Dodany: 01.08.2018 16:54|Autor: dot59Opiekun BiblioNETki

Czytatnik: Czytam, bo żyję

Czytatka-remanentka VII 18


Garść lipcowych lektur, w których przypadku nie udało mi się stworzyć porządniejszych recenzji:

Pocałunek stali (Deaver Jeffery) (4,5)
Deaver i jego bohaterowie wciąż w świetnej formie! Pomiędzy Sachs i Rhyme'em po raz pierwszy pojawia się napięcie i coś w rodzaju rywalizacji: on zrezygnował z pracy w policji na rzecz nauczania studentów, co jednak nie przeszkadza mu w wykonywaniu ekspertyzy na rzecz „cywilnego” zleceniodawcy w sprawie, w którą Amelia zaangażowana jest służbowo. Nie dość tego, Lincoln przyjmuje na praktykę atrakcyjną studentkę, tak samo jak on poruszającą się na wózku, a do pomocy mają jeszcze Mela Coopera, który oficjalnie przebywa na urlopie i tym samym nie może badać śladów dla Amelii... Ona zaś, nie dość, że ściga brutalnego zabójcę, systematycznie wymykającego się tropiącym go policjantom, to wyjątkowo mocno pragnie wykryć sprawcę tragicznego wypadku, którego ofiary nie udało jej się uratować. Na wsparcie Rona Pulaskiego nie bardzo może liczyć, bo on zajmuje się jakąś zagadkową sprawą, balansując, jak się zdaje, na pograniczu prawa i bezprawia. Tymczasem tropiony przez nią osobnik, określony kryptonimem NS40, znów daje o sobie znać, i to w sposób jeszcze bardziej spektakularny, niż wcześniej, a na progu Amelii staje człowiek, którego doprawdy nie spodziewała się zobaczyć...
Dzieje się dużo i z rozmachem, lecz narracja jest tak sprawna, że mimo kilku przeplatających się wątków czytelnik raczej nie musi się obawiać pogubienia się w chronologii czy w zawiłościach personalnych. Co prawda autor zastosował pewien zabieg, dość zresztą typowy dla jego powieści z tej serii, na skutek którego przez jakiś czas możemy pozostawać w nieświadomości co do jednego szczegółu - ale zdążymy się wszystkiego dowiedzieć na czas, nie ma obawy. Obawa za to może pozostać, gdy zdamy sobie sprawę, że zagrożenie przedstawione w „Pocałunku stali” jest całkiem realne: wszystko, co człowiek stworzył dla ułatwienia sobie życia, może posłużyć jako narzędzie, które z tym życiem zrobi coś całkiem innego - wystarczy drobna awaria albo równie drobna ingerencja kogoś chcącego zaszkodzić czy to nam osobiście, czy jakiejś subpopulacji, którą reprezentujemy...

Ostatni Jedi (Fry Jason) (3,5)
Kto widział, już wie: odnalazłszy Luke’a, Rey usilnie stara się go przekonać, by wrócił do czynnego życia i zabrał się za szkolenie nowych rycerzy Jedi, którzy przeciwstawią się Ciemnej Stronie Mocy, on zaś równie usilnie (i nieco opryskliwie) odmawia. Tym bardziej, że Rey pragnie sięgnąć po iskierkę jasności, którą – jak jej się zdaje – zachował w duszy Kylo Ren, a Luke już dawno spisał tego młodego człowieka na straty. Tymczasem Najwyższy Porządek bezlitośnie dziesiątkuje szeregi Ruchu Oporu, a garstkę ocalałych ściga po całej Galaktyce. Leia, dowodząca topniejącą armią, potrzebuje pomocy. Jeśli jej brat nadal nie zechce się zaangażować, pozostaną jej tylko młodzi żołnierze, cechujący się niekonwencjonalnymi metodami działania, jak „pistolet” Poe Dameron i bojownik z przypadku, Finn. Rzecz jasna, wszystko nie pójdzie ani tak źle, jak obawia się Leia, ani tak dobrze, jak chciałaby Rey; Najwyższy Porządek otrzyma potężny cios, ale nie zostanie zniweczony, a po Jasnej Stronie znów będzie trzeba kogoś pożegnać…
Wydawca co prawda powiada, że książka zawiera sceny z alternatywnych wersji scenariusza, jest zatem bogatsza w treść niż film, na podstawie którego powstała, ale powiedzmy sobie prawdę: nie jest ich ani tak dużo, ani nie są tak znaczące, by mogły sprawić wrażenie, że z lektury odnosimy większą korzyść, niż z seansu. Owszem, jest zgrabnie napisana, prócz paru literówek nie ma się do czego technicznie przyczepić, ale brak jej głębszego rozbudowania postaci, na jakie sobie pozwolili inni autorzy, np. Stover w „Zemście Sithów” czy Gray w „Więzach krwi”.

Polskie piwo: Biografia (historia lekko podchmielona) (Szymański Marcin Jakub) (4)
Coś może nawet bardziej dla miłośników historii, niż piwa: solidna rozprawa o dziejach piwowarstwa polskiego (i światowego przy okazji, choć mniej szczegółowo), napisana językiem typowym dla publikacji popularnonaukowych, a więc nie doprowadzającym do zanudzenia czytelnika, z uroczymi klimatycznymi ilustracjami (reprinty reklam piwa, etykiet z piwa, fotografie budek z piwem i sprzętu browarniczego).

Droga do Sieny (Zagańczyk Marek) (5)
Zbiorek esejów, wbrew tytułowi tylko w połowie poświęconych reminiscencjom z podróży po Toskanii, w drugiej zaś – kilkorgu wybranym ludziom pióra. Język piękny, erudycja wyborna, choć miejscami tekst robi się nieco zbyt gęsty od nazw, nazwisk i tytułów dzieł – nie da się czytać naraz.

Dziedzictwo (Patchett Ann)(3)
„Dziedzictwo” – w oryginale, co o wiele lepiej koresponduje z treścią, „Commonwealth”, czyli „Wspólnota” – to powieść o tym, jak jedna z pozoru mało ważna decyzja, jedno niefortunne zdarzenie może trwale zaważyć na przyszłości wielu ludzi. Na początku lat 60 XX wieku Bert Cousins, prawnik z biura okręgowego prokuratora, czuje się znudzony monotonnym życiem rodzinnym, w którym dominuje zgiełk czyniony przez troje dzieci (a za chwilę dołączy do nich czwarte…). Toteż najchętniej spędza czas w pracy, a kiedy już nie może… szuka jakiejkolwiek okazji, by znów wyrwać się z domu. Więc, choć nie został zaproszony, zabiera się z kolegą z pracy na chrzciny wyprawiane przez ledwie znanego z widzenia policjanta. Tam jego uwagę przyciąga piękna żona gospodarza. I może by się na tym skończyło, gdyby nie został przez tegoż gospodarza poproszony, by sprawdził, gdzie się podziało ledwie co ochrzczone dziecko. Ale prośba zostaje wypowiedziana i skutek tego jest taki, że niespełna dwa lata później Teresa Cousins zostaje sama z czwórką dzieci, zaś Fix (Francis) Keating nawet bez dzieci, bo te zabiera żona na drugi koniec Stanów. Przez większą część wakacji Bert i Beverly mają na głowie sześcioro drobiazgu… a właściwie nie mają, bo dzieci rychło uczą się spędzać czas same ze sobą. Przynajmniej do chwili, gdy wydarza się nieszczęście; jakie i dlaczego, dowiemy się dopiero po dłuższym czasie, ale najpierw poznamy jego następstwa…
Pierwsze trzy rozdziały napisane są dobrze, ba, nawet bardzo dobrze. A potem zaczyna się chaos, w miarę postępu (albo raczej cofania się w czasie) akcji coraz bardziej narastający. Poszczególne partie tekstu są na przemian albo zbyt skrótowe, albo koszmarnie rozwleczone; autorce jakoś nie udaje się efektywnie lawirować między fragmentami prezentującymi wydarzenia z punktu widzenia poszczególnych osób lub tej samej osoby w różnych punktach czasowych – opowiada tak, jakby nie było różnicy, czy coś zdarzyło się pięć lat wcześniej, czy dziesięć lat później, czy w jednym miejscu, czy w innym. I cóż z tego, że są fragmenty, w których świetnie jest ukazany ten zamęt, jaki zaprowadziła w dwóch rodzinach decyzja pary nieodpowiedzialnych ludzi – bo powiedzmy sobie, ani Berta, ani Beverly odpowiedzialnymi nazwać nie można – skoro ten zamęt narracyjny sprawia, że wymowa dobrych scen ginie przytłoczona nijakością słabych. Nie poprawia też efektu fakt, że autorka wykorzystała w budowaniu fabuły mocno wyeksploatowany (zdecydowanie za mocno jak na prawdziwą częstość tego rodzaju zdarzeń) motyw wypadku, którego świadkiem są inne osoby, nie udzielające ofierze pomocy i potem przez kilkadziesiąt lat milczące jak grób w obawie, by ktoś nie zechciał ich obarczyć winą. Pomijam już oczywistą dla współczesnego czytelnika prawdę, że jeśli ktoś ponosi winę za śmierć chłopca, to z pewnością nie obecne przy tym dziewczynki; biorąc pod uwagę wspominany przez Teresę przebieg wcześniejszej reakcji na użądlenie pszczoły, jedynym, co mogłoby go uratować, było natychmiastowe podanie adrenaliny, którą winien był mieć przy sobie, wychodząc latem, a wszyscy, nawet dzieci młodsze od niego, powinny być nauczone zrobienia zastrzyku w razie potrzeby (dzisiaj są dostępne tzw. autostrzykawki napełnione właściwą dawką leku, wystarczy przyłożyć do uda i nacisnąć, natomiast w latach 70 podawało się ją tak jak każdy inny lek w iniekcji). Zażycie środka antyhistaminowego, który zużył dla spacyfikowania młodszego brata, nic by mu nie pomogło, zresztą przy tak błyskawicznym przebiegu wstrząsu nie zdołałby go nawet wyciągnąć z kieszeni.
Strasznie mnie te dalsze rozdziały wymęczyły, a szkoda, bo zapowiadało się lepiej…

A teraz przyczynek do względności ocen: chciało mi się jakiegoś dobrego kryminału. Na pierwszy ogień poszła Paskudna historia (Minier Bernard) (bez oceny). Co prawda Minier czwartą częścią cyklu z komendantem Servazem zawiódł mnie okrutnie, do tego stopnia, że obiecałam sobie na tym znajomość z nim zakończyć, ale… to miało być coś zupełnie innego. I rzeczywiście, coś innego faktycznie jest. Bo akcja toczy się nie we Francji, tylko na jednej z wysp u zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Bo głównym bohaterem jest nie policjant ze spapranym życiem osobistym, tylko nastolatek, dorastający w nietypowej, lecz na oko harmonijnej i szczęśliwej rodzinie. Jemu też autor powierzył narrację w mniej więcej 90% tekstu. I zrobił to doskonale – śledzenie myśli przerażonego, zdezorientowanego chłopca, który nagle zostaje posądzony o morderstwo, który czuje, jak zacieśnia się wokół niego sieć niedomówień i posądzeń, niesamowicie absorbuje. Podobnie jak równoczesne obserwowanie poczynań prominentnego polityka i jego totumfackiego, z ogromną determinacją pragnących odnaleźć jednego z mieszkańców wyspy. Dopracowane jest wszystko – tło, język, psychologia postaci. I kiedy już zbliżałam się do końca, będąc przekonana, że za chwilę wystawię bardzo pozytywną ocenę, natrafiłam na taką woltę fabularną, że miałam ochotę cisnąć książką o ścianę (nie, tak naprawdę nie zrobiłabym tego nawet z własną, a cóż dopiero z pożyczoną!). W związku z czym nie oceniam jej - każda ocena będzie fałszywa, nie oddając w pełni mojego odbioru tej powieści, a nie chcę oszukać innych czytelników tak paskudnie, jak autor oszukał mnie Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu. Nie zgadzam się na takie rozwiązania i takich książek nie chcę!
Na odtrutkę sięgnęłam po kryminał z zupełnie innej półki – Nieuchwytny (Zajączkowska-Mitzner Larysa (pseud. Gordon Barbara lub Piotrowska Elżbieta)) (3,5), który okazał się mieć z poprzednią lekturą pewne cechy wspólne: mianowicie, tak samo jak w "Paskudnej historii", zamiast narratora zewnętrznego o wydarzeniach opowiada osoba bezpośrednio w nie zaangażowana, która w pewnym momencie trafia do kręgu podejrzanych i dotknięta tym do żywego, rozpoczyna własne dochodzenie. Tu jednak fabuła została zainspirowana prawdziwą sprawą słynnego "wampira z Zagłębia"; tak jak w rzeczywistości, ofiar nic ze sobą nie łączy prócz tego, że są kobietami (w powieści ginie także i mężczyzna, lecz tylko dlatego, że znalazłszy się w pobliżu miejsca kolejnej zbrodni, próbuje ją udaremnić) – i tak, jak w rzeczywistości, miejscowa ludność i śledczy snują coraz to inne teorie co do osoby potencjalnego sprawcy. Anna, narratorka, odznacza się wysokim wzrostem (oto i swoiste signum temporis: minęło ledwie niecałe pół wieku, a już kobieta mierząca 170 cm nie rzuca się nikomu w oczy, stanowiąc raczej normę, przy której dawny wzrost średni zdaje się całkiem niski...), dobrą kondycją fizyczną i umiejętnością jazdy na motocyklu, dzięki czemu może się stosunkowo szybko przemieszczać po całej miejscowości, którą jako miejscowa pielęgniarka zna jak własną kieszeń. A że jeszcze do tego jest samotna i nieszczególnie towarzyska, że wszystkie ofiary znała i często przebywała w miejscach, gdzie je ostatni raz widziano – cóż prostszego, jak obwinić ją o coś, czego by nigdy w życiu nie zrobiła? Kiedy nawet zaprzyjaźniony milicjant zaczyna ją traktować z wyjątkową rezerwą, kiedy matki małych pacjentów przychodni nagle przestają potrzebować jej pomocy przy rozbieraniu swoich pociech i wolą, żeby zastrzyki podawała im emerytka, Anna bierze sprawy we własne ręce. I nawet nie wie, że ktoś ją ma na oku, ale nie jako podejrzaną... Choć Gordon nie dorównuje Minierowi stylem (zwłaszcza w narracji Anny trafiają się sztuczne, nazbyt literackie frazy) i konstrukcją postaci (iluż tam mężczyzn, w dzieciństwie lub młodości skrzywdzonych przez kobiety!), to tło socjologiczne udało jej się nakreślić całkiem trafnie i bogato: małomiasteczkowe plotkarstwo, obojętność na cudzą krzywdę, skłonność do przedwczesnego ferowania wyroków i ostracyzmu, a nawet taki drobiazg, jak zabiegi konkurujących ze sobą zakładów fryzjerskich o podkupienie klientów przeciwnej strony. No i nie ma mowy o celowym wprowadzaniu czytelnika w błąd: jeśli bohaterka coś wie, to i my wiemy, jeśli relacjonuje własne poczynania, to możemy być pewni, że zrobiła dokładnie to, a nie co innego. Wobec czego ta lektura dostarczyła mi znacznie większej satysfakcji niż poprzednia, mimo, że cokolwiek jej brakuje do tego poziomu, przy którym z czystym sumieniem wystawiam czwórkę.





(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 875
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 8
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.02.2020 08:04 napisał(a):
Odpowiedź na: Garść lipcowych lektur, w... | dot59Opiekun BiblioNETki
A wiesz, mi się z kolei podobała Paskudna historia (Minier Bernard) (choć nie wiem, jaka jest wspomniana przez Ciebie "zasada konstrukcji fabuły kryminału"?), nawet pomimo tego, że dość szybko domyśliłem się, Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu Mi to wszystko nie przeszkadzało, choć wizja "wszechogarniającej kontroli" jest troszkę naiwna. Lepsza jest w Krąg (Eggers Dave) albo w którychś dziełach Dukaja (wydaje mi się, że np. Czarne oceany (Dukaj Jacek) ).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2020 09:17 napisał(a):
Odpowiedź na: A wiesz, mi się z kolei p... | LouriOpiekun BiblioNETki
Klasyczne reguły Knoxa masz tu:
https://www.cozy-mystery.com/blog/knoxs-commandments-the-10-rules-of-golden-age-detective-fiction-part-i.html
a poniżej artykuł opisujący, jak łamała je Lady Agatha: http://www.portalkryminalny.pl/content/view/5583/5​/
Nie mówię, że moje podejście jest jedyne właściwe, ale nie toleruję historii, w których bohater początkowo przedstawiony czytelnikowi - czytelnikowi, nie pozostałym postaciom - w cieplejszym świetle, jako pokrzywdzony lub chcący pokrzywdzonemu z dobrej woli pomóc, okazuje się przestępcą/współpracownikiem przestępcy (nawet niekoniecznie bezpośrednio w danej sprawie). No, po prostu nie mogę, to mi się kłóci z... ze wszystkim, wprowadza mnie w taki dyskomfort, że nie jestem w stanie tego znieść.
Użytkownik: LouriOpiekun BiblioNETki 13.02.2020 10:45 napisał(a):
Odpowiedź na: Klasyczne reguły Knoxa ma... | dot59Opiekun BiblioNETki
Dzięki za te reguły! Interesujące, choć nieraz niezrozumiałe i chyba coraz rzadziej stosowane, np.:

3. Not more than one secret room or passage is allowable.
albo
6. No accident must ever help the detective (...)

Chyba zresztą właśnie o tym pisze autor strony:
"I intend to go through Knox’s Commandments one by one and discuss how they either apply or no longer apply in mystery fiction"

Mi to nie przeszkadza (choć istotnie pewnie złamana tu reguła 7. Cię rozdrażniła i istotnie jest ona dość ostra i złamanie jej jest pewnego rodzaju gwałtem na czytelniku), uważam nawet, że łamanie konwencji, zawartej w tych regułach, może być "zasadą założycielską" pomysłu autora. No i ja w sumie nie oczekiwałem klasycznej powieści detektywistycznej, czytałem z zupełnie innych pobudek, Ty zaś jasno określiłaś oczekiwania: "chciało mi się jakiegoś dobrego kryminału", więc zupełnie się nie dziwię, że poczułaś się poniekąd oszukana. Też miewałem tak z pewnymi książkami, rozumiem frustrację.

Aha - nie wiem, czemu, ale ten link o Agatce się nie otwiera ani nie daje przekleić na żaden sposób do paska adresu, wrzucają się jakieś %...
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2020 11:35 napisał(a):
Odpowiedź na: Dzięki za te reguły! Inte... | LouriOpiekun BiblioNETki
No to jeszcze raz spróbuję; skopiowany bezpośrednio ze strony - działa mi po wklejeniu do paska.

http://www.portalkryminalny.pl/content/view/5583/5​/

Mnie nie przeszkadza Chińczyk :-), pod warunkiem, że jego udział w fabule jest umotywowany, ani też przypadek, tajne przejścia faktycznie chyba wyszły z użytku, natomiast ten jeden paragraf zdecydowanie mam na uwadze, podobnie jak siły nadprzyrodzone/kosmitów (fantastykę lubię, ale wara jej od kryminału...).
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2020 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: No to jeszcze raz spróbuj... | dot59Opiekun BiblioNETki
No rzeczywiście, skopiowany tutaj - nie działa...
Szkoda, bo fajny artykuł, a nie wiem, jak inaczej to zrobić.
Użytkownik: margines 13.02.2020 12:21 napisał(a):
Odpowiedź na: No rzeczywiście, skopiowa... | dot59Opiekun BiblioNETki
Znowu do linków dyklejają się te procenty%.
:/
Użytkownik: jolekp 13.02.2020 12:30 napisał(a):
Odpowiedź na: No to jeszcze raz spróbuj... | dot59Opiekun BiblioNETki
Jak się go wklei w google (w sensie cały link), to go znajdzie.
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 13.02.2020 13:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Jak się go wklei w google... | jolekp
A rzeczywiście, tak zadziałało!
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: