Dodany: 25.11.2018 14:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Biel nocy
Cleeves Ann

3 osoby polecają ten tekst.

Nawet w białą noc w duszy bywa mroczno


Nieustającą bolączką czytelników, którzy lubią czytać cykle powieściowe w całości i po kolei, są różne dziwne zwyczaje wydawców, decydujących się na przykład na rozpoczęcie polskiej edycji takiego cyklu od tomu środkowego lub przedostatniego, czy też na opublikowanie jedynie dwóch pierwszych jego części. Tak właśnie stało się przed kilku laty z „Kwartetem szetlandzkim” Ann Cleeves. Na szczęście dla sympatyków pisarstwa tej autorki znalazł się wydawca, który podjął się wznowienia dwóch wydanych wcześniej tomów i konsekwentnego publikowania kolejnych.

„Czerń kruka” mamy już za sobą, teraz przyszła kolej na „Biel nocy”. Jak pamiętamy, inspektor Jimmy Perez (to zdecydowanie niebrytyjskie nazwisko jest spadkiem po dalekim przodku, jak głosi legenda - hiszpańskim rozbitku), pracując nad sprawą morderstwa nastolatki, nawiązał bliższą znajomość z plastyczką Fran Hunter, atrakcyjną rozwódką z małym dzieckiem. Ona, pochodząca z Anglii, mimo kilkuletniego małżeństwa z wyspiarzem czuje się na Szetlandach wciąż obco – tak samo jak czuł się on, przeniósłszy się z maleńkiej wysepki Fair Isle na główną wyspę archipelagu. Zresztą praktycznie każda tutejsza miejscowość tworzy społeczność niemal hermetycznie zamkniętą i nieufną wobec obcych. Tak jak Biddista, gdzie Fran właśnie wystawia swoje prace razem ze znaną tutejszą artystką, Bellą Sinclair. Teoretycznie na wernisażu powinno być tłoczno, tym bardziej, że uświetnia go swoją grą na skrzypcach bratanek Belli, Roddy, mimo młodego wieku o wiele sławniejszy od ciotki. Tymczasem spora część zaproszonych w ogóle się nie zjawia, a w dodatku atmosferę psuje nikomu nieznany mężczyzna, który wybucha płaczem przed jednym z obrazów, twierdzi, że nie wie, kim jest ani jak się tu znalazł i wkrótce potem znika. Następnego dnia farmer Kenny Thomson znajduje w szopie na sprzęt rybacki wisielca w masce klowna. Jimmy rozpoznaje w nim owego nieznajomego z amnezją. Wydawałoby się zupełnie logiczne, że doznawszy jakichś poważnych zaburzeń psychicznych, tajemniczy Anglik postanowił odebrać sobie życie. Tylko, że obaj lekarze badający zwłoki są zgodni: obrażenia wskazują nie na samobójstwo, lecz na morderstwo… Któż mógł go dokonać, skoro nikt z mieszkańców denata nie znał, a żadnego innego obcego też nikt nie napotkał? Za to, jak się okazuje, w przeddzień wernisażu ktoś przebrany za klowna rozdawał w porcie ulotki informujące, że imprezę odwołano. „Ktoś”, czyli najwyraźniej ów nieszczęsny nieboszczyk. Ale przecież, jak już powiedziano, nikt go tu nie znał, jakiż więc miałby interes w robieniu na złość jednej czy drugiej z lokalnych artystek? Od kiedy był na wyspie, gdzie się zatrzymał, no i najważniejsze: kim był? Zanim Jimmy i przybyły w sukurs z Inverness – też już nam znany z poprzedniego tomu – Roy Taylor zdołają odpowiedzieć choćby na jedno z tych pytań, kolejny człowiek zginie gwałtowną śmiercią. Tym razem autochton, znany i (przynajmniej przez niektórych) lubiany. Szukanie wspólnego mianownika obu morderstw wcale nie będzie łatwiejsze, a przy tym sprowokuje wiele osób do rozpamiętywania zdarzeń sprzed paru dekad…

Kto już wie, jak Cleeves potrafi budować intrygę i wplatać ją w klimatyczną scenerię, nie maltretując czytelnika nazbyt drastycznymi obrazami i niepotrzebnymi scenami erotycznymi (który to grzech ma na koncie znaczna liczba współczesnych autorów kryminałów), nie będzie zaskoczony, odnajdując w tej powieści wszystko to, co mu się do tej pory u autorki podobało, za wyjątkiem jedynej w swoim rodzaju Very Stanhope. Jimmy jest jednak postacią ciut mniej od niej wyrazistą – chociaż z drugiej strony można się zastanawiać, czy ta różnica nie jest zamierzona: w końcu Szetlandczycy to nie Anglicy, trudne warunki życia na wyspach mogą wpływać na kształtowanie się osobowości mniej barwnych, bardziej mrocznych i introwertycznych. To odczucie inności ich samych i środowiska, w którym egzystują, potęguje niesamowita aura „białych nocy”, gdy latem słońce nie całkiem chowa się za horyzontem. Wrażenia dopełnia dzieło pary plastyków projektujących okładki polskiej edycji cyklu; zaryzykowałabym twierdzenie, że ich koncepcja jest nawet lepsza od tej, jaką zaprezentowali ich angielscy koledzy: bardziej stonowana, a równocześnie trafniej oddająca niepokojącą atmosferę miejsca i sytuacji. Patrząc na stojące obok siebie na półce „Czerń kruka” i „Biel nocy”, już się tęskni za chwilą, kiedy dołączy do nich „Czerwień kości”…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 598
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: