Hierarchie i złudzenia
„Jeżeli skończę powieść tę, będzie ona najśmielszą i najostrzejszą spomiędzy moich dotychczasowych wszystkich. Zajmuje mię nadzwyczajnie”[1].
Tak pisała Eliza Orzeszkowa o „Pierwotnych” z 1883 roku. Dziś trudno się o nich czegoś dowiedzieć. Brakuje ich w katalogu konkurencyjnego serwisu czytelniczego. W Biblionetce figurują bez recenzji, za to z trzema obiecującymi ocenami – najwyższymi. Dziś dodałem swoją. I jako czytelnik czuję się znokautowany.
Pozornie nic tego nie zapowiadało. „Pierwotni” to kameralny dramat rozgrywający się w niedługim czasie w gronie kilku rodzin reprezentujących różne warstwy społeczne. Głównymi bohaterkami są Izabella z Jagdyszów Odropolska, jeszcze atrakcyjna wdowa, i jej córka Adolfina. Mają one cztery ojczyzny – światową (Paryż), duchową (Rzym), cielesną (Polskę) i „przeznaczoną” (niebo). Interesy każą im wrócić z Europy do rodzinnego majątku – Odropola. Na pierwszych stronach powieści Orzeszkowa kreśli niezwykle drapieżny portret pani Izabelli – trochę kosmopolitki, trochę hipokrytki, trochę dewotki, trochę snobki, a trochę mitomanki. To być może jedna z najciekawszych bohaterek, jakie wyszły spod jej pióra. Adolfina (czy może z francuska – bo francuski ubóstwiają obie damy bardziej niż mowę ojczystą – Adolphine) prezentuje się przy niej dosyć blado. Nie czuje sentymentu do nowej ojczyzny, wydaje się tu zagubiona. Jest całkowicie zależna od dominującej matki. Ta tłumi wszelkie objawy młodzieńczego buntu, choćby wyrażonego jako wątpliwości:
„Po co ci rozumieć? Rozumują, dziecię moje, filozofowie tylko, emancypantki i inne tym podobne zgubione dusze ludzkie. Czyż chciałabyś, aby cię nazwano emancypantką, taką, co to nosi suknie zabłocone, oczy ma czerwone, włosy rozczochrane, a twarz chudą, żółtą, straszną? Nie, ty jesteś kwiatkiem, wyrosłym pod skrzydłem twej matki, lilijką, którą co rano i wieczór powierzałam w modlitwach moich straży i pieczy Pana Jezusa... Ty mi rozumować nie powinnaś”[2].
Na horyzoncie jednak pojawia się Eugeniusz Skiba – przyjaciel Adolfiny z lat dziecinnych, pochodzący z chłopstwa wychowanek Pawła Żytnickiego, dzierżawcy dóbr pani Odropolskiej. Wśród tych wszystkich hrabin, szambelanów, arystokratek oraz ludzi mierzących wyżej, niż pozwala im na to urodzenie, pozostaje on kimś wyjątkowym. Otwarcie przyznaje się do swego chłopskiego pochodzenia, sympatyzuje z emancypantkami, marzy o równości społecznej, o pracy dla idei, jest wojującym ateistą. Pani Izabelli nie podoba się ta znajomość córki, ale jako osoba nowoczesna i tolerancyjna, poprzestanie na przestrogach:
„(...) nie mam nic przeciw temu, abyś dla rozrywki porozmawiała czasem ze znajomym swoim z lat dziecinnych... do poufałości jednak zbytecznej z sobą dopuszczać go nie powinnaś... Wprawdzie jest to dla ciebie znajomość bez żadnych konsekwencji… zawsze jednak trzeba się starać, aby każdy był z nami na swoim miejscu... Pana Skiby zaś miejsce wobec ciebie musi być zawsze w pewnej... przyzwoitej odległości”[3].
Bo „Pierwotni” to przede wszystkim powieść o (nienaruszalnych) hierarchiach społecznych. Orzeszkowa – jak dawniej Jane Austen – pokazuje dżunglę konwenansów, w których silniejsi zjadają słabszych, a sami są zjadani przez jeszcze silniejszych. Pogarda dla ludzi niżej urodzonych czy niewystarczająco majętnych oczywiście osłodzona jest tu uśmiechami, dobrymi manierami. Odropolskie i Sawickie tego świata są bardzo serdeczne dla jakichś tam Żytnickich, ale gdy nadarzy się okazja, zaraz ich obmawiają, wykluczają. Oczywiście ci Żytniccy też potrafią stać się „Odropolskimi i Sawickimi” – dla swoich zbiedniałych przyjaciół Drożyckich. Nieszczerość panujących układów dobrze oddaje ta rozmowa:
„– Moja ty Izo najdroższa! jak ci po tym twoim wielkim świecie parafianie nasi śmiesznie wyglądać muszą! Ja z nimi żyję ciągle... muszę! a oswoić się dotąd z tym prostactwem i z tą dziką ich poufałością nie mogłam. Żytnicka, ta na przykład, cóż to za ograniczona i gruba kobieta! Sąsiadujemy z sobą, Alojzy ich lubi, toteż zmusił mię prawie, abyśmy się po imieniu nazywały i tak zaraz wiesza się na szyję...
– Moja Żulietko – odszepnęła pani Izabella – cóż robić? Pismo Święte mówi: »Błogosławieni ubodzy w duchu!« Co do mnie, uwielbiam tę prostotę serca, tę szczerotę obyczajów...
– O Izo! dobrze ci tak mówić, kiedyś od tej prostoty serca i tej szczeroty obyczajów zawsze o sto mil oddalona! Tyś szczęśliwa, tobie łatwiej być świętą...”[4].
Hipokryzji tego świata może się przyjrzeć Adolfina – dzięki Eugeniuszowi. To on właśnie uświadamia dziewczynie, że ta żyje w złotej klatce:
„– Czy wie pani, czym jest to wszystko?
– Czym? – zapytała bardzo cicho.
– Niewolą – krótko i sucho odpowiedział. Potem dodał łagodniej i nawet z oddźwiękiem rzewności w głosie: – Gdym przed chwilą patrzał na panią, wydało mi się, że masz pani na nogach kajdany. (…)
– Ja to sama czuję nieraz... o! czuję... nie wiem tylko, dlaczego tak jest, a kiedy zaczynam o tym myśleć, uciekam od tych myśli.
– Po cóż uciekać od myśli swoich?
– A jeżeli to są myśli buntownicze? – podchwyciła żywo i z lekkim drżeniem ust.
– Z takich tylko powstać może świat nowy.
– Jednakże Pan Bóg pysznych aniołów za bunt ich do piekła strącił!
Tu drgnęła, bo Eugeniusz parsknął głośnym, trochę nawet zbyt głośnym i rubasznym śmiechem.
– Więc pani jeszcze i w zbuntowanych aniołów, i w piekło, i w diabłów może wierzy?...
Spuściła znowu oczy. Na twarz jej wybił się wyraz walki. Parę razy otworzyła usta, aby coś powiedzieć i powściągnęła się, na koniec, nie mogąc (…) zamknąć w sobie tego, co od dawna już wydzierało się na zewnątrz, szepnęła:
– Ja... ja mam wiele wątpliwości... różnych”[5].
Znając Orzeszkową, łatwo przewidzieć dalszy rozwój fabuły, prawda? Eugeniusz będzie wpajał Adolfinie jedynie słuszne idee, ona się do nich przekona, ci dwoje staną na ślubnym kobiercu, łącząc to, co nie dało się dotąd połączyć. A wszystko w patriotycznym sosie i w cieniu nienazwanego wprost powstania styczniowego. Dobrzy i prawi zostaną nagrodzeni, czarne charaktery – ustawione jak zwykle po drugiej stronie barykady – ukarane, można stawiać ostatnią kropkę. Voilà!
Otóż nie takie to oczywiste. Czytając „Pierwotnych”, trudno oprzeć się wrażeniu, że tę powieść napisała inna Orzeszkowa – nie autorka „Nad Niemnem”, moralizatorskiego „Pamiętnika Wacławy” czy tendencyjnych nowel rozgrywających się w sztucznej, spolaryzowanej rzeczywistości. Nie ma w niej powstaniowego tła. Praca dla idei zostaje ośmieszona (jedna z postaci powie: „Czy my filozofy, żeby o jakichś tam ideach myśleć? My zwyczajni ludzie... nam trzeba myśleć o sobie.. no, i o swoich... ale nie o jakichś ideach!”[6]). Fabuła jest nieprzewidywalna, akcja rozgrywa się „wbrew wszelkim prawidłom romantyzmu i tragiczności”[7]. Bohaterowie zostali przedstawieni wieloaspektowo – nie można ich przyporządkować do złych lub dobrych. Widać ich prywatne dramaty. Dewocja pani Izabelli jest ratunkiem przed przyznaniem się do rozczarowania życiem. Paweł i Konstancja Żytniccy, trochę przywodzący na myśl pana i panią Bennet z „Dumy i uprzedzenia”, nie są tak jednoznaczni – ona, pocieszna w swojej irytującej nachalności, walczy gadulstwem z kompleksami i traumą niespełnionego macierzyństwa. On – wzorowy ekonom – wydaje się zarazem bezdusznym mężem. Ci, którzy znajdują się tu na świeczniku, to ludzie utrzymujący pozory, skrywający życiowe tragedie i zagubienie. Całość jest napisana w taki sposób, że trudno się oderwać od lektury.
Skończyłem książkę z poczuciem czytelniczego nokautu. Orzeszkowa nie kłamała – to rzecz naprawdę mocna (życiowo i literacko) – i robi wrażenie nawet po ponad 130 latach. Jednak odłożyłem „Pierwotnych” przede wszystkim ze zdumieniem. Bo oto kolejna nieznana – a przecież tak znakomita, tak inna, tak nieprzystająca do tego, z czym kojarzy się autorkę „Nad Niemnem” – powieść Elizy Orzeszkowej. Nadal trudno mi uwierzyć w tak rażącą niesprawiedliwość jej losu.
---
[1] Julian Krzyżanowski, „Nota biograficzna”, w: Eliza Orzeszkowa, „Pierwotni”, wyd. Książka i Wiedza, 1949, s. 288. Od siebie dodam, że parę lat później ukazała się jeszcze mocniejsza i naprawdę szokująca powieść Orzeszkowej – „Dziurdziowie”.
[2] Eliza Orzeszkowa, „Pierwotni”, dz. cyt., s. 16-17.
[3] Tamże, s. 83.
[4] Tamże, s. 105-106.
[5] Tamże, s. 66-67.
[6] Tamże, s. 250.
[7] Tamże, s. 276.
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.