Dodany: 28.06.2018 13:42|Autor: RenKa76

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Mayday
Brudnik Grzegorz

1 osoba poleca ten tekst.

O katastrofach, spiskach i różnych „super”


U wybrzeży Japonii, nad morzem, zderzają się ze sobą dwa wielkie samoloty pasażerskie. Jest katastrofa, są ofiary, Narodowa Rada Bezpieczeństwa Transportu ma robotę. Niby nic wielkiego, kaszka z mleczkiem, specjaliści od lotniczych katastrof zęby zjedli na badaniu rozbitych samolotów. Okazuje się jednak, że katastrofa GB 91, dwóch nowatorskich i wielkich latających maszyn, przyprawi wszystkich śledczych o nieustający ból głowy. Czarnych skrzynek nie ma. To znaczy są, ale leżą gdzieś w morzu. Nie wiadomo gdzie, bo Japończycy dokładnej lokalizacji nie podadzą. Nie i już. Scottie Jordan, szef zespołu badawczego, jest uparty i szuka rejestratorów na własną rękę. Przeszkadzają mu jednak sztorm, sabotażyści i japońska marynarka. Zdesperowany, wzywa na pomoc Aleksandra Galla, polskiego inżyniera, obecnie kogoś w rodzaju freelancera w branży wypadkowej. Gall się zjawia, a razem z nim – jeszcze więcej kłopotów. I z biegiem czasu będzie coraz gorzej. Dla bohaterów oczywiście…

Mistrz reżyserii, absolutny klasyk dużego ekranu Alfred Hitchcock powiedział kiedyś, że dobry film powinien zacząć się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie ma ciągle rosnąć. To złota zasada kina sensacyjnego, katastroficznego oraz różnych strzelanin i pościgów. Sprawdza się też w literaturze. Niewątpliwie słyszał o niej debiutant Grzegorz Brudnik. Swoją pierwszą powieść, „Mayday”, zaczyna od katastrofy dwóch samolotów. Potem zaś jest jeszcze lepiej: tajfuny, zatopione statki, strzelaniny, zniszczone samochody, pościgi, znowu strzelaniny i spiski, wszędzie spiski, zaś zdrajcy mnożą się jak wirusy w sprzyjającym środowisku. Zaczyna się od wielkiego BUM, a później akcja gna, ani na chwilę nie zwalniając tempa. Czyta się to znakomicie, nie można się nudzić ani przez chwilę, przy czym dekoncentracja nie jest wskazana, bo tu każdy z każdym prowadzi własną grę i nie wiadomo, kto jest wrogiem, kto przyjacielem, kto naprawdę jest kierowcą, a kto tylko udaje nauczyciela. Niejedno zaskoczenie gwarantowane. Autor ma ciekawą pasję: interesują go katastrofy. A skoro tak, możemy być pewni, że nic, co opisuje – systemy, programy, stopy, śrubki i blachy tworzące to, co potocznie nazywa się „samolot” – nie jest wyssane z palca, lecz dokładnie udokumentowane. I że ta katastrofa mogła się wydarzyć. Spisek goni tu spisek? Co z tego, skoro zabawa jest przednia. Nikt nie jest tym, kim się wydaje? Ale jaka radość, kiedy się to odgadnie, zanim autor wyjaśni! Trup ściele się gęsto? Brudnik odrobił lekcję z George'a R.R. Martina i wie, że nikt nie może być pewny dnia ani godziny. Wątków co niemiara? Ale jak te luźne nitki w końcu się ze sobą łączą! No i bohater. Nasz ci on, z polskiej ziemi, a mógłby podać rękę Jackowi Reacherowi albo i samemu Bondowi. Jamesowi Bondowi. Aleksander Gall jest nie do zdarcia. Bardzo przypomina w tym bohaterów amerykańskich – tych wszystkich niezniszczalnych chłopów w znoszonych kurtkach, steranych życiem, bez emocji podchodzących do każdego zadania, cynicznych maszynek do zabijania, niszczenia i wyjaśniania każdej, nawet najbardziej pokręconej sprawy. Polska literatura ma sporo skutecznych policjantów, ale Aleksander Gall to zupełnie inna liga. Światowa.

Podczas lektury co kilka kartek przyłapywałam się na myśli, że ktoś powinien tę powieść przenieść na duży ekran. Ale to nie jest przedsięwzięcie na nasz skromny budżet. Film powinien nakręcić jakiś Lucas albo inny Cameron, facet z wielkimi pieniędzmi, wyobraźnią i sztabem speców od efektów specjalnych. Pomarzyć można. Pozostaje tylko wizualizować w wyobraźni te wybuchy, pościgi i spektakularny sztorm. Doczekaliśmy się książki, która może stanąć na półce obok Lee Childa czy Jamesa Rollinsa i nie będzie wstydu, że słoma i prowincja. Że nieprawdopodobne? Nieprawdopodobnie to się „Mayday” czyta. Nieprawdopodobnie fajnie. I cieszy fakt, że chociaż większość bohaterów zagraniczna, ten główny – nasz, znad naszego zimnego morza. Oby to nie był jednorazowy występ, bo postać ma potencjał, a autor ma dobrą rękę do katastrof. Jakkolwiek to brzmi…


[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 992
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: