Dodany: 01.09.2010 19:40|Autor: zsiaduemleko

O tym, jak bardzo dziki był zachód


Cormac (dla znajomych Czarli) McCarthy (1933) to podobno skryty gościu. Rzekomo nie rozmawia z czytelnikami. Cóż, dla mnie każdy pisarz jest skryty, bo z żadnym nie rozmawiałem, więc jakoś nie jest to dla mnie niecodziennym zjawiskiem. Z drugiej strony, patrząc na jego styl pisania i obieraną tematykę, to może i lepiej, bo bardzo prawdopodobne, że przygnębiłby on każdego rozmówcę nawet podczas pogawędki o pogodzie – dyżurnym zagadnieniu, gdy brak innych tematów. Lektura poetycko klimatycznej "Drogi", mimo obficie zachwycających się nią recenzentów, nie urwała mi jakoś szczególnie dupy. Tematyka nie moja, pole do popisu wąskie. Jako nowelka się sprawdza, ale nic więcej. Z utęsknieniem natomiast oczekiwałem na polskie wydanie powieści okrzykniętej jedną z najważniejszych pozycji XX wieku w amerykańskiej literaturze i największym osiągnięciem McCarthy’ego jako pisarza. Slogany sloganami, nie one zwróciły moją uwagę, bo jestem na to zbyt alternatywny. To, co mnie przyciągnęło, to nic innego jak tematyka Dzikiego Zachodu. Och, jakie to dziecinne i obciachowe, pomyślisz. Zamaskowani bandyci napadający na dyliżanse, Indianie z tomahawkami krzyczący "ułułułułu", ogniste rumaki mknące przez prerię, pojedynki rewolwerowców w samo południe, szeryf z błyszczącą gwiazdą na kamizelce trzymający pieczę nad bezpieczeństwem i sprawiedliwością, napady na jedyny bank w miasteczku, strzelaniny, pokerowe pojedynki w saloonie z charakterystycznymi, rozchylanymi "drzwiami" i tańczącymi na podeście kankana ciziami, Johnem Waynem i Clintem Eastwoodem obsadzonymi w głównych rolach. Czujesz się zainteresowany? Nieistotne, bo musisz zrewidować swoje wyobrażenie wszystkiego, co wiesz o Dzikim Zachodzie. A "Krwawy południk" Ci w tym brutalnie pomoże.

Czekałem na taką lekturę. Powieść bezlitośnie odzierającą z heroizmu gatunek westernu. Powieść miażdżącą swoją dosadnością, cholernie mroczną, śmierdzącą zgnilizną, pobudzającą w czytelniku wdzięczność, że ten okres historyczny świat ma już za sobą. McCarthy nakreślił krajobraz Dzikiego Zachodu przepełnionego przepięknymi widokówkami, ozdobionego ujmującymi zjawiskami natury, fauny, flory i anomaliami pogodowymi, ale w tym poetycko natchnionym otoczeniu nie ma absolutnie miejsca dla moralnych i sprawiedliwych. To brutalny, dekadencki świat, bezpośrednio i z obojętnym wzruszeniem ramion traktujący przemoc, nagradzający nikczemników oraz spluwający na gnijące zwłoki cnotliwych i prawych.

Początkowo ma się wrażenie, że głównym bohaterem powieści jest bezimienny "Dzieciak" (nie wiem, czy to norma z tą bezimiennością u McCarthy’ego, ale chyba to lubi), uciekinier z domu, uciekinier od wiecznie wylakierowanego w trupka ojca. Nie sposób mu odmówić głównej roli, bo to jego historia drogi, ale na pewno nie jest najbardziej charakterystycznym i zapadającym w pamięć bohaterem z palety postaci. Pojęcie "bohater" jest w tym przypadku o tyle niefortunne, że w całej powieści trudno znaleźć choćby jedną figurę, która byłaby na tyle przyzwoita i godziwa, aby zasłużyć - nawet z przymrużeniem obu oczu - na to miano. Trudno im też wywalczyć sympatię bądź fascynację czytelnika. Dzieciak, po paru bardziej lub mniej krwawych ekscesach, trafia do grupy nieogolonych najemników Johna Glantona, samozwańczych łowców skalpów, bandy awanturników i szubrawców, gdzie każdy z osobna jest na wskroś zły, okryty mroczną aurą tajemnicy co do zamiarów, pobudek i motywacji. Autor nie kwapi się, by czytelnikowi nakreślić, co postacie myślą, jakie mają cele i czy w ogóle doświadczają kiedykolwiek choćby namiastki poczucia empatii bądź litości. Przemawiają za nich czyny. Według ich filozofii skalp wcale nie musi pochodzić z głowy potomka Winnetou. Wystarczy, że ktoś ma głowę i skórę do zdjęcia. Indianin, biały, starzec, kobieta, dziecko – bez różnicy. Inna ich idea, to że nie ma nic złego w gwałcie na trupie – martwi mniej się bronią. Brak wyłożonego przez autora rysu psychologicznego bohaterów sprawia, że wydają się nam oni tym bardziej odlegli, nieludzcy, a ich postępowanie poraża swoim bestialskim bezsensem.

Co ciekawe, przywódca grupy, John Glanton to postać autentyczna (o czym dowiedziałem się po lekturze), rzeczywisty łowca skalpów, który wraz ze swoją grupą podkomendnych zapisał kilka krwawych i mało chlubnych linijek w historii Ameryki XIX wieku. Natomiast mam nadzieję, że postać Sędziego Holdena jest jedynie wymysłem McCarthy’ego. Naprawdę, lepiej dla ludzkości, żeby on nigdy nie istniał. Pojęcie zwyrodniałego sku***syna nabrało dzięki niemu nowego, intensywnego wymiaru.

Dla uzmysłowienia nam nieco zepsucia tego świata, Cormac nie zastosował w powieści klasycznego podziału na narrację i dialogi. Aby nie szukać daleko, podobnymi zabiegami posłuży się później Palahniuk choćby w "Rozbitku" i "Fight Club". To pomaga fragmentami skołować czytelnika, upaprać go nieco syfem zawartym w treści, zaskoczyć. Początkowo czyta się to z lekkimi problemami, ale z czasem czytelnik przywyknie i doceni.

Powieść bezlitośnie gwałci infantylny obraz Dzikiego Zachodu, który serwują nam produkcje hollywoodzkie i spaghetti westerny. McCarthy nas nie oszczędza, zalewając bezwzględną historią mordów i trupów pośród błota, gryzącego w gardło kurzu, surowego mięsa, zapachu prochu, otulonych palącym słońcem skał, przykrytej plamkami much padliny, bezgłośnych błyskawic rozświetlających niebo, wpychającego się w każdy zakamarek przepoconego ubrania piachu, pożogi, krzykliwych ku*ew, powszedniego bezprawia, opuszczonych mieścin z bujającymi się w ciszy na krokwiach wisielcami, rozszarpujących ludzkie mięśnie kul, krwawych skalpów, dźwięcznego języka hiszpańskiego, szklanki whiskey i popiołu z dogasającego, opuszczonego ogniska. Właśnie takie zobrazowanie Dzikiego Zachodu jako źródła i fontanny pierwotnego, nagiego zła bardziej przemawia do wyobraźni. Aż chce się zawołać wio! i zrobić patataj na wierzchowcu w kierunku zachodzącego, rdzawego słońca. Jak najdalej stąd.

Boleśnie krwawy ten południk. Sprawdź koniecznie, a ja czekam na już zapowiedzianego "Strażnika sadu".



[recenzję zamieściłem wcześniej na swoim blogu]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 15614
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 17
Użytkownik: Wolf744 16.09.2010 09:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Cormac (dla znajomych Cza... | zsiaduemleko
Mylisz się bracie - kluczową postacią/"bohaterem" popisów autora "Krwawego południka" jest ten niepozornie i żenująco kunktatorsko pochylający się nad Dzieciakiem (lubię powtarzać jak mantrę: dzieciak, dzieciak, dzieciak...) Pustelnik. Jego strzeliste perory o chylącym się ku mentalnemu kurestwu światu - że niby, jak Bóg lepił człowieka, to diabeł mu w tym asystował - są godne wydanych w samizdacie wyznań bojownika o lepsze jutro (byle czym prędzej zapomnieć o "wczoraj"). Recenzji tej nie umieściłem na swoim blogu, bo go najzwyczajniej na (chylącym się ku upadkowi) świecie nie posiadam. Wybacz, przyjacielu...
Użytkownik: zsiaduemleko 16.09.2010 18:19 napisał(a):
Odpowiedź na: Mylisz się bracie - klucz... | Wolf744
W porządku... bracie.
Ale czepiasz się mniej istotnych kwestii, bo to, czy za głównego bohatera postrzegamy Dzieciaka, Pustelnika, Sedziego Holdena, czy Glantona nie zmienia wydźwięku opowiedzianej historii, a ta stanowi całość i tylko prywatne odczucia czytelnika decydują kogo uzna on za głównego bohatera. Pozornie to Dzieciak jest głównym bohaterem, centrum akcji, osią wydarzeń i choć dla mnie bardziej wyrazisty oraz na równi ekspoatowany jest Sędzia Holden, którego z powodzeniem mógłbym sam uznać za głównego bohatera (bo rzeczywiście jest nim dla mnie), to jednak tego nie zrobiłem. Dlaczego? Nie z obawy, że ktoś mi odmówi racji, bo to moje odczucia i plaster każdemu do tego, jak moja wyobraźnia współgra z powieścią. Nie napisałem o tym dlatego, żeby nie narzucać nikomu swojej wizji, niczego nie sugerować i pozostawić czytelnika przed lekturą "na surowo", bez zbędnych interpretacji, a początkowe założenie jest jedno - Dzieciak jest głównym bohaterem. To, czy nim pozostanie do końca zależy już tylko od preferencji czytelnika. Twoja wersja nie jest błędna, ale nie jest też jedyna, taka magia książek. Dla jednego głównym bohaterem pozostanie Dzieciak, kto inny dojrzy go choćby w Głupku Z Klatki. Ksiądz jest ważną postacią, nadającą powieści jaskrawy pierwiastek filozofii i moralności ówczesnego świata, ale główną postacią go nie nazwę, bo recenzja ma za zadanie zachęcić a nie być opracowaniem rodem z Bryka z możliwymi interpretacjami. Pozowolę to ocenić i dojść do tego każdemu według własnej potrzeby.

ps. formułka [recenzję zamieściłem...] to wymóg biblioNETki, tak że złośliwość z Twojej strony była zbędna, przyjacielu... ;)
Użytkownik: addam23 05.10.2010 12:05 napisał(a):
Odpowiedź na: Cormac (dla znajomych Cza... | zsiaduemleko
Drobna uwaga - spaghetti westerny i infantylny obraz Dzikiego Zachodu? Pierwsze słyszę.

Druga sprawa - czy aby taki, "Krwawo Południkowy" obraz Dzikiego Zachodu jest rzeczywiscie tym prawdziwym? Nie jest on czasem ździebko przesadzony? (nie wiem, pytam się).


Co do samej książki - przed chwilą przeczytałem dopiero pierwsze 100 stron, więc nie chcę ją oceniać.
Powiem jedynie, że niezbyt mnie ona zainteresowała. "Droga" była fajna, bo była krótka. Tutaj mamy taką niby rozbudowaną drogę, ale z zupełnym zatraceniem tych akcentów i wymowy "Drogi", tak wyraźnej i "mocnej".

"Krwawy południk" wydaje mi się epatowaniem przemocy, historią drogi do granic ponurą, brudną i dołującą, która jednak do niczego nie zmierza. Bez celu.

Brakuje mi jakiegos punktu zaczepienia, pretekstu, czegos co miało by mnie skłonić do sledzenia dalszych losów tego bohatera... Niezbyt pociąga mnie sama możliwosc potaplania się bolesno-depresyjnej zupie.
No ale przeczytałem dopiero 100 stron...
Użytkownik: zsiaduemleko 05.10.2010 17:40 napisał(a):
Odpowiedź na: Drobna uwaga - spaghetti ... | addam23
Może coś mi się pokręciło we łbie z tymi spaghetti westernami, ale sam przyznasz - przy "Krwawym południku" każdy western wydaje się mniej lub bardziej infantylny.
Czy przedstawiony tu portret Dzikiego Zachodu jest prawdziwy? Nie wiem, nie sposób tego udowodnić, ale odnoszę jakieś podświadome wrażenie, że jest cholernie bliski prawdy. Może skrajnie przedstawiony, ale rzeczywisty.

Z lekturą "Krwawego południka" jest takie problem, że na dobrą sprawę nie posiada on wyraźnie poprowadzonej fabuły. Nie ma tutaj wciągającej po uszy historii, którą śledzi się z wypiekami, więc jeśli kogoś nie oczaruje styl narracji i chwilami przygnębiająco poetyczna wizja sama w sobie, to raczej nie znajdzie tutaj nic dla siebie. To po prostu historia przemocy i ona jest bohaterką (nawiązując do wcześniejszej dyskusji). No, ale w "Drodze" fabuła też nie była filarem powieści, nie zachwycała i nie zaskakiwała.
Użytkownik: addam23 06.10.2010 01:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Może coś mi się pokręciło... | zsiaduemleko
Ja znowu odnoszę wrażenie, że jest przesadzony. No może inaczej - dzisiaj w zasadzie można by napisać podobne opowiesci dziejące się np w slumsach wielkiego miasta. To jest pewnie wycinek ówczesnej rzeczywistosci, którego nie można traktować jako pełna ilustracja tego miejsca i czasu. Pewne patologie zostały wyciągnięte.

No ale to jedynie moje wróżenie z fusów i zwykłe, niczym nie poparte odczucia.

BTW
Zawsze smieszyły mnie komentarze na temat książek i filmów o więzieniach. Zazwyczaj im brutalniejszy film, tym gęsciej sypały się głosy w stylu: "oto jest obraz prawdziwego więzienia". :) Stąd pewnie moja nieufnosć.

Dobrze powiedziane - historia przemocy.
W "Drodze" nie było również fabuły, ale - tam było widać pewną idee. Do czego to wszystko zmierza. Do tego dochodziła tajemnica - gdzie my jestesmy i co sie w ogóle dzieje (niewytłumaczona w żaden sposób, co również koniec końców stało się w moich oczach w tym wypadku zaletą). Dodatkowo "Droga" jest mocniejszą książką. Bardziej wali po głowie (mnie przynajmniej), mimo, że "Krwawy południk" wydaje mi się brutalniejszy.
Przyczyna prosta - relacja ojciec syn i "niesienie swiatła".
W "Krwawym..." mamy bezdusznych i bezwzględnych w swiecie bezdusznym i bezwzględnym.

Poetyka i sposób narracji "Drogi" mnie nie zachwycił specjalnie (niezły był, nie przeczę), ale na dużo dłuższy "Krwawy..." już pewnie by mi tego zachwytu nie starczyło i gdzies w srodku z dużą obojętnoscią bym na to reagował.

Zobaczę jednak co przyniosą kolejne strony...
Użytkownik: addam23 06.10.2010 02:03 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja znowu odnoszę wrażenie... | addam23
I polecam obejrzeć sobie (przypomnieć) "Spaghetti Westerny" Sergio Leone, a w szczególnosci kultowe "Dobry, zły i brzydki" oraz "Pewnego razu na dzikim zachodzie" ;)

Użytkownik: zsiaduemleko 06.10.2010 18:29 napisał(a):
Odpowiedź na: I polecam obejrzeć sobie ... | addam23
"Dobrego, złego i brzydkiego" oglądałem, nawet niedawno i wybacz, ale w starciu z "Krwawym południkiem" nie sposób filmowi odmówić pewnej dawki infantylności. Jasne jest też, że mamy inne kategorie w ocenie książek i wbrew pozorom to pozytywny aspekt, bo możemy wzajemnie sobie ukazać inne perspektywy odbioru lektury. Możemy się zgodzić w pewnych detalach, ale żaden z nas nie przekona drugiego do zmiany odczuć.
I zdaję sobie sprawę, że wypowiedzi w stylu "oto prawdziwy obraz dzikiego zachodu/więzienia/polskiego gimnazjum" to utarte komunały i naprawdę starałem się tego uniknąć w recenzji, ale najwyraźniej moje zauroczenie było zbyt mocne, popuściłem w gacie i między wierszami przemyciłem taki przekaz, wybacz.

O "Drodze" z Tobą nie podyskutuje, bo ta średnio mnie podnieciła, szybko zapomniałem i jakoś nieszczególnie mam ochotę zaprzątać sobie nią głowę, choć przyznaję, że stylu jej nie potrafię odmówić.

Pozdro szejset.
Użytkownik: addam23 06.10.2010 21:00 napisał(a):
Odpowiedź na: "Dobrego, złego i brzydki... | zsiaduemleko
Tak jak napisałeś - w porównaniu z "Krwawym południkiem" 99% książek jawi się jako dziecinne igraszki.
A infantylizm "Dobrego...." leży głównie w pewnych schematach kina, bądź co bądź, akcji. Sam wykreowany obraz dzikiego zachodu wyszedł dość brudny i ponury.
Użytkownik: Bibliomisiek 28.01.2011 09:15 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak jak napisałeś - w por... | addam23
Osobiście nie mierzyłbym, i tu pewnie Adam się ze mną zgodzisz, dojrzałości westernu ilością pokazanej czy opisanej w nim przemocy. I to nawet nie dlatego, że myślenie "krwawo=prawdziwie" jest nielogiczne.

Rzecz w tym, że western jest dla Ameryki czymś na kształt mitologii i może stąd w jego dziejach tyle jest autorskich interpretacji. Inaczej widział go Ford, inaczej Włoch Leone, inaczej Peckinpah, Doctorow, Larry McMurtry, Cormac, Eastwood w "Bez przebaczenia", David Milch w "Deadwood" - wymieniam tylko te kluczowe w dorobku gatunku nazwiska. Również wiele dzieli Forda z okresu "Dyliżansu" a "Poszukiwaczy", Leone z 1966 a 1969 roku, nie mówiąc o kilkunastoletniej pracy Peckinpaha czy podnaddwudziestoletnej Eastwooda. Sedno w tym, że współcześnie nie wydaje mi się możliwe (ani nawet potrzebne!) roztrząsanie która wizja jest prawdziwsza, ponieważ we WSZYSTKICH przypadkach mamy do czynienia z artystycznym przetworzeniem zastanych mitów lub świadomym tworzeniem własnej mitologii i własnego panteonu bohaterów (w szerokim znaczeniu, mam tu na myśli również antybohaterów). Takim przetworzeniem będzie zarówno film oparty na rzeczywistej historii (Peckinpaha o Garetcie i Kidzie, Forda o Earpie etc.), ale na równych prawach o postaciach fikcyjnych (n.p. mitologizacja rangersów u McMurtry'ego czy bandytów u Peckinpaha). Western w swojej najbardziej znaczącej części jest przypowieścią, moralitetem, mitologią właśnie - więc nie domniemana prawdziwość powinna być tu miarą wartości , a zawartość - by tak rzec - filozoficzna. Jeśli w ogóle - to może trafniej byłoby mówić o "wrażeniu realizmu", ale też raczej jako środku niż celu. No i nie podejmuję się rozstrzygnąć, czy większe jest ono w "Deadwood", "Lonesome Dove", "Unforgiven" czy "Dzikiej Bandzie".

Na pewno zaś "Krwawy południk" nie jest książką bliską domniemanej prawdziwości - toż to jawna rozszalała wizja w rodzaju obrazów Boscha; na pewno pokazująca JAKIŚ wycinek rzeczywistości, ale gołym okiem widać, że przetworzony i wprzęgnięty w pisarską silnie zindywidualizowaną wizję świata. Doskonale widać to poznawszy resztę dorobku McCarthy'ego - taka wizja Dzikiego Zachodu jest częścią jego widzenia człowieka i świata. W największym skrócie - naturalną konsekwencją takiej przeszłości jak w "Południku" jest taka historia najnowsza jak "Sutree/Dziecię Boże/Strażnik sadu", taka teraźniejszość jak w "Starych ludziach" - i wreszcie taka przyszłość jak w "Drodze". W każdym razie "Południk to NIE JEST absolutnie obiektywna wizja realistyczna, ani - moim zdaniem - Cormac do takiej nie aspirował. A przynajmniej nie w "Południku" - prędzej w dużo spokojniejszej "Trylogii Pogranicza".

Natomiast całkowitą pomyłką jest mówienie o realizmie (lub jego braku) w przypadku filmów Sergio Leone, bo one z założenia odnosiły się do RZECZYWISTOŚCI FILMOWEJ GATUNKU, a w żadnym, ale to żadnym stopniu nie "ustawiały się" wobec rzeczywistości historycznej XIX wieku w Ameryce. Polecam lekturę świetnego artykułu z mies. "Film" ( z czasów kiedy było tam jeszcze co czytać): http://www.eastwood.stopklatka.pl/cz-leone.html .

Pozdrawiam serdecznie.
Użytkownik: addam23 30.01.2011 17:28 napisał(a):
Odpowiedź na: Osobiście nie mierzyłbym,... | Bibliomisiek
Tak, zgadzam się ze wszystkim.
Jeśli ktoś uznał, że ja twierdzę, że w filmach Leone o dzikim zachodzie odnajdzie się prawdę historyczną (bo realizm to znowuż inna para kaloszy, której nie brak i w filmach Leone, ale i której brak w sporej części tych samych filmów).
Jedynie nie zgodziłem się z infantylnością.
Użytkownik: Bibliomisiek 01.02.2011 08:55 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak, zgadzam się ze wszys... | addam23
Ja się z Tobą Adamie zgadzam, polemizuję raczej z kolegą Zsiaduemieko. A konkretnie chodzi mi o to, że:

- po pierwsze western stracił opisywaną przez niego naiwność (lub niewinność) na długo, długo przed "Południkiem" (tzn. przed 1985 rokiem oczywiście) - bo Peckinpah, bo Penn, bo "Niebieski żołnierz", Doctorow, Thomas Berger, bo "Pochowaj me serce w Wounded Knee" etc., etc., wymieniać można długo;

- a po drugie nie uważam "Południka" za powieść bliższą prawdy niż te dzieła powstałe przed lub po nim. Jest tylko, tak jak i one, wizją artystyczną, opisującą JAKĄŚ CZĘŚĆ prawdy o Dzikim Zachodzie. I to jest wycinek zapewne węższy, niż by się mogło zdawać. Coś w rodzaju, ostrożnie mówiąc, bardziej patologicznego marginesu, niż panoramy społecznej. Co więcej, paradoksalnie, nie wydaje mi się, żeby akurat demitologizacja westernu była głównym celem autora. Raczej środkiem do opisania prawdy o człowieku; western to w pewnym sensie tylko kostium (oczywiście to się wszystko przenika, ale moim zdaniem gdzie indziej leży środek ciężkości).

Tym bardziej, ze western w 1985 roku już był dokładnie zdemitologizowany na wszystkie strony; nawet epoka antywesternu dobiegła końca. I Cormac niewątpliwie o tym wiedział.

Czekamy teraz na odpowiedź Zsiaduegomleka - miło pogadać o westernach, bardzo miło :)
Użytkownik: zsiaduemleko 01.02.2011 18:26 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja się z Tobą Adamie zgad... | Bibliomisiek
Michale, problem w tym, że nie jestem dla Ciebie odpowiednim towarzyszem do głębszej dyskusji, bo najwyraźniej siedzisz w temacie od lat, przeczytałeś multum książek autorów, których nazwiska mi akurat niewiele mówią. Po prostu miło poczytać kogoś obeznanego w temacie, dowiedzieć się czegoś nowego, ale nie będę się ośmieszać wchodząc w polemikę, kiedy nie mam do tego zaplecza wiedzy, ot, laik ze mnie. Najwyraźniej musnąłem jedynie lekko powierzchni westernów, bo widziałem raptem parę filmów, książek czytałem jeszcze mniej i najpewniej to Ty masz rację, z tym, że nie przekonam się o tym, póki nie przeczytam wymienionych przez Ciebie autorów.

Co do stężenia prawdy o epoce, zawartej w "Krwawym południku", to oczywistym jest, że nie jestem w stanie tego ocenić, wszak nie było mnie tam, oczytany w temacie też nie jestem. Chodziło mi generalnie o to, iż taka wizja najbardziej do mnie przemawia i w takim sosie smakuje najlepiej. Czy jest to wyobrażenie bliskie prawdy? Nie? W żadnym stopniu nie zmieni to mojego odbioru, bo nie czytałem powieści w kategorii "historyczna".
Po prostu inne wizje tak mocno na mnie nie działają. Po części wynika to zapewne z nieoczytania (nadrobię kiedyś, dzięki za tytuły i autorów), ale z takiej perspektywy właśnie miała być ta opinia.
A uzupełnienia, poprawki do opinii oraz propozycje lektur poszerzających wiedzę w materii westernu pozostawiam mądrzejszym i bardziej "oblatanym w temacie" od siebie ;)

Pozdrawiam i buziole ;*
Użytkownik: Bibliomisiek 30.01.2011 14:13 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak jak napisałeś - w por... | addam23
Znalazłem jeszcze jedną BARDZO ciekawą rzecz - mianowicie zapis (mp3) audycji z radiowej "Trójki" z 4 września ub. roku o "Południku" właśnie. Znakomicie naświetla ona konteksty tej powieści - historyczne i kulturowe, wśród nich także te, na które sam chciałem zwrócić uwagę wyżej (szerzej ujęty Peckinpah, ale także Thomas Berger - mówi o tym mądrze dr Marek Paryż z UW). Gorącą ją polecam: http://cormacmc.blogspot.com/search/label/Audycje .
Użytkownik: qmvremon 15.05.2012 07:53 napisał(a):
Odpowiedź na: Ja znowu odnoszę wrażenie... | addam23
> Ja znowu odnoszę wrażenie, że jest przesadzony. No może inaczej - dzisiaj
> w zasadzie można by napisać podobne opowiesci dziejące się np w slumsach
> wielkiego miasta. To jest pewnie wycinek ówczesnej rzeczywistosci, którego
> nie można traktować jako pełna ilustracja tego miejsca i czasu. Pewne
> patologie zostały wyciągnięte.

> No ale to jedynie moje wróżenie z fusów i zwykłe, niczym nie poparte odczucia.

Pierwsze i podstawowe pytanie, które nurtowało mnie podczas lektury tej książki było właśnie takie: Czy taki właśnie był ten "Dziki Zachód?"? Dlaczego niby ten ponury obraz miałby być tym prawdziwym? Teraz myślę, że McCarthy pokazał jedną ze skrajności, ale robienie z tego normy obowiązującej w tamtym miejscu i czasie uważam za przesadę. To nie opowieść o zamkniętym światku sasystycznych kapo jakiegoś obozu koncentracyjnego, ale o wielkim kraju, który wtedy zaczął wyrastać na potęgę zdolną zdominować świat. Dlatego też śmieszy mnie przepełnione głębokim przekonaniem o Słuszności dowodzenie, że w "Krwawym Południku" pokazano "Prawdziwy Dziki Zachód". Nie wierzę w to i tyle.

Użytkownik: zsiaduemleko 15.05.2012 18:41 napisał(a):
Odpowiedź na: > Ja znowu odnoszę wra... | qmvremon
A ja wręcz przeciwnie - nie zastanawiałem się podczas lektury, na ile rzeczywisty Dziki Zachód przedstawił nam McCarthy, bo na tego rodzaju refleksje jest czas po lekturze. Ja się po prostu poddałem atmosferze "Krwawego południka", przyjąłem ją taką, jaka jest i dałem się pochłonąć samej treści.
I tak, chciałbym, aby tak wyglądał Dziki Zachód, wręcz tego pragnąłem, by był cudownie zezwierzęcony, brutalny i dosadny, pełny pooranych bliznami zakapiorów, a Wy, jeden za drugim niszczycie moje marzenia :(
Pozwólcie mi marzyć!
Użytkownik: qmvremon 16.05.2012 06:36 napisał(a):
Odpowiedź na: A ja wręcz przeciwnie - n... | zsiaduemleko
> A ja wręcz przeciwnie - nie zastanawiałem się podczas lektury, na
> ile rzeczywisty Dziki Zachód przedstawił nam McCarthy, bo na tego
> rodzaju refleksje jest czas po lekturze. Ja się po prostu poddałem
> atmosferze "Krwawego południka", przyjąłem ją taką, jaka jest i
> dałem się pochłonąć samej treści.

Napisałem, że pytanie o prawdziwość tego Dzikiego Zachodu nurtowała mnie podczas lektury, ale bez przesady, nie przeszkadzało mi to w odbiorze książki :-) Mnie też pochłonęła jej treść (przeczytałem ją w około 5-6 godzin) i ogólnie zrobiła na mnie wrażenie, ale jednak całościowo nie zachwyciła. Brakowało jej jakiejś przewodniej myśli, puenty. A przynajmniej ja jej nie dostrzegam. Liczę, że "Droga" będzie lepsza.

> a Wy, jeden za drugim niszczycie moje marzenia :(
> Pozwólcie mi marzyć!

Masz moje pozwolenie :-)

Użytkownik: golebiow6 19.12.2012 22:39 napisał(a):
Odpowiedź na: Cormac (dla znajomych Cza... | zsiaduemleko
Od siebie dodam cytat, który może w jakiś sposób odzwierciedlać książkę:
"Prawo moralne to wymysł ludzkości mający na celu ograbienie silnych z korzyścią dla słabych."
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: