Wojna według Prilepina
Zostałam zmiażdżona. Nie mogę ochłonąć i nadal czuję adrenalinę we krwi. Są książki, które pozwalają czytelnikowi być turystą podróżującym przez historię, świat i obserwującym ludzkie losy. Ale w tej książce można poczuć się jak uczestnik wydarzeń. Jestem weteranem wojny Prilepina...
Moim kompanem był Jegor Taszewski, rosyjski żołnierz po dwudziestce. Pojechał do Czeczeni walczyć. Cała jego historia ocieka strachem, nawet w trakcie niewinnej sytuacji Jegor miał ciągle wizje niebezpieczeństwa, wątpliwości, co tam robi, zastanawiał się, czy rozwalą mu głowę teraz, czy za godzinę. I wspominał chwile zwykłego życia, swoją dziewczynę, zazdrość o nią. Te fragmenty nie zakłócają całości opowieści, tylko bardzo udanie uzupełniają obraz głównego bohatera. Każdy z jego kolegów to silny, młody mężczyzna i każdy się boi, inaczej reagując na tę sytuację. Pewnie słyszeliście o tej sławetnej bratniej więzi, jaka tworzy się na wojnie pomiędzy żołnierzami. Tutaj zostało to genialnie pokazane. Wcale nie jakimiś górnolotnymi słowami, a jednak wreszcie zrozumiałam to niewypowiedziane uczucie. Porozumienie bez słów, znaczące milczenie, głupie kawały, ochota, by nagle jak dziecko dotknąć czyjegoś żywego jeszcze ciała.
Obawiałam się swojej reakcji na tę książkę, bo po pierwsze, zdanie na temat dwóch wojen czeczeńskich mam już dawno ustalone i wiem na ten temat sporo, po drugie, autor ma poglądy bardzo odległe od moich (co wynika z notki biograficznej na okładce - Wydawnictwo Czarne, 2010). Nie wiedziałam, czy będę w stanie obdarzyć sympatią głównego bohatera. A jednak szybko zaczęłam mu kibicować, zachwycać się jego czułością wobec bliskich, przeżywać sukcesy i porażki całego oddziału... Solidaryzowałam się ze stroną, którą pokazano mi z bliska, ale nie straciłam z oczu kolei tej wojny: tego, że dwie strony totalnie powariowały, że to była patologia, która nigdy nie powinna mieć miejsca.
Zachwyciło mnie pisarstwo Prilepnia: dynamiczne, soczyste, z łatwością odmalowujące emocje, mistrzowsko oddane ludzkie charaktery, nieprzegadane, a za to istotne dialogi, niesamowicie wciągająca fabuła (w tym mocny początek i wstrząsające zakończenie). Porównywana do "Na Zachodzie bez zmian", książka Prilepina podobała mi się dużo bardziej niż ta klasyczna już pozycja.
Pozwolę sobie tez pochwalić tłumaczenie Małgorzaty Buchalik: idealnie zastępujące rosyjskie wyrażenia potoczne - również potocznymi polskimi. Dzięki temu nie ma żadnej sztuczności, można zapomnieć o narodowości bohaterów, staje się ona uniwersalna.
Gorąco polecam, ważna książka, obok której trudno przejść obojętnie!
[Receznję zamieściłam wcześniej na moim blogu]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.