Dodany: 27.07.2018 10:41|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Duchy przeszłości
Murawska Józefa

4 osoby polecają ten tekst.

(Zbyt) wiele srok za ogon



Recenzuje: Marta Rojewska (atram_ent)


Wydawnictwo Novae Res wypuściło na rynek niemal równocześnie dwie części powieściowej serii (?) Józefy Murawskiej, będącej jej debiutem literackim. O samej autorce nie znalazłam praktycznie żadnych informacji, stąd moje przypuszczenie co do debiutu. Warto zaznaczyć, że zdaniem wydawnictwa mamy tu do czynienia z thrillerem i faktycznie utwór budzi grozę… swoim niezdecydowaniem, niekonsekwencją i innymi (licznymi) przewinieniami.

Maks Nowak, prawnik, w wyniku awarii samochodu trafia do domu Berty, która wprawdzie nie prowadzi pensjonatu, ale od czasu do czasu wynajmuje pokoje. Główny bohater, po tym jak zostawiła go żona, intensywnie próbował zniszczyć sobie życie nadużywaniem alkoholu, ale obecnie wraca do siebie. W czasie przymusowej przerwy w podróży poznaje rodzinę Berty (męża, córkę i jej narzeczonego), Dominikę – pisarkę, właścicielkę dwóch jamników (o wdzięcznych imionach Piesek i Pupcia) oraz uciekinierkę przed własną zachłanną rodziną, a także Madame Lili – ducha dawnej właścicielki rezydencji. Madame, choć generalnie pozytywnie nastawiona do życia i ludzi, niekiedy daje o sobie znać np. napadając na gości. Jedną z jej ofiar staje się Maks, któremu rozbija głowę, co przedłuża jego pobyt u Berty.

Na scenę wkracza Iza Nowak: namówiona przez wspólnego przyjaciela pary, postanawia wrócić do męża, a to zadanie rozpoczyna od odwiedzenia go w aktualnym miejscu pobytu. Pogodzeni małżonkowie planują jak najszybszy powrót do domu, jednak zostaje on opóźniony przez to, iż kobieta staje się świadkiem w śledztwie.

W okolicy grasuje mianowicie seryjny morderca młodych kobiet. Jako przerywnik (rozdział to chyba nie jest, ale kto wie, co autorka miała na myśli) w powieści pojawia się scena morderstwa – tak poznajemy Wiktora. Iza i pewna przypadkowa dziewczyna o mały włos nie stają się jego kolejnymi ofiarami; co więcej, żonie Maksa, malarce, udaje się stworzyć portret pamięciowy zabójcy. Ten wykorzystuje nadarzającą się okazję i ucieka z kraju w nadziei, że sprawa przycichnie, wszyscy o nim zapomną. Wkrótce wchodzi w posiadanie dużych pieniędzy i wyjeżdża do Ameryki Łacińskiej.

Nowakowie wracają do domu; mija jakiś czas, na scenę wkracza ojciec Izy. Edward miał kiedyś żonę, Izabelę, która zniknęła na długie lata, gdy ich córka Iza była malutka, potem pojawiła się korespondencyjnie w życiu byłego męża (ale nie córki), a teraz wzywa go na pomoc do Ameryki Łacińskiej, bo ma kłopoty (nie wiadomo jakie). Maks i Edward jadą do Meksyku, by ją odnaleźć.

Niespójność powieści powoduje, że już samo streszczenie fabuły nastręcza problemy. Wiele wątków, a każdy z innej parafii, milion szczegółów, które nie są ważne, ale prowadzą do jakichś zdarzeń, itd. Jeśli to, co napisałam o „Duchach przeszłości”, jest niespójne albo niezrozumiałe… zażalenia proszę kierować do Murawskiej, bo ja po piątym przerobieniu tego streszczenia kapituluję. Wątek Wiktora, który wydaje się kluczowy (w końcu to ma być thriller, a scena zabójstwa jest dość brutalna i obrazowa, co wygląda… obiecująco?) nagle gdzieś ginie. Więc gdy ta postać pojawiła się ponownie (po dwustu czy trzystu stronach), byłam mocno zdziwiona i w ogóle nie pamiętałam, kto zacz i co ma wspólnego z opowieścią. Pomijam, że nieprawdopodobieństwo „zbiegu okoliczności” (morderca, którego spotkała Iza na jednym kontynencie, to ten sam mafiozo, który zagraża Izabeli na drugim końcu świata) jest tak duże, że aż budzi niesmak.

Kolejny problem to linia czasu. Po pierwsze, nie ma informacji, kiedy toczy się akcja. Z pewnością po II wojnie światowej, ale przed wynalezieniem telefonów komórkowych, w okresie, gdy króluje ABBA (chyba). Na podstawie okładki (zwłaszcza drugiej części) i początku można nastawić się na „kryminał retro”, ale szybko okazuje się, że to przeszłość nie tak znowu odległa. Trochę mi ten brak osadzenia w czasie przeszkadzał. Po drugie, autorka stworzyła wrażenie, że między jedną a drugą częścią (o tym jeszcze za chwilę) minęło wiele lat, w rzeczywistości jednak (oceniając po różnicy w wieku syna Maksa i Izy) zaledwie dwa lub trzy. Po trzecie, czas (liczony w liczbie stron) poświęcony na poszczególne części – no właśnie…

Książka składa się w zasadzie z dwóch. Pierwsza obejmuje wydarzenia w domu Berty i sprawę Wiktora, druga – podróż Maksa i Edwarda po Meksyku. Postaci niby te same, ale w zasadzie to dwie odrębne opowieści. Całość wygląda tak, jakby autorka nie mogła się zdecydować, jaką powieść pisze, nagle zmieniła zdanie, dodała zupełnie nowy wątek (w zasadzie cały koncept), a te początkowe próbowała jakoś weń wpleść. Przykład: Maks w czasie podróży po Meksyku odbiera odbitki swoich zdjęć i okazuje się, że słyszy głosy czy też myśli ludzi na nich uwiecznionych. Jest przekonany, że to wpływ Madame Lili. Eeee… co? Jak, skąd? I nie, aż do końca nie dowiemy się ani dlaczego słyszał te głosy, ani dlaczego miał z tym mieć coś wspólnego duch, ani nawet kto był ukryty w gąszczu drzew na jednym ze zdjęć i miał nadzieję, że fotografujący te drzewa Maks go nie dostrzeże (a nawet jeśli zostało to wyjaśnione, to w taki sposób, że nie zwróciło mojej uwagi). Podróż przez Meksyk ciągnie się niemiłosiernie! Już wycięcie choćby tylko opisów przeżyć gastronomicznych Maksa odchudziłoby książkę o dobre parędziesiąt stron. Po czym nagle bum!: następuje zakończenie – wprowadzone jako epilog na niespełna 30 stronach (dla porównania: sama podróż do momentu odnalezienia Izabeli – zajmuje ich 130). Tak, cały opis przebiegu misternego planu został przedstawiony jako rozmowa Maksa i Dominiki na wakacjach po zakończeniu całej akcji. Po zastanowieniu (i dość niechętnie patrząc na leżący obok laptopa drugi tom powieści, który również mam dla Biblionetki zrecenzować) dochodzę do wniosku, że autorka pierwotnie zamierzała napisać jedną książkę, ale za dużo tych stron wyszło (choćby z powodu opisywania starć Maksa z papryczką chili), więc wydawnictwo zdecydowało się podzielić całość na dwa tomy i zamówić u autorki epilog pierwszego, żeby nie zostawić go bez żadnego zakończenia. Być może więc wszystkie urwane wątki znajdą swoje zamknięcie, ale gdyby nie zobowiązanie recenzenckie, pewnie bym tego nie sprawdziła, tak mnie ten pierwszy tom wymęczył. Nudne to, szczerze mówiąc, i bez polotu, napięcia, w ogóle bez życia, energii czy jak to nazwać.

Nie można też powiedzieć, że to thriller. Mamy tu do czynienia z 1) powieścią obyczajową, 2) thrillerem (…khem), 3) paranormal activity czy inną s.f., 4) powieścią podróżniczą, 5) powieścią w stylu „Indiany Jonesa” (wysadzić jaskinie w powietrze walcząc ze zbirami? czemu nie!) i co tam jeszcze się napatoczyło. Podsumować mogę krótko: kakofonia. Styl pisarki jest dość ciężki, najpierw trochę zalatuje klasyką kryminału w stylu Agathy Christie (co wpływa na niemożność dookreślenia czasu akcji), potem pojawia się język „nowoczesny”, czasem na granicy wulgarności czy po prostu prostactwa.

Kilka luźnych uwag na zakończenie. Skala przestępczości oraz ogólnie obraz Meksyku są straszliwie przerysowane i bazują na najgorszych stereotypach. Autorka wydarzenia z pierwszej części powieści umieściła… we Francji. Jesteście zaskoczeni? No cóż. Kolejny zgrzyt. Skoro osadzamy fabułę w innym kraju, posługujmy się może chociażby imionami w obowiązującej tam wersji? Straszliwie mi to przeszkadzało, gdy w jednym zdaniu miałam Maksa, Krysię, Michela i Aichę. Nie trawię, kiedy tłumacze przekładają na polski imiona bohaterów (Fryderyk – z pochodzenia Włoch, z obywatelstwa Amerykanin – sączący sojowe latte na Times Square – sic!), ale to rozwiązanie wydaje mi się jeszcze gorsze. Po co ta Francja, też nie bardzo wiem – równie dobrze mógłby być Kraków albo Tbilisi. Wspominałam już o nieznanej dotąd kopii, czy raczej siostrze bliźniaczce, „Mony Lisy” Leonarda da Vinci, namalowanej przez niego dla kochanka i ulubionego ucznia? No więc tak, autorka wpadła i na taki pomysł dla urozmaicenia fabuły. To gdyby ktoś pytał, o co toczy się cała gra (chyba że jednak o pikantne doznania kulinarne – wciąż nie mogę się zdecydować). Jasnym promyczkiem w tej katastrofie jest Dominika ze swoimi jamnikami (za nią pół oceny w górę), i tylko szkoda, że występuje jedynie w pierwszej części.

Podsumowując: mamy do czynienia z kakofonią stylów, gatunków, wątków, postaci i zdarzeń. Wszystko to zostało posklejane na siłę, bez przemyślenia i jakiejkolwiek logiki. Przyjaciel ciągle mi powtarza, że powinnam wreszcie przestać doszukiwać się logiki w czymkolwiek – i ta książka stanowi namacalny dowód, że należy go posłuchać… zwłaszcza jeśli chce się dotrzeć do ostatniej strony tej powieści.





Autor: Józefa Murawska
Tytuł: Duchy przeszłości
Wydawca: Novae Res
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 424

Ocena recenzenta: 3,5/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1379
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: sowa 27.07.2018 13:56 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzuje: Marta Rojews... | UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki
Tak barwnie zniechęcasz, że aż nabrałam ochoty, żeby to curiosum spróbować przeczytać. Z drugiej strony, instynkt samozachowawczy nie pozwala :-).
Użytkownik: atram_ent 03.08.2018 00:29 napisał(a):
Odpowiedź na: Tak barwnie zniechęcasz, ... | sowa
W gruncie rzeczy wszystko zależeć będzie od nastawienia - jeśli uznamy to za pewnego rodzaju pastisz, to nie będzie tak zupełnie źle. ;-) Ale myślę, że warto poświęcić ten czas na coś bardziej wartościowego.
Idę się poznęcać nad drugim tomem - tam jest równie ciekawie!
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: