Dodany: 22.08.2018 22:24|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Następnej kolejki nie będzie


Przeczytanie „Audytu” zmobilizowało mnie do ściągnięcia z półki zakupionej przed rokiem „Skuchy”, do której miałam szczery zamiar zabrać się natychmiast po zakupie, ale akurat ciągle miałam pod ręką coś pożyczonego, coś recenzyjnego… no i tak zeszło. A teraz zapragnęłam jeszcze pozostać w tym klimacie podsumowania minionych już prawie 30 lat, rozliczenia z przeszłością, którego dokonują ludzie tylko trochę starsi ode mnie, ale reprezentujący to samo pokolenie – urodzone tuż przed gomułkowską odwilżą albo zaraz po niej, wychowane w warunkach peerelowskiej małej stabilizacji, a jednak wchodzące w dorosłość z poczuciem, że czegoś w tym wszystkim brakuje. Na wsi i w małych miasteczkach z tego poczucia braku niewiele się rodziło i nawet wyjeżdżając na studia do większego miasta, młody człowiek niekoniecznie zaraz wpadał w wir antyreżimowej konspiracji. Ale w stolicy wrzało i niewiele było trzeba, by się w opozycję zaangażować z fasonem i z brawurą niemalże równą tej, z którą walczyli harcerze z Szarych Szeregów czy, sporo wcześniej, rewolucjoniści występujący przeciw caratowi. Tyle, że było trochę mniej groźnie – nikogo za kolportaż czy za autorstwo nie rozstrzeliwano, nie wysyłano do obozów śmierci, co najwyżej do zwykłego peerelowskiego kryminału; a pozostałym zatruwano życie – zwalniano z pracy, szpiegowano, nachodzono w domu, szantażowano. To także niemało i trudno się dziwić, że nie aż tak wielu trwało przy sprawie, ale ci, co trwali i przetrwali, mogli się w pełni cieszyć upadkiem systemu. Tylko czy wszyscy?

Kiedy autor analizuje losy garstki swoich szefów i współpracowników z konspiracyjnej komórki zwanej wówczas Firmą, trudno wśród nich znaleźć osoby smakujące owoce swojej działalności. To, że są już niemłodzi i w większości nie najzdrowsi (lub całkiem schorowani), to inna sprawa – mało kto po sześćdziesiątce jest w idealnej formie, takie już prawo natury. Ale uderza fakt, że prawie żadnego z nazwisk bohaterów książki nie zobaczymy dziś pod fotografiami na pierwszych stronach gazet, bez różnicy, czy widoczne tam twarze spoglądają na nas z lewej, czy z prawej strony politycznego establishmentu; jeden tylko miał w sferach rządzących swoje pięć minut, a nawet nieco więcej, ale za to jego upadek z politycznych wyżyn był tyleż bolesny, co spektakularny. O innym, a może raczej innej, można było swego czasu w prasie poczytać, ale nie w kontekście politycznym, lecz… jak by to ująć… genderowym: bogaty biogram, jakiego dorobił się mężczyzna imieniem Marek, jest dziś własnością kobiety, Ewy. Dwie inne osoby… znów niełatwo streścić problem, by nie zdradzić tajemnicy ujawnionej przez autora dopiero na końcu… no więc powiedzmy z grubsza, że nie są tymi, jako które zostały przedstawione. A pozostali z chwilą osiągnięcia upragnionej wolności odeszli gdzieś na boczne tory, sfrustrowani, zapomniani, niedocenieni (niektórzy poczuli się niedocenieni do tego stopnia, że po dziś dzień wylewają w mediach swoje żale, kierując zgoła nieprzyjemne słowa pod adresem kolegów, którym się odrobinę lepiej powiodło; przypadek chciał, że szukając dodatkowych informacji na temat jednej z postaci, natrafiłam na taką właśnie pełną już nawet nie goryczy, ale jadu stronę, poznając tym samym pełne personalia osób, które Hugo-Bader litościwie ukrył pod inicjałami, nie chcąc obsmarowywać dawnych współpracowników). Prawie wszystkim ludziom Firmy w niepodległej Polsce porozpadały się związki; trudno powiedzieć, czy to oni sami nie umieli normalnie funkcjonować bez tajnych haseł, skrytek i nocnych spotkań, czy ich towarzysze i towarzyszki życia czuli się zmęczeni zbyt długim czekaniem na tę normalność, a może rozczarowani, że ich druga połowa, strwoniwszy kilka czy kilkanaście lat na konspirowanie, żadnych profitów z tego nie ma i mieć nie będzie.

Gdyby jeszcze te życiowe skuchy dały się tak łatwo zniwelować, jak tamte przy dziecięcych grach w gumę czy w chłopka! „Skusisz” – wypadasz z gry, ale za chwilę będzie następna kolejka i kto wie, może wszystkich pokonasz! A w dorosłym życiu – co się stało, to się nie odstanie; czasu nie cofniesz, własnych ani cudzych błędów nie naprawisz. I nawet satysfakcja z osiągnięcia najważniejszego, jak się zdawało, celu, jakoś się kurczy w obliczu braku satysfakcji z czegokolwiek innego… Gorzko, gorzko, i nie jest to ta gorycz udawana, jakby w celu wyegzekwowania weselnego całusa, lecz prawdziwa…

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 378
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: