Dodany: 07.11.2018 14:56|Autor: RenKa76
Prawie jak w filmie
Jest ich dwóch. On: Adam Bigaj. Były policjant z ponad trzydziestoletnim stażem. Wrocławianin, podinspektor w – jak to się pięknie mówi – stanie spoczynku. I on: Jakub Ćwiek. Pisarz, scenarzysta, zbieracz opowieści i twórca takowych. Jeden opowiadał, drugi słuchał, notował, nagrywał. Widzę to tak: morze kawy, papierosy, czasem coś mocniejszego, bo i czemu nie? Między nami, facetami… Leciały te historie jak liście z drzew jesienią; płynęła opowieść o życiu na łańcuchu, o szczekaniu, warczeniu i gryzieniu. Opowieść o życiu psa. Aktualnie bezpańskiego…
Tak też nazywa się nowa książka Jakuba Ćwieka – „Bezpański”. Nie wiem czy proces jej powstawania wyglądał tak, jak lubię sobie wyobrażać, ale wszak wyobrażać mogę sobie różne rzeczy. Faktem jest, że – jako rzecze podtytuł – to „Ballada o byłym gliniarzu”. Gliniarzu tym bliższym sercu memu, że z Wrocławia, a więc z mojego miasta wojewódzkiego. Znam więc trochę te rejony, te ulice, budynki czy mosty (a tych we Wrocławiu nie brakuje…). Adam Bigaj, główny bohater i narrator tej książki, do policji wstąpił w czasie karnawału Solidarności. Wróć – wstąpił do milicji. Wszak wtedy formacja owa zwała się Milicją Obywatelską. Posłużmy się zatem metaforą wszystkim znaną – Adam Bigaj został psem. Został nim na prawie czterdzieści lat, a dzięki przemianom ustrojowym zdążył być i milicjantem, i policjantem, zawsze jednak psem. Ten przydomek w końcu nikomu nie spowszedniał i w społeczeństwie ciągle trzyma się mocno. O historii swojej służby opowiedział Ćwiekowi, ten zaś zrobił z niej kawał dobrej książki. Chciałoby się napisać „jak zwykle zresztą”, ale ja akurat należę do wielbicieli twórczości, języka i poczucia humoru autora. Czego więc możemy spodziewać się po lekturze „Bezpańskiego”?
Książka jest czymś pośrednim między pamiętnikiem, zbiorem anegdot z pracy a próbą rozliczenia się z życiowych wyborów. Dzięki naszym dwóm autorom możemy zajrzeć za kulisy pracy policjanta. Żadnego tam Ola Halskiego czy Franza Mauera, to przecież nie kino. To szara rzeczywistość, w której brakuje papieru do drukarki, kolega zapomina porządnie przeszukać czyjeś mieszkanie, a sprawie ukręca się łeb w imię słupków statystyki. Bigaj nie bawi się w kolorowanki; opowiada jak było, niczego nie upiększając. Że milicja piła na umór, że kolega koledze sprawy podbierał, że czasami zamiast łapać morderców stało się na ulicy i „ochraniało” takich czy innych manifestantów, że stare psy się zwalnia, a nowych nie ma kto do zawodu przyuczać. Życie. Życie psa na łańcuchu władzy, przełożonych, społeczeństwa, które z jednej strony wymaga, z drugiej smaruje HWDP na murach. A zawsze i tak: „…ktokolwiek by szedł, cokolwiek by głosił, policja zawsze jest na pasku tych przeciwnych i zawsze my jesteśmy wszystkiemu winni” [1]. Ta historia jest prawdziwa, bo i wydarzyła się nie tak dawno temu. Ale myli się ten, kto nastawiał się na czarnowidztwo i nasze narodowe narzekanie. Są tu też historyjki wesołe, są też prawie że filmowe, jak ta o siedmioletnich włamywaczach, badaniu DNA skradzionych kur czy komputerze skanującym z ręki dane osobowe. Samo życie wymyśla najdziwniejsze scenariusze…
Kogo do przeczytania „Bezpańskiego” namawiać nie muszę? Na pewno wielbicieli kryminałów i szeroko pojętej literatury policyjnej. Na pewno wielbicieli Lokiego, miasta Grimm i samego Ćwieka wreszcie. Co napisać dla całej reszty, tak ku zachęcie? Sięgnijcie po tę książkę, nie pożałujecie. Męska proza, męskie historie, pisane przez życie, nie przez scenarzystów ze zbyt bujną wyobraźnią. Historia Bigaja jest prawie jak film, tyle że „prawie” robi wielką różnicę. Jest lepsza, bo prawdziwa. Szczera. Czasem smutna, czasem zabawna, ale zawsze umiejscowiona w „tam” i „wtedy”. Uwierzcie mi, ta książka czyta się sama. Polecam.
[1] Jakub Ćwiek, Adam Bigaj, "Bezpański. Ballada o byłym gliniarzu", wyd. Marginesy, rok 2018, str. 297
[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.