Dodany: 30.09.2018 11:38|Autor: koczowniczka

Koty i błędy ortograficzne


„Kocio” Elżbiety Isakiewicz jest książką o kotach. Ale choć należę do miłośniczek tych zwierząt, nie doznawałam przyjemności podczas czytania, wprost przeciwnie, często czułam zdziwienie, a nawet niesmak. Z jakiego powodu? O tym napiszę na końcu opinii, najpierw będzie kilka słów o treści.

Autorka opowiada o różnych kotach, z którymi się zetknęła lub o których słyszała, ponadto ni to poważnie, ni żartobliwie próbuje udowodnić, że są one stworzeniami o wiele doskonalszymi od człowieka. W książce znalazły się więc opowieści o szukającej domu ciężarnej Łaciatej, o niezwykłej przyjaźni pomiędzy psem a kotem, o bezdomnym kocie, który z wielkim poświęceniem pielęgnował kolegę mającego ogromną, krwawiącą ranę. Nie zabrakło też historii o mieszkance kamienicy hodującej całe stado tych futrzaków. Co ciekawe, kobieta ta podobno pochodziła z arystokratycznej rodziny. Kiedy w Polsce zapanował komunizm, straciła majątek i prestiż, jednak nie narzekała. Gotowa była usługiwać sąsiadom i uczyć ich dzieci francuskiego, byle tylko nie skarżyli się na dochodzące z jej mieszkania miauczenie i odór. A odór był ogromny; przy tylu zwierzętach stłoczonych na małym metrażu trudno utrzymać czystość.

Na kartkach książki ukazane zostały zwierzęta szczęśliwe, przyjaźniące się, opiekujące sobą nawzajem, ratujące człowieka z opresji, ale także bezradne, krzywdzone, cierpiące. Najbardziej wstrząsnęła mną wzmianka o zakonnicy, która z uśmiechem na ustach wyjawiła, że spaliła w ognisku dopiero co urodzone kocięta.

Pora na wyznanie, co mi przeszkadzało. Otóż zauważyłam w tej książce mnóstwo błędów. Gdybym wiedziała, że autorka nie zadbała o korektę, w ogóle bym po „Kocia” nie sięgnęła, bo ja uważam, że czytać książkę z błędami to tak, jakby jeść potrawę przygotowaną przez kucharkę mającą brudne łapy. Brrr. Ale skąd mogłam wiedzieć? W dostępnych w internecie recenzjach znalazłam same ochy i achy, nikt nie zająknął się o szwankującej ortografii. Szkoda! Oto kilka przykładowych kfiatkóf:

„(...) zaczęła tkać się nić intymnego konszaktu” (s. 13) – konszaktu? Czyżby chodziło o konszacht?

„W kruchym odizolowaniu, jak wewnątrz mydlanego bąbla, bo w każdej chwili mógł przekuć go gniewny krzyk matki” (s. 14) – przekuć można żelazo, bąbel się przekłuwa.

„(...) według Sain-Exupery'ego” (s. 78) – jeśli się wspomina o wybitnym pisarzu, trzeba przynajmniej umieć poprawnie zapisać jego nazwisko.

„W okresie przekwitania akacji konieczność rychłego wyjazdu zagranicę (...)” (s. 122) – ZA GRANICĘ, autorko.

„Człowiek niedowierza” (s. 56) – a ja nie dowierzam, że pisarz, redaktor i korektor mogą nie wiedzieć, że „nie” z czasownikami pisze się rozłącznie.

Lubiłam Elżbietę Isakiewicz, kiedyś mocno chwaliłam jej „Liczenie słoni”, było mi więc przykro podczas czytania „Kocia”. Bo co z tego, że treść jest ciekawa, skoro forma uniemożliwia cieszenie się lekturą?

Kocio (Isakiewicz Elżbieta)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 205
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: