Dodany: 03.10.2018 02:55|Autor: misiak297

Kryminalne all inclusive w hotelu Bertram


Jedną z ostatnich powieści z panną Marple otwiera drobiazgowy opis tytułowego hotelu. To miejsce szczególne na mapie Londynu, zdawałoby się – jedyna ostoja dawnej Anglii, niczym wspomniane Cranford z powieści Elizabeth Gaskell[1]. Jego twórcy znaleźli rozsądny kompromis między nowoczesnością a nieaktualną już edwardiańską tradycją spod znaku five o’clocków, maślanych bułeczek, zachwycająco staroświeckich puddingów i pokojówek w czepeczkach. Nic dziwnego, że do legendarnego hotelu ściągają zarówno zagraniczni turyści, chcący doświadczyć tradycyjnej Anglii, jak i starsze damy, bogate wdowy, konserwatywni duchowni czy emerytowani wojskowi tęskniący za młodością.

W tym hotelu spędza wymarzone wakacje Jane Marple. Mieszkała w nim jako czternastolatka, a teraz wraca już jako starsza osoba. Na początku zostaje wręcz „wskrzeszona” przez jedną ze swoich przyjaciółek – Selinę Hazy:

„– Ależ to chyba Jane Marple! Myślałam, że od lat nie żyje. Wygląda, jakby miała co najmniej setkę na karku”[2].

Cóż, może i wygląda, ale intelektualnie pozostała sprawna – wciąż jest mistrzynią w „dostrzeganiu zła, wyobrażaniu zła, podejrzewaniu zła i ruszaniu do bitwy ze złem”[3]. Dlatego wymarzony pobyt napełnia ją niepokojem. Coś w hotelu Bertram jest nie w porządku. To miejsce wprost zbyt idealne, bardziej wykreowane niż prawdziwe. Oto fragment jej rozmowy z pewnym policjantem:

„– Oceniała pani ten hotel.
– Tak. Wydaje się w porządku, ale nie jest. To mieszanina ludzi prawdziwych i nierzeczywistych. Nie zawsze można ich odróżnić.
– Co pani rozumie przez »nierzeczywistych«?
– Są tu wojskowi w stanie spoczynku, ale wśród nich tacy, którzy wyglądają, jakby nigdy nie byli w wojsku. I duchowni, którzy nie są duchownymi. Admirałowie i kapitanowie, którzy nigdy nie służyli w marynarce. (…) Nawet Rose, pokojówka, taka miła – pomyślałam, że może nie jest prawdziwa.
– Jeśli to panią interesuje, jest byłą aktorką. Dobrą aktorką. Dostaje tu lepszą pensję niż kiedykolwiek na scenie.
– Ale za co?
– Głównie jako część dekoracji. Może zresztą jest w tym coś więcej.
– Jestem rada, że wyjeżdżam stąd — powiedziała panna Marple. Przeszedł ją lekki dreszcz. – Zanim się coś wydarzy.
– Czego się pani spodziewa? – spytał.
– Czegoś złego — powiedziała stara dama”[4].

Intuicja nie zawodzi panny Marple. Chwilę później dochodzi do strzelaniny. W bohaterskiej obronie pewnej młodej kobiety ginie Michael Gorman, portier hotelowy. Kto pociągnął za spust? Co stoi za wcześniejszym zniknięciem wiekowego kanonika? Co właściwie dzieje się w tym szacownym hotelu?

„Hotel Bertram” wydaje mi się powieścią trochę niedocenioną. To prawda, że nie jest to szczytowe osiągnięcie Agathy Christie – jak większość tych powieści, w których pojawia się motyw przestępczości zorganizowanej (gangi, przemyt, działania zbrodnicze na skalę międzynarodową). Jest to jednak pozycja nieco nietypowa w jej dorobku, a przez to dość interesująca. Przez większą część książki nie wiadomo, co się właściwie dzieje, do czego zmierza akcja. Fragmenty opisujące przestępczą działalność/śledztwo mieszają się tu z wybornymi scenkami rodzajowymi z życia hotelu. Bardzo ciekawy jest też wątek Elwiry Blake (młoda dziewczyna, bardzo zdecydowana – być może najlepiej nakreślona przedstawicielka młodzieży, jaka wyszła spod pióra Christie) oraz Bess Sedgwick – nieokiełznanej skandalistki, kochającej niebezpieczeństwo i mężczyzn (znów – to jedna z najciekawszych dorosłych kobiet stworzonych przez Królową Kryminału). Książka ma też bardzo mroczny klimat. A poza tym – świetnie się to czyta.

Podczas lektury ze zdumieniem stwierdziłem, że tej powieści bardzo blisko do całkiem współczesnych kryminałów – które często mają więcej wspólnego z powieściami sensacyjnymi, a sama intryga kryminalna nie jest misterna, sprowadza się raczej do zaskoczenia czytelnika na ostatnich stronach. Mamy tu wiele wątków, bogate tło społeczne, mroczne tajemnice, trochę faktów z życia detektyw (wiedzieliście, że matka panny Marple miała na imię Klara?) i wreszcie – nieoczekiwane rozwiązanie. Mam wrażenie, że Agatha Christie tym razem przełamała sprawdzone schematy, starała się zaprezentować nową jakość. Efekty są różne, ale zdyskwalifikowanie tej powieści byłoby niesprawiedliwe.

Myślę, że warto zatrzymać się w hotelu Bertram. Czy będą to wymarzone wakacje? Sądzę, że dla miłośników kryminałów przynajmniej satysfakcjonujące.

[1] W tłumaczeniu Krystyny Bockenheim autorką „Cranford” (powieści u nas znanej również pod tytułem „Panie z Cranford”) jest Mary [!] Gaskell. Nie jest to jedyny błąd tłumaczeniowy. W książce panna Marple nagle staje się „ciotką żony” Raymonda Westa – podczas gdy była ona jego ciotką!
[2] Agatha Christie, „Hotel Bertram”, przeł. Krystyna Bockenheim, Wydawnictwo Dolnośląskie, 2000, s. 8.
[3] Tamże, s. 193.
[4] Tamże, s. 175–176.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 702
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: