Dodany: 24.08.2018 11:59|Autor: dorsz

Nuda i wielokropki


Po „Ludzkim zoo”, które było festiwalem obrzydliwego zwyrodnialstwa, nie bardzo miałam ochotę sięgać po kolejną książkę z serii o Mocku, ale pomyślałam, że może jednak autor się nieco opanował. Dobra wiadomość jest taka, że owszem, w „Pojedynku” nie ma makabry. Zła natomiast – że to w niczym nie pomogło i to nadal jest bardzo słaba, przeraźliwie nudna powieść.

Prolog przenosi nas do 1916 roku, na front niemiecko-rosyjski. Feldwebelleutnant Eberhard Mock otrzymuje dziwny rozkaz. Tym się nie należy sugerować, to jest sprawnie napisane i zachęciło mnie do dalszej lektury. Potem wracamy do 1905 roku, w którym toczy się właściwa akcja, oczywiście do Wrocławia, gdzie ubogi dwudziestodwuletni student filozofii Mock chodzi na uczelnię i ma zostać profesorem gimnazjalnym z wysoką państwową pensją. Jest poza tym wśród studentów outsiderem. To dość zabawna odmiana po poprzednich tomach: poznajemy młodość bohatera, kiedy nie ma jeszcze pieniędzy na wykwintne potrawy. W tle pewien pan baron ma żonę zabawiającą się w ladacznicę, która zostaje pobita przez klienta. Poza tym nie dzieje się nic: sporą część akcji zajmuje debata filozoficzna przytoczona z masą szczegółów. Potem samobójstwa popełniają dwaj profesorowie, dzięki czemu Mock może w bardzo naciągany sposób zostać asystentem prywatnego detektywa, który go nauczy metody imadła. Żeby chociaż miał coś ciekawego do znalezienia, ale nie: ma wrobić kolegę ze studiów, który jest z gruntu zły, co wiemy od początku, ponieważ jest brzydki, niedobry, głupi i niechlujny.

Całkiem fajne są opisy życia studenckiego we Wrocławiu początku wieku, kiedy to jeszcze w modzie były pojedynki i honor. I to koniec zalet tej powieści, która co prawda nie jest tak wstrętnie niesmaczna jak poprzednia, za to okazała się zwyczajnie nudna. Rozdzierająco wręcz. Trzeba się naprawdę uprzeć, żeby przebrnąć do końca przez nic nie wnoszące do akcji zdania, które każą mi podejrzewać, że pisał to raczej jakiś ambitny gimnazjalista: „Gdyby to, co miał zaraz zrobić, zostało spotęgowane przez furię, cała intryga, nad której misternością jego mentor aż się zadziwił, obróciłaby się wniwecz”[1]. Do tego dochodzi nadużywanie wielokropków. Wszystkie postaci mówią, zawieszając znacząco głos po każdym zdaniu, co jest bardzo męczące w odbiorze. Żałuję czasu poświęconego na lekturę.

[1] Marek Krajewski "Mock. Pojedynek" Wydawnictwo Znak 2018, paragraf 11135 (nie mam numeru strony, to ebook)

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 657
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 1
Użytkownik: Kinga_im 24.03.2019 19:59 napisał(a):
Odpowiedź na: Po „Ludzkim zoo”, które b... | dorsz
Ja niestety nie zgadzam się z powyższą opinią. Dla mnie klimat Wrocławia przedstawiony w tej części "Mocka" bardzo przypadł do gustu. Zwłaszcza, że to miasto trochę znam. Jak dla mnie jedna z najlepszych części tej serii i nie żałuję ani minuty spędzonej z tą powieścią.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: