Dodany: 03.09.2010 15:44|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Książka: Podróż w świat
Woolf Virginia

3 osoby polecają ten tekst.

Każda podróż się kończy, a życie toczy się dalej…


Nawet w przypadku autorów dobrze znanych i lubianych raczej nie zdarza mi się mieć w głowie całej ich bibliografii w porządku chronologicznym, więc wypożyczając z biblioteki „Podróż w świat” byłam zupełnie nieświadoma, że natrafiłam na jeden z najwcześniejszych utworów Woolf ( i zarazem zyskałam sposobność dopisania jednej pozycji na swoją listę lektur objętych „akcją klasyka”!). Logicznie rzecz biorąc, wydawałoby się, że debiutancka powieść powinna być słabsza od późniejszych, powstałych w pełnym rozkwicie sił twórczych pisarki - tymczasem wcale nie jest to takie oczywiste. W moim odczuciu „Podróż w świat” ustępuje jedynie „Falom”, pozostając mniej więcej na równym poziomie z „Panią Dalloway” i opowiadaniami z tomu „Dama w lustrze”.

Podobnie jak w tamtych utworach, i tutaj fabuła daje się streścić w trzech zdaniach. Dwudziestoczteroletnia Rachel Vinrace, córka owdowiałego armatora, wydostaje się spod opiekuńczych skrzydeł wychowujących ją niezamężnych sióstr ojca, udając się do Ameryki Południowej wraz z krewnymi ze strony matki. Na początku rejsu zawiera przelotną znajomość (uwaga!) z Clarissą Dalloway i jej mężem, na miejscu zaś poznaje większą grupę rodaków, w tym dwóch młodych intelektualistów - Hirsta i Heweta. Między nią a jednym z nich stopniowo rodzi się coraz głębsza sympatia, lecz wkrótce po zaręczynach nadzieja na wspólne życie staje pod znakiem zapytania…

Mniej utalentowany autor niechybnie stworzyłby z tego mniej lub bardziej kiczowaty melodramat (kto czytał „Trędowatą”, wie, że to możliwe), tymczasem spod pióra Woolf wyszedł kawał dobrej prozy psychologiczno-socjologicznej, o wiele cięższej w czytaniu niż „zwykła” powieść z wartką akcją i scenami budzącymi gwałtowne emocje - ale o ileż głębsze pozostawiającej wrażenie, pomimo braku rekwizytów takich jak listy przyprawiające adresata o śmiertelne zapalenie mózgu czy łoże śmierci tonące w świeżo zerwanym kwieciu! Losy Rachel i Terence’a są tu jedynie pretekstem dla ukazania ludzkich myśli i postaw wobec najrozmaitszych faktów, czy to zupełnie banalnych, czy groteskowych lub dramatycznych, a także - czego nie można nie zauważyć - dla poruszenia kwestii bardzo dla autorki ważnej, mianowicie sytuacji kobiet w konserwatywnym społeczeństwie brytyjskim z początków XX wieku. Spójrzmy tylko na dziewczyny takie jak Rachel czy Evelyn - dwudziestoparolatki, pod względem zakresu wiedzy o świecie i życiu sytuujące się daleko za swoimi rówieśnikami płci męskiej, na beznadziejnie płytkie plotkary w rodzaju pani Flushing, na wielodzietne matrony, dla których - jak dla pani Thornbury - jedynym tematem do rozmowy są własne doświadczenia macierzyńskie i ewentualne sukcesy potomstwa… A jeśli którejś - jak pannie Allan, którą nawet według dzisiejszej miary można nazwać kobietą sukcesu, bo w końcu nie każda nauczycielka literatury może się pochwalić napisaniem podręcznika - udaje się osiągnąć coś więcej, odbiór tego zjawiska przez całe ówczesne społeczeństwo streszcza się w paru zdaniach padających w dialogu między panią Thornbury i panią Elliot:
„- Niezamężna kobieta, na własnym utrzymaniu: oto najcięższy los ze wszystkich.
- A jednak sprawia wrażenie dosyć pogodnej.
- Musi to być szalenie interesujące (…). Zazdroszczę jej wiedzy.
- Ale przecież to nie tego chcą kobiety [to zdanie pada z ust żony profesora Oksfordu!].
- Obawiam się, że jest bardzo wiele takich, które nie mogą liczyć na nic innego”*.

Ale nawet mniej wymowne scenki i ich tło są warte uwagi; narracja toczy się niespiesznie, rejestrując - niczym kamera z mikrofonem w reality show - każdą, nawet najbardziej banalną wymianę zdań, i od czasu do czasu jakiś szczegół otoczenia: walizki Dallowayów, haftki w spódnicy panny Allan, zakurzone buty pana Ambrose… Tak gęstą, zwartą prozę czyta się dłużej - mnie zajęła cztery popołudnia i wieczory, gdy z „normalną” powieścią tej objętości daję sobie radę w dwa - bo trzeba zwolnić tempo, by docenić perfekcyjny styl autorki (brawa dla tłumacza!) i umiejętność, z jaką odtwarza klimat poszczególnych odsłon dramatu. Piękna lektura, choć rozwiązanie głównego wątku i następujące po nim sceny nie nastrajają optymistycznie…



---
* Virginia Woolf, „Podróż w świat”, przeł. Michał Juszkiewicz, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2009, s. 156.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1565
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: