Dodany: 12.11.2018 14:58|Autor: misiak297

Przestrzenie samotności


„Liczby pierwsze dzielą się tylko przez 1 i przez siebie. Stoją na swoich miejscach w nieskończonym szeregu liczb naturalnych, ściśnięte, jak wszystkie, między dwiema innymi liczbami, ale mają w sobie coś, co różni je od innych. To liczby podejrzliwe i samotne”[1]

Oboje nie mieli łatwego dzieciństwa – Alice Della Rocca musiała sprostać wymaganiom ojca – i uczestniczyć w zajęciach znienawidzonej szkółki narciarskiej. Wśród innych dzieci czuła się gorsza, wyobcowana, narty jej ciążyły. Z kolei Mattia boleśnie odczuwał posiadanie upośledzonej umysłowo bliźniaczej siostry – Michela ograniczała go, skazując na niepisany ostracyzm ze strony rówieśników. Groźny wypadek i rażący (ale jednak psychologicznie prawdopodobny w przypadku dziecka) brak wyobraźni sprawiają, że życie tych dwojga na zawsze się odmieni. Mattia będzie żył w poczuciu winy, a kulejąca Alice będzie kryć się w cieniu innych – tak naznaczyło ją częściowe kalectwo.

Kiedy Alice i Mattia się poznają, ulegają sile wzajemnego przyciągania. Podobnie samotni, niepewni, nadwrażliwi, łatwo potrafią się porozumieć. Są jakby stworzeni dla siebie („bo Mattia i ona byli połączeni niewidzialną, elastyczną nicią, zagrzebaną pod stosem nieważnych rzeczy, nicią, która mogła istnieć tylko między dwojgiem takich jako oni: ludzi, którzy znaleźli swoją samotność jedno w drugim”[2]). Jednak czy to wystarczy? Czy da się przeskoczyć własne traumy, sięgnąć po szczęście? Czy podejmą właściwe decyzje (bo przecież: „wyborów dokonuje się w kilka sekund, a ich skutków doświadcza się przez resztę życia”[3]).

Brzmi to jak romans, ale „Samotność liczb pierwszych” nie ma z romansem nic wspólnego. To przejmująca powieść psychologiczna, w której tytułowa samotność, poczucie nieprzystawania do świata i jego standardów, zostają rozłożone na czynniki pierwsze. A świat to okrutny – za sprawą ludzi. To oni rywalizują ze sobą, poniżają się wzajemnie, świadomie sprawiają sobie nawzajem ból. Samotność wbrew pozorom nie dotyczy tylko dwojga głównych bohaterów. Samotni i nieszczęśliwi pozostają także Denis rozpaczliwie zakochany w swoim przyjacielu, porzucona Soledad, Fabio, który miał wszelkie powody, aby odnaleźć spełnienie w małżeństwie, ale tak się nie stało, ojciec Alice, czy wreszcie Nadia, dla której – przynajmniej teoretycznie – otwiera się szansa na miłość.

Paolo Giordano nie waha się sięgnąć po odważne tematy – autoagresję, anoreksję, przemoc wśród rówieśników, rozpad rodziny niedopasowanie dwojga ludzi. Takie nagromadzenie w innej książce mogłoby nieść ze sobą ryzyko powierzchownego opisu – nie w tym przypadku. Sceny są prawdziwe psychologicznie, niezniszczone ckliwością, niezwykle poruszające w swoim ascetyzmie. Nie ma tu też oczywistych rozwiązań fabularnych, trudno przewidzieć, jak potoczy się ta historia. Śledzi się ją w napięciu. To proza bardzo bliska życiu.

To taka literatura, która boli. I taka, którą raczej chciałoby się odstawić z powrotem na półkę. A jednak o to trudno. Kibicuje się bohaterom – i ma się nadzieję, że w mroku, w którym żyją, musi pojawić się choć odrobina światła. Ta nadzieja będzie nam towarzyszyć do ostatnich stron – a Alice, Mattia nie dadzą o sobie zapomnieć i po zamknięciu książki.

[1] Paolo Giordano, „Samotność liczb pierwszych”, tłum. Alina Pawłowska-Zampino, Wydawnictwo WAB, 2011, s. 139.
[2] Tamże, s. 179.
[3] Tamże, s. 322

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 437
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: