Poruszająca opowieść o zawieszeniu pomiędzy życiem a śmiercią...
Recenzuje: Urszula Janiszyn
Z pewnością istnieje wiele wyznaczników dobrej, fascynującej i porywającej książki... Począwszy od emocji, poprzez ekscytację, a na całkowitym oderwaniu od realnego świata skończywszy. Dla mnie jednak takim wyznacznikiem są przede wszystkim łzy, które to nagle, zupełnie niespodziewanie i tak naprawdę wbrew chęciom pojawiają się podczas lektury na mojej twarzy... To dla mnie magia literatury w najczystszej postaci, którą to dane było mi uświadczyć raz jeszcze dzisiejszego poranka, gdy dobrnęłam do ostatniej strony lektury wspaniałej powieści Emily Elgar pt. „Gdybyście ją znali”...
To debiutanckie dzieło brytyjskiej pisarski przenosi nas do współczesnej Anglii, a dokładniej rzecz biorąc, na piętro szpitalnego oddziału dla pacjentów wymagających wyjątkowej i wyspecjalizowanej opieki. To tam poznajemy Alice – pielęgniarkę pracującą od lat na tym oddziale, Franka – pacjenta w stanie wielomiesięcznej śpiączki, który, choć nie może wykonać żadnego ruchu, doskonale wszystko słyszy i rozumie, i wreszcie Cassie – młodą, piękną i również pogrążoną w śpiączce kobietę, która dopiero co trafiła na oddział. I to właśnie Cassie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, o którym wie tylko jej sąsiad ze szpitalnego łóżka: Frank.
„Gdybyście ją znali” to bardzo inteligentne, niezwykle klimatyczne i poruszające połączenie kryminału, mrocznego thrillera medycznego i powieści obyczajowej, z którego to mariażu wyłania się fascynująca, zaskakująca i trzymająca w napięciu historia o złych wyborach, ich dramatycznych konsekwencjach, jak też wartości życia, którą dostrzegamy dopiero wtedy, gdy jest nam ono odebrane... Lektura tej pozycji niesie nam sobą wielkie emocje, niezwykłą ekscytację, odrobinę strachu, jak też (przynajmniej w moim przypadku tak było) wzruszenia, o które nigdy nie podejrzałabym tej powieści...
Wielką siłą tej historii jest z pewnością jej inteligentna i zaskakująca konstrukcja, oparta na podziale narracji na trzy wzajemnie przeplatające się perspektywy: Alice, która opisuje nam życie szpitala i swoje własne losy; Franka, relacjonującego nam swój stan, przemyślenia, piekło śpiączki i to, co widzi ze szpitalnego łóżka; i wreszcie postronnego obserwatora, który w imieniu pogrążonej w śpiączce Cassie przedstawia nam jej przeszłość i wydarzenia prowadzące do chwili jej wypadku. I przyznam się tu szczerze, że nie nigdy bym nie podejrzewała, że taki układ, taki format i taki podział ról może prezentować się tak efektownie, odkrywczo, fascynująco.
Co do samej fabuły, to prezentuje się ona bardzo intrygująco i barwnie, oferując nam z jednej strony wzruszające sceny ze szpitalnej codzienności, z drugiej zaś –obyczajowe wątki z życia jej bohaterów, z Alice na czele, jak i też kwintesencję kryminalnej natury tej powieści – tajemnicze, skomplikowane i odkrywane krok po kroku dzieje Cassie... Książkę cechuje efektowność, umiejętnie stopniowanie napięcie, duża amplituda emocji oraz wielki realizm. Czyta się ją bardzo szybko i z wielką ciekawością, a zaskakujący, ekscytujący i spektakularny finał należy do rodzaju tych, o których chyba nigdy się już nie zapomni...
Znakomicie prezentują się bohaterowie tej opowieści, czyli Alice, Frank i Cassie na pierwszym planie, jak i też kilka charakternych postaci w tle. Co do naszej trójki, to są to bardzo różni, ciekawi i przy tym jak najbardziej zwyczajni ludzie, których bardzo szybko zaczynamy darzyć sympatią i zrozumieniem. Alice to oddana swej pracy pielęgniarka, troskliwa żona i marząca o dziecku kobieta, której niestety nie jest dane spełnienie tego marzenia. Łączy ją niezwykła więź z pogrążonym w śpiączce Frankiem, jak i też nowo przybyłą na oddział Cassie... Frank to mężczyzna po przejściach, były alkoholik, rozwodnik i ojciec dorosłej córki, z którą chciałby mieć lepszy kontakt. Obecnie jest zaś pacjentem, który całe dnie i noce leży bez najmniejszego ruchu i marzy o powrocie do życia... I wreszcie Cassie – najbardziej tajemnicza postać, którą poznajemy z relacji narratora, odkrywającego przed nami losy tej młodej kobiety, młodej mężatki i niewinnej dziewczyny, z którą tak okrutnie obszedł się los...
Kryminalna intryga, obyczajowe perypetie bohaterów, szczegółowy obraz szpitalnej codzienności – to ważne, ciekawe i pięknie przedstawione na kartach tej książki wątki. Jest to też historia o życiu, pragnieniu trzymania się go za wszelką cenę i walce o każdy kolejny dzień, co wydaje się tu najbardziej poruszające. Tę perspektywę daje nam Frank i jego narracja, czyli przemyślenia człowieka na granic pomiędzy życiem i śmiercią, który ma dla kogo żyć, chce wreszcie wyjść na prostą i rozpocząć nowy, lepszy etap swojej egzystencji, jeśli tylko dane mu będzie wybudzić się ze śpiączki i opuścić szpitalny oddział. I to, w jaki sposób przedstawiła ten stan rzeczy autorka, ma w sobie coś naprawdę wyjątkowego, pięknego i poruszającego do głębi...
Debiutanckie dzieło Emily Elgar to bez wątpienia jedna z najbardziej zaskakujących i wyjątkowych premier tego roku. Wyjątkowe za sprawą swego konceptu, perfekcyjnie wprowadzonego na karty literatury, jak również mądrości i emocjonalności, jakie biją od tej lektury. To także jedna z tych książek, które mogą porwać i zachwycić bardzo szerokie grono czytelników, od fanów kryminału począwszy, poprzez miłośników mrocznego thrillera, a na sympatykach realistycznej historii obyczajowej skończywszy. Polecam: nie pozwólcie tej książce przejść bez echa...
Autor: Emily Elgar
Tytuł: Gdybyście ją znali
Tłumacz: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Wydawca: Marginesy, 2018
Liczba stron: 344
Ocena recenzenta: 6/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.