Dodany: 03.09.2018 19:36|Autor: misiak297

Debiut Agathy Christie, debiut Herculesa Poirota


Agatha Christie w „Autobiografii” tak opisała swoje pierwsze „spotkanie” – póki co na gruncie wyobraźni – z Herculesem Poirotem, najsłynniejszą postacią, którą stworzyła:

„Kogo mogłabym mieć jako detektywa? (…) Kogo mogłabym wziąć? Ucznia? Raczej z trudem. Naukowca? Co ja wiedziałam o naukowcach? Potem na myśl mi przyszli belgijscy uchodźcy. W naszej parafii w Tor mieszkała ich cała kolonia. (…) W każdym razie zdecydowałam się na detektywa Belga. Pozwoliłam mu dorastać pomaleńku do swojej roli. Powinien być inspektorem, tak żeby dysponował pewną wiedzą o przestępstwach. Będzie pedantyczny, bardzo schludny, rozmyślałam uprzątając swój pokój z mnóstwa niechlujnie wyglądających rupieci. Nieduży, schludny jegomość. Miałam go przed oczami – niedużego, schludnego jegomościa, wiecznie coś porządkującego, lubiącego, żeby rzeczy były do pary i kanciaste, a nie okrągłe. I musi być bardzo bystry – powinien mieć szare komórki – to dobre sformułowanie, muszę je zapamiętać. Tak, będzie miał szare komórki”[1].

Tak narodził się detektyw o najbardziej imponujących wąsach, najbardziej nienagannych manierach i najlepiej pracujących szarych komórkach w literaturze. Detektyw, którego czytelnicy pokochali bądź znielubili (sama autorka miała względem niego ambiwalentne odczucia), ale Poirot nigdy nie dałby się lekceważyć.

Po raz pierwszy pojawił się w 1920 roku w pierwszej opublikowanej powieści Agathy Christie „Tajemnicza historia w Styles”. Spotyka go Arthur Hastings – odtąd wierny druh, a czasem i kronikarz jego sukcesów – inwalida wojenny dochodzący do siebie w posiadłości Styles Court u przyjaciela – Johna Cavendisha.

Ale cofnijmy się nieco, aż do przyjazdu Hastingsa do Styles. Atmosfera w tym miejscu jest dosyć napięta, a to za sprawą obecności Alfreda Inglethorpa, świeżo upieczonego męża znacznie starszej od niego macochy Johna i Lawrence’a, Emilii Cavendish Inglethorp, apodyktycznej, zamożnej filantropki. Oprócz państwa Inglethorpów i braci Cavendishów w Styles mieszkają jeszcze piękna Mary, żona Johna, Cyntia Murdoch, wychowanica pani Inglethorp oraz Ewelina Howard, dama do towarzystwa pani Inglethorp. To właśnie ona ani myśli ukrywać się ze swoją niechęcią do męża przyjaciółki i chlebodawczyni – a najpewniej piekielnika, łajdaka i łowcy posagów. Ona też przeczuwa, że w Styles stanie się coś złego. Pod jej wpływem również Hastings ma coś w rodzaju „nagłego przeczucia bliskiej katastrofy”[2].

Katastrofa nadchodzi – Emilia Inglethorp umiera tragicznie, otruta strychniną. Wszystkie podejrzenia skupiają się na wdowcu, który jeszcze niedawno był panem młodym. Czy jednak to najbardziej oczywiste – i, co ważniejsze, prawdziwe! – rozwiązanie? Do akcji wkracza Hercules Poirot – dla otoczenia „kochany cudak” – a przede wszystkim wybitny detektyw. To będzie jego pierwszy udokumentowany sukces.

„Tajemnicza historia w Styles” jest klasycznym kryminałem, który na pewno nie zawiedzie miłośników gatunku. Zagadkowa zbrodnia, grono podejrzanych, dużo tropów (przeważnie mylnych), no i wreszcie – zaskakujące rozwiązanie – można ten kryminał czytać z przyjemnością i dziś, po blisko stu latach od jego premiery!

Dla fanów Agathy Christie (powtórna?) lektura tej powieści może być wyjątkową przygodą. Widać, w jakim kierunku pójdzie jej twórczość. Są tu wszystkie elementy, jeszcze trochę surowe, nieobrobione, które zostaną lepiej dopracowane w jej późniejszych kryminałach. Arthur Hastings ma solidne (szkoda, że bezpodstawne) ambicje detektywistyczne. Inspektor Jimmy Japp pojawia się zaledwie przez moment w tle. Sam Poirot jest bardziej wybuchowy i pocieszny niż w kolejnych tomach (chciałoby się wręcz powiedzieć: „nieokrzesany”). Postaci nie zostały jeszcze tak dobrze dopracowane, niektórzy z podejrzanych są ledwie w powieści obecni, inni bohaterowie stanowią protoplastów tych typów, które będą tak często powracać w książkach Christie (jak pani Inglethorp – apodyktyczna stara dama, często i majętna). Wyróżniają się nieprzebierająca w słowach i antypatiach Ewelina Howard i pociągająca Mary Cavendish, którą zauroczył się Hastings:

„Nigdy nie zapomnę pierwszego spotkania z Mary Cavendish. Wysoka, smukła postać zarysowana na tle jasnego nieba; utajony ogień, który znajduje wyraz tylko w tych cudownych piwnych oczach – niezwykłych i tak bardzo różnych od kobiecych oczu, jakie dotąd widywałem. Bezmierny spokój Mary Cavendish był mimo wszystko wyrazem szaleńczego, nieposkromionego ducha uwięzionego w doskonale ukształtowanym cywilizowanym ciele. Wszystko to wryło się głęboko w moją pamięć i pozostanie tam utrwalone na zawsze”[4].

Widać, że Agatha Christie w „Tajemniczej historii w Styles” ostrożnie testuje swoje pióro w gatunku, który miał jej przynieść nieśmiertelność. Zdaje ten test na piątkę. Ten kryminał może się nie wyróżnia, nie zapada specjalnie w pamięć, ale jest świadectwem bardzo sprawnego warsztatu i umiejętności mistrzowskiego budowania intryg. Dobrze, że powstał, a po nim kolejne, które od blisko wieków zachwycają kolejnych czytelników.

[1] Agatha Christie, „Autobiografia”, tłum. Teresa Lechowska i Magdalena Kornikowska, Wydawnictwo Hachette, 2004, s. 137.
[2] Taż, „Tajemnicza historia w Styles”, tłum. Tadeusz Jan Dehnel, Prószyński i S–ka, 1998, s. 15.
[3] Tamże, s. 19.
[4] Tamże, s. 8.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1332
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: