Hear me roar!
Recenzuje: Agnieszka Drygiel
„Księga dźwięków” bardzo długo była jedną z ulubionych książeczek mojej córki – wielokrotnie klejona i nadgryzana, upuszczana i przeglądana małymi łapkami skłoniła Bobasę do wydawania z siebie pierwszych odgłosów (o dziwo były to odgłosy kukułki i osiołka) oraz nauczyła większości nazw zwierząt. Czytana w kółko aż do znudzenia za każdym razem bawiła tak samo. Cała moja rodzina pokochała Braviego od pierwszego wejrzenia, dlatego nie mogliśmy się doczekać drugiej części. „Księga ryków” nareszcie trafiła na naszą półkę!
Format i sposób wydania zostały zachowane, więc spodziewam się, że zapotrzebowanie na szeroką taśmę klejącą w moim domu wkrótce ponownie wzrośnie, ale to już jest jeden ze znaków rozpoznawczych tego autora. „Księga ryków” to nie tylko druga część, lecz także kolejny stopień trudności – pozycja skierowana jest do odrobinę bardziej zaawansowanych czytelników. Tym razem zwierzątka zostały przedstawione całymi rodzinami – i to właśnie najbardziej nam się spodobało. Dzięki temu zabiegowi całość nie tylko zyskała bardzo ciepłego, sympatycznego charakteru, ale dodatkowo wzbogaca słownictwo maluszka o naprawdę dużo nowych nazw – dowie się on jak nazywają się poszczególni członkowie zwierzęcych rodzin: na przykład, że Pani Dzik to locha, a jej dzieci to warchlaki. Same odgłosy zaś nie są już onomatopejami, a czasownikami określającymi dany dźwięk. A niektóre z nich są bardzo zaskakujące! Czytamy więc, że lisy szczekają, szczebioczą, wyją i skamlą, a kosy gwiżdżą, świergoczą i kwilą.
Tym razem autor zebrał wyłącznie dźwięki wydawane przez zwierzęta (z człowiekiem włącznie) i zrezygnował zupełnie z przedstawiania przedmiotów nieożywionych. Na szczęście jego charakterystyczna kreska i jaskrawe, żywe kolory pozostały bez zmian.
„Księgę dźwięków” uwielbiamy przede wszystkim ze względu na zaskoczenia, które nam serwowała: za szpinak, który robi „bleee”, za ślimaka, który „nic nie robi, tylko elegancko porusza czółkami” – i tego w drugiej części odrobinę brakuje. Co prawda element humorystyczny został zachowany, ale tym razem żart jest znacznie bardziej subtelny i przez to chyba trochę trudniejszy w odbiorze przez małego czytelnika. Możemy się bowiem dowiedzieć, że krokodyl szlocha (stąd zapewne „krokodyle łzy”), papuga papuguje, skowronek treluje, przepiórka pitpilita, wieloryb śpiewa, a ośmiornica… no cóż. Jednak w tak dużym natłoku nowych określeń, nie zawsze oczywistych nawet dla dorosłych, te smaczki mogą umknąć. I to jest chyba moje jedyne zastrzeżenie do tej pozycji.
Gorąco polecam wszystkim fanom „Księgi dźwięków” i wyrazów dźwiękonaśladowczych. Czeka was jeszcze większa gimnastyka dla języka!
Autor: Soledad Bravi
Tytuł: Księga ryków
Wydawca: Dwie Siostry, 2018
Liczba stron: 112
Ocena recenzenta: 5/6
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.