Niezabliźnione rany
Są takie książki, o których zapominam prawie natychmiast po tym, jak odłożę je na półkę, ale są też takie, które po przeczytaniu przez wiele dni nie dają mi spokoju – pozostawiają poczucie dyskomfortu, zmuszając do nieustannej analizy i refleksji nad przedstawionym problemem. Odkąd skończyłam "Spadek", minęło już sporo czasu, a ciągle nie mogę przestać o nim myśleć i zebrać wszystkich uwag, by napisać recenzję.
Bo cóż mogę powiedzieć o tej powieści? Że jest wstrząsająca? Do bólu prawdziwa? Choć historia zaczyna się niepozornie, wręcz banalnie (czworo dzieci, jeden spadek, dwoje dostaje więcej, pozostała dwójka czuje się pokrzywdzona), jest to zaledwie przedsionek rodzinnego piekła. Hjorth dała tu popis mistrzowskiej narracji. Wprawdzie akcja nie pędzi na złamanie karku, a wydarzenia z przeszłości dość szybko zostają odsłonięte przed czytelnikiem, jednak narastające pomiędzy bohaterami napięcie nie pozwala oderwać się od lektury.
"Spadek" to opowieść o ranach, które nie chcą się zabliźnić pomimo upływu lat. Wstrząsający obraz hipokryzji potrafiącej zrujnować życie. Zamiatanie pod dywan brudów z przeszłości, uciszanie wyrzutów sumienia, pierwotnie wpojony szacunek do rodziców. Szantaże emocjonalne, wybieranie tego, co wygodne zamiast tego, co słuszne. Skuteczne uprzykrzenie życia niewygodnym członkom rodziny. Wszystko boleśnie prawdziwe.
W przypadku powieści Hjorth realizm polega nie tylko na dobrze skonstruowanej historii, jej siłą są przede wszystkim bohaterowie, zwłaszcza Bergljot. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak autentyczną kreacją człowieka złamanego, niepotrafiącego pogodzić się z tym, jak potoczyły się jego losy, a jednocześnie niemającego już najmniejszej nadziei na ukojenie bólu i odzyskanie wewnętrznego spokoju. Chaotyczna narracja, powtarzające się wypowiedzi oddają znerwicowanie, problemy z uzależnieniem czy niepokój. Każdy dodatkowo wpleciony w fabułę tekst, czy to o bałkańskich konfliktach wojennych, czy to o zamkniętych w getcie Palestyńczykach, czy to o psychoanalizie, jest przeniesieniem problemu dręczącego główną bohaterkę na inny grunt. Całe życie Bergljot sprowadziło się do jednego problemu, a ona sama pozostała sześćdziesięcioletnim skrzywdzonym dzieckiem.
"Spadek" nie jest pozycją lekką i gwarantującą relaks. To książka dla czytelników, którzy bardziej niż żwawą akcję, docenią złożony portret psychologiczny postaci, a przede wszystkim poświęcą czas na przemyślenie chociażby tego, jaki sens mają liczne wtrącenia, powtórzenia i retrospekcje (np. te dotyczące przyjaciół głównej bohaterki). "Spadek" nie jest powieścią, która krzyczy emocjami. Główna bohaterka nie lamentuje, nie dokonuje samookaleczeń ani innych gwałtownych czynów. Jej degradacja jest powolna, jej żal zamyka się w pisaniu niewygodnych wiadomości do pozostałych członków rodziny, najczęściej pod wpływem alkoholu. To nie szarpanina młodego człowieka. To rozpacz kobiety u schyłku życia. W tym przypadku szept jest głośniejszy od krzyku.
[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]
(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.