Dodany: 17.06.2018 15:39|Autor: ilia

O Bogu - przemyślenia Normana Mailera


Od pięćdziesięciu lat zastanawiam się nad naturą Boga. Mówię o pięćdziesięciu latach, ponieważ przez pierwsze trzydzieści kilka lat mojego życia poczytywałem sobie za punkt honoru, żeby być ateistą. [...] Minęło sporo lat, zanim sobie uprzytomniłem, że wierzę w Boga - to znaczy wierzę w obecność boskiej istoty w rzeczywistości. [...]

Jestem pisarzem. Najlepsi przedstawiciele tego gatunku spędzają życie na badaniu rzeczywistości ludzkiej. Na skutek tych dociekań narastało we mnie przekonanie, że mam prawo wierzyć w Boga, którego umiałem sobie zwizualizować: niedoskonałego, egzystencjalnego Boga usiłującego sprawić się jak najlepiej w zmaganiach ze wszystkimi egzystencjalnymi przeciwnościami, nad którymi nawet On (a może Ona), nasz Stwórca, nie miał pełnej kontroli. Zwróćmy uwagę na zaimek dzierżawczy "nasz" Stwórca. Bóg, którego potrafiłem sobie wyobrazić, był artystą, nie prawodawcą, potężnym źródłem twórczej energii, zapracowanym moralistą, niebiańskim generałem toczącym niebiańska wojnę, ale nie istotą absolutnie dobrą, wszechmogącą. [...] Moje filozoficzne eskapady nie są przecież czymś wyjątkowym. Znaczna część ludzkości również rozmyśla (zazwyczaj na prywatny użytek) o swoich intuicjach dotyczących Boga i diabła. Ludzie ci badają wszystkie te aspekty zagadnienia, których z jakiś powodów nie chce podjąć żaden Kościół. (str. 11-13)
----------------------------------------------
Można powiedzieć, że moje koncepcje teologiczne wywodzą się z takich pytań, jak: Kim jesteśmy? Czym jesteśmy? W jaki sposób się rozwijamy? Skąd się wzięliśmy? Czy w tym, co robimy, obecny jest Stwórca?
Spekulacje o kosmosie mniej mnie interesują. Prawdę powiedziawszy, byłoby okropne, gdybym musiał opierać swoje idee na ciągle zmieniającym się stanie wiedzy fizycznej. (str. 15)
----------------------------------------------
Instytucjonalne religie odstręczają mnie jednak ze względu na filozoficzną niespójność Boga, przed którym padają na kolana, Boga wszechmogącego. Myślę, że tutaj tkwi początek filozoficznych kłopotów: w idei Boga, który jest absolutnie dobry i wszechmogący. Historia dwudziestego wieku dobitnie ujawniła sprzeczność między tymi atrybutami. Musimy się zmierzyć z faktem, że jeśli Bóg jest absolutnie dobry, to nie może być wszechmogący i na odwrót. Aby rozwikłać tę sprzeczność, teologowie od dziesięciu stuleci wykonują różne filozoficzne wygibasy. (str. 22)
----------------------------------------------
Widzę Boga jako twórcę, jako największego artystę, a ludzi jako Jego najbardziej zaawansowane dzieła sztuki. Również zwierzęta są Jego dziełami sztuki. Kiedy myślę o ewolucji, skupiam uwagę przede wszystkim na dramacie, który rozgrywał się w Bogu jako artyście. Sukcesy przeplatały się z porażkami. [...] Nie był to z pewnością łatwy proces. I ciągnął się całe wieki! Podejrzewam, że diabeł majstrował przy ewolucji, a może nawet kierował ją na ślepe tory. [...]
Mam wrażenie, że walka między Bogiem a diabłem była jednym z czynników ewolucji. Czy Bóg miał wolną rękę, czy diabeł od początku mieszał się do tego - w każdym razie niektóre gatunki zostały bardzo źle zaprojektowane. Czasem młody artysta musi popełnić duże błędy, zanim pójdzie dalej. (str. 17-18)
----------------------------------------------
Swoją koncepcję diabła zawdzięczam w dużym stopniu Miltonowi. Myślę, że wspaniale zarysował najbardziej prawdopodobny scenariusz. Toczył się zażarty spór miedzy Bogiem a niektórymi wysoko postawionymi aniołami - albo między Bogiem i bogami - i w końcu wygrał ten bóg, o którym mówimy jako o naszym Stwórcy. Było to jednak pyrrusowe zwycięstwo, ponieważ Lucyfer także zyskał bardzo mocną pozycję. Ta wojna trwa do tej pory, w naszych wnętrzach. (str. 25)
----------------------------------------------
"Manichejczycy widzieli w Bogu i diable braci, którzy będą walczyli ze sobą do końca czasów, ale ostatecznie dobro zwycięży zło. Czy w tym właśnie miejscu odchodzisz od manichejczyków?" (pyta Michael Lennon)

Zdecydowanie. Nie znamy wyniku - być może dobro przegra. Bo jeśli dobro ma zagwarantowane zwycięstwo, to mamy do czynienia z ustawionym meczem, z farsą, i to bardzo brzydką, jeśli zważyć, jak bardzo cały czas cierpimy. [...] Istnienie jest nieprzerwaną serią osiągnięć i porażek.

"Trwającą bez końca?" (pyta M.L.)

Nie, ale z pewnością do czasu, gdy ludzkość wkroczy w jakąś zasadniczą metamorfozę istnienia, na przykład uświadamiając sobie, że Bóg nie jest najpotężniejszą istotą nadprzyrodzoną we wszechświecie, ale mimo to może szerzyć swoją wizję w innych światach i przekonywać do niej innych bogów. Być może nasza wizja zejdzie się kiedyś z wizją Boga. Może naszą misją jest podróżować do gwiazd - niekoniecznie statkami kosmicznymi, lecz duchem - i uczynić wszechświat lepszym. Oczywiście możemy ponieść porażkę. Kto wie, jakie siły czyhają na nas w galaktykach? Czy mam wspomnieć o czarnych dziurach w przestrzeni? (str. 28-29)
----------------------------------------------
Nie wierzę w absolutne piekło, tak jak nie wierzę w niebo, a już na pewno nie wierzę w piekło jako miejsce wiecznej kary. Pomysł ten wydaje mi się wybitnie marnotrawny. (str. 29-30)
----------------------------------------------
Ja widzę czyściec inaczej. Zamiast koncepcji, że jeśli cierpisz dostatecznie długo, to się oczyścisz, sugeruję, że rolę czyśćca pełni ponowne wcielenie. Dla niektórych ludzi życie jest czyśćcem, niemal nieprzerwanym cierpieniem. A dla niektórych życie jest niebem - przez większość czasu są szczęśliwi. Większość ludzi spędza życie trochę w piekle, trochę w czyśćcu, trochę w niebie. Nie sądzę, abyśmy potrzebowali innych struktur. Myślę, że spłacamy długi poprzez nasze reinkarnacje. To mi się wydaje bardziej sensowne niż te wyjątkowo niewydajne zakłady zwane niebem i piekłem, gdzie nikt nic nie robi, ludzie bumelują i Boża gospodarka nic z tego nie ma.
Bóg jest według mnie faustowski, zawsze chce więcej. Nie jest zadowolony ze Stworzenia. Chce je udoskonalić. Dlatego nie toleruje marnotrawnych procesów, a niebo, czyściec i piekło uważam za marnotrawne instytucje. (str. 110)
----------------------------------------------
Zastanówmy się, co to znaczy być dobrym albo złym człowiekiem. Jak zmierzyć różnicę? [...] Powiedzmy, że jestem w sześćdziesięciu procentach zły i czterdziestu procentach dobry - czy muszę za to ponieść wieczną karę?
Moja teza brzmi, że niebo i piekło nie mają sensu, ponieważ większość ludzi to skomplikowane połączenie dobra i zła. [...]
Sądzę, że otrzymujemy częściową nagrodę lub częściową karę w formie reinkarnacji. [...]
Wszyscy chcemy urodzić się na nowo. Wątpię, czy wiemy, jaka będzie nasza reinkarnacja. Sądzę, że czeka nas mnóstwo niespodzianek. Ponieważ jesteśmy próżni, niektóre wcielenia wydadzą nam się oburzająco niesprawiedliwe. (str. 30-33)
----------------------------------------------
Być może jedną z funkcji reinkarnacji jest to, żeby Bóg mógł lepiej poznać nasz charakter. Powracam do swojej podstawowej przesłanki: Bóg nie rozumie nas w stu procentach, tak samo jak my nie rozumiemy w stu procentach swoich dzieci. Dobrze znamy ich zwyczaje, ich zalety i wady, ale nie rozumiemy ich całkowicie. Bóg chce dowiedzieć się więcej o swoim Stworzeniu. (str. 115)
----------------------------------------------
Dusza przypuszczalnie jest bytem odrębnym od ciała, ale zakładam, że również ma swój okres istnienia. Konkretna dusza może zgasnąć po jednym ziemskim istnieniu, inna może przeżyć wiele wcieleń, ale z pewnością jest jakiś limit. Tak, muszę przyjąć, że dusze umierają. A kiedyś być może umrą również Bóg i diabeł. Istnieją siły, które byłyby zadowolone, gdyby jednego z nich - albo obu - to spotkało. Jedną z takich sił może być pęd ku nicości. Nicość może być potężną siłą w kosmosie. Może pragnąć zagłady wszechświata. Powtórzmy: musimy wyjaśnić czarne dziury w przestrzeni. Co w naturze rzeczywistości tłumaczy taką niezwykłą megakoncentrację sił grawitacyjnych, która wciąga w siebie całą pobliską materię? (str. 35)
----------------------------------------------
"Wcześniej Bóg istniał sam ze swoimi nieskończonymi mocami, a potem coś stworzył - coś oddał. Weil uważa, że ponieważ Bóg podzielił się z ludźmi władzą, mają oni do odegrania jakąś rolę, podobnie jak diabeł, który ogromnie skorzystał na stwórczym akcie Boga. Weil mówi, że Bóg na tym stracił". (mówi Michael Lennon)

Stracił, a jednocześnie zyskał. Stwarzając nas, Bóg zdobył wiedzę, której nie mógł osiągnąć w inny sposób. Znowu wkraczamy tutaj w obszar pietystycznych wyobrażeń o Bogu. Chciałbym podkreślić ogromne znaczenie faktu, że zostaliśmy stworzeni przez coś lub kogoś niezwykłego, a jednocześnie nie całkiem różnego od nas. Możemy utożsamiać się z Bogiem i z Jego dramatem i tym samym poczuć się uszlachetnieni. Nie "Błagam, nie karz mnie, Boże" czy "Proszę Cię, pomóż mi, drogi Boże!". Powodem, dla którego nigdy nie pociągał mnie islam, jest rytualna modlitwa. Uklęknij, pokaż niebu pośladki i uznaj fakt, że jesteś istotą całkowicie bezsilną wobec gniewu Bożego. Jeśli na tym ma polegać religia - na uznaniu, że jesteśmy całkowicie bezsilni i Bóg się nami zaopiekuje, pod warunkiem że nigdy nie przekroczymy żadnej z tysiąca dokładnie wytyczonych granic zachowania - to życie staje się koszmarem. (str. 63-64)
----------------------------------------------
Możemy założyć, że Bóg, podobnie jak my, stara się postąpić jak najlepiej w danych okolicznościach. Bóg jest naszym Stwórcą. Bóg nas tutaj umieścił. Jesteśmy artystyczną wizją Boga, jesteśmy Jego dziećmi, a dobry rodzic nie kontroluje swego dziecka w każdym momencie. Cechą dobrego rodzica jest to, że potrafi się ucieszyć, kiedy rozwijające się dziecko go prześcignie. Bóg może niewyobrażalnie wiele, ale nie jest wszechmocny. Potrafi dać nam błyskawice, grzmoty, niesamowite zachody słońca i niewiarygodne chwile, kiedy zachwycamy się Jego poczuciem piękna. Ale jeśli Bóg jest wszechmocny, to jak wytłumaczymy potworności nowożytnej historii? Niektórzy wybitni teologowie mówią, że Bóg poddaje nas w ten sposób próbie. To by jednak oznaczało, że Bóg jest reżyserem, który mówi: "Niech aktorzy grają według scenariusza. Nie dopuszczajcie ich do dramatopisarza". (str. 81)
----------------------------------------------
"Jakie są niezbędne warunki metamorfozy istnienia? Jacy musieliby stać się ludzie?" (pyta Michael Lennon)

Niektóre warunki są dosyć oczywiste. Coraz więcej samoświadomości. Większa wolność od fundamentalizmu. Większa gotowość do przyjęcia heroicznego wyzwania, aby ludzie przestali opierać się na Bogu i zaczęli sobie uzmysławiać, że potrzeby i zmartwienia Boże mogą być większe od naszych. Poczucie porażki Boga może być tak wielkie, że nasze wygląda śmiesznie na jego tle. Sądzę, że Bóg jest teraz daleki od realizacji swojej wizji. Ugrzązł w tych wszystkich korporacyjnych promocjach, superautostradach, plastiku, groźbie wojny jądrowej, bezdusznych, aroganckich wojnach etnicznych, terroryzmie, coraz większym zanieczyszczeniu środowiska. Smutek Boga musi być niewspółmiernie większy od naszego.
[...]
Nie możemy opierać się na Bogu. Opierając się zbytnio na Bogu, przypominamy skrajnie egoistyczne dziecko, które doprowadza rodzica do wyczerpania, obezwładnia go swoimi nieustannymi żądaniami. "Ratuj, Boże! Czy mogłabym mieć tę piękną sukienkę na studniówkę? Tak bardzo Cię proszę! Możesz dostarczyć na mój adres? Bo jak nie, to się na Ciebie pogniewam!" Do tego sprowadza się bardzo wiele modlitw. Typ drugi to upodlające kajanie się: "Zlituj się nade mną. Boże, bo jestem nędznym robakiem".
Myślę, że staniemy się odrobinę bardziej heroiczni, jeśli przyjmiemy do wiadomości, że musimy stanąć na własnych nogach. (str. 92-93)
----------------------------------------------
Zmierzam do tego, że być może celem życia jest znajdowanie coraz bardziej zaawansowanych i lepszych pytań. Dlaczego? Bo uważam - są to wyłącznie spekulacje, ale bardzo dla mnie ważne - że swoim istnieniem na świecie kształtujemy nie tylko swoją przyszłość, ale również Bożą. Jesteśmy ekspresją Boga, a nie wszystkie dzieła sztuki są udane. Jesteśmy tutaj dlatego, że Bóg ma wizję istnienia, która kłóci się z innymi wizjami istnienia. Docieramy zatem do podstawowego pytania o kosmiczne hegemonie. Może u sedna rzeczywistości jest jakiś majordom, a może go nie ma. Może istnieje wielu bogów - niebo wygląda tak, jak wyobrażali to sobie poganie. Bogowie ci walczą ze sobą o dominację. (str. 83)
----------------------------------------------
Bóg nie jest wszechmocny i absolutnie dobry. Można Go porównać do greckiego boga, do Zeusa, jeśli ktoś potrzebuje jakiegoś modelu. Ja nie potrzebuję. Innymi słowy, Bóg jest protagonistą, który próbuje kształtować znaczną część rzeczywistości. Określenie, jak dużą część, przekracza nasze możliwości. Nie mam bladego pojęcia, czy Bóg jest panem tylko Układu Słonecznego, czy zarządza galaktykami. Nie mam pojęcia, czy Bóg kontroluje czarne dziury, czy panicznie się ich boi. Mój fundamentalny pogląd brzmi, że w kosmosie toczy się wojna i że Bóg, który nas stworzył, nie jest imperatorem, lecz artystą. W tym streszcza się moja filozofia: Bóg-byt, jeśli sobie życzysz - nie jest prawodawcą, lecz artystą. Byt polega na tym, że Bóg stara się zaszczepić w kosmosie swoją koncepcję istnienia. Być może są inne koncepcje tego, jak powinien rozwijać się kosmos. My, ludzie, uczestniczymy razem z Bogiem w tej wyprawie w nieznane. Jesteśmy żołnierzami Boga, pomagającymi Mu zmienić status quo w kosmosie. Pytanie o koniec świata nie ma zatem sensu, ponieważ wychodzę z założenia, że koniec nie jest jeszcze określony.

Kiedy nazywam się egzystencjalistą, chodzi mi o to, że cel istnienia nie jest znany. Najważniejszy jest sam fakt życia, a nie jego cel. Być może Bóg często przeżywa stany zagubienia. To jest dla mnie bardziej sensowne niż Bóg, który dokładnie wie, do czego zmierza, i mówi nam, jak mamy Mu w tym pomóc. Bylibyśmy wtedy statystami w wielkim spektaklu operowym. Koniec jest sprawą otwartą. Cel istnienia jest sprawą otwartą. (str. 131-132)
----------------------------------------------
Moim zdaniem właśnie dlatego, że koniec jest nieznany, u korzeni każdej teologii od tysiącleci kryje się zgroza. Ludziom potwornie trudno jest zaakceptować możliwość, że wszechświat jest nieprzewidywalny i nie do odcyfrowania, że jest tak chaotyczny, kapryśny, figlarny i perwersyjny, jak się w głębi duszy obawiamy. Myślę, że właśnie to popchnęło wielu teologów ku przekonaniu, że wszystko jest zapisane, że koniec jest określony. Takie wnioski nie tylko są filozoficznie nieuzasadnione - powiedziałbym nawet, że skandaliczne - ale wpędzają nas w najróżniejsze tarapaty, ponieważ zdeterminowany koniec zawęża nasze horyzonty życiowe i intelektualne i często wydobywa z nas najgorsze cechy. Na przykład takie, że chętnie skazujemy innych na wieczne potępienie, natomiast co do siebie samych zachowujemy chwiejny optymizm. (str. 182)
----------------------------------------------
Pojawia się tutaj pytanie, ile czasu ma Bóg. Dysponuje całymi wiecznościami, czy też jest to kosmiczny wyścig? Być może inne wizje istnienia chcą nas prześcignąć - albo jeszcze gorzej, uciekają nam. Być może Bóg bardzo się spieszy. Być może ma mniej cierpliwości niż setki tysięcy lat temu.
[...]
Powiedziałbym, że Bóg ma wizję istnienia, którą uważa za bardziej twórczą i bardziej pożyteczną dla przyszłości niż konkurencyjne wizje występujące w kosmosie.

"Jaka jest to wizja?" (pyta Michael Lennon)

Że życie może się stawać coraz bardziej twórcze, zróżnicowane, wspaniałe i niewiarygodne. (str. 137)
----------------------------------------------
Z całym przekonaniem możemy powiedzieć tylko tyle, że Ziemia jest jedyną znaną nam planetą, na której istnieje życie. Być może inni bogowie - niewykluczone, że potężniejsi od naszych - ponieśli większe porażki. Może na Ziemi udało się osiągnąć coś, co na innych planetach okazało się niewykonalne. Dzisiejsza astronomia nie widzi galaktyk porównywalnych z naszą, ale to nie znaczy, że takie galaktyki nie istnieją. Na razie rozsądne wydaje się założenie, że w naszym wszechświecie jest jakiś bóg. (str. 150-151)
----------------------------------------------
Znaczna część współczesnej kosmologii jest oparta na takich księgach objawionych jak Stary i Nowy Testament czy Koran, ale dla mnie samo Objawienie stanowi znak zapytania. Objawienia to nie są przecież słowa Boga, lecz nasze, słowa w tamtych czasach dyskutowane, nazwijmy to, komisyjnie i zbierane przez zawodowych teologów, którzy kierowali się rozmaitymi pobudkami. W końcu po co Bóg miałby przemawiać w taki sposób? Nie ma potrzeby. Bóg mógłby przekazać nam takie myśli bezpośrednio. Objawienie zawsze wyglądało mi na sztuczkę arcykapłanów chcących stworzyć produkt, który pozwoliłby im przewodzić trzodzie bezpieczniej i z większym autorytetem. Ich współcześni następcy ciągle cytują w telewizji Pismo Święte, używają go jako drogowskazu i popadają w fatalne sprzeczności, które odbierają im zdolność posługiwania się rozumem. Posunę się do stwierdzenia, że fundamentalista to człowiek, którego władze rozumowe uległy atrofii, zanim postawił sobie jakiekolwiek pytanie, na które nie miał jeszcze odpowiedzi. (str. 16-17)
----------------------------------------------
Nie podpisuję się pod żelaznymi deklaracjami Starego i Nowego Testamentu. Oba zostały napisane przez komitety. Stary Testament był bardzo długo układany przez serię bardzo utalentowanych komitetów, znacznie zdolniejszych od kompilatorów, którzy później stworzyli Nowy Testament. Z drugiej strony ci, którzy napisali Nowy Testament, doskonale znali Stary Testament i wykorzystali najlepsze wypowiedzi dawnych mędrców, proroków i mistyków. Przywiązali się również do idei, która może, ale nie musi być prawdziwa, a mianowicie że Jezus jest synem Boga. To byli poważni ludzie, ale tworzyli komitet. Jako dzieło literackie Stary Testament ma trochę usterek, a Nowy bardzo dużo. Uznanie ich za dokładną mapę naszego duchowego wszechświata byłoby porównywalne do korzystania z map, którymi posługiwał się Krzysztof Kolumb, kiedy płynął na zachód. Dochodzi do tego kwestia przekładu. (str. 118)
----------------------------------------------
Sądzę, że fundamentalizm odzwierciedla najgłębsze ludzkie lęki związane z umieraniem. Ludzie wierzą, że jeśli będą przestrzegać wszystkich reguł, to po śmierci nie spotka ich nic gorszego niż za życia. Fundamentalizm jest dla nich atrakcyjny, ponieważ ogranicza zakres ich odpowiedzialności. [...] Policyjny postulat, żebyśmy przestrzegali przepisów, jest jednym z aspektów fundamentalizmu. Z tego samego powodu ludzie głęboko wierzący tak kurczowo trzymają się Objawienia. Posunąłbym się do stwierdzenia, że fundamentalizm należy do najpotężniejszych narzędzi diabła. Diabeł kocha fundamentalizm, ponieważ uniemożliwia on ludziom myślenie. A jeśli ludzie nie potrafią logicznie myśleć, to nie zrealizują Bożych koncepcji. Paradoks polega na tym, że podporządkowując się (w swoim mniemaniu) woli Bożej, w rzeczywistości stają się głusi na jej głos. Odgradzają się od niej murem. Nie mogą urzeczywistniać woli Bożej, nawet jeśli bardzo tego pragną. (str. 60-61)
----------------------------------------------
Fundamentaliści nie rozumieją, jak tworzy artysta. Im się wydaje, że Stwórca zobaczył wszystko naraz w głowie, a potem zrobił świat w sposób doskonały w ciągu tygodnia. Patrzcie i podziwiajcie, świat od początku jest doskonały. Bóg ani razu się nie pomylił. My jesteśmy wszystkiemu winni. Spapraliśmy sprawę, ponieważ byliśmy za bardzo grzeszni i nie przestrzegaliśmy wszystkich Bożych praw i wskazówek, ale projekt Boga od początku był doskonały. Jest to głęboka sprzeczność, której fundamentaliści nie chcą dostrzec. (str. 147)
----------------------------------------------
Skąd u Boga to ogromne pragnienie otoczenia się chwałą? Dlaczego to jest do zaakceptowania dla tak wielu religii? Śmiejemy się z ludzi, którzy chcą być bez przerwy adorowani. Mówimy o neurotycznych gwiazdach filmowych, rozpieszczonych sportowcach, szalonych generałach, nieznośnych pisarzach, obłąkanych królach i pazernych potentatach przemysłowych. Negatywna ocena nadmiernej próżności należy do tych nielicznych rzeczy, co do których wszyscy się zgadzamy. Trudno zatem zrozumieć gigantyczną próżność Boga. Skąd się ona bierze?

"Może »otoczony chwałą« powinniśmy zamienić na »kochany«. Bóg chce być kochany, umiłowany". (mówi Michael Lennon)

Dlaczego Bóg potrzebuje być kochany? To ważna kwestia. Jeśli to prawda, mamy prawo zacząć zadawać pytania. Czy Boża potrzeba miłości jest tak duża dlatego, że Bóg tak jak my jest przeciążony? Bo kiedy najbardziej potrzebujemy być doceniani? Wtedy, kiedy jesteśmy w dołku, kiedy słabnie nasza odwaga, hart ducha, determinacja i poczucie własnej wartości. W takich momentach najbardziej potrzebujemy miłości.

"Chcesz powiedzieć, że w takim punkcie znajduje się teraz Bóg?" (M.L.)

Tylko w ten sposób potrafię sobie wytłumaczyć tak wielką potrzebę Boga, byśmy Go adorowali. (str. 165-166)
----------------------------------------------
"Oto inna teodycea: zło jest jednym ze sposobów poddawania ludzkości próbie przez Boga, który sprawdza w ten sposób, czy jesteśmy godni Jego łaski i miłości. Zło i cierpienie mają charakter edukacyjny. Mogą uczynić nas lepszymi. Bóg poddaje nas próbie, co jest dla nas dobre". (mówi Michael Lennon)

Uważam to za skandaliczne. Przenieśmy tę koncepcję na relacje rodzica z dzieckiem. Czasem poddajemy nasze dziecko próbie, ale przecież nie w celu sprawdzenia, czy zasługuje na naszą miłość. To znaczy w literaturze roi się od portretów takich odrażających rodziców, ale są to postacie jednoznacznie negatywne.
[...]
Z drugiej strony dlaczego zakładać, że Bóg wie wszystko na temat zła? Może próbuje się dowiedzieć, na czym ono polega. Może w tej chwili zło jest silniejsze od dobra. Jeśli przyjmiemy koncepcję Boga, który nie jest wszechmocny, to nie można wykluczyć takiej sytuacji. Może Bóg słabo rozumie zło, tak samo jak rodzice nie zawsze pierwsi dostrzegają, że ich dziecko stacza się w stronę zła. (str. 167-168)
----------------------------------------------
"Czwarta teodycea to maja. Złudzenie. W ten sposób niektórzy radzą sobie z kwestią zła. Mówią: to, co ludzie uważają za zło czy cierpienie, jest albo złudne, albo nieistotne. Wydarzenia, które uważamy za zło, takie jak śmierć na skutek klęski żywiołowej, w rzeczywistości nie są złem. Mogą być elementem Bożego planu. Myśl wschodnia - taoizm, buddyzm, hinduizm - zajmuje takie stanowisko. Nie podejmuje problemu zła. Według niej jeśli ktoś sądzi, że zło istnieje realnie, jest w błędzie". (mówi Michael Lennon)

Ten argument mógł przetrwać aż do dwudziestego wieku, a potem rozbił go Holokaust. W drobny mak. Fakty były tak drastyczne, że wymusiły zmianę podejścia. Należy do tego dodać również gułagi i bombę atomową. Nadmierne ludzkie cierpienie zostało zintensyfikowane o co najmniej jeden rząd wielkości. W konsekwencji przekonanie, że zło jest złudzeniem, stało się skandaliczne.

Oczywiście w koncepcji mai cały "świat zewnętrzny" - dobry, zły i neutralny - jest złudzeniem. To wszystko jest maja. Powtarzam, że uważam tę koncepcję za obraźliwą. Moim zdaniem człowiek w swoim najlepszym wydaniu jest co najmniej równy każdej świętej krowie na hinduskim pastwisku. Zresztą idea, że całe życie jest złudzeniem, współgra z etosem klas wyższych w Indiach. Pozwala im ukoić wyrzuty sumienia z powodu widoku haniebnego cierpienia, które ich otacza. "To wszystko jest złudzeniem", mówią sobie z radością i ulgą. (str. 170-171)
----------------------------------------------
"Następna, piąta teodycea: nie ogarniamy całości obrazu. Boży plan jest dobry. To, co nazywamy złem, w rzeczywistości nie jest złem, lecz elementem dobrego Bożego zamysłu. Nasze ograniczenia nie pozwalają nam zobaczyć całości obrazu. Na pewno przyznasz, że Bóg ma szersze spojrzenie niż my". (mówi Michael Lennon)

Tak.

"Czyli zdarzenia, które uważamy za straszne tragedie, później okazują się pozytywnymi doświadczeniami". (M.L.)

Tak, na przykład wojsko: najgorsze, a zarazem najcenniejsze doświadczenie mojego życia. Ale budowanie systemu teologicznego na tej teodycei chyba jest nadmiernie optymistyczne. W ogóle nie tłumaczy ona zła. Nie uzasadnia Holokaustu. Jeśli ktoś mi pokaże, jakim cudem Holokaust był dobry z punktu widzenia Bożych celów, to całkowicie zmienię swój system myślowy.

"Dobrym przykładem jest Judasz, zdrajca, a jednocześnie osoba absolutnie niezbędna do realizacji Bożego planu..." (M.L.)

Skąd wiesz, jaki był Boży plan? Przyjmujesz na wiarę mądrości teologów, którzy od dwóch tysięcy lat próbują rozwikłać te zagadki i udzielają odpowiedzi, które służą ich partykularnym interesom. Ich konkluzje mogą jednak nie mieć nic wspólnego z kosmiczną czy boską rzeczywistością. (str. 175-176)
----------------------------------------------
"Następna teodycea mówi, że zło nie jest przyczyną, lecz skutkiem tego, że ludzie nie słuchają Bożych nakazów. Powszechna miłość rozwiązałaby większość problemów, z których na świecie rodzi się zło". (mówi Michael Lennon)

Pozwolę sobie powrócić do czegoś, co powiedziałem wcześniej. Bóg szuka głębszych znaczeń zła. Być może uważa, że niedostatecznie je rozumie. Zło ma wiele aspektów i części z nich Bóg nie potrafi przeniknąć swoim rozumem. Jak już mówiłem, Bóg tak jak my chce się uczyć. Być może na samym początku - niezależnie od tego, jaką naprawdę przybrał on formę - jakieś przeogromne, bardzo oddalone bóstwo powiedziało: "Dobrze, nowy, młodociany Boże, to będzie Twoje terytorium. Zrób z nim, co potrafisz. Jeśli potrafisz".

"To jest idea gnostycka". (M.L.)

"A jeśli poniesiesz porażkę... Wielu bóstwom to się przytrafiło, ale jesteś artystą, najlepszym artystą, jakim w tej chwili dysponujemy dla przydzielonej Ci części kosmosu". W tym scenariuszu nasz młody Bóg szybko odkrywa, że ma sporo do nauczenia się na temat zła - i jest nim zafascynowany.

"Jest to wizja zła jako potężnej, dynamicznej siły". (M.L.)

Tak, uważam, że zło dąży do zniszczenia co najmniej znanej nam części wszechświata - naszego świata. (str. 177-178)
----------------------------------------------
Przytoczyłeś wcześniej argument, że cierpienie jest dla nas dobre, że poddanie się woli Bożej bez skargi jest cnotliwe. I ta cnota zaskarbi nam najróżniejsze nagrody. Zniesiemy wszystko, co ześle nam Bóg, ponieważ jest to nasz bilet do wiecznej szczęśliwości. Jeśli ktoś odważy się zadać pytanie, jak doskonały Bóg mógł tak niedoskonale - zgoła niesprawiedliwie - skonstruować rzeczywistość, to można udzielić tylko jednej odpowiedzi: "Nie roszczę sobie pretensji do rozumienia umysłu Boga". Jest to najniebezpieczniejszy argument wysunięty przez duchownych. Właśnie to odpycha ludzi od wiary, ponieważ ją osłabia. Zawsze kiedy pojawia się coś, czego nie pojmujemy, słyszymy: "To przekracza twoje możliwości - twoja wiara musi cię przez to przeprowadzić". Na wiarę zrzuca się więc coraz większe duchowe ciężary. Prędzej czy później wiara pęka. I ludzie odchodzą od Kościoła, od religii, przestają wierzyć. "Nie roszczę sobie pretensji do rozumienia umysłu Boga" - to jest najczęściej stosowane, ale jednocześnie najbardziej zniechęcające ze wszystkich wyjaśnień zła.

A zatem, jak łatwo się domyślić, głosuję za egzystencjalnym Bogiem, który nie wymaga od nas niezachwianej wiary, tylko woli, żebyśmy na przekór Bożym i swoim wadom darzyli się wzajemnym szacunkiem, próbując razem stworzyć skuteczną wizję, która może nas zaprowadzić do nieprzewidywalnej przyszłości z jej galaktykami, latami świetlnymi i zagadkami, miejmy nadzieję, że rozwiązywalnymi. Być może najwięksi bogowie kosmosu także poszukują i nie mają powodu ustosunkować się do nas wrogo. (str. 184-185)
----------------------------------------------
Kilka dni temu czytałem "Antychrysta" Nietzschego, który pisze: "Wszyscy kapłani są kłamcami". Jest to świetna uwaga, nie tylko odważna, ale również prawdziwa. Kiedy ktoś całkowicie autorytatywnie mówi o czymś, czego nie może udowodnić, decyzja o takim autorytatywnym mówieniu oznacza, że ktoś godzi się na życie kłamcy. Wydaje mi się, że właśnie dzięki temu dążeniu do całkowitej autorytatywności chrześcijaństwo zdołało stworzyć wielkie społeczeństwa. Społeczeństwa te teraz podupadają, ale przez stulecia względnie dobrze funkcjonowały, ponieważ potrafiły filozoficznie wegetować, mimo że pękały od pytań bez odpowiedzi, haniebnych nierówności i oparów kłamstwa, gotowe zamieść wszystkie pytania bez odpowiedzi pod dywan absolutnej wiary. (str. 191)
----------------------------------------------
Fundamentalistyczne koncepcje absolutnego autorytetu są obłąkaną machiną religijną, która może doprowadzić świat do katastrofy. Być może dawniej był okres, kiedy bez fundamentalizmu nie powstałaby cywilizacja. Ten czas minął. W naszej epoce te same idee nas dławią, wynaturzają, wypaczają i zaślepiają. (str. 195)
----------------------------------------------
Posunąłbym się nawet do tezy, że oksymorony zanieczyszczają umysł i że wielki oksymoron - absolutnie dobry i wszechmocny Bóg - jest najbardziej zjadliwy ze wszystkich, co oznacza, że dzisiejszy fundamentalizm jest trucizną dla ludzkiego ducha. (str. 196)
----------------------------------------------
Wszystko, czym dysponujemy, to intuicja, że coś nas stworzyło.
[...]
Wierzę w istnienie Stwórcy, ponieważ to ma dla mnie większy sens. Jeśli nie ma Boga, to nie potrafię pojąć, skąd się wziął wszechświat. A jeśli Bóg istnieje, to muszę założyć, że nie jest doskonały, jak wskazuje nasze doświadczenie i doświadczenia wcześniejszych pokoleń, o czym już mówiłem. Od tego miejsca poruszamy się po omacku, nie wiemy, czy istnieją siły większe od naszego Boga. Całkiem możliwe, że tak. (str. 195)


Norman Kingsley Mailer (1923-2007) to amerykański powieściopisarz, eseista, dziennikarz, scenarzysta i reżyser filmowy, dwukrotny laureat Nagrody Pulitzera za książki: "Armies of the Night" (1969) i "Pieśń kata" (1980).


Fragmenty tekstu pochodzą z:
O Bogu: Norman Mailer rozmawia z Michaelem Lennonem (Mailer Norman Kingsley (właśc. Mailer Nachum Molech), Lennon Michael), tłum. Tomasz Bieroń, wyd. przez Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2010 r.

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 489
Dodaj komentarz
Legenda
  • - książka oceniona przez Ciebie - najedź na ikonę przy książce aby zobaczyć ocenę
  • - do książki dodano opisy lub recenzje
  • - książka dostępna w naszej księgarni
  • - książka dostępna u innych użytkowników (wymiana, kupno)
  • - książka znajduje się w Twoim schowku
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: