Dodany: 04.06.2018 10:39|Autor: UzytkownikUsuniety04​282023155215Opiekun BiblioNETki

Z szuflady, po prawie stu latach



Recenzuje: Dorota Tukaj


Są prozaicy, którzy widzą siebie tylko jako autorów krótkich form i tacy, którzy za skarby świata nie napiszą nic innego niż powieść, a wreszcie tacy, którym nie sprawia kłopotu stworzenie prozy dowolnej długości; spośród tych ostatnich jedni zawsze radzą sobie doskonale, inni zaś niekoniecznie – bez względu na to, jak wymyślnych zabiegów stylistycznych i fabularnych użyją dla uatrakcyjnienia tekstów tego gatunku, którego pisanie przychodzi im z większym trudem. Znając „Wielkiego Gatsby'ego”, „Czuła jest noc” i/lub „Pięknych i przeklętych”, nie powinniśmy w zasadzie mieć wątpliwości, że Francis Scott Fitzgerald osiągnął mistrzostwo w konstruowaniu długich i stuprocentowo realistycznych dramatów obyczajowych ujętych w formę powieści. Ale czy zwróciliśmy uwagę, że w jego literackiej spuściźnie większość stanowią jednak opowiadania i nowele?

Za życia pisarza ukazały się cztery ich zbiory, po jego śmierci wyszło jeszcze siedem; w sześciu zebrano w rozmaitych proporcjach utwory pochodzące z tych wcześniejszych oraz drukowane uprzednio jedynie w prasie, ostatni zaś, wydany w języku angielskim zaledwie przed rokiem, składa się z takich, które albo nie były publikowane wcale, albo w postaci na tyle zmienionej, że trudno je z tamtą wersją utożsamiać. Redaktorka tomu, Anne Margaret Daniel, włączyła tu oprócz klasycznych nowel i opowiadań trzy teksty, co do których sama przyznaje: „»Baletki«, »Gracie nad morzem« oraz »Miłość to ból« mają formę propozycji scenariuszowej”[1] i „są z pewnością niedoskonałe jako nowele”[2], choć ta ostatnia „jest godna uwagi jako w całości oryginalna”[3]. Powiedzmy sobie szczerze: to NIE są nowele niedoskonałe, nawet „Gracie nad morzem”, w której zwyczajowo używany w projektach scenariuszy czas teraźniejszy narracji pisarz zamienił na przeszły – to W OGÓLE nie są nowele ani opowiadania, lecz zaledwie szkice, na podstawie których dopiero mogłyby powstać już to prawdziwe, wykończone scenariusze, już to krótsze lub dłuższe formy epickie. Można też dyskutować, czy dobrym pomysłem było zamieszczenie w zbiorze dwóch wersji tego samego opowiadania (notabene jedynego o tematyce historycznej) – „Kciuki w górę” i „Wizyta u dentysty” – których pierwsze części różnią się tylko „kosmetycznymi” detalami, zaś drugie nieco innym poprowadzeniem fabuły. Daje to co prawda pewne rozeznanie w możliwościach twórczych autora… ale nawet najwięksi rzadko pisali tak doskonale, by nie pozostawić po sobie żadnych pierwotnych wersji tekstów później wielokrotnie uzupełnianych czy przerabianych, i wyobraźmy sobie, co by to było, gdyby po ich śmierci te wszystkie brudnopisy – zakładając, że (jak w przypadku Fitzgeralda) zachowały się i są czytelne – wyciągać ze skrzyń i szuflad i wydawać na równi ze skończonymi, dopracowanymi utworami!

Pomińmy więc wymienione do tej pory tytuły, a zajmijmy się pozostałymi trzynastoma, stanowiącymi już dość spójny podzbiór: akcja wszystkich rozgrywa się w czasach współczesnych autorowi (tj. w latach 20. i 30. ubiegłego wieku), a niemal wszyscy bohaterowie to plus minus jego rówieśnicy, reprezentujący tę samą klasę „wyższą średnią”; są wśród nich ludzie związani z branżą wydawniczą lub filmową, lekarze, pielęgniarki, studenci, a także postacie, o których zajęciach zawodowych nic nie wiemy (ale też wiedzieć nie musimy; ważniejsze dla fabuły jest w tych przypadkach, że osiągnęli określony status materialny i społeczny). Dominują tu dwa motywy: miłości/małżeństwa oraz choroby/szpitala/pracy lekarza. Pierwszy z nich to w tym kontekście nic nadzwyczajnego, wszak miłość – rodząca się, w pełnym rozkwicie czy już gasnąca – i jej odbiór przez otoczenie bohaterów stanowi najczęstszy bodaj temat w beletrystyce. Drugi zaś odzwierciedla sprawy zajmujące Fitzgeralda w danym okresie jego życia: on sam zmagał się wówczas z uzależnieniem alkoholowym i (co zapewne przynajmniej po części było skutkiem tego nałogu) chorował na serce; jego żona również nie stroniła od używek, ale co ważniejsze, była niestabilna psychicznie i sporo czasu spędzała w klinikach psychiatrycznych. Jedynym tekstem, w którym żaden z tych motywów nie występuje, i jednym z trzech najlepszych w zbiorze, jest „Perła i futro” – historia pewnego wydarzenia, które sprawia, że płocha nastolatka zaczyna spoglądać na życie nieco inaczej niż do tej pory. W równie dobrym, przesyconym lekko groteskowym humorem „J.C.W.”, wątek miłosny został ledwie zasygnalizowany, ustępując miejsca ciętej satyrze obyczajowej, której punktami centralnymi są funkcjonowanie przemysłu wydawniczego i moda na parapsychologię. Ironicznego humoru nie brakuje też w „Parze”, gdzie młode małżeństwo w przededniu rozstania przyjmuje na służbę starsze stadło, którego kwalifikacje dalece odbiegają od spodziewanych; próba koegzystencji tych dwóch par skutkuje zgoła nieoczekiwanymi konsekwencjami…

Nawet gdyby analizować tylko ten zestaw trzynastu utworów, trzeba mieć na uwadze – co też podpowiada nam we wstępie A.M. Daniel – że „ich wartość jest nierówna i Fitzgerald miał tego świadomość, co wyraźnie widać w jego korespondencji. Niektóre opowiadania pisane były dla pieniędzy i pomimo obecności linijek, zwrotów i postaci jasno lśniących odbiera się je jako nieprzemyślane i nieudane”[4]. Kryterium „dla pieniędzy = słabe, dla idei = dobre” trudno tu jednak z całą powagą stosować: historia literatury jasno wskazuje, że niejedno doskonałe dzieło nie pojawiłoby się na półkach księgarskich, gdyby autorowi nie obiecano za nie sowitego honorarium, zaś liczne utwory pisane sobie a muzom nigdy nie powinny opuścić biurka, przy którym powstały. Natomiast zapewne każdy czytelnik wytypuje jeden, dwa, może trzy teksty plasujące się, jego zdaniem, poniżej poziomu wyznaczonego przez te najlepsze – ze względu czy to na pewne przegadanie („Zagranie z pozycji spalonej”, „Dla ciebie mogę umrzeć”) czy to na skróty myślowe, wskutek których jakiś element fabuły wydaje się niejasny lub naciągany („Ukłony dla Lucy i Elsie”).

Redaktorce zbioru, jeśli nawet mamy do niej wspomniane na początku zastrzeżenia w kwestii doboru tekstów, należy się głęboki ukłon za wprowadzenia do poszczególnych utworów i za świetne przypisy, doskonale objaśniające amerykańskie realia z lat międzywojennych, zaś polskiemu wydawcy – za piękną szatę edytorską. Usterki redaktorsko-korektorskie – jak informacje, że Zelda Fitzgerald znalazła się w klinice psychiatrycznej „po załamaniu ekumenicznym”[5] (???), a jej mąż pracował „nad »Piękną i przeklętą«”[6] (w innych miejscach ten tytuł podany jest prawidłowo), jak nieścisłości medyczne w jednym z opowiadań (błędne sformułowanie Fitzgeralda: „elektrokardiografów, czy też wykresów pracy serca”[7] Daniel uzupełniła przypisem, z którego dowiadujemy się, że „około 1937 r. istniały już przenośne elektrokardiogramy”[8]; w rzeczywistości elektrokardiograf to aparat rejestrujący czynność serca w postaci wykresu nazywanego elektrokardiogramem) – są nieliczne i nie zaburzają przyjemności płynącej z lektury tych nieznanych dotąd ogółowi opowiadań, które, jak się zdaje, w większości przetrwały próbę czasu.



---
[1] Francis Scott Fitzgerald, „Dla ciebie mogę umrzeć i inne zagubione opowiadania”, przeł. Ewa Ledóchowicz, wyd. Rebis, 2018, s. 21.
[2] Tamże, s. 22.
[3] Tamże, s. 22.
[4] Tamże, s. 23.
[5] Tamże, s. 10.
[6] Tamże, s. 32.
[7] Tamże, s. 386.
[8] Tamże, s. 569.





Autor: Francis Scott Fitzgerald
Tytuł: Dla ciebie mogę umrzeć i inne zagubione opowiadania
Tłumacz: Ewa Ledóchowicz
Wydawca: Rebis, 2018
Liczba stron: 584

Ocena recenzenta: 4/6


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 503
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: