Dodany: 06.08.2018 13:01|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Morderstwa z jamnikami
Murawska Józefa

Także tak…


Recenzuje: Marta Rojewska (atram_ent)

Druga część (i miejmy nadzieję, że ostatnia) serii Józefy Murawskiej jest jedną z najbardziej frapujących książek, jakie przyszło mi przeczytać dla Biblionetki – w czysto negatywnym tego słowa znaczeniu. Pierwszy tom był zaskakującym miszmaszem (pod linkiem moja jego recenzja /https:/www.biblionetka.pl/art.aspx?id=1059190). Drugi jest nieco bardziej konsekwentny, ale w żaden sposób nie przystaje do tego, czego należałoby się spodziewać po określeniu „thriller”… oraz po nocie na okładce… oraz po samej okładce. Zacznijmy od fabuły.

Maks Nowak, eks-prawnik i obecnie pisarz (autor jednej książki, ale tak on sam i postronni go określają) zostaje ściągnięty z Meksyku do Francji przez swego przyjaciela Luca Zachary’ego oraz policjanta Guya Van den Bendena. Po zakończeniu akcji tomu pierwszego Maks przeniósł się razem z całą rodziną do Meksyku – sam zajmował się spisaniem swoich przeżyć w powieści, a jego żona Iza wraz z matką i ojczymem – pomocą ubogim i dzieciom. Luc wzywa Maksa, książka bowiem odniosła na tyle duży sukces, że trzeba po pierwsze uzgodnić z wydawnictwem warunki dodruku, po drugie spotkać się z czytelnikami. We francuskim kurorcie uzdrowiskowym zamordowana została Krystyna Dubois – dziewczyna, która w pierwszym tomie dzięki spotkaniu z Izą uniknęła stania się kolejną ofiarą Wiktora (seryjnego zabójcy) i pomogła w toczącym się wówczas śledztwie. Guy jest zdania, że to morderstwo jest związane z tamtymi wydarzeniami – na nic zdają się zapewnienia Maksa, że Wiktor zginął w wysadzonej w powietrze grocie w meksykańskich górach. Policjant jest absolutnie przekonany, że Maks jest w stanie pomóc w śledztwie. Bohater decyduje się na podróż do Francji – policja kwateruje go w jednym z najlepszych hoteli w miasteczku, daje mu do dyspozycji luksusowy samochód i zobowiązuje do „prowadzenia śledztwa”. Na miejscu Maks poznaje trzy urocze, przezabawne staruszki i spędza z nimi sporo czasu, oddając się typowym zajęciom każdego detektywa – grze w kasynie, jedzeniu w różnych restauracjach, ploteczkom, jedzeniu, zabiegom na bolące plecy, jedzeniu, spacerom… Wkrótce ginie kolejna osoba, później jeszcze jedna, a miasteczko zaczyna cieszyć się złą sławą.

Końcówka powyższego streszczenia już zapewne zasygnalizowała podstawowy problem tej książki. Maks bynajmniej nie zajmuje się śledztwem – może raz na 50–100 stron zada jakieś pytanie świadkowi zdarzeń, a samo pojawienie się tego kluczowego (jakby się mogło zdawać) wątku dzieje się zazwyczaj absolutnym przypadkiem. Więcej uwagi śledztwu poświęca Dominika Rigo (pisarka znana z pierwszego tomu), która lekko znudzona pobytem w Meksyku przyjechała do Francji w ślad za Maksem. Co prawda niektóre naprawdę dobre kryminały zostały napisane w podobny sposób (bohater wtapia się w społeczność, tu zapyta, tam mimochodem posłucha i na koniec zaczyna kojarzyć fakty i ostatecznie dokonuje odkrycia), ale wymagają on bardzo dużo finezji, konsekwencji i przede wszystkim przemyślenia, w jaki sposób taką powieść poprowadzić. Tu tego wszystkiego brakuje. Pomijam, że autorka w połowie książki sama z siebie zadrwiła: „[Maks – M.R.] nie potrafił się skoncentrować, coś mu umykało. Podświadomie, intuicyjnie wyczuwał, że jest świadkiem czegoś ważnego. Tylko nie wiedział, jak interpretować te wiadomości i te z zaświatów, od ducha[1]. A przecież w przeszłości wszystko, co mu się przydarzyło, miało cel, nawet spotkanie z Madame Lili miało sens, a teraz?”[2]. Nawet jeśli ten sens faktycznie był, to obawiam się, że autorka zapomniała o tym czytelnika poinformować. Może on niegodny? Albo niedomyślny? Poza tym gdyby bohater powieści poświęcił trochę więcej uwagi śledztwu, to może faktycznie mógłby połączyć elementy układanki.

Drugi podstawowy problem to sposób, w jaki ta książka jest napisana. Mam wrażenie, że ktoś poskąpił na pracę korektora, ilość błędów, jakie znalazłam jest bowiem wstrząsająca. I nie chodzi mi bynajmniej o błędy w rodzaju zgubionego ogonka w „ą” czy braku przecinka[3]. Na jednej stronie spotykamy sympatyczne „brendy”, na drugiej „brandy”[4], a w obu przypadkach chodzi o gatunek alkoholu. W innym miejscu swojskie „menadżer”[5] – i zdaje się, że spolszczenie brzmi „menedżer” lub używamy oryginału „manager”. Wedle mojej wiedzy w języku polskim obowiązuje zasada, że zapożyczenia z innych języków (np. nota bene, rien ne va plus itp.) piszemy kursywą – w „Duchach” zasada ta nie obowiązuje[6]. Związki frazeologiczne i dziwne zbitki to kolejny powtarzający się koszmarek – „baton czekolady”[7], „Z metryką w dłoni i na sercu wyjawię”[8], „[…] podeszła do nas, wycierając ręką zapłakany nos”[9], „widząc, jak któryś kolejny samochód kontynuuje drogę”[10], „Sprawdził, czy są sami, otwarli obaj rozporki i opróżniali razem naczynia moczopędne do pisuarów”[11]. Do kompletu różne nieścisłości czy niezgrabności, np. „drzwi tego samochodu opadały bowiem razem z szybą pod maskę”[12]. Tak się składa, że o samochodach trochę wiem, dłuższą chwilę zajęło mi przemyślenie, o co w zasadzie chodzi w tym opisie, następnie „wygooglałam” model BMW Z1 i dzięki filmikowi na YouTube dowiedziałam się, iż w tym samochodzie najpierw szyba chowa się w drzwiach, a następnie drzwi zjeżdżają pionowo w dół, by schować się w dość wysokim progu. Jaki jest cel dodawania do książki nieistotnego zupełnie szczegółu, którego nie umie się opisać, to pojęcia nie mam. Czasami nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że czytam tłumaczenie autorstwa translatora Google – pojawiają się w tekście słowa dość już zapomniane (np. tombola[13]) albo zupełnie niewłaściwe: „Stała za bufetem, kładąc na nim tacę napełnioną SZKLIWEM”[14], „Luc mimo problemów, jakie mu to sprawiało, próbował nałożyć je [spodnie – M.R.] na KADKĘ”[15], „poszukał w kieszeni jakichś drobnych monet, potem zmienił zdanie, złożył BILET na cztery i wrzucił do miski”[16] lub „trzeba żebyś uważała, aby jakiś kelner nie chciał ODLAĆ wody do wazonu”[17].

A teraz największy hit tej książki. W pierwszym tomie mieliśmy do czynienia z narracją pierwszoosobową, zawsze wtedy, gdy na scenie znajdował się Maks. W tomie drugim autorka chyba nie mogła się zdecydować, czy nadal pisać w pierwszej osobie, czy jednak w trzeciej. I pół biedy, gdy jedna część rozdziału (tekst rozdziałów podzielony jest za pomocą jednowierszowych odstępów) jest w narracji pierwszoosobowej, a kolejna w trzecioosobowej[18]. Przy czym, nie, nie ma absolutnie żadnego uzasadnienia dla tego zabiegu (np. trudno byłoby pisać w pierwszej osobie, gdyby Maks leżał nieprzytomny na ziemi). Żadnego. Autorka była jeszcze lepsza – potrafiła w środku sceny, w środku dialogu zmienić osobę. Przykład:
„– Nie wydaje mi się, że może mi coś grozić, jestem raczej zaintrygowany. A na to – pokazał na nóż – muszę znaleźć jakieś odpowiednie miejsce.
– Oczywiście, bo na co broń do samoobrony, jeżeli jest zamknięta w walizce… Zabierz je ze sobą. – Podała mi kapcie. – Kupiłam je dla ciebie”[19].
A jakby tego było mało, Maks zwraca się również bezpośrednio do czytelników: „Przypominała do złudzenia moją sąsiadkę z czasów, gdy mieszkałem jeszcze sam tam, no wiecie…”[20]. Wiemy? My, czytelnik, nie wiemy, bo nie mamy pojęcia, do którego etapu życia się odnosisz i co się z tobą wtedy działo. Szczęśliwie gdzieś w połowie książki podjęta została decyzja i odtąd stosowana jest narracja trzecioosobowa. Dla odmiany bohater jest wówczas przywoływany jako „Nowak” – co przypomina mi o dziecięcym powiedzonku „po nazwisku, to po pysku”, jakoś to źle brzmi.

Trochę innych uwag:
• Maks i Iza ot tak przenieśli się do Meksyku i wygląda na to, że na stałe – co z tego, że we Francji pozostawili swój wymarzony, pieczołowicie odremontowany dom (opis zabiegów remontowych na kilkunastu stronach tomu nr 1);
• jeśli autorka upiera się używać polskich imion, to niech używa również ich polskich zdrobnień (np. Stanisław – Stan[21]? Stasiek lub Staś nie łaska?);
• nagle i znienacka Maks zaczyna nazywać swoje nowe koleżanki „Trimalux” – oczywiście czytelnik poznaje wyjaśnienie tego określenia (trzy M – Melania, Maria, Monika), ale dopiero po kolejnych 67 stronach![22]. A skoro akurat mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, to może należało to wyjaśnić jakoś od razu? Tak, wiem, czepiam się, ale jeśli na jednej stronie jest po prostu „Mój Trimalux zmienił taktykę […]”[23], a dwa czy trzy akapity dalej „Trimalux, jak nazwałem moje babcie”[24], to naprawdę nie wygląda to dobrze;
• a propos przydomków: Guy nazywany jest przez Maksa, Luca i Janinę (żonę tego ostatniego) „Herkulesem Poirot”, jest on bowiem Belgiem i policjantem (pomijam, że tu również mamy wyjaśnienie po kilkunastu/kilkudziesięciu stronach), ale w sumie nie wiem, po co, bo jest to chyba oczywiste skojarzenie, natomiast autorka bardzo nadużywa tego pseudonimu;
• swoją drogą dlaczego Belg pracuje we francuskiej policji, to ja już nawet nie pytam;
• w recenzji pierwszego tomu pisałam już o Maksie i jedzeniu – bohater, który ciągle jest głodny, a mam wrażenie, że połowa akcji toczy się przy jedzeniu albo rozważaniach o nim – być może miał to być element humorystyczny, ale (co by pozostać w konwencji żywieniowej) „co za dużo, to i świnia nie zeżre”;
• może mi ktoś wytłumaczyć, co znaczy zdanie „Wracałem do moich opuszczonych dam z myślą, że im zadeklaruję moje for Fe”[25] (bohater i trzy staruszki byli w kasynie, Maks wyszedł do toalety i w trakcie tej wizyty doszedł do wniosku, że trzy damy go wykończą)?;
• bohater nie zauważa, że napotkany mężczyzna przedstawia się jako Hanson Dreck(i)e[26], a chwilę później jako Józef Rozell[27] – detektyw, jak się patrzy;
• w powieści zabite zostają cztery osoby, z czego trzy to młode kobiety – zakończenie tej książki jest tak napisane, że połapanie się tak do końca, która dziewczyna i z jakiego powodu zginęła wymaga wzmożonej uwagi, a sam sposób pisania powoduje, że w potoku nieistotnych zdarzeń nikną gdzieś te naprawdę ważne, łatwo więc tą uwagę rozproszyć;
Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu
• wreszcie jesteśmy w stanie określić czas, w którym dzieje się akcja – przełom lat 80. i 90. – samochód, który otrzymał do dyspozycji Maks to BMW Z1 (nowość na rynku motoryzacyjnym) produkowane od mniej więcej 1989 r.;
• czasami autorka wtrącała słówko czy zwrot z francuskiego, zupełnie bez sensu i bez potrzeby (wszakże istnieją polskie odpowiedniki), np. „Na razie właśnie ten towar [okulary przeciwsłoneczne – M.R.] był dla niego bardziej dostępny – présentoir znajdowało się w zasięgu jego ręki”[29]; „Oddając kluczyki voiturier”[30], „Obrączkował ich uszy, prowadząc tym samym ich recensement”[31] – początkowo myślałam, że autorka konsekwentnie realizuje ustawę o języku polskim, skoro nawet bohaterowie, Francuzi, Anglicy, Meksykanie z krwi i kości, noszą „polskie” imiona, niestety jak widać na załączonym obrazku moja teoria upadała z hukiem, a dla równowagi „quiche” to „kisz”[32];
• w jakimś jednym rozdziale książki jedna ze staruszek rozmawia z Maksem o jego książce, w jakimś kolejnym rozdziale Trimalux są bardzo zdziwione, gdy dowiadują się, że Maks napisał książkę[33] – jak czytelnik ma się nie zgubić, skoro sama autorka to robi?;
• dwaj prawnicy (Maks i Luc) stwierdzający, że nie mają bladego, absolutnie żadnego, pojęcia o tym, jak działa prawo własności intelektualnej w przypadku książki i jej ekranizacji[34] – jasne, każdy prawnik ma specjalizację, ale ogólna wiedza z zakresu prawa jest raczej wymogiem – bardzo to wiarygodne;
• nie ma to jak zastosować skrót nazwiska Guya (VDB i użyć go tylko raz pod koniec książki[35].


Jeśli ktoś spodziewał się rozwiązania zagadek, z którymi autorka zostawiła czytelnika po pierwszym tomie, to śpieszę donieść, że się ich nie doczeka. W zasadzie ten tom nie ma nic wspólnego z pierwszym poza 1) częścią bohaterów i 2) przyczynkiem do fabuły (morderstwo Krystyny). W porównaniu z pierwszym tomem książka jest nieco bardziej spójna, choć wciąż brakuje w niej sensu, logiki i nie jest ona tym, za co próbuje uchodzić (czyli thrillerem). Jak już zostało wspomniane, zdarzenia istotne są przykryte tysiącem nieistotnych. Niespójności są częste. Zakończenie jest tu nieco bardziej rozbudowane, choć ostatnie morderstwo znowu wyjaśnione z prędkością błyskawicy. O co chodzi w ostatnich trzech zdaniach, co prawda nie mam pojęcia, ale dopuszczam możliwość, że to kolejny przeoczony przeze mnie bardzo-ważny-szczegół.

PS Dziękuję wszystkim tym, którzy dotarli do końca tej recenzji. Zastanawiam się tylko, czy jest ona formą zemsty na społeczeństwie za przeczytanie tej wątpliwej jakości książki, czy jednak formą terapii. Lubię społeczeństwo jako takie, będę więc uparcie twierdzić, że miało to mieć funkcje oczyszczające.


Autor: Józefa Murawska
Tytuł: Duchy przeszłości. Morderstwa z jamnikami
Wydawca: Novae Res
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 416

Ocena recenzenta: 2/6


--

[1] Chyba nie wspomniałam dotąd, że podczas palenia cygara wieczorową porą Maks dostrzegł coś na kształt zjawy o kobiecym kształcie utkanej z dymu. Wątek metafizyczny jest niewątpliwie niezbędny.
[2] Józefa Murawska, „Duchy przeszłości. Morderstwa z jamnikami”, wyd. Novae Res 2018, s. 218.
[3] Choć i te się zdarzają, np.: „Widział, że jego przyjaciel przeholował lekko z tymi kubłami z butelkami w nich” (tamże, s. 319), „nad kamiennymi fundamentami, wisiał drewniany teras” (tamże, s. 409).
[4] Tamże, s. 290 i 294.
[5] Tamże, s. 302.
[6] Tamże, s. 126, 152, 160, 188, 224, 232.
[7] Tamże, s. 160.
[8] Tamże, s. 155.
[9] Tamże, s. 165.
[10] Tamże, s. 321.
[11] Tamże, s. 391.
[12] Tamże, s. 88.
[13] Tamże, s. 184.
[14] Tamże, s. 234.
[15] Tamże, s. 299. Kadka to według słownika W. Doroszewskiego „mała kadź” (PWN, https://sjp.pwn.pl/doroszewski/kadka;5437056.html)​, co ma wspólnego z częścią ciała służącą do siedzenia, nie wiem. Podejrzewałam, że może jest to jakimś archaizmem, wyrażeniem slangowym albo gwarowym, ale poszukiwania nie dały efektu.
[16] Józefa Murawska, „Duchy...”, dz.cyt., s. 317. Chodziło oczywiście o banknot.
[17] Adresatka tej wypowiedzi miała na głowie kapelusz przyozdobiony ogromną ilością kwiatów. Tamże, s. 366.
[18] Np.: tamże, s. 145.
[19] Tamże, s. 78 i dalej np.: s. 152, 239.
[20] Tamże, s. 155.
[21] Tamże, s. 97.
[22] Tamże, s. 126 i 193
[23] Tamże, s. 126.
[24] Tamże, s. 126-127.
[25] Tamże, s. 126.
[26] Tu wyjaśnienie: sama autorka użyła raz Dreckie, a raz Drecke – pytanie, czy specjalnie (tamże, s. 127 i 410).
[27] Tamże, s. 128.
[28] Tamże, s. 158.
[29] Tamże, s. 224.
[30] Tamże, s. 232.
[31] Tamże, s. 235.
[32] Tamże, s. 381.
[33] Tamże, s. 264.
[34] Tamże, s. 282.
[35] Tamże, s. 389.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 3340
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 10
Użytkownik: misiak297 06.08.2018 13:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Marta Rojewska... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Novae Res - i wszystko jasne.
Uważaj - pamiętasz tę aferę z blogerką, która zarzuciła Novae Res niechlujstwo korektorskie...?
Użytkownik: atram_ent 06.08.2018 15:41 napisał(a):
Odpowiedź na: Novae Res - i wszystko ja... | misiak297
Sprawy nie znałam, ale już nadrobiłam. Nawet jeśli bym ją znała, to nie zmieniłabym ani słowa w recenzji, bo faktem jest, że książka językowo jest napisana po prostu źle. I może nawet można by to wybaczyć autorce (z własnego doświadczenia wiem, że autor maksymalnie skupiony na warstwie merytorycznej, robi niekiedy najdziwniejsze "byki"), ale wydawnictwu już absolutnie nie.
Użytkownik: misiak297 06.08.2018 15:43 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawy nie znałam, ale ju... | atram_ent
Jestem tego samego zdania. Od tego jest redakcja czy korekta, żeby wyłapać pewne kwiatki.
Użytkownik: pluszutkimisiek 18.08.2018 20:17 napisał(a):
Odpowiedź na: Sprawy nie znałam, ale ju... | atram_ent
Cytuję: "(...) autor maksymalnie skupiony na warstwie merytorycznej, robi niekiedy najdziwniejsze "byki"(...)". No właśnie! Podmiot - autor, orzeczenie - robi. Więc dlaczego między podmiotem a orzeczeniem stoi przecinek?! Niedopuszczalne! Powinno być: (...) autor maksymalnie skupiony na warstwie merytorycznej robi niekiedy najdziwniejsze "byki" (...). Albo ostatecznie: (...) autor, maksymalnie skupiony na warstwie merytorycznej, robi niekiedy najdziwniejsze "byki" (...).

Ale cieszę się, że "Na Forum BiblioNETki zwracamy uwagę na poprawną polszczyznę, gramatykę i interpunkcję - zadbaj o to razem z nami, pisz poprawnie!". Nareszcie nie sama walczę o poprawną interpunkcję!
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 06.08.2018 15:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Marta Rojewska... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Taaak, piękne! Jak dla mnie to wygrywają "naczynia moczopędne" wraz z całym fragmentem :D Nawet, jeżeli chodziło o pęcherze moczowe, to na pewno nie są one "moczopędne" - autorka chyba nie zna zbytnio języka polskiego. Umacnia mnie w tym przekonaniu nadużywanie wyrazów obcych (niezgodnie zresztą z przeznaczeniem) oraz kalki językowe - np. to "deklarowanie for Fe" zdaje się pochodzić od angielskiego "declare forfeit" - "deklaracja przepadku", co może oznaczać chyba także "poddanie się". Natomiast nie jest błędem używanie zamiennie „quiche” z „kisz”. W każdym razie i tak się dziwię, że ocena to AŻ 2/6.

BTW: w przypisie brakuje przecinka ;)

"[1] Chyba nie wspomniałam dotąd, że, podczas palenia cygara wieczorową porą, Maks dostrzegł coś na kształt zjawy o kobiecym kształcie utkanej z dymu."

Użytkownik: atram_ent 06.08.2018 17:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak, piękne! Jak dla mn... | LouriOpiekun BiblioNETki
Ad "for Fe": to w zasadzie pasowałoby do kontekstu. Ha! Jedna zagadka rozwiązana.
Ad "kisz", nie mówię, że to błąd - raczej chodziło mi o podkreślenie, że autorka miota się między zapożyczeniami a spolszczeniami.
Ad ocena: śpieszę wyjaśnić, że w moim prywatnym systemie oceniania 1/6 jest zastrzeżone dla książek, które porzuciłam, bo nie zdołałam ich przeczytać. Ponadto autorce znowu "udały się" staruszki Monika, Melania i Maria (zwłaszcza ta ostatnia z ciętym języczkiem) i stąd 2/6.
Ad przecinek: zaiste.
Użytkownik: pluszutkimisiek 18.08.2018 20:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Taaak, piękne! Jak dla mn... | LouriOpiekun BiblioNETki
Tragedia! Rażące błędy: Nawet, jeżeli; "[1] Chyba nie wspomniałam dotąd, że, podczas palenia cygara wieczorową porą, Maks dostrzegł coś na kształt zjawy o kobiecym kształcie utkanej z dymu."

Powinno być: Nawet jeżeli (zbieg kilku spójników - bez przecinka),
"[1] Chyba nie wspomniałam dotąd, że podczas palenia cygara wieczorową porą Maks dostrzegł coś na kształt zjawy o kobiecym kształcie utkanej z dymu".


ZBIEG ZNAKÓW INTERPUNKCYJNYCH
Kropkę stawiamy zawsze po cudzysłowie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 06.08.2018 16:52 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Marta Rojewska... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
O, mamuniu! Zapłakany nos i naczynia moczopędne! Umarłam... mam nadzieję, że odwracalnie...

A recenzja - świetna!
Użytkownik: jolekp 06.08.2018 17:17 napisał(a):
Odpowiedź na: O, mamuniu! Zapłakany nos... | dot59Opiekun BiblioNETki
Naczynia moczopędne są cudne. Aż mi się przypomniało, że Niezatapialna Armada analizowała ostatnio opowiadanie, w którym autorka, żeby unikać powtórzeń nazywała nogi "narządami do chodzenia", a głowę "narządem do myślenia". To ciekawe, że teoretycznie profesjonalnie wydana książka ma porównywalny poziom językowy do fanowskiego opowiadanka publikowanego w internecie na blogu.
Użytkownik: margines 18.09.2018 12:07 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Marta Rojewska... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Rany!
Jak ja Dot rozumiem!
Też umarłem kilka razy, odwracalnie, bo wracałem (umyślnie) do tej recenzji kilkukrotnie i umierałem ze śmiechu i poczucia żenady.
Niezmiennie podziwiam takie osoby, które czytają te wypociny, żebyśmy my, reszta społeczeństwa, nie musieli męczyć się.
Nie wiem, czy to dla ciebie terapia (raczej wątpliwa, chyba masochizm?:P Bez „chyby”), ale nie, nie jest to „zemsta na tymże”. Może jedynie zemsta na autorce.
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: