Dodany: 04.11.2018 16:30|Autor: MariDaCa

To było coś!


Pisarskie trio powraca!

Cynthia Hand, Brodi Ashton i Jodi Meadows zasłynęły z „Mojej Lady Jane”, która była dla mnie ciekawą przygodą i wspominam ją z uśmiechem na ustach – nie sposób odmówić jej barwnego wnętrza i wciągającej fabuły. I dlatego, gdy tylko pojawiła się „Moja Jane Eyre”, sięgnęłam po nią z nadzieją na super zabawę, która skutecznie odseparowałaby mnie od prawdziwego życia.

Tytułowa Jane Eyre to tak naprawdę główna bohaterka powieści „Dziwne losy Jane Eyre” Charlotte Brontë. Być może odbieracie to jako lekkie masło maślane, ale tak właśnie jest.
Pisarskie trio przedstawiło historię Jane Eyre w nowej odsłonie, dodając sporo od siebie, choćby poprzez samo słownictwo. Dla niewtajemniczonych – Jane jest sierotą, która podejmuje pracę jako guwernantka Adele w Thornfield Hall. To właśnie tam poznaje pełnego tajemnic Rochestera, na którego zaczyna patrzeć zupełnie inaczej niż na pozostałych mężczyzn. Czy zabiły dla nich kościelne dzwony?

Przede wszystkim nie mam porównania z pierwowzorem, zatem moje spojrzenie jest świeże. Co najbardziej rzuciło mi się w oczy? Przede wszystkim słownictwo. Jak na XIX-wieczną Anglię, bohaterowie wyrażali się chwilami nieco za współcześnie. Psuło mi to trochę zabawę, choć w końcu przestałam zwracać na to uwagę. Zapewne miało to dodać powieści lekkości, niemniej niekiedy raziło niczym długie światła kierowców po zmroku. Drugie, co rzuciło mi się w oczy, to element fantastyki, który objawiał się poprzez bohaterów niematerialnych… innymi słowy, duchy. Musicie przyznać, że to nietypowe jak na czasy Charlotte Brontë. Dobre wychowanie, jak najbardziej. Szykowne stroje, owszem. Ale duchy? To element szalenie egzotyczny, ale bardzo przyjemny. Bohaterowie widoczni dla nielicznych byli kreatywni, kłopotliwi, a czasami przeuroczy. Ożywili fabułę, nadając jej bardzo przyjemne dla czytelnika oblicze. To było dla mnie coś nowego, co bardzo przypadło mi do gustu.

Bardzo cieszyły mnie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania. Przede wszystkim ciekawość. Najzwyczajniej w świecie, byłam zainteresowana, co wydarzy się dalej. Przepełniała mnie też radość, gdy śledziłam losy niektórych bohaterów. Nie zdradzę, o kogo chodzi, gdyż mogłabym zepsuć Wam zabawę. Ale najbardziej cieszyłam się z braku irytacji, która często ujawnia się podczas czytelniczych wojaży. W tym przypadku przebrnęłam przez powieść z uśmiechem na ustach i będę ją wspominać na pewno przez dłuższy czas.

„Moja Jane Eyre” to książka, przy której najlepiej będą się bawić panie, choć panowie również powinni się w niej odnaleźć. Są duchy, niebezpieczeństwo, element niepewności, ale i dobre maniery, szybsze bicie serca i humor. Zdarza się, dość często, że autorki zwracają się do nas bezpośrednio, w pewien sposób czyniąc nas wyjątkowymi. To zabieg bardzo przyjemny, który w jakiś sposób wpływa na odbiór książki. Przeczytajcie, bo to naprawdę kawał ciekawej historii.

PS Ciekawe, jak oceniłaby ją Charlotte Brontë :-)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 641
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: