Wróblewski Zbigniew (Wróblewski Zbigniew Karol)).
Jest to… bynajmniej, nie jedna z „kocich” historii.
To wydana w roku 1975 młodzieżowa powieść detektywistyczno-przygodowa. W której swój niebywaly talent ilustratora objawił Bohdan Butenko.
Książka opisuje z pozoru niby niewinne, a jednak stopniowo coraz bardziej mrożące krew w żyłach i coraz bardziej rozszerzające swój zasięg przygody trójki rodzeństwa - Orcia, Lali i Kika.
Następną osobą spośród bohaterów jest Bolesław Fil - poruszający się na wózku inwalidzkim gdański sprzedawca pamiątek turystycznych.
Kolejnym bohaterem - i tak, znaczącym! - jest niejaki Urwis.
Cóż, dobrze, dam wam znać, że jednak występuje tu kot.
Czarny.
Sztuk: jedna.
Znaczy… jeden.
Czytając książkę możemy przenieść się do Gdańska, a dokładniej m.in. na Orłowską 8.
Właśnie tam dzieje się albo zaczyna cała akcja.
Która potem coraz bardziej złowieszczo rozszerza swe kręgi, sięgając kolejnych miast zachodniego Pomorza, a nawet objawiając ciemne interesy z RFN.
Czytając tę książkę zahacza się o historię Polski, Holocaust, szpiegów… cóż, to i tak za dużo odsłon tajemnic.
Jest to rasowe „przykurzątko”, które mimo bycia tak wiekowym, dopiero teraz doczekało się pierwszej oceny.
W tytule występuje kot, a jakże!, w całej fabule też odgrywa niebywałą rolę, ale wg mnie… zdecydowanie większą i ważniejszą gra tu niejaki Urwis.
Który też mógłby być człowiekiem, ale na jego szczęście jest to psisko!
„Psisko wstało z dywanu. Czarny, mokry nos pojawił się na poduszce. (…)
…poklepał psa po karku pokazując mu na chodniku wrony.
- Urwis!
Czworonóg zrozumiał to w jednej chwili. Niczym puszczony ze smyczy chart na polowaniu rzucił się w chmarę czarnych ptaków, które natychmiast wzleciały z głośnym trzepotem skrzydeł.
(…)
[Bolesław Fil] Krajał właśnie długą bułkę i łagodnie odpychał psią mordę, która pojawiał się to pod jedną, to pod drugą ręką, gdy usłyszał krzyk. Poprzedzany przez psa wybiegł przez taras.
- Złodzieje! Złodzieje! Łapcie złodziei!”*
Ta książka już jakoś na początku przypomniała mi
Dom (
Wyszomirska Hanna).
Może ta czytatka przysłuży się i dzięki niej ktoś z „kotolubów”, „psolubów” albo po prostu „zwierzolubów” trafi na trop tej historii.
* - Zbigniew Wróblewski, „Tupię na czarne koty”, Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, Warszawa 1975, s. 64-66
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.