Dodany: 01.10.2018 22:53|Autor: asia_

Książki i okolice> Konkursy biblionetkowe

STRACH w LITERATURZE - KONKURS nr 221


Przedstawiam KONKURS nr 221, który przygotowała Imonka.



Witajcie!
Kiedy wymyśliłam sobie temat konkursowy i zgłaszałam chęć jego zorganizowania, to celowałam w listopad, ale trafił mi się październik, więc "postraszymy" się trochę na miesiąc przed świętem, które szczególnie w amerykańskiej kulturze kojarzy się ze strachem i straszeniem.

Mam nadzieję, że znajdzie się wielu odważnych, którzy rozszyfrują, w czyim i jakim utworze jest mowa o tej najbardziej pierwotnej emocji, jaka towarzyszy ludzkości odkąd gatunek nasz istnieje :-)

A oto zasady:

Fragmentów jest 20, a więc w sumie można zdobyć 40 punktów - po jednym punkcie za autora oraz tytuł książki bądź utworu.

Odpowiedzi przesyłajcie na moje PW do 14 października.

Mataczenia, podpowiedzi mile widziane. Ja i asia_ również będziemy chętnie podpowiadać :-)
Do odważnych świat należy, więc zapraszam!




1.


Zawsze się bałam. Bałam się być zbyt brzydka i bałam się być zbyt piękna. Bałam się za bardzo zbliżyć do drugiego człowieka i równie mocno obawiałam się odrzucenia. Bałam się drwin. Bałam się oskarżeń, że się mylę, i równie mocno obawiałam się uznania mnie za arogancką, kiedy miałam rację. Takie życie bardzo wyczerpuje. W końcu brakuje już sił, wszystkie źródła są puste i człowiek chce tylko wydobyć się ze swojego życia. Zmienić. Stać kimś innym.



2.


Tak! Wariat! Przed kilku laty moje serce zmartwiałoby na dźwięk tego wyrazu! Dźwięk ten wzbudziłby we mnie strach, który nachodził mnie czasami... Krew z sykiem i drżeniem przeciskała mi się wtedy przez żyły, aż na skórze występowały zimne krople potu i dzwoniły, tłukąc się o siebie, drżące ze strachu kolana. Teraz go lubię! To piękne przezwisko. Pokażcie mi monarchę, którego gniewne zmarszczki czoła budzą kiedykolwiek strach podobnie jak błysk oczu wariata, którego topór i stryczek byłyby równie pewne jak uścisk wariata.



3.


Ale tego wieczora, po kolacji i szklance whisky z wodą sodową, wypitej przy ognisku przed położeniem się do łóżka - kiedy F.M., wyciągnięty na pryczy pod moskitierą, wsłuchiwał się w nocne odgłosy - nie było po wszystkim. Ani nie było po wszystkim, ani się nie zaczynało. Trwało to w nim dokładnie tak, jak się zdarzyło; niektóre momenty tkwiły niezatarte w pamięci, a on czuł nikczemny wstyd. Ale silniej od wstydu czuł w sobie lodowaty strach. Strach nie ustępował, niby zimna, oślizła próżnia w całej tej pustce, gdzie niegdyś była jego pewność siebie - i to przejmowało go uczuciem mdłości. Strach był przy nim jeszcze teraz.
Zaczęło się to wszystko ubiegłej nocy, kiedy obudził się i usłyszał lwa ryczącego gdzieś nad rzeczką. Był to głos niski, zakończony podobnym do kaszlu pomrukiem, który jakby rozlegał się tuż za namiotem i kiedy F. M., zbudziwszy się wśród nocy, posłyszał go - zląkł się. Żona spała oddychając spokojnie. Nie było nikogo, komu mógłby powiedzieć, że się boi, nikogo, kto by się bał razem z nim, leżał więc samotnie, nie znając somalijskiego przysłowia, które mówi, że człowiek odważny zawsze trzy razy czuje lęk przed lwem: gdy po raz pierwszy widzi jego trop, gdy po raz pierwszy słyszy jego ryk i gdy po raz pierwszy staje z nim oko w oko.



4.


Zaciskałam powieki. Z przerażenia. Nigdy nie czułam takiego przerażenia. Bałam się, że przegram, że zaraz na niego spojrzę. Bałam się. Bałam się o siebie, o J., o bliskich, o czas. Tak się bałam, że powieki przysłonił mi kir. Spadłam z ławki, chyba wymiotowałam.
Kiedy otworzyłam oczy, wpadłam na jego twarz, jak na ścianę, z impetem. Wiedziałam, że to koniec. Poczułam jakąś ulgę. Stało się. Już nic ode mnie nie zależy. Próbowałam. Próbowałam najbardziej na świecie. Nie oszukiwałam.



5.


Nigdy nie zrozumiałem do końca natury strachu, który zalewał ją tak nagle, z pewnością dlatego, że nie miał racjonalnego wytłumaczenia. Czy chodziło o niejasne obrazy, wrażenia, przeczucia, podejrzenie, że coś strasznego czyha na nią i za moment rozerwie ją na strzępy? „To i dużo więcej". Podczas takiego ataku, trwającego zazwyczaj kilka godzin, ta kobietka tak odważna, tak silna i tak stanowcza stawała się bezbronna i krucha jak kilkuletnia dziewczynka. Sadzałem ją wówczas na kolanach i przytulałem do siebie. Czułem, jak drży i wzdycha, ściskając mnie z rozpaczą, której nic nie mogło ukoić. Po chwili zapadała w głęboki sen. Po godzinie lub dwóch budziła się zdrowa, jakby nic złego się nie wydarzyło. Moje błagania, by zgodziła się wrócić do kliniki w Petit Clamart, pozostały bez echa. Przestałem wreszcie nalegać, bo sama wzmianka o tym doprowadzała ją do pasji. W owych miesiącach, choć tak złączeni fizycznie, prawie wcale się nie kochaliśmy, bo nawet w intymności łóżka nie czuła spokoju, nie potrafiła się odprężyć ani na moment, by oddać się rozkoszy.



6.


Aż o północy zorza borealna rozciągnęła się na całej niebios połowicy i ogniste wystrzeliły z niej miecze; a wszystko stało się czerwone i te krzyże z męczennikami.
Wtenczas strach jakiś ogarnął tłumy i rzekły: źle czynimy! Godziż się, aby za nasze wiary ci ludzie ginęli niewinnie?
I przeraziły się zgraje, mówiąc do siebie: oto umierają i nie skarżą się.
Rzekli więc do tych, co byli ukrzyżowani: chcecie, a zdejmiemy was? Lecz ci im nic nie odpowiedzieli, będąc już umarłymi.
A poznawszy to, rozbiegły się zgraje pełne przerażenia, a żaden z tych, co uciekali, nie odwrócił głowy, aby spojrzeć na martwe i umęczone. Zorza je czerwieniła, zostali sami.



7.


Przybywszy tam biała koza nagle przerzuciła się w czarnego kozła. Przeląkłem się na widok tej przemiany i chciałem uciekać ku naszemu mieszkaniu, ale czarny kozioł przeciął mi drogę i wspiąwszy się na tylnych nogach, spojrzał na mnie płomiennymi oczyma. Strach ściął mi lodem krew w żyłach. Natenczas czarny kozioł zaczął bóść mnie rogami i popychać ku przepaści. Gdy już mnie doprowadził nad sam skraj, zatrzymał się na chwilę, jakby pragnął cieszyć się widokiem moich męczarni. Nareszcie strącił mnie w przepaść.



8.


Lecz oto posłyszałem wątły jęk i wnet poznałem, że był to jęk śmiertelnego przerażenia. Nie był to jęk bólu ani rozpaczy — o, nie! Był to głuchy i zdławiony wydech, który się dobywa ze dna duszy, zmiażdżonej przestrachem. Znałem dobrze ów wydech. Przez wiele nocy o samej północy, gdy spał świat wszystek, wyrywał się on z mej własnej piersi, wyotchłaniając swym straszliwym echem widma trawiących mię przerażeń. Powtarzam: znałem go dobrze. Wiedziałem, czego doznawał starzec, i czułem dlań litość, chociaż się śmiało coś w mym sercu. Wiedziałem, że trwa ockniony od chwili pierwszego, maluczkiego szmeru, gdy się przewracał na łożu.



9.


Kiedy znowu zadzwonił telefon, począł cicho płakać. Nie wypuszczając z rąk fotografii, podszedł do aparatu i stanął nad nim. Patrzył z nienawiścią na czarną lśniącą skrzynkę. Wyciągnął rękę, lecz cofnął ją z powrotem. Znów odezwał się dzwonek. Kuba czuł, że pot spływa mu już nie po czole, lecz po całym ciele - po piersiach, ramionach i nogach. Trząsł nim zimny strach; raz za razem wyciągał rękę w kierunku słuchawki i cofał ją. "Przestań - prosił w myślach nieznajomego rozmówcę.
- Proszę cię, przestań. Odłóż słuchawkę, nie dzwoń. Odłóżcie słuchawki i zapomnijcie o mnie. O szóstej przyjdzie Krystyna i pójdziemy razem. Proszę cię, przestań..."
Lecz telefon był nieubłagany; dzwonek powtarzał się raz po raz. Kuba patrzył na czarną skrzynkę aż do kłującego bólu w oczach: potem małpim, nagłym ruchem porwał słuchawkę i wykrzyknął: - Pomyłka, to nie ten numer...



10.


Czego właściwie chcesz? Żyjesz jeszcze, jeszcze jesteś pod moją opieką. Bezmyślny strach! Wyczytałeś gdzieś, że wyrok ostateczny w niektórych wypadkach przychodzi znienacka, z dowolnych ust, o dowolnym czasie. Z wieloma zastrzeżeniami jest to zresztą prawdą, ale równie dobrze jest prawdą, że twój strach napawa mnie wstrętem, i widzę w tym brak niezbędnego zaufania. Cóż ja takiego powiedziałem? Powtórzyłem oświadczenie jednego z sędziów. Wiesz, że mnożą się najrozmaitsze poglądy w związku z postępowaniem sądowym, aż nie sposób się w tym rozeznać. Ten sędzia na przykład przyjmuje inny niż ja termin dla początku postępowania prawnego. Różnica przekonań, nic więcej.



11.


W chwilę później latający talerz pokonywał barierę czasu i Billy'ego odrzuciło z powrotem do dzieciństwa. Miał dwanaście lat i trząsł się ze strachu stojąc wraz z rodzicami w Miejscu Jasnego Anioła na skraju Wielkiego Kanionu. Mała ludzka rodzina patrzyła na dno Kanionu, które rozciągało się o milę niżej.
– Tak – powiedział ojciec Billy'ego odważnie strącając butem kamyk w przepaść – otóż i on. Przyjechali do tego słynnego miejsca samochodem. Po drodze siedem razy łapali gumę.
– Warto było przyjechać – powiedziała matka Billy'ego z zachwytem. – O Boże, naprawdę warto było. Billy nienawidził Kanionu. Miał uczucie, że zaraz tam wpadnie. Matka dotknęła jego ramienia i wtedy popuścił w spodnie.



12.


W zamroczonym umyśle Prepudrecha przyszłość skłębiała się w mroczną piramidę niesłychanych bogactw, których nigdy już nie miał nawet oglądać. Piramida ta malała chwilami, zamieniała się w czarne, skręcone kółeczko, jakiś przypalony, bolesny skwarek pod wpływem uczucia kłującego strachu. Męczyło go, że strach ten był małym wobec pozornie nieskończonych obszarów niespełnionego życia. Brnął przez jakieś pustynie absolutnego bezsensu, krwawiąc nieznośnym umęczeniem: śmierć z torturami (psychicznymi na razie) zaczynała się już powoli, wbrew niemożności jej pojęcia stawała się codzienną rzeczywistością. „Och, czemuż wymigałem się od wojny — pomyślał. — Strach byłby wtedy wielkim, gdyby…”. Ale w tej chwili poczuł, że jest to kłamstwem: małość strachu i proporcjonalna do niej małość odwagi była w nim samym, Azalinie Belial-Prepudrechu, a nie w wypadkach, które ten jego strach wywoływały.



13.


Spojrzałem w nieba ciemności bezkresne
I wzrok mój ugrzązł w tej kopule wklęsłej,
I dziwnej trwogi dreszcze mną zatrzęsły,
Dreszcze mrożące krew w żyłach, bolesne.
W końcach mych palców lęk się ozwał, oczy
Wbiłem w dół, nie śmiąc podnieść ich ku górze:
Coś przeciwnego całej mej naturze
Czuję tam, w nieba ciemnego roztoczy.
Tam nieskończoność, wieczność, nicość — brzmienia,
Które są dla mnie tajemniczym runem,
A każde w mózg mój uderza piorunem,
I mózg druzgota, i w zgliszcze zamienia.



14.


Starałem się wytłumaczyć sobie nerwowy niepokój, który się we mnie panoszył. Usiłowałem wmówić w siebie, że to, czego doznaję, zawdzięczam, jeśli nie całkowicie to częściowo uroczym wpływom melancholijnego umeblowania komnaty oraz ciemnych poszarpanych draperii, które, poruszane podmuchem nadchodzącej burzy, chwiały się konwulsyjnie na ścianach, szumiąc boleśnie wokół ozdób łoża.
Wszakże wysiłki moje były nadaremne, niepokonany strach przeniknął stopniowo całą moją istotę, i wreszcie trwoga bezimienna, istna zmora przytłoczyła mi piersi. Dyszałem gwałtownie, zrobiłem wysiłek i dopiąłem tego, żem się z niej otrząsnął. Wyprostowany na poduszkach, żarliwie przenikałem okiem gęsty mrok komnaty. Nie umiałbym powiedzieć dlaczego, chyba pod wpływem instynktownego nakazu — jąłem nasłuchiwać jakichś cichych i niejasnych dźwięków, wybiegłych nie wiadomo skąd, a dolatujących mnie w długich przerwach, poprzez nacichania burzy. Opanowany natężonym uczuciem niewytłumaczonego i nieznośnego strachu, wdziałem pośpiesznie ubranie — ponieważ czułem, że nie będę mógł tej nocy zasnąć — i wielkimi krokami chodząc po pokoju, starałem się pozbyć rozpaczliwego stanu, w jakim się znalazłem.



15.


Nastąpiły potem rzeczy okropne i tajemniczość poranka tego wytłumaczona została małej M. Oto cholera wybuchnęła w najgroźniejszej swej formie i ludzie padali jak muchy. Jej A. zabrano w nocy chorą, a lament ów w zabudowaniach służby powstał był właśnie wskutek jej śmierci. Do dnia następnego zmarło jeszcze troje służby, reszta w trwodze i popłochu uciekła. Paniczny strach opakował wszystkich, a ludzie marli jeden po drugim.
W zamęcie i przerażeniu następnego dnia, zapomniana przez wszystkich, M. ukryła się w dziecinnym pokoju. Nikt o niej nie pomyślał, nikt jej nie pragnął, a tymczasem wydarzyły się dziwne a straszne rzeczy, o których nie wiedziała nic zgoła. M. na przemian płakała lub spała. Wiedziała tylko, że ludzie chorowali i że słychać było tajemnicze, przerażające jakieś głosy. W pewnej chwili wśliznęła się do jadalni, którą znalazła pustą, jakkolwiek częściowo dopiero opróżnione półmiski stały na stole, a talerze i krzesła wyglądały tak, jak gdyby je poodsuwano w pośpiechu. Dziewczynka zjadła owoców i biszkoptów, a dla ugaszenia pragnienia wypiła szklankę całą stojącego opodal wina. Wino było słodkie, lecz M. nie znała jego mocy. Po małej chwili uczuła odurzenie, wróciła do swej nursery  i znów się zamknęła, przestraszona krzykami i odgłosami uciekających kroków. Uczuła ogarniającą ją, nieprzezwyciężoną senność, położyła się na łóżeczku i na bardzo długo straciła świadomość tego, co się wkoło niej dzieje.



16.


Nie wstydzę się jednak przyznać do tego, że po obejrzeniu "Buntu na Caine" czułem coś w rodzaju lęku. Leżąc na wznak w koi - umieszczonej w kubryku najwyżej - myślałem o swojej rodzinie i o podróży, jaka nas czeka, nim dobijemy do Cartageny. Nie mogłem zasnąć. Z rękoma pod głową słuchałem łagodnych uderzeń wody o nabrzeże i spokojnego oddechu czterdziestu marynarzy śpiących w jednym pomieszczeniu. Pod moją koją marynarz 1 klasy, Luis Rengifo, chrapał jak puzon. Nie wiem, co mu się śniło, ale na pewno nie spałbym tak spokojnie, gdybym wiedział, że za osiem dni pójdę na dno. Niepokój dręczył mnie cały tydzień. Dzień podróży zbliżał się z alarmującą szybkością, a ja szukałem uspokojenia w rozmowach z kolegami. Niszczyciel "Caldas" był gotów do drogi. W tych dniach więcej mówiliśmy o naszych rodzinach w Kolumbii i o planach po powrocie. Okręt z wolna wypełniały prezenty, jakie wieźliśmy do domu: głównie radia, lodówki, pralki i grzejniki. Ja miałem radio. Termin opuszczenia portu był coraz bliższy i dlatego - nie mogąc otrząsnąć się z niepokoju - podjąłem decyzję: gdy tylko zawiniemy do Cartageny, odejdę z marynarki. Nie będę się więcej narażał na morzu. Ostatniego wieczoru przed rejsem poszedłem pożegnać się z Mary, której chciałem się zwierzyć z moich obaw oraz postanowienia.  Nie zrobiłem tego, bo obiecałem jej wrócić, a nie uwierzyłaby mi, gdybym powiedział, że rzucam pływanie. 



17.


- Głupia była ta Plum Pudding, ciociu.
- Jak but. Ale butów jest niezliczona ilość. Są bardzo rozpowszechnione.
Też kiwnąłem głową, bo w sumie się z nią zgadzałem.
- Ludzie boją się umierać, bo odczuwają lęk przed nieznanym. Ale właśnie, co to jest nieznane? Proponuję ci, O., żebyś się nie bał, żebyś był ufny. Spójrz na twarz Pana Boga na krzyżu: znosi cierpienie fizyczne, ale nie cierpi duchowo, bo ufa. I nawet gwoździe już mu tak nie doskwierają. Powtarza sobie: boli mnie, ale nie ma w tym nic złego. To są korzyści, które przynosi wiara. I to właśnie chciałam ci pokazać.
- O.K., ciociu R., jak będę miał pietra, zmuszę się, żeby wierzyć.
Pocałowała mnie. Ostatecznie dobrze czuliśmy się w tym pustym kościele z Tobą, Boże, który wyglądałeś tak spokojnie.
Po powrocie długo spałem. Coraz częściej chce mi się spać. Kiedy się obudziłem, powiedziałem do cioci R.:
- Właściwie nie boję się nieznanego. Tylko trochę szkoda mi tracić to, co znam.
- Tak samo jest ze mną, O. Co byś powiedział na to, żebyśmy zaprosili Peggy Blue na herbatę?



18.


Wskoczyli do biura. M. M. usiadł, Y. zaś stanął po drugiej stronie biurka i oświadczył, że nie chce już uczestniczyć w lotach bojowych. Co można w tej sprawie zrobić? - zadał sobie pytanie major M.
Można zrobić tylko to, co mu poradził pułkownik Korn, i mieć nadzieję, że jakoś tam będzie.
- Dlaczego? - spytał.
- Boję się.
- Nie ma się czego wstydzić - pocieszył go major łagodnie - Wszyscy się boimy.
- Ja się nie wstydzę - powiedział Y. - Ja się po prostu boję.
- Byłby pan nienormalny, gdyby się pan nie bał. Nawet najdzielniejsi doświadczają strachu. Jednym z najtrudniejszych zadań, jakie stoją przed nami w boju, jest pokonanie strachu.
- Dobra, dobra, majorze. Czy nie można się obejść bez tego pieprzenia?



19.


I obaj, oddaliwszy się nieco na bok, zaczęli się przyglądać tym światełkom; wkrótce zobaczyli pełno ludzi zupełnie białych. Wtedy S. na piękne struchlał ze strachu i zębów szczękanie wtórować zaczęło gwałtownemu drżeniu ciała. Przestrach ten jeszcze się bardziej powiększył, gdy zobaczyli wyraźnie około dwudziestu ludzi konno, zdawało się na pozór w koszulach; każdy z nich trzymał pochodnię w ręku i mruczał coś niskim i płaczliwym głosem. Za nimi postępowała żałobna lektyka, a dalej sześciu jeźdźców czarno ubranych od stóp do głów.
Dziwny ten widok byłby przestraszył każdego o tej porze, w miejscu tak pustym, oprócz S. jednak, którego cała odwaga poszła w tej chwili na bory i lasy.



20.


Cofnąłem się, w obawie, że się na mnie rzuci. Pomyślałem, że to któryś z podróżnych zapomniał swego brzydkiego faworyta, a chcąc się upewnić co do jego usposobienia, nie narażając własnych palców, szturchnąłem go z lekka parasolem. Małpka pozostała nieruchoma, mimo że parasol nie tylko jej dosięgnął, ale przeszedł przez nią, przesunął się tam i z powrotem, nie natrafiając na najmniejszy opór.
Nie zdołam w najmniejszym bodaj stopniu wyrazić przerażenia, jakiego doznałem. Gdym stwierdził, że stworzenie to było halucynacją, jak wtedy przypuszczałem, zrodziła się nieufność do samego siebie i strach, który mnie obezwładnił tak, ze przez jakiś czas nie mogłem oderwać spojrzenia od oczu tego zwierzęcia. Gdy tak patrzyłem, odskoczyła z lekka do tyłu, całkiem do kąta. W panice znalazłem się przy drzwiach i wytknąłem na zewnątrz głowę. Wdychałem głęboko powietrze i patrzyłem na mijane światła i drzewa, szczęśliwy, że mogę upewnić się co do rzeczywistości.
Zatrzymałem omnibus i wysiadłem. Płacąc zauważyłem, że woźnica jakoś dziwnie mi się przygląda. Z pewnością coś niezwykłego było w moim wyglądzie i zachowaniu, bo nigdy przedtem nie czułem się tak nieswojo.


===========


Dodane 16 października 2018:
Tytuły utworów, z których pochodzą konkursowe fragmenty, znajdziesz tutaj:

Rozwiązanie konkursu
Wyświetleń: 2364
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 9
Użytkownik: asia_ 01.10.2018 22:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Zaczynamy konkurs dla odważnych. Proszę się nie bać, tylko zgadywać :)

Zapraszamy!

Spośród uczestników tego konkursu wylosowany zostanie zdobywca powieści 4 3 2 1 Paula Austera. Zasady losowania: tutaj.
Użytkownik: asia_ 03.10.2018 21:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Przez pierwszą dobę konkursu chyba wszyscy tak trzęśli się ze strachu, że nie byli w stanie wysyłać maili. Ale niektórzy już się otrząsnęli - mamy pierwsze uczestniczki. I dobrze im idzie :)
Użytkownik: schizofretka 07.10.2018 19:16 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Moi Drodzy Śmiałkowie! Wróciłam już z wyjazdu, odzyskałam dostęp do komputera i mogę Was już dalej poprowadzić przez tę dolinę strachu :) Dziękuję bardzo Asi za pomoc, a od teraz wysyłajcie proszę swoje typy na mojego biblionetkowego priva :)
Użytkownik: KrzysiekJoy 10.10.2018 20:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Moi Drodzy Śmiałkowie! Wr... | schizofretka
Nie lubię się bać, choć czasem zerknę na dobry horror. W konkursie, najbardziej straszliwy jest dla mnie "brzydki faworyt" z 20. Ktoś się już pozbył lęku przed nim?
Użytkownik: schizofretka 10.10.2018 21:34 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie lubię się bać, choć c... | KrzysiekJoy
Jak to mówią - w kupie raźniej :-), więc nie ma czego się bać, bo jest Was już dziewięcioro odważnych :) Dwie osoby stawiły czoła wszystkim strachom. Najstraszniejszy jest ostatni fragment, ale myślę, że niebawem zostanie zneutralizowany...
Użytkownik: janmamut 11.10.2018 04:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Nie lubię się bać, choć c... | KrzysiekJoy
Masz trudności, bo nie jesteś fanem tego działu literatury.
Użytkownik: KrzysiekJoy 11.10.2018 16:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Masz trudności, bo nie je... | janmamut
Nie jestem również zwolennikiem zdrowych napojów.;-)
Użytkownik: schizofretka 13.10.2018 20:51 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Moi Drodzy,
można rzec, iż to ostatnia straszna doba, w trakcie której można nadsyłać jeszcze swoje odpowiedzi.
Z tego, co widzę, to konkurs do najtrudniejszych raczej nie należy, poza paroma mniej znanymi fragmentami...tak więc wciąż są szanse, aby walczyć o podium :)
Użytkownik: joanna.syrenka 14.10.2018 19:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Przedstawiam KONKURS nr 2... | asia_
Wysłałam! A już się bałam, że nie zdążę na straszny konkurs... :)
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: