Dodany: 13.07.2018 22:09|Autor: LouriOpiekun BiblioNETki

Starcie feministki i konserwatysty



Bostończycy (James Henry) przeczytałem w ekspresowym tempie, ze średnią ok. 130 stron dziennie (ostatnio więcej niż 50 to osiągnięcie). Wiedziałem, że będę musiał/chciał się z H. Jamesem zaznajomić z okazji CSA, a do wybrania akurat tej książki skłoniła mnie ta opinia: Książkowe wspomnienia z sierpnia 2014 :)

"rzecz o tym, że baby są głupie, a feministki szczególnie. Najgorsze zaś są baby głupie, stare i brzydkie. Do tego przydługawe opisy postaci i ich stanów emocjonalnych oraz takie sobie tłumaczenie (nie wydaje mi się, żeby Henry James użył słowa "mózgownica", nawet gdyby istniało w języku angielskim)."

która to opinia jest w moim pojęciu powierzchowna, krzywdząca i świadczy o nieuważnej lekturze :)

W "Bostończykach" istotnie jeden z tonów brzmi krytycznie o feministkach - ale po pierwsze, równie przerysowaną postacią jest główny "antagonista" owych feministek, a po drugie ostrze satyry (bardzo delikatnej - niestety (?)) skupia się na tych "odmianach" postawy feministycznej, które są opisane np. tu: Idiotyzmy feminizmu (Żuraw Magdalena) .

Jakie to są wykpiwane postawy czy idee? Proszę, oto kilka fragmentów:

- cierpiętnictwo - przejawiane często przez idealistów (niekoniecznie feministki) - oczekiwane poczucie doznawanej krzywdy; charakterystyczne i poszukiwanie "ofiar" do ratowania - czasem na siłę, czasem wbrew chęci otrzymywania "pomocy":
"Z nadzieją nastawiała się w duchu na męczarnie: perspektywa cierpienia zawsze była dla niej światełkiem w tunelu oraz w tym wypadku jedyną pociechą." [144]

- piekło idealizmu, idei które "należy popierać"; (znana mi była onegdaj dziewczyna, która nie wsiada do samochodu, ba! do autobusu, który prowadzi mężczyzna):
"Boston roił się od ubogich dziewcząt, zmuszonych spacerować po nocy i gnieść się w tramwajach, które urągały ich poczuciu godności, dlaczegóż więc miała być lepsza od nich? Olive Chancellor opierała swe działania na szumnych zasadach, dlatego też, mając dziś asystę w osobie młodego dżentelmena, zakwestionowała ją wezwaniem powozu. Gdyby wyruszyli, jak miała to w zwyczaju, dałaby do zrozumienia, że zawdzięcza mu swe bezpieczeństwo, tymczasem należał on do płci, której nie życzyła sobie zawdzięczać nic." [31]

- wyżej już zaznaczone, ale przewijające się dychotomizowanie świata wg płci; wciąż obecna jest owa wojna damsko-męska, która kończy się zgoła niespodziewanie (albo i spodziewanie - Uwaga: po kliknięciu pokażą się szczegóły fabuły lub zakończenia utworu):
"(...) na uwagę panny Chancellor: "Czy wiesz, na czym polega Twój problem? Na tym, że nie gardzisz mężczyznami jako klasą!", panna Tarrant odpowiedziała: "Oczywiście, że nimi nie gardzę, kiedy są mili!" Jakby zorganizowana podłość mogła być miła! Ba, Olive najbardziej gardziła nimi, kiedy byli do rany przyłóż." [364]
albo:
"- Popieram równouprawnienie we wszystkich sferach życia. Panna Chancellor tak samo - dodała Verena, jakby dla wzmocnienia owej deklaracji.
- Hm, a ja myślałem, że po prostu zabiega o inną formę nierówności... i zrobiłaby porządek z mężczyznami raz na zawsze - odparł Ransom." [288]

- toksyczny idealizm, brany za zasługę:
"[dowolna nierówność] - Mnie zawsze przeszkadza... zawsze i wszędzie... w dzień i w nocy. Przeszkadza mi tutaj...- uroczyście położyła rękę na sercu - ...i doskwiera boleśnie. Jest niczym plama na honorze.
(...)
- Wiesz co, Olive, czasem zastanawiam się, czy doskwierałoby mi to równie mocno, gdyby nie ty!
- Kochana przyjaciółko - odrzekła panna Chancellor - dotąd nie usłyszałam od ciebie nic, co tak pięknie odzwierciedlałoby świętość łączącej nas więzi." [199]

- konserwatyzmowi także się dostaje, Ransom ma poglądy niewątpliwie nie do przyjęcia, prócz tego jest apoteozą pewnego typu zadufania w sobie - dualnego do tego u Olive Chancellor. Oni oboje są po równi niewolnikami swych uprzedzeń (jedno tradycjonalistycznych, drugie postępowych), w ich życiu rządzi frustracja, postrzegają wszystkich nie popierających ich aktywnie za aktywnie z nimi walczących (choć tu bardziej wybija się feminizm):
"Pan Ransom dalej naigrawał się ze wszystkiego, łącznie z emancypacją kobiet; Verena, która zawsze obcowała z ludźmi biorącymi świat serio, jeszcze nigdy nie spotkała się takim jadem i sarkazmem, wymierzonym w instytucje swego kraju oraz tendencje epoki. Początkowo mu odpowiadała i z wielkim animuszem parowała ciosy, zawsze mając w zanadrzu gotowy argument. Lecz stopniowo znużyła się i posmutniała: wychowana w poszanowaniu nowych teorii i wśród krytyki społecznych układów, dotąd nie spotkała się z podobną napaścią, jak ze strony pana Ransoma, z takim rozgoryczeniem, które przebijało z jego wyolbrzymień oraz fałszywego przedstawienia rzeczywistości. Wiedziała, że jest zatwardziałym konserwatystą, ale nie zdawała sobie sprawy, że oznacza to bycie agresywnym i bezlitosnym. Myślała, że konserwatyści są tylko upartymi pyszałkami, zadowolonymi z obecnego stanu rzeczy, pan Ransom jednak nie był usatysfakcjonowany niczym i miał o wszystkim jak najgorsze zdanie. (...) Był cyniczny; słyszała o takim stanie umysłu, lecz nie miała z nim wcześniej do czynienia, gdyż obracała się w kręgu ludzi zaangażowanych czasem aż do przesady. (...) [Ransom] ma dosyć tej współczesnej śpiewki o wolności i gardzi zwolennikami poszerzania swobody, którzy winni nauczyć się robić lepszy użytek z tej, którą mają." [412] (ach, jakże celne to ostatnie zdanie!)

z tym, że... Ransom potrafi mieć ów dystans do siebie, często ucieka się do poczucia humoru, jak to świetnie opisał Raspail w Obóz świętych (Raspail Jean) :
"Radość. Prawdziwymi miłośnikami tradycji są ci, którzy nie traktują jej poważnie i uśmiechają się, maszerując na wojenkę, gdyż wiedzą, że umrą za coś nieuchwytnego, co wywodzi się z ich własnych złudzeń. Może to bardziej subtelna kwestia: może jest to fantazja skrywająca zażenowanie szlachetnego człowieka, który nie chce narazić się na śmieszność, bijąc się za jakąś ideę, więc ubiera ją w rozdzierające dźwięki trąbki, głębokie słowa, bezużyteczne ozdoby i pozwala sobie na radość z tej karnawałowej ofiary. Tego właśnie lewica nigdy nie potrafiła zrozumieć i dlatego pozostaje tylko nienawistną kpiną. Gdy pluje na sztandar, szcza na płomień wspomnień, szydzi z kombatantów maszerujących z odznaczeniami w klapie, by nie wymieniać już innych „akcji” – czyni to w żałośnie poważny sposób, „kretyński”, jak powiedziałaby sama o sobie, gdyby miała zdolność uczciwej samooceny. Prawdziwa prawica nie jest poważna. Dlatego lewica jej nienawidzi, trochę tak, jak kat nienawidziłby swojej ofiary, która śmiałaby się i kpiła sobie z niego przed śmiercią. Lewica jest jak pożoga, która wszystko pochłania i pożera na ponuro. Wbrew pozorom, jej święta są równie smutne, jak owe defilady pajaców w Norymberdze czy Pekinie. Prawica natomiast jest ruchliwym płomieniem, który swawolnym ogniem tańczy wesoło w mroku zwęglonego lasu."


W moim odbiorze powieść Jamesa jest bardzo aktualna. Pomimo tak wielkiego pójścia do przodu sprawy równouprawnienia (przynajmniej w świecie Zachodu - choć nienapotykająca oporu ekspansja islamu może to szybko cofnąć), dziś nadal niektóre osoby/ruchy utknęły mentalnie w czasach początków swej działalności i nieustannie "walczą" o to, co kolosalnie się zmieniło, przede wszystkim używając pewnych szablonów językowych oraz pojęciowych. Charakterystyczne tak dla Olive Chancellor, jak i dla pewnych współczesnych gremiów, podających się za feministyczne, jest hołdowanie słynnej zasadzie TKM. Inny aspekt - Verena Tarrant posiada wybitny talent oratorski i wielką charyzmę - a walka między Olive a Ransomem toczy się o to, kto będzie miał prawo "wykorzystać" owe przymioty (hehe! niech nikt nie zaprzecza, iż feminizm potrafi wykorzystywać). Dzisiaj osoby potrafiące porwać innych w poniższy sposób często są tubami pseudonauk lub ezoteryzmów:
"Nieważne, co mówiła: rośnie zapotrzebowanie na brednie i naiwna publika, oświecona demokracja jego ojczystego kraju, przełknie wszystko." [405]

Książka zdaje się być miejscami lekko przegadana, ale nie uznaję tego za wadę, skoro czytała się błyskawicznie! Że może zawierać groteskowy i jednostronnie krytyczny obraz feminizmu - a co w tym złego!? Wiem, że teraz poprawne jest jechanie po drugiej stronie - np. kreowanie okrutnych, wynaturzonych mnichów w Małe życie (Yanagihara Hanya) , nadętych kaznodziejów - hipokrytów w Elmer Gantry (Lewis Sinclair) , potwornych, zdegenerowanych moralnie wieśniaków w Śniła się sowa (Ostrowska Ewa Maria (pseud. Zbyszewski Brunon lub Lane Nancy)) , cynicznych i wrednych republikanów w Pod kopułą (King Stephen (pseud. Bachman Richard, Evans Beryl)) . No, można tak długo! Czemu więc nie miałoby być czasem coś od drugiej strony? Szczególnie, że i owej drugiej stronie się obrywa.

Pod notą znalazł się też zarzut:
"Feministki są zaś najgłupsze ze wszystkiego, plotą bez ładu i składu o słusznej sprawie, ale w samych tylko ogólnikach, bo choćby się człowiek nie wiem jak wczytywał w treść powieści, nie dojdzie, co konkretnie mają na myśli, mówiąc o ucisku płci słabszej ani o niedoli kobiet."
i bardzo słusznie! Bo wg mnie "Bostończycy" nie są książką antyfeministyczną - są krytyką pustosłowia, bezideowości skrytej za górnolotnymi frazesami i ogólnikami, bezrefleksyjności (np. winienia mężczyzn i tylko nich za wszelkie zło świata - znam osoby, które współcześnie tak myślą!) i krzywdy czynionej ruchom zajmującym się konkretną, wymierną i uzasadnioną pomocą kobietom. A tak, to owe feministki, analogiczne do opisanych w w/w książce pani Żuraw, dorabiają swoją krecią robotą mordę śmieszności i zamordyzmu, tak jak GreenPeace czyni ostatnio niedźwiedzie przysługi sprawie ratowania środowiska naturalnego, albo jak Natanek ośmieszał katolicyzm swoim paranoicznym polowaniem na czarownice.



---------------------------------------------------------------------------
na marginesie odnoszę się do "mózgownicy" - istotnie jest to jakaś dziwaczna niezręczność, w oryginale jest słowo 'brain' i nic nie uzasadnia użycia takiego kolokwializmu. Podobnie na s.528: "skończył się produkować":

"- O co dokładnie? - nie wytrzymał Ransom, kiedy pan Pardon (przypomniał sobie nawet jego nazwisko) skończył się produkować."
w oryginale:
"'And what do you want?' Ransom was now impelled to inquire, as Mr. Pardon (even the name at present came back to him), appeared sufficiently to have introduced himself."

Po co taka forma? Nie wiem. Ale ogólnie jest wiele bardzo złożonych i zapewne ciężkich do tłumaczenia zdań (język jest elegancki i kwiecisty), które brzmią dobrze. Dwie wpadki na 560 stron? Trochę wyrozumiałości...

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 457
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: