Dick się mocno zestarzał
Kiedy popatrzyłem na średnią ocen czytelników
Człowiek z Wysokiego Zamku (
Dick Philip K. (Dick Philip Kindred))
, popadłem w zadumę. Czyżbym już stracił umiejętność oceny wartości artystycznej powieści i to z lubianego przeze mnie gatunku? Średnia jest bardzo wysoka, a ja uważam, że jest to powieść efemeryczna. Jeżeli miała być z gatunku "political fiction", to jest niezwykle słaba. Wątki się słabo łączą, nie wiadomo, o co chodzi dokładnie w wątku japońskim (niby wiadomo, ale jakoś blado). Postaci są dziwne - jakieś cienie ludzi. Wątek sprzedawcy amerykańskiego rzemiosła też nie wiadomo, po co został umieszczony i w sumie bardzo rozbudowany. I wreszcie księga I-cing. Przynajmniej ten wątek daje do myślenia.
Nie chodzi mi o to, by wszystko wywalać wszystko jak przysłowiową kawę na ławę, ale związać ukryte wątki, dać do nich pewnego rodzaju artystyczny lub intelektualny klucz. Nic z tego w "Człowieku z wysokiego zamku" nie ma. Przynajmniej wyrocznia się sprawdza.
Może powodują mną uprzedzenia do Dicka, ponieważ ten był zagorzałym, ba, wręcz paranoicznym przeciwnikiem Lema. Szkoda, że nie miał na tyle odwagi, by się z naszym mistrzem poznać. Myślę, że było to możliwe.
Czytałem tę powieść z lekkim niesmakiem. Wolę już opowiadania, chociaż niewiele ich pamiętam.
Kiedy po latach sięga się po lekturę którejś z powieści Lema (ostatnio "Fiasko"), to czuje się ten smak, specyficzny humor, zagadki intelektualne i rzetelność naukową. A powieści Dicka pachną naftaliną.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.