Dodany: 25.12.2018 23:10|Autor: meerkat

Nie jesteśmy Indiotami


Zajdel. Skuszony nazwiskiem postanowiłem popróbować wreszcie rodzimej twórczości fantastycznej. Dotąd podchodziłem do niej raczej nieufnie, zniechęcony drewnianym językiem, naiwną fabułą czy wreszcie brakiem sensownych pozycji.

A tu proszę, błąd! Czyta się dobrze, nawet bardzo dobrze. Mimo upływu lat słownictwo nie razi, pojedyncze anarchizmy w rodzaju wciąż obecnej pomimo upływu setek lat klasycznej telewizji czy ogólnego braku urządzeń, którymi dziś się posługujemy, są całkowicie wytłumaczalne i pomijalne, przyćmiewa je bowiem sama wizja przyszłości, obserwowanej, jak to często bywa, oczyma zewnętrznego widza, niezaangażowanego w wydarzenia, pozbawionego znajomości historii i przez to dziwiącego się wszystkiemu i wszystkim.

Oto na Ziemię wraca zagubiona ekspedycja kosmiczna, wysłana dwieście lat wcześniej w celu eksploracji Kosmosu i odkrycia obiecujących planet, zdatnych do kolonizacji. Misja, obliczona na kilka zaledwie dekad, pochłonęła ich znacznie więcej z powodu awarii napędu. Dlatego dzielni kosmonauci zmierzający na ojczystą planetę odbierają tajemniczy komunikat z Księżyca, w którym dowiadują się, że Błękitna Planeta przestała się nadawać do życia, a ludzkość umknęła na Srebrny Glob, aby tam doczekać odmiany sytuacji.

Bohaterowie dość mają jednak tajemniczości i półsłówek księżycowego ludu, który okazuje się żyć w totalitarnym rygorze, dalekim od powszechnej szczęśliwości. Decydują się posłać jednego spośród nich, aby wybadał sytuację na ojczystej planecie. I tak zaczynają się perypetie w krainie, która miejscami przypomina jakby "Podróż dwudziestą czwartą" Ijona Tichego, na poły zaś trąci "Fazą Najwyższego Rozwoju". Obie te dystopijne w samej rzeczy wizje dzielą z "Cylindrem..." wspólną cechę, jaką jest obraz rozkładu społeczeństwa, którego wszystkie podstawowe potrzeby zostały zaspokojone i które okazuje się nieudanym eksperymentem mającym w zamierzeniu wieść ku lepszej ludzkości, w rzeczywistości jednak prowadzącym ją na samo dno degeneracji. I stąd tytuł recenzji - albowiem podczas lektury cały czas żywi się pewną nadzieję, że ludzkość nie okaże się jednak Indiotami, którzy sami na siebie bat ukręcili, ciągnąc tłumnie ku zgubie.

A tytułowy cylinder? Niesamowite urządzenie, chociaż bez niego ta historia byłaby równie interesująca.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 254
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: