Dodany: 25.12.2018 19:57|Autor: misiak297

Książka: Mansfield Park
Austen Jane

3 osoby polecają ten tekst.

Świat Mansfield Park drży w posadach


Muszę przyznać, że trochę obawiałem się powrotu do „Mansfield Park”. Jest to ta powieść Jane Austen, którą, zdaje się, czytelnicy darzą najmniejszym entuzjazmem. Narracja nie jest tak żywa jak zazwyczaj u tej autorki, brakuje jej lekkości, główna bohaterka raczej mdła, wątek miłosny nieprzekonujący, a całość solidnie przegadana. Z pierwszej lektury – a zajrzałem do Mansfield Park przed kilkunastu laty – pozostało mi wrażenie znudzenia, brnięcia, tkwienia w klaustrofobicznym świecie, którego – pomimo wstępu tłumaczki – nie mogłem do końca zrozumieć. A jak udało się spotkanie z bohaterami „Mansfield Park” po latach?

Sytuacja wyjściowa jest bardzo ciekawa. Niczym w baśni, były sobie trzy siostry - panny Ward - które niedługo już miały być pannami. Średniej, Marii, się poszczęściło – zdobyła serce sir Thomasa Bertrama z Mansfield Park w hrabstwie Northampton. Jednak tylko jej przypadło w udziale właśnie takie szczęście, bo jak pisze Austen (i jest to cudne zdanie, które mogłoby konkurować ze słynnym początkiem „Dumy i uprzedzenia”): „liczba majętnych mężczyzn na tym świecie nie dorównuje liczbie pięknych kobiet, które na nich zasługują”[1]. Najstarsza siostra z praktyczności wyszła za pastora Norrisa, zaś młodsza imieniem Frances wyszła za mąż wbrew woli rodziny za jak najdalszego od majątku oraz właściwych koneksji porucznika marynarki, pana Price’a i tym samym znalazła się na marginesie społeczeństwa, do tego w wielkiej biedzie. Jak widać panny Ward po swoich mariażach żyły długo, ale niekoniecznie szczęśliwie.

Do imponującego dworu przyjeżdża najstarsza córka Price’ów – dziesięcioletnia Fanny, którą rodzina Bertramów zdecydowała się przygarnąć, aby ulżyć jej matce, obdarzonej całkiem sporą gromadką. Cóż, w tym dobrym uczynku sir Thomasa kryje się – zrozumiałe jak na tamte czasy – krzywdzące drugie dno. Przecież Fanny i choćby jej kuzynki – Maria i Julia – „znakomicie wykształcone we wszystkich dziedzinach z wyjątkiem charakteru”[2], nie mogą być sobie równe, absolutnie. Początki Fanny w posiadłości wujostwa nie są pomyślne. Jest przerażona wspaniałością dworu, onieśmielona względem lepiej wychowanych kuzynek, zgnębiona, tęskni za rodziną, a zewsząd słyszy, że powinna być wdzięczna. Lata mijają. Fanny nabywa ogłady, nadrabia braki w wykształceniu, a swoją spolegliwością i życzliwością ujmuje niemal całe otoczenie. Trzyma się utartych zasad, które można sprowadzić do tej wypowiedzianej przez ciocię Norris: „gdziekolwiek się znajdziesz, masz być ostatnią i najskromniejszą”[3]. Inaczej mówiąc, Fanny przystaje do rodziny Bertramów, ale ma świadomość, że tak naprawdę nigdy nie będzie jej pełnoprawnym członkiem. Nic dziwnego, że w chwili żalu – gdy okazuje się, że poukładany świat może się nieoczekiwanie rozpaść – stwierdza: „Nigdy się nie stanę ważna dla nikogo”[4].

A tymczasem idzie nowe i nad rzeczywistość Mansfield Park – której niezłomne trwanie wyznaczają kolejne obowiązki, moralne nakazy i zakazy, dobre maniery, dobre przekonania i zasady – nadciągają chmury. Reprezentantami „nowego” stają się Henry i Mary Crawfordowie, rodzeństwo z Londynu. On jest niepięknym, ale niepozbawionym też uroku bawidamkiem. Ona to pełna temperamentu istota, mająca w sobie pewną nowoczesną brawurę. Ich pojawienie się – a jednocześnie zniknięcie z horyzontu sir Thomasa, autokratycznego strażnika starego porządku – sprawia, że zmieni się układ sił, a zasady i moralność będą notorycznie naginane. Fanny Price – niezłomna w swych przekonaniach – jest za słabym filarem, aby utrzymać dawne reguły. To nie może skończyć się dobrze.

Starałem się podejść do „Mansfield Park” zupełnie bez uprzedzeń – i muszę przyznać, że obecna lektura okazała się bogatsza, bardziej satysfakcjonująca. Oczywiście, Fanny Price nie jest bohaterką tej siły co Elżbieta Bennet, Emma Woodhouse czy nawet Anna Eliot. Nie dorównuje też swoim powieściowym towarzyszkom – niezwykle barwnej, inteligentnej Mary Crawford czy bezkompromisowej Marii. Trudno też polubić bohaterkę, którą cechuje „heroizm pryncypialności”[5], zawsze właściwe postępowanie. Jednak tym razem starałem się ją zrozumieć. Nie miała w sobie siły buntowniczki, umieszczona w obcym środowisku, w którym przypominano jej – odwołajmy się znów do niezawodnej w swoich złośliwościach pani Norris - „kim i czym ona jest”[6], nie mogła się w nim odnaleźć – i być może jej bronią stała się cnotliwość absolutna połączona ze swoistą niewidzialnością (Fanny najbardziej lubiła siedzieć w milczeniu, bez zwracania na siebie uwagi). Tak jakby chciała zapracować sobie na uznanie (jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że to przegrana inicjatywa – ona nie jest na równych prawach w Mansfield Park, a nie pasuje już także do rodzinnego Portsmuth, do biednej rodziny alkoholika). Psychologicznie może być to prawdopodobne, biorąc pod uwagę czasy, w których żyła Austen. Najciekawsza Fanny staje się wtedy, gdy tę jej świętość przełamują emocje – na przykład zazdrość o skądinąd darzącą ją sympatią Mary Crawford, żal, że własne zasady nie pozwalają jej na uczestnictwo w czymś zakazanym, co prowadzi do wykluczenia. Tak jest w sytuacji z wystawieniem niemoralnej sztuki w zaimprowizowanym domowym teatrze, czemu Fanny zdecydowanie się sprzeciwia. W rezultacie nikt o nią nie dba:

„Wszyscy wokół byli weseli, zajęci, zadowoleni, bardzo ważni, każdy miał swoje zainteresowanie, swoją rolę, kostium, ulubioną scenę, przyjaciół i sprzymierzeńców, wszyscy zaprzątnięci byli naradami i porównaniami albo znajdowali rozrywkę w wesołych żartach. Ona jednak była smutna i nic nie znacząca; nie miała w niczym udziału; równie dobrze mogłaby iść, jak zostać, pozostawać wśród ich wrzawy albo od niej uciec do samotności we Wschodnim Pokoju, a nikomu by jej nie zabrakło i nikt by jej odejścia nie zauważył. Niemal uważała, że już lepsze wszystko, byle nie to”[7].

Fanny nie jest może aż tak ciekawa jak wyżej wspomniane panie, ale też nie jest tak jednoznaczna jak dziś chce to widzieć wiele czytelników. Dużo nudniejszą postacią jest partnerujący jej Edmund, kolejny istny wzór do naśladowania. Ma on w sobie coś fanatycznego, zakłamanego. Często nieświadomie nagina powinności dla własnej wygody.

Samo „Mansfield Park” nie tak znowu bardzo wyróżnia się od innych powieści Austen. Na pewno więcej tu dramatyzmu niż w pozostałych, a całość jest poważniejsza w tonie. Nie znaczy to jednak, że autorka „Perswazji” całkiem zarzuciła wyróżniający ją ironiczny humor w przedstawianiu sytuacji i portretowaniu postaci. Flegmatyczna pani Bertram zainteresowana wyłącznie swoim mopsem i swoim lenistwem, czy pani Norris – o! zwłaszcza ona, skąpa, złośliwa, acz zręczna manipulatorka – to prawdziwe majstersztyki. Austen tak podsumowuje machinacje i sknerstwo pastorowej:

„Była bardzo ofiarna, jeśli jej wkład ograniczał się do chodzenia i gadania, i nikt lepiej od niej nie umiał nakłaniać innych do hojności, lecz podobnie jak lubiła rządzić, lubiła swoje pieniądze i równie dobrze potrafiła oszczędzać własne, jak wydawać cudze”[8].

W tej powieści nie zabrakło też właściwych Austen ironicznych komentarzy:

„Uroda panny Crawford nie zaszkodziła jej w oczach panien Bertram. Były same zbyt ładne, by okazywać innej kobiecie niechęć z powodu jej piękności, podobnie więc jak bracia, zachwycały się jej żywymi, ciemnymi oczyma, śniadą, piękną karnacją i wdzięczną postacią. Gdyby była wysoką, pełną blondynką, może stanowiłaby większe zagrożenie, ale ponieważ była, jaka była, porównanie nie wchodziło w grę i uznana została za niezaprzeczenie słodką, ładną panienkę, podczas gdy one były najpiękniejszymi młodymi kobietami w całym hrabstwie”[9].

A oto kulisy zaręczyn pana Rushwortha z Marią Bertram:

„Pan Rushworth od pierwszej chwili był pod wrażeniem urody Marii Bertram, a że chciał się żenić, wyobraził sobie, że jest zakochany. Był to ociężały młody człowiek, obdarzony zdrowym rozsądkiem, ale niczym więcej; ponieważ jednak figurę i maniery miał dobre, młoda panna rada była z dokonanego podboju. Maria Bertram w dwudziestej pierwszej wiośnie życia zaczęła uważać zamążpójście za obowiązek, ponieważ zaś małżeństwo z panem Rushworthem pozwoliłoby jej cieszyć się większymi dochodami niż dochody ojca i zapewniło dom w Londynie, co było teraz głównym celem, uznała, kierując się tym samym moralnym nakazem, że jej oczywistym obowiązkiem jest wyjść za pana Rushwortha, jeśli to możliwe. Pani Norris gorliwie popierała projekt tego związku, nie zaniedbując najmniejszej wzmianki czy posunięcia, które mogłyby obu stronom unaocznić jego zalety. Między innymi postarała się zawrzeć znajomość z matką młodego człowieka, która mieszkała z synem, i nawet zmusiła lady Bertram do złożenia przedpołudniowej wizyty pani Rushworth, w którym to celu zacna dama musiała odbyć dziesięciomilową podróż po nie najlepszej drodze. Między panią Norris a panią Rushworth szybko doszło do porozumienia. Pani Rushworth przyznała, że pragnie, by młody człowiek się ożenił, i oświadczyła, że ze wszystkich młodych panien, jakie spotkała w życiu, starsza panna Bertram, dzięki miłemu usposobieniu i nabytym kunsztom, najlepiej nadaje się do tego, by uszczęśliwić jej syna. Pani Norris przyjęła ten komplement i podziwiała subtelną wrażliwość osoby, która tak dobrze umie dostrzec czyjeś zalety. Maria jest istotnie dumą i radością całej rodziny - panna bez wad - anioł prawdziwy; otacza ją, rzecz jasna, tłum wielbicieli, trudno jej będzie dokonać wyboru, ale jeśli ona, pani Norris, może sobie pozwolić na wyrażenie opinii po tak krótkiej znajomości, pan Rushworth wydaje się mężczyzną, który ma największe szanse, by na Marię zasłużyć i zdobyć jej uczucie.
Po przetańczeniu odpowiedniej ilości tańców na odpowiedniej ilości balów młoda para dowiodła słuszności tych opinii i, po zwróceniu się, jak przystało, do nieobecnego sir Thomasa, zawarto zaręczyny ku zadowoleniu obu rodzin oraz wszystkich obserwatorów z sąsiedztwa, którzy już od wielu tygodni wiedzieli, jak bardzo korzystne byłoby małżeństwo pana Rushwortha z panną Bertram. Przyzwolenie sir Thomasa mogło nadejść dopiero za kilka miesięcy, ale że nikt nie wątpił, iż baronet będzie szczerze rad z tego związku, obie rodziny przebywały ze sobą często i nikt nie starał się trzymać sprawy w sekrecie prócz pani Norris, która mówiła o niej wszędzie jako o czymś, o czym jeszcze mówić nie należy”[10].

Mimo wielu akcentów humorystycznych „Mansfield Park” wydaje się powieścią w gruncie rzeczy smutną. Choć czy za taką mogła uchodzić w czasach Jane Austen? Przecież ona opisywała rzeczywistość. Drogi do szczęścia kobiet w tej powieści – Fanny Price, Marii i Julii Bertram, Mary Crawford – są różne. To bierne czekanie na odmianę losu, wyrachowanie, zdrowy rozsądek, ale też naruszenie zasad (a to ma swoją cenę!). A to wszystko dzieje się w dobie, kiedy stary porządek jest już skostniały i raczej więzi jak sztywny gorset, a nowy dopiero zapowiada swoje najście.

Cóż, „Mansfield Park” to książka, z którą niewątpliwie warto się zmierzyć.

I na koniec mała dygresja – rozpocząłem już kolejną literacką przygodę, tym razem ze współczesną powieścią psychologiczną. Bardzo sprawnie to napisane, ale brakuje subtelności charakterystycznej dla dziewiętnastowiecznej prozy, pięknej, wyrafinowanej frazy narzucającej pewne czytelnicze wymagania, drugiego dna, które pozwala dostrzec dopiero uważne czytanie. Tęsknię za „Mansfield Park”. Takie bywają skutki obcowania z klasyką!

[1] Jane Austen, „Mansfield Park”, tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, Prószyński i Ska, 2003, s. 11.
[2] Tamże, s. 27.
[3] Tamże, s. 214.
[4] Tamże, s. 33.
[5] Tamże, s. 256.
[6] Tamże, s. 148.
[7] Tamże, s. 159-160.
[8] Tamże, s. 16.
[9] Tamże, s. 49.
[10] Tamże, s. 45-46.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 749
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: porcelanka 03.01.2019 17:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Muszę przyznać, że trochę... | misiak297
Bardzo ciekawa recenzja - muszę powtórzyć sobie "Mansfield Park" w tym roku ;)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: