W ostatniej mojej lekturze,
Niebezpieczna sekwencja (
Marinina Aleksandra (właśc. Aleksiejewa Marina))
, policjant prowadzący śledztwo odwiedza pewne małżeństwo:
"...Paweł Anatoljewicz Makłygin jest historykiem, doktorem nauk, profesorem, a jego żona Walentina Jakowlewna Makłygina kierowniczką biblioteki naukowej w tym samym instytucie".
W mieszkaniu panuje, nazwijmy to łagodnie, lekki bałagan. Wszędzie stoją zamknięte lub otwarte pudła (zgadnijcie, z czym?), a i stosików, dobrze znanych co poniektórym czytelnikom, nie brakuje. Pani Walentina usprawiedliwia się przed gościem:
"- Przeprowadziliśmy się już parę miesięcy temu, ale nie zrobiliśmy jeszcze porządku. Specjalnie wzięłam nawet urlop, żeby skończyć rozpakowywanie tych stert, ale wciąż nie mam czasu.
(...).
Anton zapewnił ją, że niepotrzebnie przeprasza, i uśmiechając się w duchu, pomyślał: No i czym ona się zajmuje całymi dniami, że nie ma czasu rozpakować rzeczy?
Makłygina jakby czytała w jego myślach.
- Cierpię, wie pan, na chorobę dziewiętnastego wieku, jak ją nazywam. Gdy tylko widzę książkę, muszę koniecznie ją otworzyć, no a gdy otworzę, zaczynam czytać i o wszystkim zapominam. W tych pudłach - zatoczyła ręką, jakby próbując objąć wszystko, co znajdowało się w pokoju - są książki. Codziennie daję sobie słowo, że żadnej nie otworzę, póki wszystkiego nie rozpakuję, ale to na nic. No i tak siedzimy z Pawłem całymi dniami, oboje z książkami w rękach".
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.