Dodany: 25.10.2018 19:49|Autor: Krzysztof

Czytatnik: Zapiski

4 osoby polecają ten tekst.

O sztuce


100818
Kilka już razy podejmowałem próby zdefiniowania sztuki i opisania jej roli oraz wartości w naszym życiu, ale zawsze uznawałem napisany tekst za gorszy od oczekiwań i ambicji, co częstą jest trudnością piszącego. Ten tekst jest kolejną próbą, na pewno nie ostatnią, ponieważ wiem już, że któregoś dnia znowu przyjdą do mnie słowa zdolne wyrazić to, co tkwi we mnie i co tak trudno ubrać w słowa. Czy zdążę je zapisać, nim się ulotnią? Nie wiem, ale będę próbować – jak dzisiaj.
Pierwotnie tekst miał być o związkach fotografii ze słowami, ale w czasie zgłębiania zagadnienia jasne stało się dla mnie podobieństwo wszystkich dziedzin sztuki, nie tylko tych dwóch. Zaznaczając ten fakt, posłużę się jednak niewieloma i dość dowolnie wybranymi przykładami, może z powodu trudności w ogarnięciu całej przebogatej dziedziny sztuki, a może dla nieobciążania tekstu nazwami i nazwiskami.
Zacznę od oczywistej konstatacji dotyczącej zdjęć: tak naprawdę szukamy na nich nie utrwalonej przez nas rzeczywistości, a jej odbicia w nas. Szukamy takiego kwiatu, jakim wydał się nam wtedy, gdy widzieliśmy go, jakimi zobaczyliśmy motyle skrzydła, brzuch chmury napęczniałej deszczem czy kształt architektoniczny. Chcielibyśmy powrotu tamtej chwili oczarowania, zadumy, wspomnień i skojarzeń, smugi słonecznego światła w której dostrzegliśmy i usłyszeliśmy buczącego bąka; w fotografii chcielibyśmy znaleźć ślad zapachu nagrzanej zieleni i naszej radości lub zmęczenia, więc tego wszystkiego, co ta chwila dała nam i co nadal tkwi w nas.
Czy to możliwe, skoro zdjęcie nie pachnie, będąc dwuwymiarowym wirtualnym tworem, a litery są skrajną umownością właściwie nijak się mającą do naszego odczuwania obywającego się bez słów? Jak te wszystkie oczekiwania zmieścić w kształtach i kolorach fotografii, w paciorkach czarnych znaczków nanizanych na wersety tekstu?

A przecież nierzadko udaje się autorowi zdjęcia czy tekstu wrócić do tamtej chwili i odnaleźć wszystko, co zawierała. Co prawda wiadomo, że nie w fotografii ani nie w opisie tkwiły wrażenia, a w jego pamięci, że zdjęcie lub słowa tylko je przywołały, ale tak jest ze zwykłymi zdjęciami klikniętymi ku pamięci i z takimi słowami. Jednak gdy uda się przekroczyć tajemną granicę i wejść na dziedziniec sztuki, sytuacja się zmienia, ponieważ podobne wrażenia są budzone i w osobie, która nie widziała własnymi oczyma przedmiotu fotografii czy opisu. Co prawda u odbiorcy obrazy i wrażenia nie będą zawierać tamtego promyka słońca, jednak zmieszczą jego własne przeżycia, odmienne, ale przecież tak podobne wartością i oddziaływaniem. Zdarza się nawet, że przywołają je, zapomniane, i przywrócą do życia pozwalając ujrzeć je w niedocenionej dotychczas lub nawet niedostrzeganej krasie, co bliskie już jest czarom, ponieważ sztuka zdziera tutaj z widzianego świata zasłonę naszej ślepoty, efektu przyzwyczajenia i codzienności – a więc obojętności.
Dla mnie jej największa wartość wcale nie tkwi w zachłyśnięciu się dziełem, w nie zawsze autentycznych westchnieniach zachwytu, a właśnie w otwieraniu nam oczu na świat, który, wydawało się nam, dobrze znamy, a który pokazuje się innym, bardziej pociągającym i piękniejszym. Jej wartość w obudzeniu w nas potrzeby kontaktu z pięknem, a poprzez niego w przydaniu naszemu życiu sensu i radości.
O wartości sztuki można mówić dopiero wtedy, gdy COŚ poczujemy, gdy obcowanie z dziełem wzbudzi w nas odzew, a wcale nie musi tak być, także w kontaktach z najbardziej znanymi i uznawanymi dziełami.
Wartość sztuki nie tkwi w galeriach, nie w siedmiocyfrowych cenach dzieł, a naszym wrażeniu stania u bram innego świata, w którym dostrzegamy niewyraźne zarysy krainy baśni – naszych najwznioślejszych marzeń i tęsknot. W naszej chęci, później i potrzebie, przekroczenia tego magicznego progu. Nie wiem, co jest za nim, ale jawi mi się coś bardzo oderwanego od codzienności i bardzo urokliwego.

Sztuka oddziałuje na innym poziomie niż wychowanie, codzienne nawyki, lokalne i narodowe zwyczaje ukształtowane w odmiennych realiach; sztuka odwołuje się do tkwiących głęboko w naszych umysłach pragnień i potrzeb, do tęsknot wspólnych wszystkim ludziom. Dlatego obrazy Altamiry sprzed kilkunastu tysięcy lat nadal czynią na nas wrażenie, są przejmujące jak „Guernica” Pabla Picassa, obraz namalowany ledwie kilkadziesiąt lat temu. Dlatego Japończyk potrafi doskonale zagrać Szopena, „Libellula”, akwarelowy żart Gustawa Moreau, ma w sobie magnetyczny urok pieściwej tajemnicy, niedokończona „Pieta Rondanini” Michała Anioła zawiera nieskończone współczucie i ból, melodyka koncertu skrzypcowego Beethovena każe domyślać się przekroczenia przez kompozytora tamtego progu, a Marcel Proust w słowa zamienia tajemnice naszego przeżywania.
Przebogata różnorodność świata i ludzkich doświadczeń może właśnie w sztuce znaleźć pierwiastki wspólne, nici łączące ludzi ponad wszystkim, co ich dzieli. Język sztuki jest naszym ludzkim prajęzykiem, który tylko ona pamięta i umie do nas przemawiać zapomnianymi na co dzień słowami naszego ducha.

Niżej cytaty bardzo a propos z "Pamięci i stylu" Marcela Prousta

„Jednak z powodów całkowicie metafizycznych, których poszukiwanie wykroczyłoby poza granice szkicu o sztuce, miłość do Piękna nie może być płodna, jeśli kocha się je wyłącznie dla rozkoszy, jaką ono daje. I jak szukanie szczęścia dla niego samego prowadzi jedynie do nudy – ponieważ po to, by szczęście znaleźć, należy szukać czegoś innego niż ono samo – tak i przyjemności estetycznej zaznajemy niejako przy okazji, jeśli Piękno kochamy dla niego samego, jako coś, co rzeczywiście istnieje poza nami i jest nieskończenie ważniejsze od radości, jaką sprawia. (...) tuż obok istnieje wieczna rzeczywistość, intuicyjnie postrzegana dzięki natchnieniu. Talent, jakim zostali obdarzeni, to zdolność utrwalania tej wszechmocnej i wiecznej rzeczywistości, której z entuzjazmem i jak gdyby słuchając nakazu sumienia, poświęcają swoje krótkotrwałe życie, chcąc nadać mu jakieś znaczenie. Tacy ludzie, czujni i niespokojni w obliczu świata domagającego się rozszyfrowania, są wyczuleni – za sprawą jakiegoś prowadzącego ich ducha, którego głos słyszą, owej wiecznej inspiracji istot genialnych – na te elementy rzeczywistości, na które ich szczególny talent rzuca właściwe sobie światło.”

“Bardzo trafnie czujemy, że nasza mądrość zaczyna się tam, gdzie kończy się mądrość autora, my zaś chcielibyśmy otrzymać odpowiedzi na nurtujące nas pytania, podczas gdy on może nas tylko obdarować pragnieniami. Owe pragnienie może w nas wzbudzić jedynie wówczas, gdy zmusi nas do kontemplacji najwyższego piękna, które osiągnął ostatnim wysiłkiem swojej sztuki. Jednak dzięki osobliwemu i skądinąd opatrznościowemu prawu duchowej optyki (prawu, które powiada, że nie możemy uchwycić niczyjej prawdy i musimy ją stworzyć sami) kres ich mądrości do tego stopnia jawi się nam jako początek naszej, że w chwili, kiedy powiedzieli już wszystko, co mogli powiedzieć, wzbudzają w nas poczucie, że nie powiedzieli jeszcze niczego. Skądinąd, jeśli stawiamy im pytania, na które nie potrafią odpowiedzieć, żądamy od nich odpowiedzi, które niczego by nas nie nauczyły, gdyż poeci jedynie budzą w nas uczucie, każąc nam odczytywać dosłowne znaczenia tam, gdzie oni dostrzegali jedynie osobiste wzruszenie.”

Pamięć i styl (Proust Marcel)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 526
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.11.2018 10:06 napisał(a):
Odpowiedź na: 100818 Kilka już razy po... | Krzysztof
Ciekawe spostrzeżenia. Ja odnoszę wrażenie, że sztuka prócz swojej w jakiś sposób "naturalnej" roli miewa współcześnie role narzucane (dlatego coś zgrzyta, budzi zdziwienie albo nawet oburza) - ma być narzędziem perswazji, walki ideologicznej, przekraczanie standardów i norm (np. dobrego smaku) ma zwracać uwagę na coś. Nie mówię tu o wtórnym wykorzystaniu dzieł sztuki do podparcia jakichś poglądów czy polityk, tylko sztukę programowo starającą się narzucić jakiś punkt widzenia. Może też być sztuka "antyprogramowa" - kontestująca, próbująca wyjść z gombrowiczowskiej formy (przez co oczywiście niczym dopełnienie zbioru jest uwięziona w formie "anty-formy", nadal definiowana przez formę, której stara się zaprzeczyć). O miano sztuki walczą przejawy aktywności twórczej ludzi, którzy widzą w niej po prostu rzemiosło (w którym też bywają niezbyt biegli), a nie artyzm - w świecie urawniłowki "o gustach się nie dyskutuje" i "jakie masz prawo oceniać" oraz "wszystkie kultury są równe" to już nie widz/znawca decyduje, czy coś zasługuje na miano sztuki, lecz twórca (ewentualnie jacyś samozwańczy klakierzy, których napędza coś zgoła innego, niż umiłowanie piękna czy podziw dla faktycznego talentu). Co oczywiście dewaluuje również prawdziwą sztukę...

Polecam zresztą ten stary BNetkowy tekst, wraz z dyskusją pod nim: O sztuce dobrej i sztuce złej
Użytkownik: imogena 13.11.2018 10:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe spostrzeżenia. Ja... | LouriOpiekun BiblioNETki
Louri, zgodzę się ze wszystkim, co napisałeś, z wyjątkiem słowa "współcześnie" w drugim zdaniu :) Mało to było w historii literatury najrozmaitszych powieści i poematów dydaktycznych? Albo z drugiej strony - rzeczy napisanych głównie z myślą o tym, żeby przekraczać granice i łamać wszystkie możliwe tabu dla samego ich łamania (np. Markiz de Sade)? Myślę, że w malarstwie też można by znaleźć analogiczne przykłady. Jak świat światem, człowiek to bestia tendencyjna, wykorzystująca każdą możliwą formę przekazu, żeby udowodnić to, co akurat przyjdzie mu do głowy udowodnić. A ja lubię przytaczać słowa Nabokova, który powiedział kiedyś, że literatura, która pisana jest w służbie jakiejś idei, to literatura ułomna (niekoniecznie tymi słowami, ale mam nadzieję, że udało mi się odtworzyć sens jego wypowiedzi). Kluczowe jest tu pojęcie podporządkowania, służenia jakiejś idei. Widzę tu dużo prawdy. Ale z drugiej strony od razu przypominają mi się słowa innego pisarza bądź pisarki (niestety, nie pamiętam, czyje), że twórca, który wytyka innym przemycanie do własnych dzieł określonych poglądów, nie może się po prostu pogodzić z tym, że są to poglądy różne od tych, które wyznaje (i przemyca) on sam :)
Użytkownik: Krzysztof 19.11.2018 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Ciekawe spostrzeżenia. Ja... | LouriOpiekun BiblioNETki
Dziękuję za wypowiedź, Louri. Przepraszam za opóźnienie w odpowiedzi. Mówi się, że Fenicjanie wymyślili za mało pieniędzy i dlatego ich brakuje, nie wiem jednak, kto tak mało wymyślił czasu…
Dewaluację sztuki i ja zauważam. Łącząc sztukę z artyzmem i artystą, zwracam uwagę na nagminne nazywanie śpiewaków estradowych albo aktorów artystami, co dla mnie jest po prostu nieprawidłowym użyciem słowa.
Parę lat temu miałem okazję odbyć wielogodzinną rozmowę z malarzem. Nie jest z tych sławnych, ale zawodowcem po Akademii Sztuk Pięknych jest. Opowiadał o przejawach szokowania odbiorców wielce wymyślnymi formami czy użytymi materiałami przy tworzeniu współczesnych dzieł. Byłem zaszokowany. Wspominam o tej rozmowie, ponieważ szeroko rozumiana sztuka jest dziedziną mi niemal nieznaną, a środowisko ludzi uznawanych za artystów obce mi jest podwójnie: jako nieznane, i jako znacznie oddalone od mojego widzenia świata, sztuki i życia.
Dla mnie sztuka nierozłącznie związana jest z pięknem. Jeśli nie jest w żaden sposób piękna (a pamiętać tutaj należy o wielości oblicz piękna), sztuką nie jest. Czasami, w tych rzadkich chwilach moich kontaktów ze współczesną sztuką, odnoszę wrażenie, iż sztukę piękną ludzie mylą ze sztuką szokowania, bulwersowania, budzenia zdumienia, itp.

Louri, etapy protestów mam za sobą. W sumie niewiele mnie interesuje ten kolorowy świat ludzi chcących uchodzić za artystów; nie odczuwam też potrzeby bycia trendy czy jak się teraz nazywa podążanie za nowościami. Dla mnie Gombrowicz był i jest niestrawny, a Ulisses Joyce okropnie nudny i najzwyczajniej niesmaczny, by zostać przy tych tylko przykładach. Mam swoje kanony piękna i swoje wyobrażenia sztuki – i przy nich zostanę – a ci różni „artyści” niech sobie wymyślają swoje dziwadła. Ich prawo, jak moim jest wzięcie w cudzysłów nazwy ich profesji.
Tekst napisałem ponieważ któregoś dnia wydawało mi się, że odkryłem jądro podobieństwa między dobrą fotografią a takąż prozą. Tego pierwiastka nie uchwyciłem, ale nie tracę nadziei.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: