Dodany: 11.09.2018 22:08|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

1 osoba poleca ten tekst.

W Darudżystanie świętowanie, w Czarnym Koralu powód do żalu, czyli malazańskiej epopei część ósma


Niestety, dobiegł końca mój tak długo wyczekiwany dwutygodniowy urlop, a co za tym idzie, już za mną równie długo odkładana lektura ósmej części „Malazańskiej Księgi Poległych” (Myto Ogarów (Erikson Steven)). I… właściwie mogłabym powtórzyć większość sformułowań z dowolnej spośród poprzednich malazańskich czytatek. Te same zastrzeżenia, te same zachwyty, których, przyznam, spodziewałam się, że będzie mniej, bo tym razem nie wytrzymałam i przed czytaniem zerknęłam do paru uwiecznionych w sieci recenzji: tu „wyraźny spadek formy”, tam „słabizna”, „nuda”, „rozwlekanie wątków”; nie cytuję dosłownie, bo – mea culpa – nie chce mi się podawać odnośników, ale wymowa poszczególnych wypowiedzi została zachowana. Dlaczego jednak nie do końca zgadzam się z nimi, o tym dalej, a na razie o tym, czego wytrwały czytelnik może się w tym tomie spodziewać.

Otóż dominująca część akcji rozgrywa się znów w Darudżystanie, w trakcie trwającego tam wielodniowego święta, zwanego Fetą Gedderone. W tym mieście, niemal nietkniętym przez wcześniejsze wojny, łączą się liczne wątki rozpoczęte w poprzednich tomach; na scenę ponownie wychodzą postacie, których los ani na chwilę nie przestał nas obchodzić, i takie, o których zdążyliśmy już zapomnieć, a do nich dołączają nowe, co do których, jak to u Eriksona w zwyczaju, nie będziemy mieć pewności, czy pojawiły się tylko epizodycznie, czy swoją rolę odegrają dopiero po jakimś czasie (chyba, że przed końcem tego tomu definitywnie zakończą żywot, co i tak nie daje stuprocentowej pewności, czy nie wrócą w postaci duchów, nieumarłych albo jeszcze jakiejś innej…).

Do miasta powraca skrytobójca Rallick Nom, obudzony przez Raesta po wielu miesiącach spędzonych w kryptach domu Azath, jego była pracodawczyni Vorcan (której pozycję w Gildii Skrytobójców w międzyczasie zajął kto inny), jego kuzyn Torvald, ostatnio widziany w scenie pożegnania z Karsą Orlongiem w „Domu Łańcuchów”, a teraz pragnący porzucić złodziejskie rzemiosło i znaleźć spokojną pracę, co udaje mu się tylko do pewnego stopnia, oraz jego dawny przyjaciel Nożownik, dawniej Crokus Younghand. Wraz z tym ostatnim na statku Siostry Złośliwości przybywają: Iskaral Krost z małżonką, Mappo Trell, była markietanka Scillara, beznadziejnie zakochana w Nożowniku, lecz zdająca sobie sprawę, że on wciąż tęskni za inną, Barathol Mekhar, zamierzający przystąpić do cechu kowalskiego, oraz „półgłówek” Chaur. Ta ostatnia trójka nawiązuje relacje towarzyskie z właścicielami Baru K’rula: Wykałaczką, Niewidką, Młotkiem i Nerwusikiem, których prześladują miejscowi skrytobójcy, oraz goszczącym u nich historykiem Duikerem, zaś Crokus spotyka swoją miłość sprzed lat, Challice d’Arle, obecnie Vidikas, co po raz kolejny wpędza go w kłopoty (ale przynajmniej przy tym odpłaci pewnemu łajdakowi za cudze krzywdy…). Bawidamek Murillio postanawia się ustatkować, zatrudniając się w szkółce szermierskiej prowadzonej przez byłą żołnierkę Stonny Menackis. Przyjaciel tejże, Zrzęda, szuka za to nowych przygód jako udziałowiec gildii kupieckiej Trygalle, która właśnie otrzymała pozornie proste zlecenie: przewóz pasażera w określone miejsce. Sam pasażer, wspomniany Mappo Trell, nie przysporzy transportowcom żadnych kłopotów, co nie znaczy, że podróż będzie bezproblemowa...
W stronę Darudżystanu zmierzają za to – osobno, przynajmniej z początku – Samar Dev, Karsa Orlong i tajemniczy nieznajomy zwany Wędrowcem, który w finale, gdy będzie się działo dużo i na wielką skalę, odegra niezmiernie dramatyczną rolę.

Drugą ważną sceną wydarzeń jest Czarny Koral, gdzie po pokonaniu Pannion Domin osiedliła się garstka niedobitków Tiste Andii. W pogrążonym w mroku mieście rządzi Syn Ciemności, Anomander Rake, wspomagany przez starego czarodzieja Endesta Silanna. Niestety, spokój nie będzie im dany, bo w obozie pielgrzymów w pobliżu kurhanu Odkupiciela zaczynają grasować fanatyczni wyznawcy Umierającego Boga (to ktoś całkiem inny, niż Okaleczony Bóg, co nie znaczy, że mniej groźny), otumaniający coraz to nowych ludzi narkotycznym napojem. Grupka młodych Andii, dowodzona przez Nimandera Golita, błądzi przez groty w stronę Czarnego Koralu, nie zdając sobie sprawy z całości tajemnych zamiarów Klipsa (och, co to za paskudna kreatura!).
To tylko główne nitki fabuły, ale, rzecz jasna, nie wszystkie; podejrzewam, że sporządzone ku pamięci streszczenie, w którym będę chciała ująć wszystkie ważne elementy, zajmie mi kilka dobrych stron.

Aha, i jest jeszcze trzecia scena akcji – bardzo specyficzna, jest to bowiem wnętrze Dragnipura, miecza Syna Ciemności, w którym uwięzione są dusze licznych postaci. Jest to co prawda ewidentna manifestacja magii, ale uczciwie mówiąc, jakoś mnie ten motyw nie wciągnął.
Podobnie jak i w paru poprzednich częściach, warstwa magiczna kryje w sobie zbyt dużo tajemnic i niejasności, żebym umiała ją w pełni ocenić i docenić. Za to warstwa realistyczna – bogowie na dole, jakże piękna jest i bogata, choć (jak zawsze) pełna okrucieństwa, przemocy i cierpienia! Jak świetnie skonstruowana jest psychika postaci! Te niekochane żony, jedna sterroryzowana przez męża-psychopatę i skrycie obmyślająca zemstę, druga traktowana jak przedmiot, jak karta przetargowa w zakulisowych rozgrywkach politycznych (ale gdyby ktoś chciał ją naprawdę zabrać, to Beru broń!); ci beznadziejnie zakochani, gotowi życiem ryzykować, by dopomóc ukochanej czy ukochanemu w jakiejś sprawie; ci byli żołnierze, nieumiejący normalnie żyć w czasach pokoju; ci przywódcy, dręczeni wyrzutami sumienia z powodu dokonanych kiedyś – a z obecnej perspektywy niewłaściwych - wyborów! I jeszcze bohaterowie epizodyczni, tacy, jak mały Harllo, jego dręczyciel Przypon (jejku, cóż za okropnie brzmiące imię! nie można to było zostawić mu oryginalnego?) i jego samozwańczy opiekun Bainisk, jak opóźniony umysłowo Chaur czy bezimienny strażnik miejski, jak mag o zagadkowym imieniu Mnisiszczur i znany z poprzednich tomów Trzpień – wszyscy barwni, realistyczni, wyraziści!
Nowością jest powierzenie pewnej części narracji Kruppemu, którego kwiecista retoryka balansuje na granicy wytrzymałości prawie każdego słuchacza egzystującego w tym samym świecie, trudno się więc dziwić, że i czytelnik z innej rzeczywistości momentami prycha ze zniecierpliwieniem: "a weźże już skończ, gaduło!", ale i tak mu wybacza, bo cóż to byłby za Darudżystan bez Kruppego?

Nie jest natomiast nowością to, że nagła śmierć zabiera tego i owego spośród bohaterów; biorąc pod uwagę poprzednie tomy, można to żniwo uznać za stosunkowo skromne (chociaż niektórych postaci, a zwłaszcza jednej, będzie mi brakowało...). Ani to, że autor maksymalnie poszedł na łatwiznę, konstruując zamieszczony tradycyjnie na wstępie spis postaci, z którego czytelnik dowiaduje się mniej, niż z samego tekstu; przykładowo, na licho komu informacja, że Nimander, Nenanda, Kleszcz, Aranatha, Kedeviss i Desra są Tiste Andii, skoro to wiadomo od pierwszej sceny z ich udziałem, mającej miejsce dwa czy trzy tomy wstecz - przydałoby się raczej objaśnienie, kto z nich jest w jakim stopniu z kim spokrewniony, bo to, że zwracają się do siebie "kuzynie"/"kuzynko", niekoniecznie dokładnie odzwierciedla ich genealogię...

Wydawałoby się, że przy tylu mankamentach powinnam tę powieść ocenić niżej, ale figę - nie potrafię, znów zaczarowana tym kapitalnym stylem i mrocznym klimatem, który od czasu do czasu rozświetlają sceny nasycone dobrymi emocjami (ach, jakim fajnym, dobrym chłopcem jest nastoletnia latorośl rodu Nomów! Jak ciepło się robi na sercu, gdy Mnisiszczur i Trzpień wydobywają z siebie energię do zrobienia czegoś, czego nikt od nich nie wymaga!) lub swoistym humorem (no dobrze, nie powiem, że aż pękałam ze śmiechu przy monologach Krosta lub jego szermierce słownej z Mogorą, ale tu i ówdzie uśmiechnąć mi się zdarzyło, podobnie jak przy epizodach z udziałem zespołu transportowego Trygalle), tymi refleksjami o ludzkiej naturze, odnoszącymi się nie tylko do Malazańczyków czy innych mieszkańców ich świata, ale i do nas na Ziemi. Kolejna piątka i... ach, kiedyż kolejny urlop?

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 681
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 3
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 19.09.2018 09:24 napisał(a):
Odpowiedź na: Niestety, dobiegł końca m... | dot59Opiekun BiblioNETki
I to jest właśnie problem mój z tym cyklem - ogrom i stopień komplikacji (a równocześnie pozytywnie zaskakująca spójność, przy negatywnie zaskakującym ubóstwie wydzielanych informacji) zniechęcają mnie do kontynuacji (po pierwszych dwóch tomach) całości cyklu. Swego czasu po zamknięciu głównego cyklu Miecz Prawdy przeczytałem byłem cięgiem 11 tomów Goodkinda, ale tam wszystko jest mniej złożone, bardziej potoczyste i autor przypominał nam szczegóły powiązań w akcji czy relacjach bohaterów, gdy było to potrzebne. No i po paru tysiącach stron (i 2.5 miesiącach lektury) nie czułem się znużony - zaś Erikson mnie przytłoczył w zaledwie dwóch tomach! Podziwiam Twoją pamięć i umiejętność konstruowania ekstraktów z treści, które pozwalają na całościowe spojrzenie na Malaz.


BTW: może podpięłabyś pod Myto Ogarów (Erikson Steven) tę czytatkę, tak jak poprzednie?
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.09.2018 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: I to jest właśnie problem... | LouriOpiekun BiblioNETki
Zrobione!
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 19.09.2018 12:03 napisał(a):
Odpowiedź na: I to jest właśnie problem... | LouriOpiekun BiblioNETki
Gdyby Ci to ułatwiło powrót do lektury, to się z Tobą mogę podzielić moim ekstraktem, który nb. liczy sobie chyba już ze 60 stroniczek :-).
Ale nie dziwię się, że się zniechęciłeś, bo choć lektura mnie akurat nie nużyła, to wiem, że wiele osób odnosi podobne wrażenia jak Ty; Miciuś się poddał po niecałym tomie, nasz syn po dwóch i żaden z nich do tej pory nie nabrał chęci na powrót. A ja, póki sobie nie zrobiłam streszczenia, o mało nie dostałam świra, próbując po prawie 2 latach przerwy powiązać osoby i wydarzenia w 3 tomie z tymi z dwóch poprzednich.
Goodkind był łatwiejszy, bezapelacyjnie, czytało się jak baśń, ale też nie ma aż takiego klimatu, stylistycznie także troszkę Eriksonowi ustępuje. A w 12 czy 13 tomie ("Wróżebna machina") tych streszczeń poprzednich wydarzeń było jak dla mnie ciut za dużo :-) i na nim skończyłam.
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: