Dodany: 03.01.2019 21:13|Autor: jolekp

Czytatnik: Z niedźwiedziego toboła

6 osób poleca ten tekst.

Się czytało się w roku 2019 :)


Nowy rok, nowy niedźwiedź, nowe książki, a więc i nowa czytatka, choć bzdurna zupełnie jak ta stara :)

123. Ocalone z Titanica (Alcott Kate)

O tym jak żyć po ocaleniu z największej morskiej katastrofy w dziejach.
Dosyć dobrze przedstawiono sytuację osób, które przeżyły katastrofę - poczucie winy ocalałego, przymus ciągłego powracania do tamtych wydarzeń, albo z powodu konieczności zeznawania przed komisją, albo z własnej potrzeby rozliczenia się ze sobą. Dosyć istotny jest też wątek prasy, najczęściej traktującej katastrofę jako źródło taniej sensacji, z niezwykłą łatwością szafującą ocenami. To zresztą wydaje się być główna myśl zawarta w książce - czy można (i czy w ogóle powinno się) oceniać ludzi, którzy znaleźli się w tak ekstremalnej sytuacji, czy ktokolwiek może być pewny jakby się wówczas zachował. W to wszystko wpleciony jest także wątek ruchu sufrażystek i początków walki o emancypację kobiet - może troszkę na siłę, ale wciąż bardzo ciekawie. Natomiast zupełnie niepotrzebny jest moim zdaniem nadmiernie rozbudowany wątek romantyczny.

122. Prowadź swój pług przez kości umarłych (Tokarczuk Olga)

O tym, że sarna też człowiek.
Miałam bardzo wyrobione zdanie na temat tej książki na długo zanim zaczęłam ją czytać. Co prawda moje obawy się nie sprawdziły - nie było ani tak tendencyjnie, ani tak opresyjnie, ani tak irytująco, jak się spodziewałam, że będzie. Ale z drugiej strony, może to niedobrze, bo książka po mnie jednak bardzo "spłynęła", choć trzeba przyznać, że napisana jest dobrze i bohaterów też ma całkiem ciekawie wykreowanych. Bardzo za to doskwierały mi długie wywody na temat astrologii - w większości przypadków bardzo nużące.

121. Tańczące niedźwiedzie (Szabłowski Witold)

O tym jak uczą się wolności: ludzie z byłych krajów komunistycznych oraz tresowane niedźwiedzie zabrane właścicielom.
Książka bardzo wyraźnie dzieli się na dwie części. Pierwsza pokazuje jak likwidowano w Europie proceder tresowania niedźwiedzi do tańca, jakich podstępów używano, żeby je od właścicieli wykupić i jak potem próbowano przywrócić im choćby namiastkę życia na wolności, często przy tym spotykając się z niezrozumieniem lokalnego społeczeństwa. Zastanawiające (i dla mnie nieco niepokojące) jest przy tym to, że ludzie, którzy bardzo troszczą się o los zwierząt (co samo w sobie jest jak najbardziej chwalebne), nie mają nawet strzępów tego zrozumienia w stosunku do ludzi. Druga część książki skupia się już wyłącznie na ludziach i na tym jak wyglądało życie w krajach komunistycznych (oraz w Grecji) po zmianie ustroju. Pokazana jest tu perspektywa przeciętnych ludzi, którzy często zostali bez środków do życia, perspektyw zawodowych i kwalifikacji, nie umieją odnaleźć się w "wolnym" kraju, muszą się borykać z konfliktami na tle narodowościowym (np. w Estonii czy Kosowie), a nawet tęsknią za czasami komunizmu i wciąż obdarzają ciepłymi uczuciami dyktatorów. Obie części książki są świetne, aczkolwiek korelacja między nimi jest bardzo luźna i, gdyby nie wstęp, byłaby dla mnie całkiem nieczytelna.

120. Ziemia kłamstw (Ragde Anne B.)

O tym jak przeżyć święta, gdy właśnie umarła matka.
To jest ciekawe spojrzenie na więzi rodzinne. Bo bohaterowie, co prawda są rodziną, ale w gruncie rzeczy są dla siebie obcy - nie widują się od lat, nie rozumieją i nie akceptują sposobu życia innych, niektórzy nawet nie wiedzieli wcześniej o swoim istnieniu. Ale w obliczu trudnej sytuacji potrafią wyciągnąć rękę i pomóc (choć w głębi duszy woleliby mieć wszystko w nosie), przełknąć swoją dumę i zapomnieć o nieporozumieniach. To taka bardzo pocieszająca wizja (choć może nieco odrealniona), że kiedy się wszystko zawali, człowiek nie będzie pozostawiony sam sobie. Nie mam tylko pełnego przekonania do zakończenia - wydaje mi się, że tego typu zwrot akcji był tam nie do końca potrzebny, że opowieść równie dobrze broniłaby się bez takich chwytów.

119. Posiadacz (Galsworthy John)

O tym, że jeśli przed ślubem się nie układało, to nie warto liczyć na to, że po ślubie to się zmieni.
Mam tej książce do zarzucenia parę rzeczy. Przede wszystkim, bardzo mi doskwierało zbyt duże nagromadzenie dygresji kompletnie bez znaczenia, które bardzo rozpraszają uwagę. Poza autor umieścił w centrum wydarzeń bohaterkę w gruncie rzeczy straszliwie nijaką, której najbardziej definiującą cechą jest bycie ładną, a która przez całą książkę głównie snuje się po domu, stroi niezadowolone miny i nie wiem czy wypowiedziała bodaj dziesięć pełnych zdań. Ostatnie pięćdziesiąt stron uważam za zdecydowanie najlepsze w całej książce i to głównie one wpłynęły na moją końcową ocenę.

118. Czarna (Kuczok Wojciech)

O zgubnych skutkach małżeńskiej niewierności.
Jest to fabularyzowane przedstawienie prawdziwych wydarzeń, które miały miejsce w Polsce już prawie 20 lat temu. Bardzo podobało mi się to, że autorowi udało się zachować obiektywizm - przedstawił sprawę z wielu punktów widzenia, nie stając po żadnej ze stron, nikogo nie oceniając ani nie usprawiedliwiając, a przy tym w żadnym momencie nie gra na emocjach, co w przypadku tej sprawy byłoby bardzo łatwe. Poza tym jest to też świetna książka pod kątem czysto literackim - Kuczok potrafi naprawdę po mistrzowsku bawić się słowem.

117. Sprawa niecierpliwych spadkobierców (Gardner Erle Stanley)

O tym, że fałszowanie testamentu kosztuje sporo zachodu.
Największym plusem tej książki jest to, że są w niej aż dwie rozprawy sądowe, zamiast standardowej jednej. Niemniej mam wrażenie, że Perry Mason w ogóle nie zdążył w nich pokazać swojego blasku, nikogo nie wziął w krzyżowy ogień pytań i tak naprawdę najistotniejsze ustalenia dokonały się poza salą sądową, a sama sprawa też jest strasznie zawiła. Nie jest to książka nieudana, ale raczej nie trafi do grona moich ulubieńców.

116. Mary Wakefield (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise))

O tym, ile zamętu może wprowadzić w uporządkowane życie rodzinne jedna niepozorna guwernantka.
Stosując się do dobrej rady ominęłam tom drugi i przeszłam od razu do trzeciego - i jak się tak zastanowię to wydaje mi się, że tom pierwszy też można odpuścić bez dużej szkody, bo jest miałki i nie dzieje się w nim nic aż tak przełomowego, żeby się potem nie połapać, co się dzieje. Ta część też nie jest idealna, ale nie da się ukryć, że zdecydowanie lepsza od poprzedniej. Ma już jakiś swój przewodni wątek (tutaj akurat romansowy, ale dobry romans nie jest zły, a ten wypadł całkiem przyzwoicie). Najlepiej jednak wypadają postaci - Whiteoakowie są cudowną rodziną, nawet wtedy gdy się awanturują i spiskują przeciw sobie.

115. Morderstwo w Boże Narodzenie (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O tym jak miło spędzić święta w przyjaznym gronie rodzinnym.
Dużym plusem są tutaj postacie - zwłaszcza to, że udało się uniknąć uczynienia z ojca płaskiego czarnego charakteru (w przeciwieństwie do analogicznej postaci z np. "Renzdez vous ze śmiercią"). Simeon Lee, choć nie jest z pewnością ideałem męża, ojca i obywatela, to jest bardzo pełnokrwistym (hehe) bohaterem, obdarzonym dużą charyzmą. Natomiast do fabuły miałam już trochę zastrzeżeń. Chyba pierwszy raz u Christie miałam poczucie, że pewne elementy historii są naciągane, że za dużo jest zbiegów okoliczności. Niemniej rozwiązanie zagadki w dużej mierze wynagrodziło mi te mankamenty - to chyba jedna z lepszych intryg w dorobku Agathy Christie.

114. Tatarak (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter)) ze zbioru Opowiadania wybrane [Czytelnik, 1964] (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter))


113. Cięcie: Opowieść o chirurgii (Weston Gabriel)

O tym jak wygląda codzienna praca chirurga.
Książka zbudowana jest ze zbioru różnych anegdot z życia szpitala, przy czym nie skupia się szczególnie na sprawach czysto technicznych (choć te w pewnym stopniu też są tu obecne), lecz bardziej na kwestiach, nazwijmy to, psychologicznych. Możemy tu przeczytać o problemach z komunikacją, o tym jak nadmierne ambicje wpływają na podejmowanie decyzji, jak wygląda szpitalna rywalizacja czy jak zmęczenie wpływa na podejście do pacjenta. Sporo miejsca poświęcone jest też na kwestie feministyczne wiążące się z tą pracą (autorka zwraca uwagę np. na to, jakiego języka używali wobec niej niektórzy starsi lekarze). Niektóre opisy są trochę zbyt drastyczne dla człowieka z plastyczną wyobraźnią (od niektórych bolały mnie nawet te części ciała, których nie mam). Mam też trochę wątpliwości jak w ogóle do tej książki podchodzić - bo w widoczny sposób pisana jest jako autobiografia, a jednocześnie autorka we wstępie zaznacza, że wszystkie opisane przypadki są fikcyjne.

112. Przyjdź i mnie zabij (Higgins Clark Mary)

O kobiecie skazanej za zabójstwo męża, która po wyjściu na wolność próbuje dociec, kto naprawdę jest za to odpowiedzialny.
Trochę kryminał, trochę thriller medyczny, literacko niewybitny, ale trzymający w napięciu i w dużej mierze zaskakujący, a bohaterka uwikłana w spisek, otoczona przez całą galerię fałszywych postaci, może budzić sporo współczucia.

111. Pejzaż w kolorze sepii (Ishiguro Kazuo)

O kobiecie, która wspomina swoją młodość spędzoną w Nagasaki wkrótce po II wojnie światowej.
Mój największy problem z tą książką polega na tym, że nie bardzo wiem, co autor miał na myśli i po co w ogóle to wszystko opowiada. Dzieje się bardzo niewiele i w większości są to jakieś błahe, codzienne wydarzenia, wszystkiemu towarzyszy jakaś taka senna atmosfera (przez sporą część książki pada deszcz), wątki nie mają ani początku ani końca, dialogi w dużej mierze wyglądają tak, jakby dwie osoby mówiły do siebie w ogóle nie słuchając rozmówcy (często te same zdania powtarzają się wielokrotnie), a wszystko zwieńczone jest niesamowitym zwrotem akcji, który mnie w ogóle nie obszedł, bo książka jako całość robi bardzo nijakie wrażenie.

110. Pax (Pennypacker Sara (właśc. Young Sarah))

O chłopcu i jego oswojonym lisku, których rozdzieliła wojenna zawierucha.
To jest książka dla młodego czytelnika (choć raczej nie najmłodszego), ale nie jest przy tym ani infantylna, ani szczególnie cukierkowa. W największej mierze ma wymowę antywojenną. Akcja toczy się niemalże w chwili wybuchu nowej wojny (w bliżej nieokreślonym miejscu i czasie), pokazując jej destrukcyjny wpływ na dzieci, dorosłych, żołnierzy, zwierzęta dzikie i udomowione, a także na szeroko rozumiane środowisko naturalne. Oprócz tego podejmowany jest też temat trudnych relacji z rodzicami, poszukiwania własnego "ja" i kształtowania charakteru, a ponadto pięknie i wzruszająco ukazana jest więź dziecka ze zwierzęciem.

109. Dziecko Rosemary (Levin Ira)

O tym, że spoufalanie z sąsiadami bywa niebezpieczne.
Książka w bardzo udany sposób buduje napięcie. Niemniej nie jest to taka typowo horrorowa groza - a wynika raczej z tego, że czytelnik dużo szybciej niż bohaterka orientuje się, że coś jest nie tak i może tylko bezradnie patrzeć na to jak daje ona sobą manipulować. Z drugiej strony nie brak tu mankamentów - do zakończenia wkradło się trochę tandety, choć ono samo dość mi się podobało jako całkiem zgrabna metafora macierzyństwa. Za to mąż głównej bohaterki trafia na szczyt mojej prywatnej listy literackich durnych mężów.

108. Mężczyźni z różowym trójkątem: Świadectwo homoseksualnego więźnia obozu koncentracyjnego z lat 1939–1945 (Heger Heinz (właśc. Kohout Josef))

O więźniach obozów koncentracyjnych skazanych z paragrafu 175.
Książka bazuje na osobistych wspomnieniach autora, który opisuje jak wyglądało jego życie w obozach koncentracyjnych (najpierw Sachsenhausen, potem Flossenburg) i traktowanie więźniów, a także przestawia swoje sposoby na przetrwanie czy polepszenie warunków bytowania. Jest to świadectwo o tyle ciekawe i ważne, że pokazuje tę stronę życia obozowego (w tym np. traktowanie własnego ciała jako waluty pozwalającej zdobywać przywileje), o której zazwyczaj się milczy i przedstawia sytuację tych ludzi, którzy nie należą do "dobrego towarzystwa ofiar" reżimu hitlerowskiego. W przypadku takich książek styl jest rzeczą raczej drugorzędną, ale jednak trochę przeszkadzało mi okazjonalne wpadanie w patos i moralizatorskie tony.

107. Najlepiej dla wszystkich (Soukupová Petra)

O chłopcu, który musiał zamieszkać z babcią, żeby jego mama mogła spokojnie realizować się w zawodzie aktorki.
Książka pokazuje relacje w rodzinie, która nie jest wzorem ciepła domowego ogniska, ale nie jest też dysfunkcyjna czy patologiczna. Każdy chciałby dla każdego jak najlepiej, ale te wszystkie najlepsze rzeczy są dla każdego czymś innym i nieraz są ze sobą zupełnie sprzeczne, a to rodzi konflikty i frustracje. Jest to wizja bardzo bliska prawdy, ale trzeba przyznać, że bywa też niebywale irytująca - tak jak irytująca jest bliska osoba upierająca się przy czymś, co uważamy za niesłuszne. Zgrzyta mi tylko pospieszne zamykanie wątków w ostatnich akapitach książki, wolałabym nieco bardziej otwarte zakończenie.

106. Dziwne losy Jane Eyre (Brontë Charlotte (Brontë Karolina; pseud. Bell Currer))

Brzydka ona, brzydki on, a taka ładna miłość.
To podsumowanie może się wydawać nieco krzywdzące, bo to coś więcej niż takie zwykłe romansidło, ale z drugiej strony nie da się ukryć, że wątek miłosny jest jednym z najistotniejszych, a przy tym jest to też wątek naprawdę udany i angażujący. Jane z Rochesterem to moja nowa ulubiona literacka para, jest między nimi genialna chemia, uwielbiam wszystkie ich dialogi. Sama Jane też jest świetną postacią - z jednej strony wrażliwą i delikatną, a z drugiej bardzo stanowczą i wierną swoim przekonaniom. Sporo uroku dodaje też gotycki klimat tajemniczych zamczysk i zamglonych wrzosowisk. Cudna książka, pomimo że miejscami może się wydawać nieco naciągana.

105. Budowa Jalny (Roche Mazo de la (właśc. Roche Marie Sophie lub Roche Mazo Louise))

O tym jak Adelina i Filip Whiteoakowie budowali swój dom i płodzili liczne dzieci na kanadyjskiej prowincji.
Cóż, nie jest to może szczególnie zachęcający początek cyklu, ale liczę na to, że się z czasem rozkręci. Akcja bardzo pędzi, trudno wyodrębnić jakiś główny wątek, a przy tym jest długimi momentami zwyczajnie nieciekawa i często dodatkowo spowalniana licznymi opisami przyrody - nie ma tu zbyt wielu interesujących wydarzeń, a bohaterowie (poza może Adeliną - postacią o zaskakująco silnym, buntowniczym charakterze, wyprzedzającą w jakiejś mierze swoje czasy) wypadają dosyć blado.

104. Rosemary znaczy pamięć (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O dwóch samobójstwach, które okazały się morderstwami.
Książka bardziej koncentruje się na psychologii postaci niż na samym detektywistycznym śledztwie, a mimo to wciąż pozostaje świetnym kryminałem. Nie ma tutaj przytłaczającego natłoku postaci, właściwie każda z nich miała wiarygodny motyw, a jednocześnie żadna nie wydaje się do końca prawdopodobna. I to też kolejna dosyć smutna historia w dorobku Agathy Christie - bardzo młoda osoba zdołała sobie narobić w ciągu życia tylu wrogów, że nie tylko niemal nikt po jej śmierci szczerze nie boleje, ale większość odczuwa z tego powodu ulgę i satysfakcję.

103. A jeśli to my (Silvera Adam, Albertalli Becky)

O tym jak Miłość Od Pierwszego Wejrzenia spotkała na poczcie Przeznaczenie, a potem co i rusz potykała się o wystającą Rzeczywistość.
To jest bardzo nastoletnia (pełno tu odniesień do popkultury i aktualnych młodzieżowych trendów) i podczas czytania cały czas miałam wrażenie, że też bardzo hollywoodzka historia - totalnie widzę to jako film. Jest to raczej standardowa komedia romantyczna, choć trzeba docenić, że przed bohaterami postawiono całkiem realistyczne przeszkody do pokonania. Przyjemne (choć zakończenie jest niezbyt satysfakcjonującym staniem w rozkroku i pozostawia trochę niedosytu), ale raczej do szybkiego zapomnienia.

102. Pod nieobecność mężczyzn (Besson Philippe)

O młodzieńcu, który działał na dwa fronty, ale żaden z nich nie był frontem trwającej właśnie I Wojny Światowej.
Jak to zwykle u Bessona - mało tu wydarzeń, za to dużo refleksji, życia wewnętrznego, filozofowania itp. Chyba nie miałam na to nastroju. Albo inaczej - wydaje mi się, że bardziej by to do mnie przemawiało, gdybym w jakikolwiek sposób poznała te postaci zanim spadła na nie miłość po grób jedyna taka w dziejach wszechświata i okolic, albo gdybym rozumiała dlaczego łączy je aż taka fascynacja.

101. Czarne okna (Kowalewski Stanisław)

O tym, że czasem trzeba przeciwstawić się wszystkim i o tym, jaka jest tego cena.
Jest to niezbyt wesoła i bardzo krótka (może zbyt krótka - niektóre wątki prosiłyby się o większe rozbudowanie) opowieść o nastoletnim chłopcu i jego rozmaitych problemach - w szkole oraz w kręgu rodzinnym, które prowadzą go do rozważań na temat własnej natury, każą zdefiniować swoje poglądy na różne tematy oraz zdecydować, po której stronie konfliktu się opowiedzieć. Lubię książki młodzieżowe z okresu PRLu - mimo pewnej archaiczności w realiach (np. tutaj, zwłaszcza w początkowym stadium książki, miałam wrażenie, że bohater powinien być tak ze 2-3 lata młodszy) mają w sobie mnóstwo uroku i mądrości.

100. Australczyk (Orzeszkowa Eliza)

O istotnej roli pasztetu w życiu człowieka, a przy okazji także o trudnych wyborach pomiędzy tym, co słuszne a tym, co wygodne.
To chyba jedna z bardziej zapomnianych powieści Orzeszkowej i moim zdaniem poniekąd słusznie, gdyż nie jest to niestety jej najbardziej udane dzieło. Mamy tu bohatera, który wychowywał się na wsi, a potem wyjechał na studia i przemienił się w zblazowanego dandysa, po czym postanowił odwiedzić rodzinne strony przed planowaną daleką podróżą i dowiedział się, że zbłądził, tym samym prawie przegrywając życie. Tak że jest to dosyć typowa dydaktyczna powiastka pozytywistyczna z typowymi pozytywistycznymi postaciami, które czczą Matkę Ziemię, są porządni z kościami i zawsze mają na uwadze większe dobro społeczne. Orzeszkową zdecydowanie stać na więcej - i nawet w tej książce są tego przebłyski. Zdecydowanie najlepszy jest początkowy segment dziejący się w mieście, który dobrze (i jeszcze całkiem subtelnie) pokazuje życie osób z wyższych sfer, ich puste rozrywki i powierzchowne relacje - jest tam nawet, wciąż bardzo aktualny, epizodyczny wątek człowieka, który pracuje za granicą, żeby osiągnąć jakiś tam ustalony przez siebie poziom, ale praktycznie nie widuje żony i dziecka. A potem główny bohater wyjeżdża na wieś i zostaje mu już tylko praca u podstaw tudzież zachwyt pięknem natury.

99. Siedem śmierci Evelyn Hardcastle (Turton Stuart)

O człowieku, który przeżyje osiem razy ten sam dzień w ośmiu różnych wcieleniach, aby wyjaśnić zagadkę morderstwa.
Jest to przedziwny mariaż retro kryminału, utrzymanego w nieco gotyckich klimatach, z motywem pętli czasu i zamiany ciał, do tego napisany w taki sposób, że budzi to skojarzenia z grą komputerową. Strasznie to wszystko zawikłane (nad podróżami w czasie lepiej się głębiej nie zastanawiać), również dlatego że bohater wielu istotnych ustaleń dokonuje poza kadrem i w stosownej chwili je nagle wyciąga. Przy końcu cała historia wykonuje zgrabną woltę, która całkowicie zmienia sens wszystkiego - szczerze mówiąc nie spodziewałam się czegoś takiego po literaturze tego typu.

98. Panie z Cranford (Gaskell Elizabeth (Gaskell E. C., Gaskell Elizabeth Cleghorn))

O paniach, które zawsze wiedzą co i komu wypada.
Książkę tę polecano mi jako rzecz wyjątkowo zabawną. Moim zdaniem to nie do końca tak jest. Owszem, jest ona napisana z dużą dawką humoru, prześmieszne bywają poszczególne sceny czy sformułowania, a jednak bohaterki najczęściej muszą się mierzyć z rzeczami zdecydowanie niewesołymi - śmiercią najbliższych, utraconą miłością, bankructwem, samotnością itd. Niemniej książka w swoim przekazie jest szalenie pozytywna i pokazuje jak dużą wartość w życiu mają relacje międzyludzkie.

97. Nagrody (Segal Erich)

O ciężkim życiu geniusza.
Książka przedstawia, bardzo lekko się ze sobą zazębiające, historie trojga naukowców - genetyka, lekarza i fizyczki, i ich drogi do zdobycia upragnionej Nagrody Nobla. Po drodze oczywiście muszą przejść przez wiele przeciwności i w większości są to problemy natury osobistej takie jak miłości i rozwody, wredne byłe żony, zaborczy ojcowie z przerostem ambicji, nieuczciwi współpracownicy, interesowni pseudoprzyjaciele czy śmiertelne choroby. Mam z tą książką kilka problemów. Po pierwsze - jest nierówna, nie wszystkie wątki są jednakowo dobre, a jeden wręcz tak odstaje jakościowo, że związane z nim rozdziały miałam ochotę pomijać. Po drugie - akcja książki kończy się w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych (i wtedy też była pisana), a opisywane w niej osiągnięcia naukowe (zwłaszcza te na polu medycyny) nie są rzeczywistością nawet dziś - zdecydowanie lepszym posunięciem byłoby przeniesienie akcji bardziej w przyszłość. Po trzecie - nie podobał mi się sposób w jaki książka podeszła do postaci negatywnych (a jest ich w książce kilka), np. nie wszystkie dostają przekonujące motywacje. Natomiast, co mnie najbardziej zirytowało, najbardziej paskudna z paskudnych postaci, tak obmierzła, że chciałoby się ją zatłuc plackiem ziemniaczanym w imię dziejowej sprawiedliwości, nie dość że do samego końca książki nawet na pół sekundy nie orientuje się w tym jaką była odstręczającą mendą, to jeszcze wszyscy bardzo dbają o jej dobre samopoczucie i na wszelki wypadek niczego jej nie wytykają. I po czwarte - taka mała pierdoła, ale wkurzająca na dłuższą metę - jedna z bohaterek jest Rosjanką i ma na imię Ania (nie Anna, a właśnie Ania, zdrabniane do Annuszki).

96. Hryciowie (Gutowska-Adamczyk Małgorzata)

Ostatnia część rodzinnych historii Z Gutowa, tym razem obejmująca czasy od wybuchu II wojny światowej po współczesność.
No i jednak do samego końca pozostałam całkowicie odporna na rzekome uroki tego cyklu. Ta książka przede wszystkim ma straszliwe problemy z tempem. Miejscami wlecze się niemiłosiernie, niektóre fragmenty bardziej przypominają kalendarium przepisane z wikipedii niż powieść (zwłaszcza opis dotyczący powstania warszawskiego robi takie wrażenie), postaci są tak charakterystyczne, że nie dawałam rady nawet zapamiętać kim są i ogólnie nic się nie dzieje, a z kolei im bliżej końca tym bardziej akcja pędzi na łeb na szyję, by na koniec się spektakularnie wywalić na twarz. Najbardziej rozczarowało mnie właśnie to absolutnie beznadziejne zakończenie, które nie zamyka żadnego z głównych wątków - ani nie rozwiązuje tajemnicy pierścienia, ani nie rozstrzyga kwestii przyszłości cukierni. Mam poczucie okropnie zmarnowanego czasu, zdecydowanie nie było warto.

95. Moje drzewko pomarańczowe (Vasconcelos José Mauro de) - powtórka

O małym chłopcu i jego smutnym dzieciństwie.
To w największym stopniu opowieść o biedzie i jej destrukcyjnym wpływie na rodzinę - brakuje tu bliskości i wsparcia, a narastającą frustrację najłatwiej wyładowywać na dziecku, które jak każde dziecko ma głupie pomysły. Książka pokazuje również siłę dziecięcej wyobraźni - główny bohater jest obdarzony wyjątkową wrażliwością, która bardzo pomaga mu mierzyć się z beznadziejną rzeczywistością, oraz to, że dziecko do szczęścia potrzebuje głównie miłości.
Treściowo książka jest dość dobra, ale trochę mnie zawiódł sposób opowiadania, jak na mój gust nieco zbyt chaotyczny.

94. Śmierć na Nilu (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O tym, że nawet najlepsza przyjaciółka może ci wbić sztylet w plecy.
Zgodnie z zasadą, że w kryminale powinno się zwracać uwagę na każdy szczegół, zwróciłam uwagę i kompletnie zafiksowałam się na szczególe, który okazał się zupełnie nie mieć znaczenia w sprawie morderstwa. Ale to nic - przynajmniej zakończenie mnie bardzo zaskoczyło. To jedno z tych zakończeń, które kompletnie zmieniają sens i wydźwięk całej fabuły, charaktery i relacje między postaciami (ogółem postaci w tej książce to majstersztyk). To bardzo mocna i bardzo smutna historia, równoważona trochę przez nieco lżejsze wątki - w tym dwa, całkiem udane i przyjemne, romantyczne (lubię jak Poirot bawi się w swatkę i pokazuje swoją bardziej emocjonalną, ludzką stronę) oraz dosyć humorystyczną postać młodego komunisty.

93. Stara cegielnia (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter)) ze zbioru Opowiadania wybrane [Czytelnik, 1964] (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter))


92. Sprawa uciekających zwłok (Gardner Erle Stanley)

Zabili go i uciekł.
Tym razem Perry Mason broni klientki, którą los pokarał pazernym mężem alkoholikiem uzależnionym od wiśni w czekoladzie, oskarżonej o wiele otruć i trochę wyłudzonych spadków. Przy okazji sam wpada w kłopoty, przesłuchuje przesłuchującego go prokuratora (absolutnie cudowna scena, płakałam ze śmiechu), a potem z pomocą innego, wyjątkowo mało zacietrzewionego (jak na standardy tego cyklu) stróża prawa, doprowadza do triumfu sprawiedliwości we właściwym sobie mistrzowskim stylu. Niniejszym stwierdzam również, że książki o Perrym Masonie są niekwestionowanymi zwycięzcami w kategorii "najlepszy wątek romantyczny, którego w sumie nie ma":).

91. Pypcie na języku (Rusinek Michał (ur. 1972))

O tym, że język może przynieść dużo radości.
Jest to zbiór felietonów, w których autor przytacza wiele anegdotek, w których główną rolę pełnią ciekawe zjawiska i zagwozdki językowe. Niekoniecznie wynikają one z niewiedzy czy błędów, ale np. z niefortunnego doboru słów, które razem tworzą niezamierzenie komiczny efekt, czy z ich wieloznaczności. Autor zgromadził przykłady z codziennego życia, reklam, szyldów, komentarzy sportowych itp. Przy okazji dowiedziałam się też, że bliskie memu sercu słowo "niedźwiedź" było kiedyś odpowiednikiem ze świata zwierząt tego, czym było określenie "sam-wiesz-kto" w serii książek o Harrym Potterze.

90. Ostrzegam czytelnika (Carr John Dickson (pseud. Carter Dickson))

O jasnowidzu, który twierdzi, że potrafi zabijać myślą.
Sam pomysł na intrygę kryminalną, mordercę i sposób jego działania był bardzo dobry. Niemniej zupełnie nie podoba mi się to, jak ta książka została napisana i w ogóle nie byłam w stanie czerpać z niej przyjemności. Postaci są bardzo nijakie, a całość jest mocno przegadana i dosyć chaotyczna, autor skacze od sceny do sceny i często nie wiadomo nawet ile czasu pomiędzy nimi mija (najbardziej w całej książce zaszokowało mnie to, że cała akcja obejmuje zaledwie tydzień). Zdarzają się też różnego rodzaju "dziury" fabularne - np. w jednej ze scen pojawia się znienacka jedna z postaci, której obecność nie była wcześniej w żaden sposób zasygnalizowana, tylko po to, żeby zapalić latarkę i nigdy później nie jest już wspominana. Bardzo żałowałam, że tej książki nie napisała Agatha Christie.

89. Notatki samobójcy (Ford Michael Thomas)

Jeff po nieudanej próbie samobójczej trafia na oddział psychiatryczny, gdzie przez większość czasu robi wszystko, aby nie pozwolić sobie pomóc.
Tu mam trochę twardy orzech do zgryzienia, bo było w tej książce parę rzeczy, które mi przeszkadzały, a jednocześnie większość z nich trudno uznać za obiektywne wady, bo wynikają w dużej mierze z przyjętej koncepcji. Po pierwsze, autor bardzo długo utrzymuje w tajemnicy przyczynę próby samobójczej Jeffa, a przynajmniej chciał, żeby tak było, ale mu nie całkiem wyszło - i nie mogę tu za bardzo go winić, bo nie mógł przewidzieć, że biblionetkowe tagi spalą mu cały suspens do gołej ziemi. Po drugie, główny bohater jest bardzo "nastoletni" - jest skupiony głównie na sobie, uważa się wyjątkowy płatek śniegu, lepszy od innych, bagatelizuje lub wręcz wprost wyśmiewa cudze problemy, bo prawdziwe problemy to ma przecież tylko on. Jest to dosyć realistyczna kreacja, co nie oznacza, że nie może być momentami irytująca. I w końcu po trzecie, które jest konsekwencją dwóch poprzednich punktów, w związku z tym, że większość książki zostaje poświęcona na słowne przepychanki pomiędzy Jeffem a lekarzem, temat, który jest głównym problemem zostaje ściśnięty na ostatnich stronach i potraktowany bardzo powierzchownie, bo zwyczajnie nie ma już miejsca, żeby go satysfakcjonująco pogłębić.

88. Hrabia Monte Christo (Dumas Aleksander (ojciec; Dumas Alexandre)) - powtórka

O tym, że nie zdradza się przyjaciół i nie odbija im żon.
Ta powtórka zajęła mi dramatycznie dużo czasu, jest tu trochę dłużyzn, bardziej dotkliwych niż przy pierwszym czytaniu, tytułowy hrabia jest niemalże Bogiem wszechrzeczy i potrafi przewidzieć wszystko w szczegółach na dziesięć lat do przodu, a Dumas potrafi nieraz przywalić takim patosem, że nie ma co zbierać. A jednak nawet biorąc pod uwagę te wszystkie mankamenty, nic nie mogę poradzić na to, że ta historia mnie nadal porusza i nie jestem w stanie jej nie lubić. To opowieść o podnoszeniu się z upadku, godzeniu się z przeszłością i budowaniu życia od nowa, o sile jaką daje przebaczenie. No i jest jeszcze ta misternie rzeźbiona intryga, która choć wydaje się niemożliwa do przeprowadzenia w rzeczywistości, potrafi solidnie wciągnąć.

87. Między nami niebotyczne góry... (Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))

O ludziach, którzy mówiąc "podaj mi sól", mają na myśli "zmarnowałem z tobą całe życie".
Książka to zapis jednego wieczoru i jednej kłótni. A właściwie kilku mniejszych, łączących się w jeden wielki ciąg pretensji i wzajemnych żalów, licytowania się kto ma gorzej, kto bardziej się poświęca, kto się bardziej stara, kto jest bardziej niedoceniony. Bohaterowie są strasznie zawzięci, małostkowi, nie potrafią sobie niczego odpuścić, nie pozwalają emocjom opaść, bo natychmiast rozjątrzają konflikt na nowo. Bardzo ciężko się to czyta, nie dlatego że to zła książka, ale z powodu ogromu negatywnych emocji, które się w niej kłębią i bardzo przytłaczają.

86. Dziewczyna z konbini (Murata Sayaka)

O tym dlaczego nie można utknąć w dorywczej pracy na zbyt długo.
Tomasz Michniewicz w "Chrobocie" opisywał m.in. japońskie społeczeństwo i jego ogromne przywiązanie do spełniania norm i oczekiwań społecznych, przytaczając przy tym przysłowie: "Każdy wystający paznokieć należy obciąć". Keiko, główna bohaterka tej książki, jest właśnie takim wystającym paznokciem, który nie dość, że nie daje się wyrównać, to jeszcze nie rozumie tego, że wystaje ani dlaczego to jej wystawanie komukolwiek przeszkadza. Książka pokazuje jak bardzo takie próby przystosowywania się do uniwersalnego przepisu na szczęście (musisz mieć pracę na etat, męża/żonę i dzieci - a jeśli nie masz, to musisz mieć na to dobry powód, najlepiej niezależny od twojej woli) ludzi frustruje i unieszczęśliwia - i to nie tylko tych "odstających", ale też ich najbliższe otoczenie.

85. Chrobot: Życie najzwyklejszych ludzi świata (Michniewicz Tomasz (Michniewicz Tomek))

O tym jak wygląda życie przeciętnego człowieka w siedmiu różnych krajach świata.
Książka pokazuje różnice kulturowe, obala wiele mitów, przedstawia z jakimi problemami borykają się mieszkańcy różnych rejonów świata, udowadniając, że właściwie nie ma takiego miejsca na ziemi, które nie miałoby swoich złych stron. Na dobrych stronach się szczególnie nie skupia. Trzeba przyznać, że ta książka jest strasznie ponura. Albo żyjesz w nędzy, albo umierasz z przepracowania. Albo rodzice wydają cię za mąż w wieku 12 lat, albo żyjesz samotnie, bo nie masz kiedy kogokolwiek poznać. Ewentualnie wchodzisz w dorosłe życie z kredytem za szkołę na kilkaset tysięcy, ale udajesz przed wszystkimi, że jesteś najszczęśliwszy na świecie, ciągle goniąc nie wiadomo za czym i właściwie nie wiadomo też po co. I generalnie wszędzie jest ciężko i źle, choć żyć jakoś trzeba, ludzkość jest uniwersalnie do bani, a świat nie nadaje się nawet do zaorania i nie bardzo można cokolwiek w tej kwestii zmienić. Nie ma dobrych uczynków i działalności charytatywnej, bo to w rzeczywistości tylko pretekst, żeby bogaci mogli być jeszcze bogatsi, a wolontariusze przynoszą więcej szkody niż pożytku. Nie ma przyzwoitych ludzi, bo jeśli kupujesz ubrania w sieciówkach, pijesz kawę, albo choćby masz konto oszczędnościowe, to przyczyniasz się do ogólnoświatowego wyzysku. Nawet segregując śmieci nie robisz nic szczególnie dobrego, bo te śmieci później i tak zostaną spalone albo przewiezione na wysypisko gdzieś w Afryce czy Azji. A jeśli protestujesz przeciwko organizowaniu safari, to tak naprawdę chcesz doprowadzić do upadku afrykańskie rezerwaty, pozbawić pracy tysiące ludzi, a zwierzęta i tak finalnie skazać na zagładę. Miej sumienie, żryj kamienie.

84. Cieślakowie (Gutowska-Adamczyk Małgorzata)

Dalsze dzieje rodu Zajezierskich.
Nadal nie do końca rozumiem fenomen tego cyklu. Co prawda ta część podobała mi się nieco bardziej od poprzedniej i lepiej mi się czytało, kiedy bohaterowie zdążyli już spłodzić wszystkie pozamałżeńskie dzieci, które mieli do spłodzenia i zajęli się czymś ciekawszym, aczkolwiek daleko mi do jakichkolwiek zachwytów. Szkoda też, że ten wątek współczesny jest traktowany tak strasznie po macoszemu (bo przecież mógłby być równie ważny jak ten dotyczący przeszłości) i składa się głównie z jakichś ogryzków opowiadających o córce zazdrosnej o nową miłość ojca. Zupełnie jakby autorka w ogóle nie była tymi współczesnymi bohaterami zainteresowana i ciągnęła ich wątki tylko z konieczności. No i sam tytuł też jest mocno zagadkowy - bo cukierni to tu praktycznie nie ma, a i Cieślakowie są raczej postaciami z dalszego planu.

83. Karaibska tajemnica (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O tym, że czasem opłaca się słuchać czyjegoś przynudzania.
To jest oficjalnie pierwszy* kryminał Agathy Christie, w którym rozgryzłam całą zagadkę - kto, jak i dlaczego, i nie dałam się zmylić fałszywymi tropami. Ale o dziwo, to nawet nie bardzo przeszkadza. Christie jakoś zawsze umie tak zrobić, że zakończenie mimo wszystko jest satysfakcjonujące, a panna Marple i jej metody śledcze są nieustająco pocieszne. Całkiem udany był również dobór bohaterów - tu szczególnie wybija się pewien przykuty do wózka inwalidzkiego, z pozoru bardzo zgorzkniały i odstręczający milioner.
Ale ktoś, kto w Wydawnictwie Dolnośląskim odpowiada za dobór cytatów na tył książki ma ewidentnie jakiś problem albo jest po prostu złośliwy - żeby na okładce zdradzić, kto zginie na 202 stronie (z 218!), to trzeba naprawdę nie mieć za grosz rozumu i godności człowieka.
*Po czasie mi się przypomniało, że jednak drugi, pierwszy był "Dom zbrodni".

82. Behawiorysta (Mróz Remigiusz (pseud. Løgmansbø Ove))

Bardzo zły człowiek porywa ludzi i każe internautom głosować na to, kogo powinien zabić, a tropi go behawiorysta, który ze sposobu zaplatania dłoni i używanych regionalizmów wyczyta wszystko, łącznie ze statusem społecznym, poziomem wykształcenia, a jak się mocno skupi to pewnie także panieńskim nazwiskiem matki.
Początkowy pomysł, który opiera się na tym, by pozostawić ludziom wybór, kto bardziej zasługuje na życie z pewnością dałoby się pociągnąć w interesujący sposób. Ale tutaj to jakoś kompletnie nie wyszło - gdzieś tak w połowie książki peron kompletnie odjechał. Kolejne szokujące zwroty akcji wyskakują jak króliki z kapelusza, nic się za bardzo kupy nie trzyma, bohaterowie są strasznie nijacy, morderca ma doktorat z obsługi szklanej kuli, a do tego wszystkie harcerskie sprawności i jeszcze parę supermocy do kompletu, a prokuratorskie śledztwo polega na wróżeniu z fusów, ślepych strzałach i badaniu kompletnie losowych wątków, które oczywiście w odpowiednim momencie okażą się kluczowe. A co najgorsze - cała ta książka jest jakoś tak strasznie pozbawiona emocji, że opisy torturowania dzieci mogłam czytać przy śniadaniu i nawet mi wąs nie drgnął. Bardzo marna książka.

81. Arystokratka i fala przestępstw na zamku Kostka (Boček Evžen)

O kradzieży dzieł sztuki i bezczeszczeniu zwłok udaremnionym przez niespodziewaną śmierć księżnej Diany, niebywały poziom intelektu niedoszłych złoczyńców i nadmierne ilości leków uspokajających.
Po pierwsze - to był jednak błąd, żeby zaczynać od ostatniej części. Co prawda fabuła stanowi zamkniętą, osobną całość, ale wydaje mi się, że lepiej by mi się czytało, gdybym znała te postaci i rozumiała o co tam między nimi chodzi. A po drugie - typowo komediowe książki chyba nie są dla mnie. Doceniam układankę, którą autor stworzył z tych wszystkich pomyłek, ale to co jeszcze w miarę mnie bawiło na początku, po jakichś trzydziestu stronach stało się bardzo męczące.

80. Zbyt krótkie szczęście (Pollak Paweł)

Para nastolatków zostaje zastrzelona na ławce w parku w dzień Wszystkich Świętych.
Ta książka ma sporo minusów. Wiele scen jest zwykłymi zapchajdziurami, które służą wyłącznie do manifestowania osobistych poglądów autora (a jedna jest słabo zakamuflowaną literacką formą "zemsty" za pewne zdarzenie z jego własnej pisarskiej kariery), jeden z głównych bohaterów jest wyjątkowo odrażającym mizoginem, autor ma tak przeraźliwie drobiazgowy styl pisania, że czuje się w obowiązku tłumaczyć nawet własne żarty, ponadto ma nieznośną tendencję do wciskania wszędzie narzekania na mityczną "polską mentalność" (ożeż ty w cara, jak ja tego nie cierpię...), a mordercę intuicyjnie rozpoznałam w pierwszej chwili, kiedy się pojawił. Mimo to sam wątek kryminalny, przy pominięciu całej tej irytującej reszty, mi się podobał i był o niebo lepszy niż w poprzedniej książce z dylogii, ale jednak ta irytująca reszta jest i trudno ją zignorować. Cieszę się, że więcej książek Pawła Pollaka nie mam w swojej biblioteczce.

79. Wymazać siebie (Conley Garrard)

O tym jak wyleczyć syna z homoseksualizmu.
Jest to autobiograficzna opowieść autora o jego zmaganiach z własną seksualnością i związanym z tym głębokim kryzysem wiary, które ostatecznie (pod pewnym naciskiem rodziny) zmusiły go do udziału w pseudoterapii prowadzonej przez chrześcijańskich fundamentalistów. Sama terapia nie wydaje się tu być szczególnie ważnym tematem, znajduje się raczej na marginesie opowieści (najwięcej można się w tej kwestii dowiedzieć ze wstępu). Niestety autor ma czarny pas w przynudzaniu i bardzo męczącą tendencję do rozkładania na czynniki pierwsze każdego wydarzenia i analizowania go w taki sposób, jakby było kluczowym momentem życia. To sprawia, że wszystko, co potencjalnie mogłoby być ważne, ciekawe i poruszające, trzeba niemalże wyłuskiwać z raczej umiarkowanie fascynującego słowotoku.

78. Teatr złoczyńców (Rio M. L.)

O studentach aktorstwa, którym sztuki Szekspira weszły odrobinę zbyt mocno.
Dzieła Szekspira nierozerwalnie łączą się z fabułą książki. Bohaterowie mówią do siebie cytatami z tych dramatów, wystawiają je na scenie, a z czasem fikcja tak bardzo miesza się z rzeczywistością, że równie dobrze kwestie, które wypowiadają odgrywając role, mogłyby być ich własnymi słowami. Sama akcja książki też ma w sobie wiele z tragedii. W tym wszystkim jest też tajemnicza śmierć, ale ważniejsze niż rozwiązanie zagadki są tu emocje targające bohaterami - poczucie winy, pasja, zazdrość, namiętności, wielkie ambicje, tęsknota, szaleństwo i niespełnienie. Ważnym elementem fabuły są też odgrywane sztuki Szekspira - i muszę przyznać, że te pomysły na inscenizacje naprawdę robią wrażenie. Aż żal, że tak wystawionego "Makbeta" nigdy nie będzie mi dane oglądać.

77. Sprawa opieszałego Kupidyna (Gardner Erle Stanley)

O kobiecie, która została oskarżona o otrucie męża i wyłudzenie pieniędzy z jego polisy na życie.
Jak dotąd mój ulubiony kryminał o Perrym Masonie. Prościutki (im więcej mam za sobą kryminałów, tym bardziej mam wrażenie, że im prościej, tym lepiej), a mimo to zaskakujący, lekki i zabawny, z dosyć angażującą historią. Zaczyna się bardzo niepozornie, a potem akcja bardzo szybko się zagęszcza i ani się człowiek obejrzy, a pół książki ma już za sobą.

76. Pokochawszy: O miłości w języku (Bralczyk Jerzy, Kirwil Lucyna, Oponowicz Karolina)

Profesor Bralczyk rozmawia z żoną o miłości.
Omawiane są tutaj różne etapy, formy i aspekty miłości oraz sposobów jej wyrażania - zakochanie i pierwsze wyznanie uczuć, rytuały występujące w związkach, kłótnie, język czułości, rozstanie itp. Poszczególne zagadnienia przedstawiane są zarówno z psychologicznego, jak i językowego punktu widzenia - sporo tu ciekawostek na temat pochodzenia różnych słów i wyrażeń, odniesień do różnych dzieł kultury (literatury, filmu), a także do prywatnych doświadczeń autorów z ich długoletniego małżeństwa.

75. Nie zgadzam się (Petterson Per)

O dozgonnej przyjaźni, którą spotkał nagły i niespodziewany koniec.
Nie bardzo wiem, o czym właściwie miała być ta książka. Ona za bardzo nie ma wątku głównego - a ten, który od biedy mógłby za taki uchodzić nie znajduje ani porządnego rozwinięcia, ani zakończenia. Jak się dobrze zastanowić, to wątków pobocznych też tu nie ma. Autor lubi poświęcać dużo miejsca na bardzo szczegółowe opisywanie rzeczy kompletnie bez znaczenia (nie tylko z punktu widzenia fabuły, ale tak ogólnie - np. w pewnym momencie ma miejsce bardzo długa dygresja na temat kryminałów Raymonda Chandlera i doprawdy nie wiem, czemu to miało służyć, a takich momentów jest w książce znacznie więcej), za to nad scenami, które przynajmniej teoretycznie mogłyby być ważne, przełomowe i dramatyczne prześlizguje się niemalże mimochodem, beznamiętnie, często trudno jest zrozumieć bohaterów i ich reakcje. Nie mam pojęcia, co myśleć na temat tej książki, ale nie jest to coś, co by do mnie w jakikolwiek sposób trafiało.

74. Motylek (Puzyńska Katarzyna)

O tym, że ktoś przejechał zakonnicę w lesie i o historii, która lubi się powtarzać.
Mam wrażenie, że od jakiegoś czasu autorzy kryminałów biorą udział w jakimś nieformalnym konkursie na to, kto wymyśli większego zwyrola - i "Motylek" idealnie się wpisuje w ten trend. Czemu mordercy nie mogą już truć innych dla pieniędzy, jak na przyzwoitego człowieka przystało? Ubolewam nieustająco.
Intryga jest nawet całkiem w porządku, choć jest skonstruowana w sposób, który trochę przeczy istocie kryminału - gdyż nie da się jej samodzielnie rozwiązać. Postaci są dosyć schematyczne i stanowią raczej standardowy zestaw. Wyjątkiem jest pani komisarz - bohaterka tak oryginalna na siłę, że to aż prawie karykaturalne, obdarzona dodatkowo bardzo męczącą językową manierą. Autorka umieściła akcję na prowincji i jej bohaterowie po raz pierwszy prowadzą śledztwo w poważnej sprawie kryminalnej. To jest bardzo wygodne posunięcie, bo pozwala usprawiedliwić to, że policjanci popełniają poważne błędy, ale miejscami ta skrajna niekompetencja potrafi naprawdę solidnie zirytować (jeden przypadek szczególnie podniósł mi ciśnienie).

73. Kołysanka (Slimani Leïla)

O idealnej niani, która zrobiła coś, co zupełnie nie przystaje do tego miana.
Książka opowiada o trudnych wyborach - pomiędzy macierzyństwem a karierą zawodową, byciem dobrym mężem i ojcem a potrzebą zachowania pewnej niezależności i beztroski, o ignorowaniu niepokojących sygnałów w imię własnej wygody Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu, a także o ciężkiej sytuacji emigrantów nie posiadających żadnych kwalifikacji oraz o desperacji człowieka, który nie ma już dokąd pójść.
Moim zdaniem trochę nie do końca się wyjaśnia dlaczego to wszystko się tak potoczyło, jest tu jakaś dziura, niedopowiedzenie, życie Louise nadal wydaje mi się w gruncie rzeczy wielką niewiadomą - może po prostu takich rzeczy nigdy nie daje się do końca wytłumaczyć.

72. Drugie życie pana Roosa (Nesser Håkan)

O tym, co się wydarzyło w małym domku w lesie.
To jest dokładnie taki Nesser, jakiego uwielbiam - traktujący zbrodnię wyłącznie jako pretekst do opowiedzenia o relacjach międzyludzkich. Nie ma tu klasycznej kryminalnej zagadki - od samego początku wiadomo kto zabił i ciekawe może być tylko to, w jaki sposób śledczy dojdą do odkrycia prawdy (troszkę jak w serialu o poruczniku Colombo). Nie ma tu psychopatycznych morderców planujących każde posunięcie na pół roku do przodu - są zupełnie zwyczajni ludzie, którym przez przypadek zaplątał się w życiorys zbrodniczy epizod, a śledczy nie są arcygeniuszami dedukcji i często widzimy jak utykają w ślepych zaułkach, źle interpretują fakty i jak niewiele brakuje, żeby nigdy nie doszli do właściwych wniosków. Mały minus za lekko niemrawy i dość długo się rozkręcający początek, cała reszta jest już wyłącznie świetna.

71. Znak czterech (Doyle Arthur Conan (Doyle Conan))

O tym, że nic dobrego nie wychodzi z zawłaszczania cudzych skarbów.
Cieniem na odbiorze tej książki położyło mi się trochę to, że dość dobrze znałam całą fabułę łącznie z zakończeniem - a to za sprawą jej animowanej adaptacji, którą miałam na kasecie VHS i swego czasu dość maniakalnie oglądałam. Niemniej dobrze było się zapoznać z Sherlockiem Holmesem (którego charakteru, jak się okazuje, żadna ze znanych mi ekranizacji nie oddaje do końca trafnie), choć chyba nie jest to ten typ kryminału, który by mi najbardziej odpowiadał.

70. Zajezierscy (Gutowska-Adamczyk Małgorzata)

O zaginionym pierścieniu, rodzinnych tajemnicach i jagodziankach.
Kolejna powieść z dramatycznym (i trzeba przyznać, że częściowo niepotrzebnym) natłokiem bohaterów - w każdym rozdziale nowa gałąź rodzinna i weź tu ogarnij taki gąszcz. Za to jak już się człowiek z grubsza połapie kto jest kim i o co chodzi, to można się w to wciągnąć - nawet jeśli nie wszystko było jednakowo ciekawe. Jednak zdecydowanie najbardziej rozczarowały mnie wątki miłosne. Przede wszystkim uważam, że było ich za dużo - tak jakby dosłownie każda postać w książce musiała mieć jakiś romans, nawet jeśli jest akurat siostrą zakonną w nowicjacie, bo nikt nie miał pomysłu co innego, poza cudzołożeniem mogliby robić bohaterowie. A od czytania o Tomaszu Zajezierskim to mnie już poważnie strzykało w moralnym kręgosłupie (brr! co to za obmierzły typ!). Mam nadzieję, że dalsze części trochę się w tej kwestii poprawiają.

69. Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O tym jednym razie, kiedy dentystę zabolało bardziej niż pacjenta.
Książkę rozpoczyna absolutnie świetny opis przerażonych ludzi czekających w poczekalni u stomatologa - przezabawny przez to jak wiernie oddaje rzeczywistość. A potem się zaczynają intrygi... To jest jeden z tych kryminałów, które powinno się czytać z otwartym notatnikiem i na bieżąco rysować wykresy i mapy powiązań, kto z kim, dlaczego i po co. Niestety nikt mnie przed tym nie ostrzegł, więc się nie przygotowałam i przez większość czasu czułam się jak kot, który zabłądził na pustyni - nie ogarniałam tej kuwety. Jakoś wyjątkowo dużo tam było tego mącenia. Nawet po wszystkich wyjaśnieniach nie udało mi się poskładać wszystkich kawałków - wciąż np. nie zgłębiłam znaczenia oderwanej klamerki od buta. Za to bardzo podobał mi się pomysł na osobę mordercy i jego motywacje - całe zakończenie wypadło bardzo na plus.

68. Dni bez końca (Barry Sebastian)

Dzieje niekonwencjonalnej rodziny na tle burzliwej historii Stanów Zjednoczonych.
Styl tej książki jest dość specyficzny. Składnia jest miejscami nieco dziwna, zdania dzielą się na połowy w zaskakujących miejscach, a dialogi nie są w żaden sposób wydzielone od reszty tekstu. Trochę ciężko jest się przez to przebić, ale jak już się uda, to miewa to nawet swój urok, bo narrator potrafi niejednokrotnie zaskoczyć błyskotliwym porównaniem czy malowniczym opisem. Ale od treści to już się strasznie odbiłam. Nie spodziewałam się, że aż w takim stopniu koncentrować się to będzie na tematyce wojskowo-wojennej, a ja to niezbyt lubię, głównie przez to, że moja wyobraźnia nie bardzo sobie radzi ze scenami bitewnymi oraz dużym nagromadzeniem bohaterów i ich dynamicznie zmieniających się stopni wojskowych. W związku z tym z całej książki w miarę podobały mi się tylko jakieś pojedyncze rozdziały, które nie wiązały się z wyrzynaniem indiańskich wiosek ani wojną secesyjną.

67. Róża (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter)) ze zbioru Opowiadania wybrane [Czytelnik, 1964] (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter))



66. Panna Florentyna (Konopnicka Maria)
65. Krysta (Konopnicka Maria)
64. Urbanowa (Konopnicka Maria)
63. Marianna w Brazylii (Konopnicka Maria)


62. Niewiarygodna historia miłosna (Sherwood Ben)

O człowieku, który po śmierci brata zamieszkał przy cmentarzu i grał z jego duchem w baseball.
Książka podejmuje temat godzenia się z przeszłością, wychodzenia z żałoby i otwierania się na nowe doświadczenia, ubierając to w szatki romansu z elementem nadprzyrodzonym. Sęk w tym, że robi to w tak pospieszny i powierzchowny sposób, że za nic nie idzie się w to zaangażować, relacje między postaciami są strasznie płytkie, sporo tu ckliwych banałów, wielki zwrot akcji jest przewidywalny od samego początku, a co najmniej dwie trzecie książki robi wrażenie wstępu do właściwej historii. Wychodzi z tego raczej przeciętny wyciskacz łez.
Mam wrażenie, że podobałoby mi się to znacznie bardziej jakieś 10-15 lat temu (gustowałam wtedy dość mocno w tego typu łzawych historiach i to mi zresztą trochę zostało;)) i jestem prawie pewna, że dużo lepiej sprawdza się wersja filmowa.

61. Bene nati (Orzeszkowa Eliza)

O tym, że niełatwo było być kobietą 130 lat temu.
Na samym początku dostałam w twarz wyjątkowo rozbudowanym opisem lasu i wiewiórek wcinających szyszki - odnotowuję, bo to był historyczny pierwszy raz, kiedy opis przyrody u Orzeszkowej mi wyraźnie doskwierał i gotowa byłam się zniechęcić. Za to dalej nie ma już żadnej z tych rzeczy, z którymi Orzeszkowa jest najbardziej kojarzona - ani tendencyjności, ani dydaktyzmu, żadnej sprawy polskiej czy pracy u podstaw, żadnych zawoalowanych aluzji do powstania styczniowego. Jest tylko dramat młodej dziewczyny, która chciała wyjść za swojego ukochanego, ale spotkała się z oporem rodziny, niechętnej jego niskiemu pochodzeniu. Napisane to jest z pazurem, napięciem, rozładowywanym momentami poczuciem humoru. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Rewelacyjna książka, chyba najlepsza Orzeszkowa, jaką dotąd czytałam.

60. Ania na uniwersytecie (Montgomery Lucy Maud)

Ania Shirley wstępuje na uniwersytet w Redmondzie.
Książka w największej mierze skupia się perypetiach miłosnych Ani, a ten uniwersytet w tytule to jest tak trochę dla zmyły - zdaje się być tylko pretekstem do zmiany lokalizacji i wprowadzenia nowych postaci, a sam w sobie nie odgrywa właściwie żadnej roli. Znacznie więcej wzmianek o edukacji bohaterki można było znaleźć w "Ani z Zielonego Wzgórza". Poza tym, pomijając ten wspomniany wcześniej wątek miłosny, książka za bardzo nie ma jakiejś konkretniejszej fabuły, a składa się z czegoś w rodzaju zbioru dość luźno powiązanych krótkich anegdotek (przy czym część z nich jest zupełnie zbędna). Pojawia się też sporo nowych bohaterów, ale większość z nich w ogóle nie ma szansy zaistnieć czy choćby dać się bliżej poznać, bo akcja tak bardzo pędzi naprzód - większość wątków pojawia się nagle i równie nagle się rozwiązuje, bez jakiegokolwiek podbudowania po drodze. Niemniej, mimo wszystko całkiem przyjemnie śledziło mi się te romantyczne zawirowania, nawet jeśli ich rozwiązanie było od początku oczywiste.

59. #WstydźSię!: O jednej z najbardziej niedocenianych sił rządzących światem (Ronson Jon)

O tym jak Internet umożliwił na niespotykaną dotąd skalę powrót zachowań, które "powszechnie uznano za barbarzyństwo już w XVIII wieku" i jak ze świątyni wolności słowa zmienił się w miejsce, "w którym najłatwiej przetrwać, siedząc cicho".
Książka opisuje zjawisko publicznego napiętnowania, ze szczególnym uwzględnieniem roli jaką odgrywają w tym media społecznościowe. Autor analizuje tutaj jakie jest znaczenie wstydu w życiu codziennym, jak można wykorzystywać go w swojej pracy (np. do kompromitowania biegłych sądowych i świadków), co wyzwala w miłych na co dzień ludziach gotowość do linczu i okrucieństwa (ciekawostka: autor dotarł do uczestników eksperymentu więziennego doktora Zimbardo i przy okazji odkrył, że jego efekty nie były do końca takie, jak się powszechnie uważa), dlaczego niektóre afery rozchodzą się po kościach, a inne jeszcze po latach odbijają się czkawką, skąd biorą się internetowe trolle i jak różni się język hejtu w zależności od płci, rasy i pozycji społecznej krytykowanych osób. Autor przytacza tutaj kilka historii ofiar internetowego napiętnowania oraz opisuje konsekwencje jakie wywarło ono na ich późniejszym życiu - a często były one zupełnie niewspółmierne do wykroczenia.

58. Lepszy obiad (Dowgielewicz Irena)


57. Przelot bocianów (Kowalewska Hanna)

Matylda kontra reszta świata, odsłona kolejna.
Zawrocie jest dla mnie od początku dosyć problematycznym cyklem. Bo z jednej strony bardzo lubię Matyldę i ciekawi mnie, co się u niej dalej wydarzy, a z drugiej otaczający ją świat jest tak jednoznacznie podły, że mnie to momentami strasznie irytuje. Mam wrażenie, że autorka trochę przesadziła z liczbą bohaterów zawsze gotowych, aby wbić komuś sztylet w plecy - z niektórych dało by się zrezygnować bez szkody dla niczego. Ta część w dużej mierze koncentruje się na dojrzewaniu Matyldy do niespodziewanego macierzyństwa i jak zazwyczaj nie przepadam za takim natchnionym przedstawianiem tego tematu, tak muszę przyznać, że tutaj wypadło to całkiem miło i jakoś tak rozczulająco, co trochę zrównoważyło tę wszechobecną jaszczurkowatość. Od samego początku uwierał mnie też wątek romantyczny i zastanawiałam się w jaki sposób autorka da radę z tego rozsądnie wybrnąć. I w sumie wybrnęła chyba najbardziej salomonowo jak się dało, więc czuję się tym usatysfakcjonowana. Ponoć kolejna część jest już dużo słabsza od reszty, ale raczej jej sobie nie odpuszczę - za bardzo się przywiązałam do tego cyklu.

56. Dolina Muminków w listopadzie (Jansson Tove)

O Dolinie Muminków bez Muminków.
Ta część jest trochę odbiciem poprzedniej, obie ze sobą ładnie korespondują - stworzenia z Doliny Muminków nagle tracą coś, co stanowiło stały element w ich życiu, a wraz z tym swoje poczucie bezpieczeństwa i przynależności, a tymczasem Muminki w opuszczonej latarnii morskiej przeżywają mniej więcej to samo. Nadal jestem pod wrażeniem tego, jak zgrabnie Tove Jansson przepisała rzeczywistść na bajkową krainę pełną bajkowych stworzonek, które tak jak ludzie mierzą się z samotnością, strachem, własnymi ułomnościami (wątek wuja Truja jest chyba najsmutniejszy ze wszystkiego) i potrzebami, i próbują zrozumieć samych siebie i otaczający świat, i znaleźć w nim dla siebie miejsce, w którym będą mogły spokojnie czekać na to, co przyniesie los.

55. Między ustami a brzegiem pucharu (Rodziewiczówna Maria)

Proszę państwa, oto hrabia Wentzel - mówili mu, że może być kim chce, więc postanowił zostać Janem Bohatyrowiczem na turbodoładowaniu.
Jest to (chyba) dość typowa proza pozytywistyczna, z wszystkimi tego faktu konsekwencjami. Wentzel do tej pory prowadził hulaszcze życie, w którym romansował z mężatkami i prał po mordzie ludzi, którzy mu dokuczali z powodu mieszanego pochodzenia - i był z tym wszystkim całkiem zadowolony (może pomijając to dokuczanie). Na szczęście potem poznał co to uczciwa praca, zdrowe polskie powietrze i odrzucenie przez wyjątkowo wyniosłą Polkę, co pozwoliło mu zrozumieć, że największą krzywdą jaka go w życiu spotkała było posiadanie Szwaba za ojca. Ogółem patriotyzm wali tu po oczach z mniej więcej co trzeciego zdania. Poza tym zdecydowanie najwięcej miejsca zajmuje wątek miłosny trochę w typie "Dumy i uprzedzenia". No i ci bohaterowie są na tyle udani, że całkiem przyjemnie się o nich czyta, nawet pomimo pewnej tendencyjności.

54. Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa (Mendoza Eduardo)

Pomponiusz Flatus w poszukiwaniu źródła mądrości trafia do Galilei, gdzie na prośbę nastoletniego Jezusa, podejmuje się dowieść niewinności Józefa, oskarżonego o morderstwo.
To miało być chyba coś w rodzaju prologu do Ewangelii - alternatywne spojrzenie na postaci biblijne, dopisanie niektórym z nich przeszłości, motywacji i powiązań, a wszystko to doprawione humorem. Zamierzenie nie było złe. Sęk w tym, że styl Mendozy jest dla mnie absolutnie niezjadliwy i na dłuższą metę nie nadający się do czytania - przeładowany ozdobnikami, językowymi zawijasami i upartym powtarzaniem żartów, które były żenujące już za pierwszym razem. To wszystko jako tako bawi przez pierwsze pięć stron, a potem staje się tak strasznie męczące, że przestaje się chcieć nadążać za akcją. Ogółem jest tu strasznie dużo wysiłku włożonego w próby bycia niesamowicie zabawnym za wszelką cenę - a wszystko to jak krew w piach, bo budzi głównie ziew i przewracanie oczami.

53. Dzisiaj narysujemy śmierć (Tochman Wojciech)

O Rwandzie.
Na jednej z pierwszych stron Tochman pisze tak: "Ale gdzie jest granica między mówieniem prawdy a epatowaniem? Czy ten, który mi powie: epatujesz dziecięcym cierpieniem, będzie mówił o mnie? Czy raczej o sobie: tego, co opowiadasz, nie potrafię przyjąć, nie ma we mnie na to miejsca, brzuch mnie boli, podbrzusze. Ale czy to jest powód, bym zamilkł?". Trzeba przyznać, że książka dokumentuje wielkie mnóstwo aktów przemocy i okrucieństwa. Ale obok tego jest też piękno jeziora Kivu, są świadectwa osób, które z narażeniem własnego życia ukrywały uciekinierów, są studenci grupujący się w "rodziny", aby nie czuć się sierotami i jest Leonard - zdeterminowany, żeby wykształcić siebie i swoich braci i nie pozwolić, by bycie ofiarą w jakikolwiek sposób go definiowało.
Tochman poświęca też sporo miejsca, by pokazać jak trudnym zadaniem jest odbudowa społeczeństwa po konflikcie o takiej skali, zwłaszcza kiedy podział, który był jego głównym zarzewiem, wciąż jest żywy.

52. Dlaczego nie Evans? (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Bobby i jego przyjaciółka Frankie, zaintrygowani tytułowym ostatnim zdaniem nieboszczyka, wplątują się w morderczą intrygę.
Wyjątkowo lekki kryminał Christie, z dużym potencjałem komediowym i subtelnie poprowadzonym wątkiem romantycznym (bardzo mi przypominał "4.50 z Paddington", którą bardzo lubię). Trochę tylko rozczarowało mnie zakończenie - nie tyle samo rozwiązanie, co chwyt, którym Christie zastąpiła standardową przemowę Poirota (który w tej książce nie występuje) - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu jakoś nie kupuję tego pomysłu.

51. Titanic: Pamiętna noc (Lord Walter)

O najsłynniejszym i najbardziej fascynującym statku w dziejach.
Ta historia jest zupełnie jak grecka tragedia. Albo jak empiryczny dowód na słuszność praw Murphy'ego. Czytając naprawdę trudno jest się oprzeć wrażeniu, że wszystkie okoliczności sprzysięgły się przeciwko temu statkowi i znajdującym się na nim ludziom. I bardzo frustruje świadomość jak w gruncie rzeczy niewiele brakowało, aby wszystkich uratować albo nawet całkiem uniknąć katastrofy. Autor rekonstruuje wydarzenia bardzo wnikliwie, ale jednocześnie nie zanudza, a nawet udaje mu się budować swego rodzaju napięcie - momentami czyta się to niemal jak thriller, a przecież wiadomo jak się to wszystko skończy. Duże wrażenie wywiera też sama lista podróżujących - pasażerów i załogi, zajmująca ponad sześćdziesiąt stron.

50. Trzech panów w łóżku, nie licząc kota: Romans pasywny (Żurawiecki Bartosz)

O człowieku na życiowym zakręcie, samotności i poszukiwaniu bliskości za wszelką cenę.
Przyznam się bez bicia - sięgnęłam po tę książkę głównie dlatego że wyczuwałam w niej potencjał na wyjątkowo soczystego gniota (próbowałam ją w ciągu ostatnich dwóch lat przeczytać jakieś cztery razy i nigdy nie dotarłam dalej niż na 20 stronę), a czułam potrzebę przeczytania czegoś, co będzie tak głupie, że aż śmieszne. To się nie do końca udało, bo po tych krytycznych dwudziestu pierwszych stronach okazało się, że nie jest aż tak źle. Ale jakoś szczególnie dobrze też nie jest. Największym plusem jest kreacja głównego bohatera, w której dosyć dobrze udało się oddać to specyficzne poczucie życiowego zagubienia i desperackie niemal poszukiwanie własnego miejsca. Ale poza tym książka wydaje się miejscami dosyć rozwleczona (co może zadziwiać, bo ma w sumie tylko 140 stron) i nie brak w niej niestety momentów żenujących (zwłaszcza w scenach, które chyba z założenia miały być humorystyczne), pretensjonalnych czy zwyczajnie niepotrzebnych.

49. Potrzebna atrakcyjna brunetka (Gardner Erle Stanley)

Perry Mason broni klientek, które wpadły w kłopoty, zgadzając się odpłatnie udawać kogoś innego.
Całkiem przyjemny, nieprzesadnie zawiły kryminał z udanymi elementami humorystycznymi, z którego można zaczerpnąć trochę pożytecznej wiedzy życiowej - choćby tego, że aby skutecznie udawać tajniaka trzeba koniecznie włożyć kapelusz i przybrać ponury wyraz twarzy. Choć samo rozwiązanie trochę mnie rozczarowało - mam wrażenie, że nie wszystkie wątki sprawy znalazły satysfakcjonujące rozwiązanie.

48. Nasze szczęśliwe czasy (Gong Ji-young)

Młoda kobieta po kolejnej nieudanej próbie samobójczej, za namową ciotki zakonnicy zaczyna odwiedzać w więzieniu mężczyznę oczekującego na wykonanie wyroku śmierci.
Oprócz rozważań na temat kary śmierci książka również szeroko omawia problem i znaczenie wybaczania, poznawania siebie i godzenia się z przeszłością. Ważne jest również pokazanie tego, jak bardzo przynależność do określonej klasy społecznej determinuje późniejsze wybory życiowe i sposób postrzegania człowieka przez innych, a także to, jak trudno jest się z tych schematów wyłamać. Trochę tylko szkoda, że autorka zdecydowała się na tak oczywiste rozwiązanie fabularne w zakończeniu.

47. Inna wersja życia (Kowalewska Hanna)

Matylda odkrywa kolejne rodzinne tajemnice - tym razem dotyczące głównie jej relacji z siostrą.
Lubię Matyldę. I lubię Zawrocie. Ta część była też znacznie mniej toksyczna i nieprzyjemna od dwóch poprzednich, a poza tym wątek siostrzanego konfliktu uważam za jeden z ciekawszych w cyklu - więc ogólnie czytało się to całkiem dobrze. Niemniej już od jakiegoś czasu (mniej więcej od końcówki "Góry śpiących węży", a "Maska Arlekina" tylko to pogłębiła) mam też wrażenie, jakby cały cykl był przedłużany trochę na siłę, jakby autorka dorzucała kolejne komplikacje głównie po to, żeby nie musieć go jeszcze ostatecznie kończyć. W tej części dodatkowo jest sporo scen, które w zasadzie niczemu nie służą i nie bardzo mają jakikolwiek związek z czymkolwiek. Jest też trochę wątków, które są połączone z całością "na ślinę", a przy głębszym zastanowieniu wydają się nie mieć tak do końca sensu.

46. Brzezina (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter)) ze zbioru Opowiadania wybrane [Czytelnik, 1964] (Iwaszkiewicz Jarosław (pseud. Eleuter))


45. Album rodzinny (Steel Danielle)

Historia sławnej aktorki Faye, jej męża kretyna oraz piątki dzieci, których się wspólnie dorobili.
Czyta się to trochę tak, jakby ktoś bardzo dokładnie opowiadał film. Taki ktoś zrelacjonuje wszystkie ważne wydarzenia, przedstawi bohaterów, ale raczej nie będzie bardzo dbał o budowanie nastroju czy trzymanie napięcia, od czasu do czasu coś pominie, coś pobieżnie streści. A przy tym jest to napisane według najlepszych telenowelowych standardów - dwadzieścia pięć lat na trzystu stronach, w każdym rozdziale nowy wielki dramat, dużo łez i awantur (lubię to), nieco uproszczone, czasem trochę stereotypowe, ale łatwe do polubienia postaci. I podobnie jak telenowela - to dosyć prosta rozrywka, ale przyjemna, angażująca i zwyczajnie wciąga.

44. Więcej pań niż panów (Compton-Burnett Ivy)

O tym, że ciężko być najlepszym na świecie we wszystkim, ale ktoś musi, i tym kimś jest Józefina Napier, dyrektorka szkoły dla dziewcząt.
Książka głównie składa się z dialogów, z których większość ma jakieś drugie (albo i trzecie) dno, ukryte znaczenie, często najeżone są zawoalowanymi złośliwościami, przytykami ukrytymi pod płaszczykiem pozornych życzliwości, sporo tu nieszczerości, pozerstwa, udawania, a wręcz walk niemalże terytorialnych - także w relacjach ludzi teoretycznie bliskich. Nie jest to książka łatwa w odbiorze, ale daje dużo satysfakcji (zwłaszcza środkowy segment uważam za rewelacyjny - tyle tam napięcia, że aż lecą iskry), choć wydaje mi się też, że trochę mnie przerosła i przez to nie jestem w stanie w pełni jej docenić (a lektura posłowia wzmogła jeszcze moje uczucie zamętu - jakoś zupełnie nie tak odbieram główną bohaterkę).

43. Czarna kawa (Christie Agatha (właśc. Osborne Charles))

Znany naukowiec podejrzewa, że ktoś z domowników planuje wykraść plany opracowywanej przez niego broni i wzywa na pomoc Poirota.
Książka jest adaptacją sztuki teatralnej i to strasznie widać, bo nikt się nawet nie starał, żeby choć trochę to zatuszować - notabene to nie Agatha Christie była autorką wersji powieściowej. Akcja dzieje się w jednym pomieszczeniu, do którego ciągle ktoś wchodzi i wychodzi, praktycznie widać miejsca, w których musiały się kończyć poszczególne sceny i akty, a całość składa się właściwie wyłącznie z dialogów. Moim zdaniem bardzo cierpi na tym rysunek postaci i, tak zazwyczaj ważne u Christie, tło obyczajowe - tutaj tego po prostu nie ma. Sama intryga również nie jest szczególnie porywająca i z oczywistych względów nie mogła być przesadnie skomplikowana - w końcu ograniczał ją czas trwania przedstawienia teatralnego. Cóż, wydaje mi się, że dużo przyjemniej byłoby "Czarną kawę" oglądać na scenie niż ją czytać.

42. Tajemniczy opiekun (Webster Jean (właśc. Webster Alice Jane Chandler))

Zbiór listów Agaty, wychowanki ochronki dla sierot, do "tajemniczego opiekuna", finansującego jej naukę w college'u.
Zdecydowanie największym plusem jest bohaterka. Agata jest bardzo sympatyczną dziewczyną, obdarzoną wspaniałym, lekko ironicznym poczuciem humoru (którego dopełnieniem są absolutnie urocze ilustracje), a także sporą inteligencją i odwagą w głoszeniu niejednokrotnie całkiem nowoczesnych poglądów, czasem nawet ze współczesnego punktu widzenia - np. na kwestie teologiczne. Natomiast nie da się ukryć, że sama fabuła jest bardzo schematyczna i przewidywalna. Niemniej wciąż jest to bardzo przyjemna książka.

41. Dom Augusty (Axelsson Majgull)

O tęsknocie, szukaniu miłości, powielaniu rodzinnych błędów, budowaniu murów z tajemnic i o tym, że wszystko, co jest zbyt dobre, musi się źle skończyć.
To jak dotąd moja trzecia przeczytana książka Majgull Axelsson i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że opowiada w nich wszystkich mniej więcej tę samą historię. Ale nie mam żalu, bo (przynajmniej w tym przypadku) robi to niesamowicie dobrze.
Bardzo ważnym tematem w jej książkach jest macierzyństwo, w tym często macierzyństwo niechciane czy niezaplanowane, a także wpływ relacji z matką na dalsze życie człowieka i jego wybory. W tej dodatkowo, oprócz dramatów dotykających pojedynczych ludzi, opisuje też ten dotyczący całej społeczności - ważnym, często powracającym wątkiem jest ten związany z upadającą fabryką, która najpierw pozwoliła wielu ludziom wyjść z biedy, a potem ich wycisnęła i wypluła - ona sama jest nawet czymś w rodzaju kolejnej "bohaterki". Axelsson pisze bardzo emocjonalnie w nieoczywisty sposób - dosyć długo "wchodziłam" w opowieść i z początku mnie ona nie przekonywała, ale skończyłam niemal z zachwytem.

40. Tatuś Muminka i morze (Jansson Tove)

Tatuś Muminka nie może.
To jest bardzo ładna opowieść o dostosowywaniu się do zmian, dorastaniu, godzeniu się z rzeczywistością. Też trochę o tym, że nie powinno się tak całkiem przedkładać szczęścia innej osoby nad własne, że marzenia nie zawsze spełniają się dokładnie tak jakbyśmy chcieli i że zmiany nie muszą być złe, nawet jeśli z początku wydają się przerażające. Wszyscy bohaterowie przechodzą tu sporą przemianę - Muminek dorasta i się usamodzielnia, tatuś Muminka odkrywa, że być może nie jest aż tak mądry, silny i zaradny, jak mu się wydawało, a mama Muminka traci poczucie bezpieczeństwa i kontroli, a wraz z nimi niemal całą swoją tożsamość. Ale nawet jeśli czasem trzeba przejść przez straszny sztorm, to po nim morze staje się łagodne i może nawet wyrzucić na brzeg skarb - to całkiem ładna puenta.

39. Sprawa nieostrożnego kotka (Gardner Erle Stanley)

Po 10 latach tajemniczej nieobecności powraca zaginiony wujek, a Perry Mason pokazuje, że nie warto z nim zadzierać, za to warto znać się na kociej naturze.
Ktoś mi powiedział, że czytanie książek o Perrym Masonie jest jak oglądanie serialu i z tym się trudno nie zgodzić. Każda z książek ma mniej więcej podobną formułę, ale też ma jakiś wyróżniający element. Nie są to książki jakoś szczególnie zapadające w pamięć, ale są bardzo przyjemną rozrywką, ze świetnymi bohaterami i bardzo zawikłanymi zagadkami.

38. Pocałunek przed śmiercią (Levin Ira)

O kimś, kto bardzo chciał być bogaty.
Całkiem udany thriller o wyrachowanym człowieku, który nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Przy tym jest to książka całkiem sprytnie skonstruowana, w sposób, który dodatkowo podbija elementy potencjalnie zaskakujące. Całość całkiem dobrze trzyma w napięciu, choć ma też momenty wyhamowania, zwłaszcza w samej końcówce.

37. Będę u Klary (Bąkiewicz Grażyna)

Olek Tarwid uciekając od ojca tyrana, trafia do pewnej zapomnianej przez świat wioski, gdzie zajmuje się głównie zaganianiem do zagrody niesfornej świni.
Mam wrażenie, jakby za bardzo nie było na tę książkę pomysłu. Wyszła z tego trochę taka relacja z miejsca gdzie nic się nie dzieje, co jest trochę dziwne, bo teoretycznie dzieje się sporo - wypadki samochodowe, bójki, szantaże, morderstwa, pożary, blokowanie autostrady - no niby akcji co niemiara, a strasznie to jakoś niemrawo, nieangażująco wyszło. Całość doprawiona jest kilkoma niesamowitymi zbiegami okoliczności, bardzo przewidywalnymi zwrotami akcji, zupełnie niejasnymi i niepotrzebnymi motywami metafizycznymi oraz kompletnie rozmytym, rozczarowującym zakończeniem. Nie byłam nigdy szczególną fanką tej trylogii, ale o ile poprzednie części były irytujące (głównie przez wyjątkowo bierną postawę bohaterów), tak ta jest po prostu nijaka.

36. Dwóch panów z branży (Czajka Katarzyna (Czajka-Kominiarczuk Katarzyna))

Dwóch przyjaciół prowadzi jedno z pierwszych warszawskich kin.
Autorka naukowo zajmuje się historią kina w dwudziestoleciu międzywojennym - i to bardzo w tej książce widać. Wygląda to trochę tak, jakby fabuła i bohaterowie byli drugorzędni wobec wydarzeń historycznych, o których chciała opowiedzieć. Bardzo słabo zresztą tych bohaterów poznajemy, tak jakby ich losy nie były aż tak ważne, a służyły wyłącznie za pretekst do pokazania trudności, z jakimi borykali się ówcześni właściciele kin. Nie pomaga tu też przyjęta forma powieści - z bardzo licznymi przeskokami czasowymi. Przez to niektóre wątki nie znajdują satysfakcjonującego zamknięcia, a inne pojawiają się trochę znikąd. Nie jest to jakiś straszny gniot, ale wydaje mi się, że z tego tematu dałoby się wycisnąć coś znacznie bardziej porywającego.

35. Uśpione morderstwo (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Młoda mężatka przypadkiem kupuje dom, w którym mieszkała jako dziecko i rozwiązuje zagadkę morderstwa, do którego wówczas doszło.
Trzeba przyznać, że nie jest to najbardziej skomplikowana zagadka i od pewnego momentu rozwiązanie wydaje się wręcz oczywiste. Zwłaszcza, że kandydatów na mordercę jest bardzo niewielu - to wyjątkowo kameralny kryminał, nawet jak na Christie. Niemniej uważam, że to nie przekreśla tej książki - klimat jest świetny (zwłaszcza na początku mistrzowsko budowana jest groza), motyw morderstwa dosyć oryginalny (jeszcze takiego u Christie nie spotkałam, a sam morderca też wydaje się być rzadko wykorzystywanym przez nią "typem zbrodniarza"), a sama historia jest dość poruszająca i smutna, niemal wszystkie postaci są głęboko nieszczęśliwe (najbardziej mi żal jednego pana o oczach "jak okna z opuszczonymi żaluzjami"...)

34. Opowiadania z Doliny Muminków (Jansson Tove)


33. Chłopcy z ulic miasta (Górska Halina)

O świetlicy dla małoletnich lwowskich gazeciarzy z ostatnich przedwojennych lat.
To króciutka, niepozorna książeczka, a zrobiła na mnie naprawdę duże wrażenie. Opowiada o grupie młodych ludzi, którzy pod wpływem idei zaszczepionej im przez autorkę - Halinę Górską, postanowili stworzyć swego rodzaju azyl dla dzieci, które często nie miały nawet własnego domu, miejsce, w którym mogłyby miło spędzić czas, zjeść ciepły posiłek, nauczyć się czegoś. To też historia bardzo gorzka, z wyraźnie wyczuwalnym widmem zbliżającej się wojny i narastającymi nastrojami antysemickimi.

32. Kobiety i mężczyźni (Zającówna Janina)

O grupce przyjaciół żyjących w Polsce lat osiemdziesiątych i o tym, co ich rozdzieliło.
Jeju, jak mi ta książka straszliwie szeleści papierem, taka ona jakaś bez serc, bez ducha, byle do przodu. Dawno już nie widziałam dialogów tak misternie wyrzeźbionych w drewnie. Bohaterowie właściwie nie rozmawiają, a wygłaszają kwestie i monologi, do tego dochodzą tasiemcowate, ciągnące się zdania, które bardziej przypominają wyliczankę, niż cokolwiek innego. Czułam się jakbym czytała sprawozdanie i to na jednym oddechu - akcja skacze z tematu na temat, na niczym się dłużej nie zatrzymuje, nikogo nie da się poznać, niczym nie da się przejąć, nijak nie idzie za tym nadążyć i ja po prostu nie bardzo wiem, o czym to w ogóle było.

31. Inne zasady lata (Alire Saenz Benjamin)

Arystoteles i Dante odkrywają tajemnice wszechświata.
Historia o dorastaniu, odkrywaniu siebie, budowaniu relacji z rodzicami i z rówieśnikami. Ta książka jest tak przyjemnie zwyczajna, prosta i bez pretensji do bycia czymś wielkim i wyjątkowym. Fajna książka, z sympatycznymi bohaterami i wciąga aż miło - czasem więcej nie trzeba.

30. Tort urodzinowy (Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy))

O życiu na polskiej prowincji sprzed kilkudziesięciu lat, ludziach, którzy to życie chcieliby uczynić w jakiś sposób lepszym i o tym, dlaczego nie zawsze im to wychodzi.
To jest bardzo smutna książka, a niestety w dużej mierze wciąż aktualna. To zbiór kilkunastu różnych historii ze wspólnym mianownikiem - niemal każda pokazuje ludzi, którzy krzywdzą innych (czasem nieświadomie, czasem w dobrej wierze, a czasem z zazdrości i lęku przed naruszeniem status quo), narzucając im swój sposób myślenia i pomysł na życie.

29. Historia przemocy (Louis Édouard)

O tym jak całkiem miły wieczór w jednej chwili zmienił się w największą życiową traumę.
To książka o tym jak wygląda życie ofiary przemocy, o świecie podzielonym na ten "przed" i "po", z nieustannym pytaniem "co by było, gdyby", pełnym paradoksów - jest tu potrzeba opowiedzenia o tym wszystkim i jednocześnie chęć do zachowania wszystkiego dla siebie, posiadania swojej własnej prawdy, której nikt nie skazi swoją interpretacją. Trudno to wszystko zrozumieć, bo autor dość wyraźnie pokazuje, że przemoc, nawet jeśli dotyka wielu osób, zawsze ma swój indywidualny wymiar.

28. Zbrodnia w błękicie (Kwiatkowska Katarzyna (ur. 1976))

W odciętym od świata przez śnieżycę pałacu ktoś zostaje otruty.
Kryminał w stylu retro, dosyć wyraźnie inspirowany twórczością Agathy Christie. I z jednej strony budowanie takiego klimatu wypadło całkiem zgrabnie, a z drugiej mam wrażenie, że tego typu klasyczny kryminał nie do końca dobrze się sprawdza w przypadku tak rozbudowanych książek. No nie da się ukryć, że wartkiej akcji to tam specjalnie nie ma (choć pod koniec to się trochę poprawia i samo rozwiązanie też mi się podobało). Nie do końca przekonali mnie też bohaterowie - niektórzy są trochę przesadnie karykaturalni, a ci, którzy z założenia mają nie budzić sympatii zostali obdarzeni również odpychającym wyglądem.

27. Zmarzlina (Białkowski Tomasz)

O młodym człowieku, który zostawił matkę na pewną śmierć i o tym, co go do tego doprowadziło.
Nie bardzo wiem, co o tym myśleć. Rysuje się w tej książce jakaś wyjątkowo paskudna wizja świata. Wszystko jest wykrzywione, nawet dobre uczucia przekształcają się tutaj w coś toksycznego, chorego i wynaturzonego, a główny bohater żyje w pętli nienawiści, której nie sposób znieść i z której nie ma ucieczki. Trochę za szybko domyśliłam się zakończenia, ale to akurat ma drugorzędne znaczenie.

26. Sprawa przebiegłej laluni (Gardner Erle Stanley)

O tym, że problematycznie jest mieć sobowtóra.
Matko sałatko, ależ to było zawiłe. Nigdy specjalnie nie nadążam za intrygą i tokiem rozumowania Perry'ego Masona (i szczerze mówiąc nawet się zbytnio nie staram), ale tym razem miałam wrażenie, że to jest już zbyt skomplikowane i to mi odebrało sporo z zabawy, bo non stop się gubiłam. Niemniej sądowe przepychanki są zawsze na plus :).

25. Świat po niewidomemu (Boguszewska Helena)

O niewidomych dzieciach z ośrodka w Laskach.
Ta książka wyraźnie pokazuje, że wszystkie dzieci są mniej więcej takie same - ciekawe wszystkiego, żądne zabawy i uwagi - bez względu na to czy widzą czy nie. Jest to też opisane w bardzo ładny sposób, mocno działający na wyobraźnię. Widać, że autorka bardzo się starała oddać językiem sposób postrzegania świata "po niewidomemu", stąd sporo tutaj opisów odwołujących się do innych zmysłów, dotyczących dźwięku, faktury przedmiotów i ich zapachu. Zabrakło mi jedynie nieco bardziej osobistego podejścia do samych dzieci, właściwie nic o nich nie wiemy, poza nielicznymi wyjątkami.

24. Pod śniegiem (Soukupová Petra)

Dobitny dowód na to, że miła zabawa na imprezie rodzinnej to oksymoron.
Bardzo dobra i wnikliwie przedstawiona historia rodziny, w której nie ma szczególnie silnych więzi, nikt za dużo nie wie o innych (ale bardzo chętnie wygłosi o nich opinię i wyda ocenę, najczęściej niezbyt przychylną), nikt się chyba też za bardzo nie lubi, a wspólne spotkania są dla wszystkich przykrym obowiązkiem. Bardzo wyraźnie tutaj widać jak prawdziwe jest powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Z Soukupovą chętnie się jeszcze spotkam.

23. Pani McGinty nie żyje (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Jeśli wszelkie dowody wskazują jasno, kto jest zabójcą pani McGinty, a Poirot twierdzi inaczej, to tym gorzej dla dowodów.
Tutaj mam trochę mieszanych uczuć. Mnóstwo rzeczy można policzyć na plus - intryga jest solidna, Poirot w roli swatki wypada całkiem uroczo, sporo jest dobrych elementów humorystycznych i bohaterowie są dosyć ciekawie wykreowani. Niektórzy, bo moim zdaniem jest ich stanowczo zbyt wielu, a nie wszyscy są dostatecznie charakterystyczni (a wręcz mam wrażenie, że część robiła za sztuczny tłum) i momentami się w nich gubiłam.

22. The Disaster Artist: Moje życie na planie The Room, najlepszego złego filmu na świecie (Sestero Greg, Bissell Tom)

O najbardziej fascynującym złym filmie w historii kinematografii.
Książka odsłania kulisy powstania "The Room" i genezę jego najbardziej ikonicznych scen - jak się to czyta, to człowiek zaczyna podziwiać, że w ogóle udało się ten projekt doprowadzić do końca. Poza tym to też historia o cienkich granicach: o tym jak niewiele dzieli pasję od obsesji, determinację od oślego uporu, pewność siebie od narcyzmu, a także podążanie za marzeniem od oderwania od rzeczywistości. To historia o człowieku, który nie wiedział kiedy odpuścić i marzenia, które spełniło się w sposób zupełnie odwrotny od oczekiwanego. To też opowieść o przyjaźni ludzi, których niemal nic nie łączy - ujmująca, choć nie pozbawiona elementów grozy.
Niestety sporo tu niedoróbek. Zdarzają się literówki, błędnie zapisane dialogi (to notoryczny błąd), topornie brzmiące zdania, tłumacz pomylił też płeć reżysera Elii Kazana. Wpadki redakcyjne to największy mankament tej całkiem przyjemnej książki.

21. Maska Arlekina (Kowalewska Hanna)

Tym razem Matylda odkrywa tajemnice związane z zagadkową śmiercią jej ekscentrycznego męża, a przy okazji osiąga mistrzostwo świata i okolic w dziedzinie cierpliwości wobec uciążliwych nieproszonych gości.
Ta część podobała mi się jak dotąd najmniej. Przede wszystkim brakowało mi tu klimatu poprzednich części, czegokolwiek, co zostawiłoby jakieś milsze wrażenie. Pod dostatkiem było za to alkoholu, wymiotowania na kuchenne szafki, brudzenia rękopisów płynami ustrojowymi i walk psychologicznych. Całość była trochę zbyt rozwleczona, czytało mi się to męcząco i raczej nieprzyjemnie, liczę na to, że kolejne części okażą się choć trochę lepsze.

20. Sońka (Karpowicz Ignacy)

Tytułowa Sońka opowiada młodemu literatowi historię swojego życia, a on przerabia ją na sztukę teatralną.
Mam wrażenie, że ta książka to w głównej mierze popis erudycji autora, taka trochę wydmuszka, pusta, ale ładna przynajmniej z wierzchu. Ignacy Karpowicz używa tutaj wielu słów, wszystko jest bardzo przemyślane, wykoncypowane, no koronkowa robota wręcz - ale ja nie czuję, żeby miał cokolwiek ciekawego do opowiedzenia. Sama historia nie wyróżnia się niczym szczególnym, jest przy tym wyprana z jakichkolwiek emocji, a autor nie dodaje do niej niczego, poza tą wydumaną formą.

19. Nasz ostatni dzień (Silvera Adam)

O najbardziej kijowym call center w historii wszechświata.
Wyjściowy koncept jest strasznie dołujący, ale jednocześnie bardzo ciekawy, dający do myślenia i otwierający szerokie pole do dyskusji, świetnie pomyślana i bardzo dopracowana w szczegółach jest również konstrukcja fabuły. Adam Silvera pokazuje tutaj, że właściwie każda decyzja ma swoją wagę i może wpływać na zupełnie obcych ludzi, że często za bardzo przejmujemy się zdaniem innych i że tak naprawdę nigdy nie jest za późno, żeby spróbować czegoś nowego.
Moim zdaniem to najlepsza, choć też zdecydowanie najcięższa emocjonalnie (i uważam, że w paru miejscach autor trochę przesadził z dramatyzmem) z książek Adama Silvery.

18. Stan podgorączkowy (Bąkiewicz Grażyna)

Zojka stawia czoła niesprawiedliwości w szkole, tragediom rodzinnym i pogarszającej się relacji z matką.
Ta książka mnie zirytowała na kilka różnych sposobów. Po pierwsze - przez zdecydowanie zbyt dużą część książki bohaterka jest niemożliwie bierna, właściwie nic nie robi, jest wręcz patologicznie niezdolna do rozmowy z kimkolwiek o czymkolwiek, a rzeczy wokół niej po prostu się dzieją (zaczynam podejrzewać, że być może pani Bąkiewicz nie potrafi inaczej napędzać swoich fabuł, w "Melbie" było identycznie). Po drugie - mam uczulenie na postaci wrednych, manipulatorskich jaszczurek, którym wszelka podłość uchodzi na sucho, a taka akurat pełni w tutaj jedną z głównych ról. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu No i po trzecie - trochę tu za dużo (bezpodstawnego!) narzekania na współczesność - na to też jestem uczulona.
Nie jest to zła książka, ale za to niebywale frustrująca.

17. Kot Bob i ja: Jak kocur i człowiek znaleźli szczęście na ulicy (Bowen James)

Przecudna historia o kocie i jego pozytywnym wpływie na człowieka.
Mamy tu piękny przykład tego, że wystarczy mieć dla kogo żyć, żeby wszystko było jakieś lepsze, nawet kiedy deszcz pada na głowę. I że zwierzę może ofiarować równie (a być może bardziej) szczere uczucie jak człowiek. Sam Bob jest wspaniały i trudno go nie lubić. Ogółem jest to bardzo budująca książka.

16. Pejzaż sentymentalny (Siesicka Krystyna)

Dalszy ciąg losów Mady i Marcina, znanych z "Zapałki na zakręcie".
W tej najbardziej wierzchniej fabularnej warstwie Siesicka balansuje troszkę na krawędzi autoplagiatu - niemal w identyczny sposób skonstruowany był "Zapach rumianku". Niemniej sam temat ujęty jest inaczej i nacisk położony jest na inne wątki - tutaj na pierwszy plan wychodzi matka, która nie potrafi ostatecznie rozstrzygnąć czy jej niechęć do dziewczyny dorastającego syna jest uzasadniona czy też wynika z prostej zazdrości. Ogółem część pisaną z perspektywy Mady uważam za najlepszą. Za to troszkę zawiódł mnie wątek z nastoletnimi bohaterami - boli mnie to, że nikt wystarczająco dobitnie nie piętnuje absolutnie podłych zachowań. Zakończenie, jak to u Siesickiej, jest otwarte i urywa się zanim dojdzie do ostatecznych rozwiązań - ale za to, nieco przy okazji, można się dowiedzieć, jak się ostatecznie skończył "Beethoven i dżinsy".

15. Córka jest córką (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O wdowie, która chciała ponownie wyjść za mąż, ale jej córce było to bardzo nie w smak.
Moim zdaniem to jedna z lepszych książek Christie jakie miałam przyjemność czytać. Nie dość, że przedstawia ważny temat, który prawdopodobnie nigdy się nie zestarzeje, i robi to bardzo wnikliwie i z dużą dbałością o psychologię bohaterów, to jeszcze jest to ubiera to w niesamowicie wciągającą fabułę. Strasznie się wkręciłam. I chociaż nie wszystko się skończyło idealnie po mojej myśli, to jest to ogółem naprawdę świetna książka i bardzo niedoceniona.

14. Nasz chłopak (Magariel Daniel)

O ojcu i jego dwójce nastoletnich synów, którzy mieli rozpocząć nowe, wspaniałe życie, ale im bardzo nie wyszło.
Autor w ogóle nie skupia się na fabule (do tego stopnia, że jego bohaterowie nie mają nawet imion), całość składa się z pojedynczych scenek, ułożonych tak, by tworzyć efekt zaciskającej się pętli. Szkoda tylko, że książka jest aż tak krótka, a przez to wydaje się trochę powierzchowna i chwilami trudno jest zrozumieć postawę bohaterów i ich decyzje. Ta historia naprawdę aż prosiłaby się o jakieś większe rozbudowanie.

13. Dziurdziowie (Orzeszkowa Eliza)

W pewnej wsi krowy przestały dawać mleko, co jest jasnym i oczywistym dowodem na to, że zadziałała tu jakaś złośliwa wiedźma.
Mamy tu zatem opowieść o tym jak wiara w zabobony, zazdrość i ciąg niekorzystnych zbiegów okoliczności mogą doprowadzić do tragedii. Napisane jest to w stylu zaskakująco przystępnym, jak na Orzeszkową, a jednak coś mnie tu nie do końca przekonało. Moim zdaniem całość kończy się trochę za szybko - po dość długim budowaniu napięcia, w zakończeniu zabrakło mi trochę mocy, wydało mi się za mało wyraziste. Niemniej jest to z pewnością ciekawa pozycja w pisarskim dorobku Orzeszkowej.

12. Simon oraz inni homo sapiens (Albertalli Becky)

O tym, dlaczego zawsze należy się wylogowywać z poczty.
Bardzo prawdopodobne, że to właśnie takiej książki szukałam przez ostatnie cztery lata i bardzo możliwe, że jestem po prostu kiepska w szukaniu. W każdym razie, miło było dla odmiany przeczytać książkę, w której homoseksualizm bohatera nie jest przyczynkiem do wielkiego dramatu, nikt po drodze nie umiera na AIDS, a całość może się tak zwyczajnie dobrze skończyć. Wyszła z tego historia bardzo zabawna, a przy tym niegłupia i nie bagatelizująca problemu. Największy minus jaki dostrzegam, to zmieniony tytuł drugiego wydania.

11. Sprawa pięknej żebraczki (Gardner Erle Stanley)

Tym razem Perry Mason zajmuje się skomplikowaną sprawą dziedziczenia majątku, a potem jeszcze jakimś morderstwem - bo to w końcu kryminał jest.
To jest idealnie rozrywkowa książka, w sam raz na dwa wieczory: zawikłana, wciągająca intryga, genialne pomysły, zwroty akcji, sporo humoru, sympatyczni bohaterowie, zaskakujące zakończenie - wszystko tu jest jak trzeba. Taka mała rzecz, a cieszy :).

10. Góra śpiących węży (Kowalewska Hanna)

Powrót do Zawrocia, Matyldy i rodzinnych tajemnic.
Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki. Na początku trochę nie mogłam się we wszystkim połapać (zrobiłam za długą przerwę po pierwszej części), ale jak już się ogarnęłam, to bardzo mi się podobało, wciągnęłam się i tak dalej, niemniej to wszystko jest jednak jakieś strasznie nieprzyjemne. Większość bohaterów, poza nielicznymi wyjątkami, to jakieś ekstremalnie toksyczne, jadowite żmije wysysające życie z innych dla własnej rozrywki bądź innego interesu, i nawet te na pierwszy rzut oka idealne rodziny mają pełno trupów poupychanych po szafach. Natężenie negatywnych emocji trochę wybija tu poza skalę. Niespecjalnie też podoba mi się to, dokąd ta cała historia zmierza i nie wiem czy przy kolejnych częściach dam radę nad tym przejść do porządku dziennego.

9. Karty na stół (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

Ekscentryczny bogacz zaprasza czwórkę domniemanych morderców na wieczorek brydżowy, na którym sam pada ofiarą zabójstwa.
Świetny, klimatyczny początek. Potem jest trochę niestandardowo, bo na dobrą sprawę nie ma żadnych faktów, na których można by się oprzeć, jest tylko psychologia i przeczucia. Pod koniec poczułam się trochę rozczarowana - naprawdę? tylko tyle? i nawet nie będzie końcowej przemowy Poirota? - ale zakończenie okazało się rewelacyjnie wykręcone, zupełnie dałam się oszukać.

8. O melba! (Bąkiewicz Grażyna)

Siedemnastoletnia Malina na skutek zbiegu różnych okoliczności, zamieszkuje z babcią, a przy okazji odkrywa tajemnice rodzinne oraz mierzy się z bezwzględnym biznesmenem trzymającym w szachu całe miasteczko, a także z własnym konformizmem.
Ta książka mnie przez większość czasu dość mocno drażniła. Duża część akcji opiera się na tym, że bohaterowie nie są w stanie porozmawiać z nikim na żaden temat, a gdy się w końcu na to zdobywają, to zawsze im coś przeszkadza - a to dzwonek telefonu, a to tynk spadający ze ściany.

7. Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? (Kopińska Justyna)

O zabrzańskim domu dziecka prowadzonym przez siostry zakonne.
Poza szokującymi aktami przemocy ujawnionymi przez byłych wychowanków, najbardziej uderza mnie w tej książce jedna rzecz - to jak wielki pancerz ochronny stanowi przynależność do stanu duchownego. Nie można krytykować konkretnych nagannych zachowań konkretnych osób, bo jest to z automatu traktowane jak atak na kościół katolicki jako całość, a ludzie (nawet ci, którzy z urzędu powinni na takie nieprawidłowości reagować) potrafią okazać dla takich zachowań zrozumienia i szukać usprawiedliwień z łatwością, która nie miałaby miejsca w przypadku osób świeckich.

6. Kaj znów się śmieje (Gagelmann Hartmut) - powtórka

Wspomnienia autora z pracy w ośrodku dla ciężko upośledzonych dzieci, wśród których znajdował się Kaj - postrach wszystkich opiekunów.
Ta książka mi jakoś zawsze przywraca wiarę w ludzkość. Autor stara się pokazać, że dziecko, nawet ciężko chore, przede wszystkim jest dzieckiem i potrzebuje miłości, uwagi i trochę zabawy. Jego postawa pokazuje, że można przetrwać bardzo wiele trudnych i beznadziejnych momentów, podchodząc do życia z uśmiechem i cierpliwością.

5. Środek świata (Steinhöfel Andreas)

Główny bohater, nieco wyrzucony poza nawias małej lokalnej społeczności, przeżywa właśnie swoją pierwszą młodzieńczą miłość, jego siostra jest dziwna, jego matka jest dziwna, jego dziwna siostra jest w dziwnym konflikcie z jego dziwną matką, tego typu sprawy.
Ogółem wszysttko w tej książce jest dziwne, łącznie z czcionką. Jest ona też jakoś tak osobliwie skonstruowana. Zdecydowaną większość stanowią retrospekcje, natomiast niewiele w niej akcji. W posłowiu autor zdradza, dlaczego napisał ją właśnie w taki sposób i przedstawia swój klucz interpretacyjny, i przyznam, że to mi bardzo pomogło lepiej tę książkę docenić.


4. Zima Muminków (Jansson Tove)

O Muminku, który zbyt wcześnie obudził się ze snu zimowego.
Sporo tu pola do interpretacji - Muminek budzi się w zupełnie obcym świecie pełnym obcych stworzeń, które wychodzą ze swych kryjówek tylko zimą, nic nie jest takie, jak powinno być, i jest zupełnie sam, bez żadnego wsparcia. Rodzina śpi, a pozostali mieszkańcy albo mówią kompletnie obcym, albo są zbyt zajęci własnymi problemami i nie potrafią pochylić się nad cierpieniem Muminka ze zrozumieniem. Osobliwa to część, zupełnie różna od poprzednich - smutna, samotna i bardzo zimowa.

3. Lato Muminków (Jansson Tove)

Jest wielka powódź to jest, i po co drążyć temat, lepiej pobawmy się w teatr, szkoda tylko, że cukier się rozpuścił, bo kawa bez cukru jest niedobra.
Muminkowa zdolność adaptacji do dynamicznie zmieniających się warunkach życiowych, przy jednoczesnym braku skłonności do przejmowania się czymkolwiek w tej części uderza na pełnej petardzie. Ta część idealnie oddaje letnio-wakacyjną atmosferę, pełną zabaw, przygód i beztroski.

2. Pocałunek Fauna (Banach Iwona)

Historia grupy sześciorga przyjaciół, których beztroską młodość przerwał wielki dramat.
To jest absolutnie przedziwna książka. Na pierwszy plan wybija się wątek życia z piętnem ciężkiej traumy, tego, że ludzie często w swoim cierpieniu stają się strasznymi egoistami, a także tego, że często zło, które nas w życiu spotyka ma bardzo konkretną ludzką twarz, ale ta prawda może być czasem zbyt trudna do przyjęcia. Jest też wątek niespełnionego marzenia, wyidealizowanego do granic możliwości, które praktycznie uniemożliwia zbudowanie czegokolwiek. Bardzo ciekawy, choć trochę na drugim planie jest też wątek tożsamości i tego czy narodowość jest w ogóle czymś istotnym w świecie, w którym już prawie nie ma granic. Intrygujące jest też to, że bohaterce można współczuć, a jednocześnie w ogóle nie popierać jej w żadnym z jej działań.

1. Zwierciadło pęka w odłamków stos (Christie Agatha (pseud. Westmacott Mary))

O tym, że milczenie jest złotem.
W okolicach pięćdziesiątej strony wytypowałam mordercę, po czym stwierdziłam, że to rozwiązanie byłoby rozczarowująco zbyt oczywiste i poszłam kombinować bardziej. A nie było z tym wielkich trudności, bo jak zwykle mylne tropy podrzucane są na każdym kroku. No i uważam, że to jest jednak spora sztuka tak napisać kryminał, żeby przez całą książkę machać czytającemu przed nosem motywem morderstwa, tak żeby się nie zorientował, a na koniec sprzedać mu to zbyt oczywiste zakończenie z pięćdziesiątej strony tak, żeby to nie odczuł tego jako zawodu. Jest to też jedna ze smutniejszych historii w dorobku Agathy Christie.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 4914
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 32
Użytkownik: misiak297 04.01.2019 17:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Nareszcie nowa czytatka!

Zgadzam się, że to bardzo smutna historia - żal mi było zarówno sprawcy jak i ofiary. Mam wrażenie, że skupiając się na intrydze kryminalnej, łatwo zapomnieć o tym, że to są często bardzo przykre opowieści.
Użytkownik: jolekp 05.01.2019 10:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Nareszcie nowa czytatka! ... | misiak297
A postaci drugoplanowych Ci nie było żal? One też tam nie mają lekko. Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu

I od razu skorzystam z okazji i Cię zapytam, bo pewnie będziesz wiedział ;). Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Użytkownik: misiak297 05.01.2019 21:48 napisał(a):
Odpowiedź na: A postaci drugoplanowych ... | jolekp
Masz rację, tu jest więcej postaci, których się żałuje.

Z tego co pamiętam, Cherry i Jim Bakerowie już się nie pojawiają. Wszystkie pozostałe śledztwa panna Marple prowadzi poza St. Mary Mead.
Użytkownik: misiak297 10.05.2019 12:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
No patrz, a mi się tak podobało "Będę u Klary"! Ale to było pół życia temu. Ciekawe, czy dziś zmieniłbym opinię.
Użytkownik: jolekp 10.05.2019 12:46 napisał(a):
Odpowiedź na: No patrz, a mi się tak po... | misiak297
Tym lepiej dla Ciebie :). Mnie się żadna część z tego cyklu jakoś specjalnie nie podobała. Może po prostu styl pisania autorki mi nie podchodzi.
Użytkownik: jolekp 10.05.2019 22:32 napisał(a):
Odpowiedź na: No patrz, a mi się tak po... | misiak297
Aczkolwiek, gdybyś miał chęć powtarzać coś z polskiej literatury młodzieżowej, to zdecydowanie powinien to być "Język Trolli" ;)
Użytkownik: misiak297 10.05.2019 22:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Aczkolwiek, gdybyś miał c... | jolekp
:D:D:D Jest na liście powtórkowej.
Użytkownik: misiak297 02.06.2019 00:23 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
"Czarna kawa" to jedna z tych niewielu książek Christie, których nie zamierzam powtarzać. Mogę się podpisać pod Twoimi zarzutami. I mam świadomość, że to nie wina Christie, a adaptacji powieściowej właśnie.
Użytkownik: misiak297 10.07.2019 21:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
O, Rodziewiczówna! Jak do mnie wróci, mogę Ci pożyczyć "Klejnot", jeśli będziesz chciała.
Mimo wszystko z nich dwóch wolę Orzeszkową. Mniej jest patriotyczna, postaci ma przeważnie bardziej złożone.
Użytkownik: jolekp 10.07.2019 22:04 napisał(a):
Odpowiedź na: O, Rodziewiczówna! Jak do... | misiak297
Raczej podziękuję. Też wolę Orzeszkową:)
Użytkownik: misiak297 23.07.2019 13:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Chciałoby się - prawda? - wystosować taki apel: czytajmy Orzeszkową:)
Użytkownik: jolekp 23.07.2019 21:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Chciałoby się - prawda? -... | misiak297
Orzeszkowa jest świetna, jeszcze mi się nie zdarzyło nią rozczarować (ale może wszystko przede mną, w końcu dorobek literacki ma cokolwiek imponujący:)).
I zachęcona tym doświadczeniem, zaczęłam się zastanawiać nie powinnam aby dać też drugiej szansy Żeromskiemu. On jest moją największą szkolną traumą, kojarzy mi się z absolutną nudą i chyba żadnej jego książki nie dałam rady przeczytać w całości, ale może po prostu wtedy jeszcze do niego nie dorosłam?
Użytkownik: misiak297 23.07.2019 22:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Orzeszkowa jest świetna, ... | jolekp
Ja bym Cię raczej namówił na Konopnicką - choć trudno mi przebić tę Twoją niechęć do opowiadań, a ona w opowiadaniach była wybitna.

Chyba, że Ci podrzucę ze dwa na @ i sobie sprawdzisz. Co Ty na to?


Niedawno próbowałem brnąć przez "Dzieje grzechu" - szybko odpadłem.
Użytkownik: jolekp 23.07.2019 22:06 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym Cię raczej namówił... | misiak297
Myślałam raczej o "Wiernej rzece" - z tego co widziałam, ma dość dobre opinie.

Oj, no wiesz, że ja nie umiem czuć wybitności w opowiadaniach. A jak już skończę z Iwaszkiewiczem, to wyczerpię mój limit na opowiadania na najbliższe sto pięćdziesiąt cztery lata, więc raczej nie :)
Użytkownik: misiak297 26.07.2019 12:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja bym Cię raczej namówił... | misiak297
Ha! Widzę, że Konopnicka Ci się spodobała!
Masz ochotę na tę powieść "Pod prawem"?
Użytkownik: jolekp 26.07.2019 12:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Ha! Widzę, że Konopnicka ... | misiak297
Mam, ale NIE JUTRO.
Użytkownik: misiak297 26.07.2019 12:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Mam, ale NIE JUTRO. | jolekp
Ok:)
Użytkownik: misiak297 05.08.2019 21:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
No toś mnie rzeczywiście zaskoczyła:) Cukiernia pod Amorem?:)
Jeśli o mnie chodzi, nie miałem problemów z połapaniem się, kto jest kim - uwielbiam drzewa genealogiczne. Ja dałem tej części 5+, bo dawno żadna książka mnie tak absolutnie nie porwała! Dwa razy gotów byłem zarwać noc. Jeśli coś uważałem za słabsze, to wątek współczesny. O hrabinach czytałem z ogromną ciekawością.

Dziewięć lat tutaj jesteś? A myślałem, że byłaś zawsze:)
Użytkownik: jolekp 05.08.2019 21:58 napisał(a):
Odpowiedź na: No toś mnie rzeczywiście ... | misiak297
A nie miałeś podczas czytania ochoty na jagodzianki?;)

Mnie się wątek współczesny nawet podobał, sęk w tym, że było go zdecydowanie za mało i trochę blado wypadał, gdyż właściwie nic się tam nie zdążyło za bardzo zadziać, no bo przecież trzeba było wcisnąć kolejny romans na Zajezierzycach, ech - strasznie to momentami trąciło jakimś tandetnym romansidłem z dolnej półki. I cóż, moim zdaniem nie wszystko tam było koniecznie potrzebne - np. opis pobytu Wandy w klasztorze albo okoliczności śmierci Toroszyna (który sam w sobie nie jest szczególnie istotną postacią) to idealny przepis na to jak zmarnować dziesięć stron na wątek, który nikogo nie obchodzi i nie ma na nic wpływu. Niezbyt mnie też przekonały te elementy metafizyczne, jakoś tak nie do końca mi pasują do książki, która ma być kroniką rodzinną, a więc powinna być chyba w miarę realistyczna. Ale żeby nie było, że tylko marudzę - podobało mi się prawie wszystko, co się wiązało z Barbarą Zajezierską. Mam nadzieję, że druga część okaże się trochę lepsza.

Ha, tak naprawdę to chyba tylko trzy, nie wiem kiedy to zleciało:D
Użytkownik: misiak297 06.08.2019 09:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A nie miałeś podczas czyt... | jolekp
Nie miałem, bo nie przepadam za jagodziankami:)

Zupełnie inaczej to odebraliśmy - ja mógłbym pochłonąć jeszcze z 200 stron tych wątków "przeszłościowych". Wręcz patrzyłem, kiedy skończy się współczesny rozdział, żeby wrócić do tej przeszłości:)
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.08.2019 21:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Niesie Niedźwiedź tobół
już przez dziewięć latek,
a w tobołku pełno
książek i czytatek.
Życzyć więc mu pragnę -
cóż za szczęścia pełnia!-
by się bez ustanku
tobół ten dopełniał...
Użytkownik: jolekp 05.08.2019 22:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Niesie Niedźwiedź tobół ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dziękuję, to życzenie będzie chyba łatwo spełnić - są tacy, co bardzo dbają o zawartość mojego książkowego tobołka;)
Użytkownik: misiak297 03.09.2019 11:20 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Podobnie jeśli chodzi o noty wydawnicze Dolnośląskiego jest w moim wydaniu "Morderstwa w Boże Narodzenie". Cytat pochodzi z rozdziału, w którym Poirot wyjaśnia okoliczności zbrodni i w cytacie okazuje się, że jedno z kluczowych założeń było mylne... Ech.

A jeśli masz ochotę ponownie spotkać się z milionerem, to polecam "Nemezis". Tam ów milioner zza grobu zleca pannie (nie pani!) Marple wyruszenie w podróż...
Użytkownik: jolekp 03.09.2019 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobnie jeśli chodzi o n... | misiak297
No oczywiście, że panna, gdzie ja mam łeb?

To jest chyba ich stała praktyka, widziałam to jeszcze co najmniej w jednej książce, ale teraz za nic nie mogę sobie przypomnieć, w której (wydawało mi się, że to był "Niemy świadek", ale z recenzji wynika, że chyba nie).
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
Nie mam pojęcia, po co wydawnictwo robi takie rzeczy.
Użytkownik: misiak297 03.09.2019 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: No oczywiście, że panna, ... | jolekp
Chodziło Ci o "Próbę niewinności":)
Użytkownik: misiak297 16.09.2019 15:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Jednak 4+ dla "Niebotycznych..."? Była piątka!:p
Użytkownik: jolekp 16.09.2019 16:00 napisał(a):
Odpowiedź na: Jednak 4+ dla "Niebotyczn... | misiak297
Matko, ale mnie tu śledzą:P
Ja tę ocenę zmieniam w tę i z powrotem, bo się nie mogę zdecydować. No bo nie powiem, że to zła książka, ale im dalej w las tym bardziej miałam dość tych bohaterów i było to ogólnie dość nieprzyjemne w odbiorze. I dalej nie wiem jaka ocena będzie bardziej adekwatna.
Użytkownik: misiak297 16.09.2019 17:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Matko, ale mnie tu śledzą... | jolekp
Jak dla mnie książka, która wywołuje takie emocje, to bardzo dobra książka:)
Użytkownik: misiak297 24.10.2019 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Aj, aj, aj, a zapowiadało się tak interesująco:( I tak dobrze, że odgrzebałaś tą nieznaną Orzeszkową. Zamawiam pożyczankę (ale na kiedyś). Na półce czeka jeszcze na mnie "Pan Graba" - i sądzę, że to akurat będzie coś bardzo dobrego.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 05.11.2019 22:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Masz rację, Niedźwiadku, że Whiteoakowie się rozkręcą - moim zdaniem w sposób znacznie ciekawszy, niż Zajezierscy i spółka (nie jesteś jedyną osobą, której nie zachwyciła "Cukiernia pod Amorem"- wrażenia mam podobne jak Ty, po drugą serię na pewno nie sięgnę, bo czasu szkoda). Po ocenach tego może nie widać, ale podejrzewam, że gdybym ten cykl dziś czytała - albo nawet nie dziś, tylko krótko po Whiteoakach - to pewnie każdy tom miałby o jakieś pół oceny niżej...
Słabością "Budowy Jalny" jest to, że jako tom dopisywany wstecznie po kilkunastu latach, zawiera pobieżny skrót wydarzeń. Więcej fajnych postaci pojawi się dopiero, gdy podrosną dzieci Adeliny, a im dalej, tym ciekawiej, chociaż będą też historie trochę mniej dynamiczne.
Użytkownik: misiak297 06.11.2019 08:10 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz rację, Niedźwiadku, ... | dot59Opiekun BiblioNETki
Podbijam:) Cierpliwości, tak do 4 tomu:) Siłą tego cyklu są postaci - cudownie zbudowane. Ale te dopiero dobrze poznasz, bo to głównie chodzi o wnuki Adeliny i Filipa.
Użytkownik: misiak297 15.12.2019 17:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Nowy rok, nowy niedźwiedź... | jolekp
Niewątpliwie umiesz robić niespodzianki:)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: