Dodany: 03.06.2018 00:22|Autor: misiak297

Redakcja BiblioNETki poleca!

Książka: Ciotka Flora
Leonia (właśc. Buchner Helena)

A w hajmacie ciotka Flora na dzieci czekała


„Wojna kaleczy ludzi, rodziny, wsie, miasta i kraje. Zawsze z czegoś ograbia. Ciotkę Florę ograbiła ze wszystkiego: z domu, z ziemi, z rodziny. Zabrała jej wszystko, co miała, i wszystko, co kochała”[1].


Kiedy pożyczałem „Ciotkę Florę” autorstwa Heleny Buchner vel Leonii, uprzedzono mnie, że nie jest to książka literacko wybitna, ale pozostaje interesująca, warta poznania. Podszedłem do niej z ciekawością i dużą wyrozumiałością. Czekało mnie spore zaskoczenie.

Rok 1946. Flora, stara wdowa, wraca z czeskiego obozu do swego domu z nadzieją na spotkanie z dziećmi. Jednak okazuje się, że choć budynek ocalał, nie należy już do niej. Mieszkają tam inni ludzie, przesiedleńcy z Kresów, pogardliwie zwani chaziajami. Kobieta nie ma tu czego szukać, więc prosi o schronienie i opiekę swoją siostrzenicę Wiktorię (Dorę). Bergerom udało się uchronić dawny dom. Jednak nie czują się do końca dobrze na tej ziemi:

„Dora już dawno z flichtówki wróciła. Już nawet wyprosiła tymczasowe obywatelstwo polskie. Już na swojej ziemi postanowiła żyć. Ona, jej mąż i dzieci. Chcieli tam w Niemczech zostać, ale jakoś nie mogli uwierzyć, że ich ziemia, ich wieś, ich miasto bliskie, ich Opole – Polską teraz będzie. I tak wrócili z nadzieją na swoje, do domu. Ale byli tu na niepewnym. U siebie – jednak nie całkiem u siebie”[2].

Dorka i jej mąż Wili przygarniają starą ciotkę. Flora staje się służącą, pomocnicą i prawdziwą „omą” dla ich dzieci. Ma nadzieję, że uda jej się odzyskać dom i zgromadzić w nim rodzinę – córki Annę oraz Teresę, syna Konrada. Losy tego ostatniego długo pozostają nieznane, dochodzą tylko plotki. Owdowiała Anna próbuje przeżyć w powojennych Niemczech, ostatecznie trafia do RFN-u. Z kolei Teresa znajduje się w rosyjskiej zonie, a później – w NRD. Nie zostają jej oszczędzone strachy ani upokorzenia. Tymczasem w Polsce Flora czeka na swoje dzieci. Nie chce wyjechać, nawet gdy pojawia się taka możliwość – to przecież jej „hajmat”.

Mijają lata. Sytuacja się klaruje, relacje rodzinne zostają nawiązane, jednak nie prowadzi to do większych zmian. I Flora, i Teresa, i Anna, i Konrad pozostają przypisani do swoich miejsc. Winna jest temu przede wszystkim sytuacja historyczna. Helena Buchner wyraziście pokazuje, jak różni się poziom życia w poszczególnych krajach, z jakimi problemami muszą zmagać się czy to przyjezdni, czy pozostali.

Ciotka Flora i Bergerowie próbują żyć w zgodzie z sąsiadami-chaziajami, jednak animozje nie zanikają. Dla Jabłońskich – owych sąsiadów – wciąż są obcy: „byli hanysami, tymi Ślązakami, a właściwie Niemcami”[3]. W RFN-ie Anna ma problemy z synem kultywującym nazistowskie przekonania i pamięć o poległym ojcu. Traumy wojenne i powojenne oraz życie pod komunistycznym jarzmem sprawiają, że Teresa jest wiecznie wystraszona, niepewna. Rodzinę stopniowo zaczyna więcej dzielić niż łączyć. Jak gorzko stwierdza Anna:

„– Jak to się dziwnie porobiło. Nasza rodzina się rozsypała. Naszej rodziny nie ma. Jest tak, jakbyśmy od siebie uciekali. Dlaczego tak jest? Już się nie odwiedzamy, bo granice, bo mur wybudowali, bo na wizę trzeba czekać nie wiem jak długo. A potem ją się dostanie, albo i nie, już coraz rzadziej do siebie piszemy, coraz rzadziej do siebie dzwonimy, coraz rzadziej o sobie myślimy, już za sobą nie tęsknimy…”[4].

Śledzi się tę śląską sagę rodziny Bergerów i ciotki Flory z zaangażowaniem. Niektóre sceny są wstrząsające, a każda daje do myślenia. Całość tchnie takim autentyzmem, jakby to nie była fikcyjna powieść, a jeden z tych powojennych pamiętników spisywanych przez ludzi pozbawionych ambicji literackich, ale pragnących przedstawić swoje złożone losy. Być może to, że Helena Buchner pisała niewybitnie, miejscami nawet przeciętnie, topornie, sprawiło, iż wydaje się jeszcze bliżej owych prostych ludzi i – paradoksalnie – podniosło wartość jej książki. „Ciotka Flora” to przede wszystkim kawał Wielkiej Historii – opowieść o tym, jak wpływała ona na życie zwyczajnych Flor, Wilich, Dor, Helg, Margotek, Hanzików. Przekonująco został przedstawiony problem tożsamości, zagubienia w obliczu przemian dziejowych. Kiedy w 1964 roku Lucka Berger będzie chciała wyjść za kogoś nie ze swojej „sfery”, matka spróbuje ją od tego odwieść w ten sposób:

„- Lucko, to co chcesz zrobić jest przeciw naszemu narodowi. Moim obowiązkiem jest dbać o to, żebyśmy zostali Niemcami, a ty staniesz się Polką, bo w rodzinie mężczyzna ma decydujący głos, a twój mężczyzna to Polak. Twoje dzieci będą Polakami.
– A ty, mamo, kim ty teraz jesteś?
– Jestem Niemką, choć do was nie mówię po niemiecku, ale po niemiecku się modlę i bardzo często po niemiecku myślę. Gdybyś ty wyszła za naszego, za Ślązaka, łatwiej by wam było zachować prawdziwą tożsamość, tożsamość niemiecką. Może kiedyś nastąpią zmiany i będziemy mogli powiedzieć głośno: jesteśmy Niemcami, choć żyjemy w Polsce. A może uda się nam wyjechać? Ale wtedy ty będziesz musiała zostać, bo będziesz już Polką”[5].

Nie, „Ciotka Flora” to nie literatura z najwyższej półki (zdarzają się nawet typowe „kwiatki” językowe, najwyraźniej przeoczone przy korekcie). Jednak jest pisana sercem, z prawdziwością nieocierającą się o ckliwość czy fabularny sentymentalizm. Czyta się ją z emocjami. Można uwierzyć w bohaterów zaludniających tę powieść – ich portrety psychologiczne może zostały nakreślone bez szczególnej misterności, ale nadal przekonują. Mnóstwo tu fantastycznych szczegółów dotyczących zwyczajnego życia – ubiorów, zwyczajów weselnych czy pogrzebowych, osobliwości językowych. Warto je odkryć.

Znam wiele książek traktujących o latach wojennych i powojennych napisanych lepiej – ale niewiele z nich zachowało mi się w pamięci, pozostałem wobec nich obojętny. Z „Ciotką Florą” Heleny Buchner tak nie będzie – mimo jej wad. Nawet taka nieco toporna literatura może mieć wielką wartość.


---
[1] Helena Buchner, „Ciotka Flora”, wyd. My Book, 2013, s. 5.
[2] Tamże, s. 6.
[3] Tamże, s. 84.
[4] Tamże, s. 194.
[5] Tamże, s. 254-255.


(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 2180
Dodaj komentarz
Przeczytaj komentarze
ilość komentarzy: 2
Użytkownik: Marylek 05.06.2018 09:37 napisał(a):
Odpowiedź na: „Wojna kaleczy ludzi, rod... | misiak297
"Całość tchnie takim autentyzmem, jakby to nie była fikcyjna powieść"
Sądzę, że losy tych ludzi są prawdziwe. Może niekoniecznie wszystko zdarzyło się w jednej rodzinie, choć nie zdziwiłabym się, gdyby i tak było. Tak pokomplikowane życiorysy mogą dziwić ludzi z regionów jednolitych etnicznie, tych z pogranicza - nigdy.

Jedyne, co mam do zarzucenia Autorce, to pewna jednostronność obrazu: ma się wrażenie, że wszyscy Ślązacy z Opolszczyzny to etniczni Niemcy. To nieprawda. Ten region był (jest) równie różnorodny, jak całe pogranicze. Mieszkali tam i mieszkają ludzie ducha niemieckiego, polskiego, ci którzy określają się po prostu jako Ślązacy, a także wciąż poszukujący własnej tożsamości. Wystarczy przyjrzeć się wynikom Plebiscytu: wieś obok wsi, jedna z przewagą głosów za Polską, druga za Niemcami, a procentowo przewaga ta często zbliżona do równowagi. Wszystko wymieszane. U Leonii polskich Ślązaków nie widać w ogóle.

Polecam też pozostałe książki Leonii. Trzy śląskie książki
To kopalnia wiedzy o dawnym Śląsku! I nie tylko, ona kapitalnie punktuje różnice kulturowe, czasami aż szokująco; szczególnie to widać w zderzeniu stylu życia i wartości repatriantów z ludnością miejscową. I wszędzie obecne są potężne emocje.
Użytkownik: otusik69 10.06.2018 10:26 napisał(a):
Odpowiedź na: „Wojna kaleczy ludzi, rod... | misiak297
No i Ciotka wędruje do schowka.. Bo to po części historia również mojej rodziny, i mojego "hajmatu"...
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: