Dodany: 12.07.2018 16:43|Autor: jolekp

Kiedy życie daje ci cytryny, zrób lemoniadę


Historią Ani – rudowłosej dziewczynki obdarzonej wyjątkowo bujną wyobraźnią i talentem do pakowania się w kłopoty – zaczytują się dzieci już od wielu pokoleń. Czy ma zatem sens recenzować książkę, którą wszyscy znają, a niejeden szczerze kocha? Być może nie ma, ale przecież nikt nie powiedział, że wszystkie nasze działania muszą być sensowne. Tym bardziej że jednak kilka rzeczy mnie przy okazji powrotu do Avonlea zaskoczyło. Czy raczej – dostrzegłam je wyraźniej z perspektywy mojego teoretycznie dojrzałego wieku.

Przede wszystkim odkryłam, że Ania jest sierotą. Niby wcześniej też o tym wiedziałam, ale chyba nie do końca docierało do mnie, jak w gruncie rzeczy niewesołe było jej położenie. Sieroctwo nam chyba po prostu za bardzo kulturowo spowszedniało. Prawie żaden z bohaterów najbardziej popularnych dziecięcych bajek nie ma rodziców w komplecie (że nie wspomnę już nawet o Disneyu z jego animacjami) i tragizm takiego położenia często nam umyka. Bardziej skupiamy się na akcji, na fabule, która przecież musi skończyć się dobrze, więc nie ma aż tak dużego znaczenia, iż wcześniej gdzieś tam w tle, za kulisami rozegrał się spory dramat. Tymczasem czytając tę książkę dziś, już dużo trudniej było mi nie zauważać, że Ania jest niebywale osamotniona i spragniona miłości. Że potrafiła się zaprzyjaźnić ze swoim odbiciem w kredensowej szybie i echem głosu w lesie. Że o pobytach w rodzinach zastępczych opowiada bardzo zdawkowo i usprawiedliwia swoje opiekunki, twierdząc, iż na pewno chciały być dla niej dobre. Że marzy o tym, by móc kogoś nazywać mamą. I że jej legendarna bujna wyobraźnia, będąca zarzewiem wielu komicznych sytuacji, w dużej mierze stanowi narzędzie do radzenia sobie z trudną rzeczywistością, dzięki któremu udało się jej zachować optymizm i pogodę ducha. Jednocześnie lata poniewierki w cudzych domach nie zostały przedstawione jako doświadczenie wyłącznie negatywne – to dzięki nim dziewczynka zdobyła wiedzę, która pomogła jej nawet uratować komuś życie.

Niemniej z pewnością rację mają ci, którzy wspominają opowieść o Ani Shirley jako przede wszystkim ciepłą i zabawną. Co ciekawe, zazwyczaj bawimy się trochę kosztem bohaterki. Co i rusz przydarza się jej jakaś przygoda, która dla niej jest życiowym dramatem i pretekstem do pogrążenia się w "otchłani rozpaczy" (bardzo mnie uderzyło, jak często Ania w tej książce płacze), natomiast dla nas – źródłem czystej uciechy. Warto przy okazji zauważyć, że spora część jej najbardziej spektakularnych omyłek wynika z niedopatrzenia Maryli: postawienia wina w innym miejscu niż zwykle, przelania kropli walerianowych do butelki po olejku waniliowym czy zaczepienia broszki o koronkowy szal. Oprócz komizmu sytuacyjnego, występuje też w powieści wyraźny komizm językowy. Nie chodzi mi tylko o specyficznie kwiecisty sposób wysławiania się Ani. Lucy Maud Montgomery nadaje narracji nieco ironiczny charakter i nie szczędzi swoim bohaterom drobnych uszczypliwości (co widać szczególnie wyraźnie choćby w sposobie opisywania pani Linde). Nie traci jednak ani przez moment sympatii do żadnego ze swoich bohaterów, dzięki czemu brak tu pustej złośliwości.

W kulturze popularnej panuje obecnie moda na realizm. A jak wiadomo, żeby był realizm – muszą być mrok i problemy przez duże P, nawet jeśli to historia skierowana do młodszego odbiorcy, bo tak właśnie wygląda prawdziwe życie (vide choćby najnowsza adaptacja "Ani"). Gdyby więc rozumować w ten sposób, można uznać, że przedstawiona w "Ani z Zielonego Wzgórza" wizja świata jest przesłodzona, a problemy w większości całkiem błahe (pomijając wczesne dzieciństwo bohaterki, mimo wszystko wątek raczej marginalny). Wyciągnięcie takiego wniosku oznaczałoby jednak, że całkiem już zapomnieliśmy, jak to było być dzieckiem. Jak to było prosić rodziców, żeby kupili coś, "bo wszyscy to mają". Jak było okropnie, gdy ktoś się z nas śmiał. Jak straszną karą był zakaz udziału w wycieczce czy posadzenie w ławce z nielubianym kolegą. I to właśnie jest realizm – dziecięce problemy pokazane z dziecięcej perspektywy, która wszystko wyolbrzymia do rangi strasznego dramatu. Przecież wszyscy chcielibyśmy, żeby dzieci miały wyłącznie takie troski – i warto o tym przypominać, choćby w literaturze.

Jeden z najważniejszych wątków stanowi tu wychowanie. Postaci Ani i Maryli zostały zbudowane na zasadzie kontrastu: wydają się niemal dokładnymi swoimi przeciwieństwami. Dziewczynka jest gadatliwa, roztrzepana, nadmiernie uczuciowa, zaś jej opiekunka – powściągliwa, zdyscyplinowana, nieczuła (choć to ostatnie wyłącznie z pozoru). Nawiązując coraz bliższą relację, bohaterki uczą się od siebie nawzajem, przejmując najlepsze cechy tej drugiej i temperując wady. Ania dowiaduje się, jak być porządną panienką i dobrą gospodynią, a Maryla – jak okazywać bliskim swoje do nich przywiązanie. Przy czym te zmiany nie są rewolucyjne – obie zachowują swój pierwotny charakter, ale każda z nich na końcu staje się trochę lepszą wersją siebie. Na tym przykładzie widać, że druga osoba może z nas wydobyć to, co najlepsze i uczynić życie pełniejszym, nawet jeśli przy okazji powstanie trochę zamieszania.

Od pierwszego wydania "Ani z Zielonego Wzgórza" minęło już ponad sto lat. Nie ma sensu udawać, że świat się przez ten czas nie zmienił. Owszem, zmieniło się praktycznie wszystko – od mody, poprzez poglądy dotyczące edukacji i pracy zarobkowej kobiet, na podejściu do codziennej modlitwy skończywszy. Nie zmieniły się jednak dzieci, którym wciąż do najlepszej zabawy wystarcza odrobina wyobraźni. Trzeba im tylko dać na to szansę.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 6508
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 14
Użytkownik: dot59Opiekun BiblioNETki 12.07.2018 20:37 napisał(a):
Odpowiedź na: Historią Ani – rudowłosej... | jolekp
Cudowna recenzja, Niedźwiedziu! Aż się chce powtórki, tylko czasu nie ma...
Użytkownik: misiak297 12.07.2018 20:48 napisał(a):
Odpowiedź na: Historią Ani – rudowłosej... | jolekp
Wspaniała recenzja!

Aż chce się zapytać, Redakcjo, kiedy wróci konkurs na najlepszą recenzję. Nie było go od kilku miesięcy po dwóch nowych odsłonach.
Użytkownik: Anna125 12.07.2018 21:09 napisał(a):
Odpowiedź na: Historią Ani – rudowłosej... | jolekp
I ja gratuluję recenzji. Piękna jest. Masz rację Ania często płacze i jest jej wcale niewesoło. Ma Mateusza, to początkowo jej jedyny przyjazny duch, jeszcz sprzed Marylą.
Użytkownik: Pingwinek 12.07.2018 21:12 napisał(a):
Odpowiedź na: Historią Ani – rudowłosej... | jolekp
Bardzo przyjemnie czyta się Twoją recenzję, Niedźwiedziu :-)
Użytkownik: Monika.W 13.07.2018 08:02 napisał(a):
Odpowiedź na: Historią Ani – rudowłosej... | jolekp
Recenzja świetna. I ciekawa - bo z punktu widzenia i powtórki i dojrzałego odbiorcy.

Parę lat temu powtórzyłam sobie Anię. Niestety - dla mnie powtórka była rozczarowaniem. Najbardziej przeszkadzał mi brak niuansów u bohaterów, wszyscy byli bardzo schematyczni, papierowi, jednostronni. Jedyna prawdziwa postać z jakimiś cechami człowieka to Małgorzata Linde. Zniechęciło mnie to do powtórkowego czytania kolejnych tomów. Wolę pozostać przy moim wyobrażeniu o tym cyklu, tym zapamiętanym. Tych nastrojach, które pamiętam. Nie chcę, aby to zniknęło przy kolejnej lekturze.
Użytkownik: bobogumizelka 13.07.2018 09:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja świetna. I cieka... | Monika.W
Miałam tak samo :) I też staram się pamiętać te emocje, które "Ania" budziła we mnie 20 lat temu, nie te, które budzi dziś...
Użytkownik: jolekp 13.07.2018 09:21 napisał(a):
Odpowiedź na: Recenzja świetna. I cieka... | Monika.W
Myślę, że możesz mieć trochę racji, choć z drugiej strony, pewne upraszczanie świata w książce kierowanej jednak głównie do dzieci, wydaje mi się zrozumiałe. Ale możliwe też, że Ani wybaczam więcej z powodu sentymentu.
Akurat właśnie dziś skończyłam czytać "Anię z Avonlea" (pierwszy raz w życiu) i tu już zdecydowanie bardziej uwierała mnie ta jednostronność i cukierkowość, i to że nawet postać, która z początku wydawała się nieżyczliwa, w gruncie rzeczy zawsze była miła, bo nie możemy mieć w naszej książce konfliktu, który będzie trwał więcej niż dwie strony i którego rozwiązanie wymagałoby od bohaterki jakiegokolwiek wysiłku.

Natomiast nie zgodzę się, że pani Linde jest jedyną prawdziwie ludzką postacią. Moim zdaniem Maryla jest równie dobrze, o ile nie lepiej, wykreowaną bohaterką.
Użytkownik: Monika.W 13.07.2018 09:58 napisał(a):
Odpowiedź na: Myślę, że możesz mieć tro... | jolekp
Toż ja nie stawiam zarzutu cykowi o Ani. Uważam jedynie, że akurat tych książek nie należy czytać po 40. I tyle. Cały czas uważam, że to świetne książki i każdej młodej nastolatce będę polecać. I zmuszać prawie do czytania.

Co do Twojego odbioru Maryli - ona jest nieźle wykreowana, postać jest całościowa i zamknięta. Ale jest jednostronna, bez żadnych wątpliwości i niuansów. Idealnie dobra w swej oschłości. A taka Małgorzata - ta ma jakiś smaczek, złośliwa i wredna, potrafi się zmienić, uznać błąd, jest ludzka. A nie idealnie idealna.
Użytkownik: misiak297 13.07.2018 11:01 napisał(a):
Odpowiedź na: Toż ja nie stawiam zarzut... | Monika.W
Moniko, doskonale rozumiem, co masz na myśli, ale nie mogę się z Tobą zgodzić w kwestii Maryli. Ona dojrzewa razem z Anią, zmienia się. Scena, w której biegnie po wypadku Ani, obawiając się, że Ani mogłoby się coś stać - nagle gnana siłą własnych uświadomionych sobie uczuć - chwyta za serce. Dla mnie Maryla jest najciekawszą postacią cyklu.

Co do samej "Ani". Powtórzyłem sobie parę tomów, niestety mało który się broni czysto literacko. Tom pierwszy jest cudowny. Tom drugi to pisanie dla samego pisania, bez pomysłu. "Ania z Szumiących Topoli" też nie ma myśli przewodniej, zwartej fabuły. Jedynie "Wymarzony Dom Ani" przeszedł próbę dorosłego czytelnika, jest spójny i ciekawy.

Mam po prostu wrażenie, że Ania jako postać przestała się rozwijać.

Moniko, a czy znasz inne powieści Montgomery? Zdumiewa mnie, jakie są ciekawe z dzisiejszego punktu widzenia. Oczywiście, postaci raczej są jednostronne, ale obraz społeczności kanadyjskiej - wydaje mi się, że i takich niuansów w literaturze szukasz. Całkiem niedawno na nowo odkryłem "Pat ze Srebrnego Gaju" (oraz kontynuację), "Janę ze Wzgórza Latarni" i "Czary Marigold". Te książki naprawdę dały mi do myślenia, zdumiały mnie.
Użytkownik: hburdon 13.07.2018 11:42 napisał(a):
Odpowiedź na: Moniko, doskonale rozumie... | misiak297
Podobały ci się "Czary Marigold"? Ja im wystawiłam słabą 2. Co cię w nich ujęło?
Użytkownik: misiak297 13.07.2018 11:49 napisał(a):
Odpowiedź na: Podobały ci się "Czary Ma... | hburdon
Ja nastawiłem się na słabą książeczynę, którą ledwo pamiętam, a tymczasem stwierdzam, że to jedna z najlepiej napisanych przez Montgomery powieści. 4 zmieniłem na 4+. A co mnie ujęło? Najlepiej zaproszę Cię tutaj:

Marigold i czarodziejski świat, który musi utracić

Jestem w ogóle ogromnie ciekaw odbioru tej książki.
Użytkownik: Monika.W 13.07.2018 13:08 napisał(a):
Odpowiedź na: Moniko, doskonale rozumie... | misiak297
Z innych znam - Błękitny zamek (Montgomery Lucy Maud). Zachwyt późnego dzieciństwa. Ale nie wiem, czy powinnam powtarzać. Boje się rozczarowania.


Co do innych pozycji Montgomery - nie mówię nie. Jak gdzieś się natknę, nie mając nic lepszego do czytania, to może. Ale żebym planowała czytanie, to raczej nie. Jest tyle innych książek, na które nie mam czasu. To chyba nie ten moment, aby planować czytanie książek dla dziewczynek.
Użytkownik: misiak297 13.07.2018 13:44 napisał(a):
Odpowiedź na: Z innych znam - Błękitny ... | Monika.W
Ale dla mnie na przykład dylogia "Pat ze Srebrnego Gaju" jest opowieścią dla dorosłych. Oczywiście, bohaterka na początku jest dziewczynką, ale dorasta, a w drugiej części opisane jest 11 lat z życia rodziny i już dorosłej kobiety. Zresztą dla mnie to jest bardzo ciekawa bohaterka, która ma... nazwijmy to, pewne zaburzenia emocjonalne.

Widzisz, Moniko, właśnie to mnie zdumiewa, kiedy odkrywam teraz na nowo Montgomery. Wszyscy kochają Anię - i w porządku - ale Montgomery stworzyła jeszcze kilka bohaterek tak samo interesujących jak ona. I pokazała dawno miniony już świat. Oczywiście, niby są to powieści adresowane do nastolatek - ale dla odkrywcy literatury (a tym typem czytelniczki mi się wydajesz), to nie powinna być przeszkoda. Tym bardziej, że zdumiewająco dużo tam całkiem dorosłych treści.
Użytkownik: hburdon 13.07.2018 11:46 napisał(a):
Odpowiedź na: Historią Ani – rudowłosej... | jolekp
Świetna recenzja. Pisanie jej na pewno miało sens. :)
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: