Dodany: 03.01.2019 13:00|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Gdy ktoś wie, czego wiedzieć nie może…


Coraz liczniejsze są głosy optujące za odchudzeniem listy lektur obowiązkowych i/lub zastąpieniem pozycji najstarszych i najobszerniejszych – których uczniowie i tak czytać nie chcą, zamiast nich sięgając po kilkunastostronicowe bryki, gdzie w dodatku nie ma trudnych wyrazów – czymś bardziej dopasowanym do mentalności współczesnej młodej generacji. A przecież dotyczy to jedynie garstki najpopularniejszych pozycji, w większości należących do klasyki rodzimej. Jeśliby nawet i takie utwory miały pójść w zapomnienie, cóż dopiero czekałoby dzieła autorów mniej znanych lub pochodzących z któregokolwiek innego kraju! Bo skoro to nie dość, że stare, to jeszcze obce… Na szczęście na razie nie musimy się tego obawiać; choć od literatury współczesnej, niekoniecznie najwyższego lotu, uginają się księgarskie półki, to i klasykę od czasu do czasu ktoś wznowi, i to nie tylko tę najbardziej popularną, zajmującą miejsca we wszystkich rankingach w rodzaju „stu najważniejszych dzieł w historii literatury”, ale i taką, o której podręczniki wspominają jedynie na marginesie. Na przykład „Wiecznego męża” Fiodora Dostojewskiego, którego przyćmiły sławą „Zbrodnia i kara”, „Biesy”, „Idiota”, „Bracia Karamazow”, „Wspomnienia z domu umarłych”. Utwór ten zaliczano zwyczajowo do opowiadań i wcześniej nie wydawano go samodzielnie. Ale 160 stron formatu A5, stosunkowo drobną czcionką, to już objętość całkiem predysponująca do samodzielności i do zmiany kategorii (za powieści uznaje się także np. „Księżyc zaszedł” Steinbecka i „Obcego” Camusa, liczące sobie odpowiednio sto dwadzieścia kilka i sto trzydzieści kilka stron). Klasyfikacja nie jest jednak rzeczą tak istotną; bardziej nas interesuje to, czy utwór napisany przed niemal stu pięćdziesięciu laty może jeszcze przemówić do współczesnego czytelnika.

Na scenę jako pierwszy wychodzi niejaki Aleksy Iwanowicz Wielczaninow, petersburski mieszczanin, żyjący w stanie kawalerskim i utrzymujący się najwyraźniej z jakichś sum spadkowych (o które się cięgiem procesuje, ale nie to jest dla fabuły najważniejsze), „człowiek, który już swoje przeżył, (…), niemłody, lat trzydziestu ośmiu lub nawet trzydziestu dziewięciu”[1]. Ów niegdyś światowy człowiek pogrąża się obecnie w jakimś dziwnym pomieszaniu melancholii z natręctwem myśli: prześladują go wspomnienia rozmaitych przykrych zdarzeń, „jakby z umyślnie przygotowanym przez kogoś, zupełnie nowym i nieoczekiwanym punktem widzenia faktów”[2], wzbudzając niespodziewane „łzy skruchy i samooskarżenia”[3]. Miałbyż w tych wszystkich sytuacjach być nie pokrzywdzonym, lecz tym, który krzywdził? I jeszcze na dodatek zaczyna spotykać w miejscach publicznych „jakiegoś pana z krepą na kapeluszu”[4], który, jak mu się zdaje, jakoś dziwnie nań spogląda. Obecność tego ni to znajomego (bo skąd miałby go znać?), ni to obcego (ale skoro obcy, to czemuż tak patrzy?) osobnika drażni Wielczaninowa tak niepomiernie, że gotów mu przypisać najniecniejsze intencje; nazywa go w myślach szelmą, kanalią, szpiclem, na jego widok spluwa z irytacją, a podświadomość podpowiada mu w koszmarnym śnie, że byłby zdolny posunąć się i do fizycznej agresji… I oto ów żałobnie przyodziany mężczyzna zjawia się w jego mieszkaniu – w środku nocy, najwyraźniej pod wpływem alkoholu, choć temu zaprzecza – a Wielczaninow rozpoznaje w nim niejakiego Pawła Pawłowicza Trusockiego, z którym (a jeszcze dogłębniej z jego małżonką) zawarł znajomość przed laty, gdy okoliczności zmusiły go do dłuższego pobytu w odległym mieście. To właśnie Trusocki jest tytułowym „wiecznym mężem”, który to, zdaniem Wielczaninowa „ożeniwszy się – natychmiast musi stać się tylko dodatkiem do swojej żony (…). Nie być rogaczem (…) nie może (…), jednakże on nie tylko o tym nigdy nie wie, ale z natury rzeczy nigdy nie może się nawet dowiedzieć”[5]. Chwilowo jednak niczyim mężem nie jest, bo Natalia Wasiliewna niedawno padła ofiarą suchot, choroby nieoszczędzającej nawet najzamożniejszych. Po co właściwie przybył do Petersburga? Powiada, że ma zamiar zabiegać o „przeniesienie do innej guberni i na inną posadę, ze znacznym awansem”[6], ale Wielczaninow ma wrażenie, że jeszcze coś się za tym wszystkim kryje. Nie musimy dodawać, że się nie myli…

Czy ta historia sprzed półtora wieku ma szanse uwieść dzisiejszego czytelnika, przyzwyczajonego już do znacznie mniej rygorystycznego spojrzenia na kwestie wierności małżeńskiej i trwałości związków? No, dobrze, uwieść może nie, bo po Dostojewskim raczej nigdy nie należało się tego spodziewać, to nie ten rodzaj pisarstwa, który oczarowuje klimatem, zachwyca finezją sformułowań, buduje postacie, z którymi gotowiśmy się od razu zaprzyjaźniać – ale w takim razie czy zdoła poruszyć, skłonić do przemyśleń, a przy tym nie zmęczyć nadmiernie archaicznym językiem? No, cóż, powiedzmy sobie: to nie jest proza lekka, łatwa i przyjemna, nie tyle nawet z racji podjętego w niej tematu, ile z uwagi na konstrukcję postaci, bo choć i Trusockiemu, i Wielczaninowowi można współczuć – każdemu z nieco odmiennej przyczyny – to żadnego z nich raczej nie sposób polubić, jako że zdają się składać z samych cech negatywnych. Tak to już jest, że jeden autor wybiera z otaczającej go rzeczywistości i przenosi do wykreowanego na papierze świata niemal wyłącznie to, co smutne, mroczne, odstręczające i trudne do zrozumienia, inny koncentruje się na wyłapywaniu absurdów i śmiesznostek, inny jeszcze zdaje się patrzeć na podmiot swej twórczości przez całkiem różowe okulary; jak się możemy domyślić, Dostojewski nie był reprezentantem ani drugiej, ani trzeciej z tych strategii. Jeśli jesteśmy w stanie to zaakceptować, jeśli nie odstręcza nas gęsta, duszna atmosfera wydarzeń, to nie będzie już dla nas problemem ani język (oddany przez Juliana Tuwima tak, by był zrozumiały dla czytelników z połowy ubiegłego wieku), ani wyekstrahowanie z tej smutnej w gruncie rzeczy opowieści prawdy o ludzkiej naturze…

[1] Fiodor Dostojewski, „Wieczny mąż”, przeł. Julian Tuwim, wyd. MG 2018, s. 7.
[2] Tamże, s. 10.
[3] Tamże, s. 12.
[4] Tamże, s. 15.
[5] Tamże, s. 37.
[6] Tamże, s. 25.

Ocena: 4,5/6

Autor: Fiodor Dostojewski
Tytuł: Wieczny mąż
Przekład: Julian Tuwim
Wydawnictwo: MG 2018
Liczba stron: 160

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 461
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: