Dodany: 09.12.2018 00:59|Autor: Czytam duszkiem

Agnieszka Korol "Zamczysko"


„Z popielnika na Wojtusia iskiereczka mruga, chodź, opowiem ci bajeczkę, bajka będzie długa…”
Dawno, dawno temu, za górami, za lasami było sobie królestwo Maksmalii, gdzie żyli sobie dobry król i piękna królowa… tak w bardzo dużym skrócie można by zacząć snuć opowieść o „Zamczysku” – ostatniej baśniowej powieści pióra Agnieszki Korol.
Agnieszka Korol to autorka ciepłych historii o smokach (przyjaźnią się z nimi głównie najmłodsi, lecz ja również jestem ich entuzjastką), powieści sensacyjno-obyczajowej „Listy z jeziora”, a także scenariuszy teatralnych i filmowych. Jednak tym razem Korol prowadzi nas za mury wiekowego i ogromnego zamczyska, które swe korzenie zapuściło głęboko w skalnej opoce. Tkwi tam i obrasta w kolejne plastry historii nieprzerwanie od wiek wieków. (Hm, co najmniej od czasów 26 władców, bo miłościwie panujący król nosi chwalebne miano Euzebiusza XXVII.) Po omszałych kamiennych ścianach pnie się roślinność, otaczając podstawę murów pędami splątanych łodyg i kolczastych pędów, czyniąc ją tym samym jeszcze bardziej niedostępną dla nieproszonych gości. Na szczyt, do samego wnętrza tego starego i rozłożystego molocha, wiedzie tylko jedna kręta droga. A trzeba Wam wiedzieć, że zamczysko jest tak niepomiernie olbrzymie, iż nie każdemu z jego mieszkańców było dane poznać wszystkie kąty kasztelu. Gdy przekraczamy po raz pierwszy progi tego wyimaginowanego świata, jego mieszkańcy gotowią się właśnie do ceremonii zaślubin swego króla z …
Autorka podszyła tę harmonijnie płynącą opowieść nicią baśniowego kolorytu. Dziewczęco młoda dusza Agnieszki Korol świetnie czuje się w klechdowych klimatach, stąd znajdziemy tu precyzyjnie poprowadzoną kompozycję przewodnią fabuły z paroma zaledwie zarysowanymi tematami pobocznymi. Ten zabieg nie rozprasza nadmiernie naszej uwagi i łatwo podążamy za tokiem opowieści. Natomiast nie poskąpiła nam autorka ilości bohaterów z przeglądem funkcji klasycznego dworu. I tak mamy tu począwszy od najwyższej kadry zarządzającej – mądrego, acz stareńkiego króla i niemniej mądrą, a zarazem piękną królową, poprzez personel średniego szczebla, np. kanclerza, rycerskiego dowódcę straży, szarmanckiego barona, aż po specjalistów mocno sprofesjonalizowanych, jak np. czarownica, czyli wiedźma, która wie, jak leczyć, o kucharzach, szewcu czy dziewce kąpielowej nie wspominając, a także fachowców do zadań mocno specjalnych, np. królewskiego błazna czy nadwornego kata ze swym oprzyrządowaniem do zadawania tortur. Bez obaw, autorka unika tak popularnych ostatnimi czasy motywów przemocy i agresji. Prowadzi nas wprawdzie do katowskich kazamatów, mrocznych, wilgotnych i pełnych niepokojących cieni snujących się z okopconych łuczyw, lecz na tym ledwo dostrzegalnym przedsmaku panującej tam atmosfery poprzestaje.
Postaci są naszkicowane jednoznacznie i jasno. Mówiąc językiem graczy, karty leżą na stole od samego początku. Ale nie dajmy się zwieść czarno-białym scenariuszom, ponieważ fakt, że charaktery są zarysowane wyraźnie nie oznacza, że od razu poznajemy role bohaterów, bo te akurat autorka odsłania dopiero na samym końcu. Zawiązana intryga rozwija się niespiesznie, stopniowo dołączają do niej kolejni uczestnicy i dopełniają ją swoimi pragnieniami, osobistymi interesami i animozjami. Bo gdy król jest w bardzo sędziwym wieku, to niemal pewne jest, że wkrótce zostanie po nim scheda do podziału, a w tej schedzie nie o byle jakie dobra rzecz idzie, lecz o władzę nad całą Maksmalią. Dlatego chętnych, by stanąć w szranki (z otwartą lub nie przyłbicą) w tymże turnieju nie brakuje, a sekundują im pomniejsi mieszkańcy zamczyska.
Walki i intrygi toczą się w komnatach, wszakże o wiele lepiej nadają się do tego kręte i smętne korytarze – zawiłe ścieżki, na których można się pogubić, poprzecinane kaskadami schodów. Do tego dochodzą ustronne zakamarki idealne do szpiegowania. Wewnętrzne arterie stanowią niejako szkielet zamczyska, to one najczęściej tworzą tło dla rozgrywających się scen. Raz żwawo prowadzą w górę do baszt i wież o wymownych nazwach Wieża Skrzatów czy Baszta Zaginionej Sowy. Innym razem wężowo wiją się do posępnych podziemi, często przez gąszcz nieznanych nikomu zapadni, przesuwnych ścian uruchamianych wymyślnymi mechanizmami, ukrytych przejść. Ten labirynt rozrasta się i pęcznieje, wydaje się pulsować własnym życiem, a swoimi odnogami wymyka się aż poza mury zamczyska.
Cóż ciekawego oprócz samej możliwości zdobycia władzy i bogactwa pozostałoby z życia zamkowego, gdyby nie dworskie przyjemności? Gościmy tu więc na wystawnym monarszym weselu, obserwujemy chrzciny królewskiego syna, jesteśmy świadkami audiencji lenników, tak więc pląsów i salonowych swawoli, jak przystało na przykładne życie na prawdziwym zamku, nie brakuje. Tanecznicy występują w strojnych garderobach, łaskoczących oczy skrzącą barwą o wzorzystych i najczęściej zwierzęcych motywach. Koniecznie są to więc dostojni przedstawiciele symbolizujący w przyrodzie określone atrybuty, nie brak tu lwów, orłów i tygrysów. Ależ to działa na wyobraźnię! W psotnych psikusach i figlach prym oczywiście wiedzie nadworny błazen o wyjątkowym imieniu Bąkajło (zarazem urokliwie tkliwy w swej miłości do wybranki). Jednak humorystycznych scen znajdziemy w „Zamczysku” więcej. Autorka nie oszczędziła nawet najwyższego majestatu, określając Jego Wysokość Euzebiusza XXVII podczas cudownej kąpieli w bąbelkowej pianie „najjaśniejszym i najbardziej namydlonym królem”.
Baśniowa fabuła nie byłaby kompletna bez wątku z pogranicza czarów i magii. Należy więc obowiązkowo wspomnieć o czarownicy Acharze i magu Warzęsze. Jedno warzy zioła, drugie para się wróżbiarstwem. Każde z nich dysponuje szklaną kulą, jaki jednak czyni z niej użytek i co z tego wyniknie, pozna tylko cierpliwy czytelnik, bo akcja kluczy do samiutkiego finału.
Niewątpliwie wpływ na skalę doznań z przyjemności czytania „Zamczyska” ma także język, jakim opowieść się toczy. Zgodnie z prawidłami baśni mamy tu prosty styl z niezawiłą składnią. Autorka ubogaca go ot choćby osobliwymi nazwami przyznawanych orderów, np. order Pogromcy Obłoków. Są także sympatyczne zdrobnienia dla podkreślenia relacji między rozmówcami. Pisarka sięga także po archaizmy i słownictwo dawne, by delikatnie podstylizować tekst i nadać mu posmaku z epoki bajek i smoków. Robi to na tyle dyskretnie, że przekaz nie traci dla czytelnika na zrozumieniu, a zyskuje malowniczości niegdysiejszych czasów.
Całości dzieła dopełnia estetyczna okładka z wyłaniającym się spod warstwy ciężkich ołowianych chmur tytułowym zamczyskiem na szczycie stromego wzgórza. Pierwsze skojarzenie poprowadziło mnie w tematy rodem z horroru. Omyliłam się, gdyż akurat oznak tego gatunku literackiego tu nie znajdziemy. Na stronie tytułowej witają nas subtelne ozdoby roślinne przypominające arabeski, a duża czcionka i przyjazne przestrzenie między wierszami dbają o wzrok podczas zagłębiania się w lekturę na kolejnych już stronach.
„Zamczysko” Agnieszki Korol to baśniowa powieść kierowana do starszej młodzieży i dorosłych czytelników. Mamy tu szczęśliwe i sprawiedliwe zakończenie, gdzie dobro pokonuje zło, mamy uniwersalne miejsce i czas akcji, mamy w końcu nieskomplikowaną fabułę. Dla urozmaicenia dostajemy wątek miłosny tudzież sensacyjno-kryminalny. Autorka przez całą fabułę trzyma czytelnika w niepewności i niewzruszenie nie zdradza ani rąbka tajemnicy, aż dopiero w ostatnim rozdziale odsłania przed nami pełnię powiązań. „Zamczysko” oferuje wszystko, czego nam trzeba, by skryć się przed szorstką codziennością i przekroczyć próg świata fantazji. W Narni były to drzwi szafy, tu są to mury zamczyska. Książka autorstwa Agnieszki Korol to relaksująca lektura, przy której i młodzież, i dorośli będą mogli zasmakować dworskiego życia z domieszką frapujących przygód wiodących do odkrycia zaskakujących historii.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 177
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: