Dodany: 17.02.2005 13:38|Autor: dorsz
Pozwólcie sobie na chwileczkę zdziecinnienia
Niech ktoś przyjdzie i mi powie, że to jest książka dla dzieci... Niech przyjdzie, jeśli się nie boi. Spokojnie, krzywdy nie zrobię, popatrzę tylko pogardliwie i powiem wyniośle: „to sam napisz taką książkę dla dzieci, mądralo”, a potem się odwrócę na pięcie i odejdę - czytać Pratchetta oczywiście.
Dobrze, w rzeczywistości to jest książka dla dzieci... i dla dorosłych też, a poza tym, jakie to ma tak naprawdę znaczenie?
„Wolni Ciutludzie” należą do Świata Dysku, ale bardzo luźno – można czytać bez znajomości reszty cyklu, chociaż dla jego znawców i wielbicieli pojawia się smaczek pod sam koniec, nie będę zdradzać jaki. To nagroda dla tych, którzy przeczytają, nie przejmując się posądzeniami o zdziecinnienie. Bohaterami nie są tu wbrew tytułowi wolni Ciutludzie, buńczuczne niebieskie ludziki wysokości 20 centymetrów o rudych czuprynach, tylko Akwila, dziewięciolatka z górzystej krainy Kreda, zajmująca się wyrobem serów. Jej rodzice, jak i okoliczni mieszkańcy, trudnią się bowiem głównie hodowlą owiec. Akwila opiekuje się też swoim braciszkiem, trzyletnim Bywartem, którego pewnego dnia porywa Królowa do krainy potworów i mrozu, trzeba więc go stamtąd wydostać. Zajmie się tym oczywiście Akwila wraz z bandą praludków, chociaż wcale nie będzie pełna wiary we własne siły.
Mamy tu podobny motyw, co w Wiedźmikołaju (te dwie książki w oryginale dzieli ładne kilka lat, natomiast czytelnik polski dostał je w odstępie kilku miesięcy). Tam były ucieleśnione bajki z dziecięcych rysunków i koszmary, jakimi straszy się dzieci, w krainie Królowej są natomiast ożywione sny, najczęściej koszmarne. Akwila będzie brnąć przez te sny, aż w końcu spotka Królową i się z nią zmierzy. Nie będę ukrywać, że wszystko skończy się dobrze – to jest bajka i musi się dobrze skończyć. Naprawdę przecież chodzi nie o zakończenie, tylko o to, czego mała bohaterka dowie się o sobie i o świecie. Czy magia istnieje i jak działa, na kim można w życiu polegać... Absolutnie wspaniałe są umieszczone gdzieś na marginesie opowieści wspomnienia małej Akwili o jej nieżyjącej już babci i jej sposobach postępowania z ludźmi. To właśnie te fragmenty sprawiają, że na tej książce można wychowywać dzieci. I dorosłych też.
„Ciutludzi” nie przełożył stały tłumacz Pratchetta, Piotr W. Cholewa, tylko Dorota Malinowska-Grupińska, ale tłumaczenie jest na szczęście bardzo dobre. Nie bardzo rozumiem całkowitą zmianę imienia Akwili (w oryginale Tiffany), znakomicie jednak wpasowało się w klimat opowieści (za zmianę imienia Wentworth na Bywart powinni natomiast dziękować wszyscy rodzice, którzy chcieliby czytać książkę dzieciom na głos...).
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.