Dodany: 30.05.2018 08:27|Autor: Zaczytana od pierwszego wejrzenia

Zagłada ludzkości, triumf człowieczeństwa


Zwykle unikam książek „zaangażowanych” w obawie, że przemycanie ideologii zabije opowiadaną historię i przyćmi fabułę. Z tejże obawy nie sięgnęłam po wydaną trzy lata temu „Historię pszczół”, jednak gdy w zapowiedziach pojawił się „Błękit”, opis zaintrygował mnie do tego stopnia, że postanowiłam się przełamać. W końcu nie miałam nic do stracenia. Może oprócz czasu. Nie będę niczego przemilczać – pierwsze strony w ogóle mnie nie wciągnęły. Kilkanaście razy czytałam fragment o zmechaconej czapce i nie potrafiłam wgryźć się w fabułę. Powoli zaczynałam odczuwać dyskomfort, że nie dam rady doczytać książki do końca, ale skończyłam jeden rozdział, potem następny, a chwilę później całą powieść.

W każdej dystopijnej wizji, o której do tej pory przeczytałam, zawsze szukałam dziury w całym i dowodów na to, że autor nie ma racji, a wersja wydarzeń, którą przedstawia, jest mało prawdopodobna. I tym razem nie było inaczej. Za sukces autorki uznaję jednak to, że w którymś momencie przestałam toczyć wewnętrzną walkę na argumenty i skupiłam się na historii. A ta jest nie byle jaka.

Po raz pierwszy spotkałam się z powieścią, w której głównymi bohaterami tak naprawdę wcale nie są występujący ludzie, za to – choć w sposób nieoczywisty – bezmyślnie niszczona i wykorzystywana natura. Zdecydowana większość populacji całkowicie bezrefleksyjnie podporządkowuje sobie przyrodę (lub żyje w złudnym przeświadczeniu, że ją podporządkowuje) w imię dobra przyszłych pokoleń, ale przede wszystkim w imię zysków. To, przeciwko czemu walczy jedna z bohaterek, Signe, dla Davida i jego córki Lou, kilkadziesiąt lat później staje się rzeczywistością – środowisko jest zdegradowane, w wielu krajach Europy brakuje pitnej wody, panuje susza, wybuchają niekontrolowane pożary, a ludność, która zdążyła przed nimi umknąć, żyje w obozach dla uchodźców, w których do głosu coraz częściej dochodzą zwierzęce instynkty.

Maja Lunde stworzyła znakomite portrety psychologiczne swoich bohaterów. Signe walczy z bezmyślnym i niekoniecznym ingerowaniem w środowisko, a jednak zdarzają się sytuacje obnażające jej hipokryzję. W równie złożony sposób autorka odmalowała relacje między Davidem a jego jedenastoletnią córką Lou. Nie jest to bliskość prosta i oczywista, a walka o przetrwanie tylko utrudnia związek między ojcem i dzieckiem. Autorka wiarygodnie przedstawiła sytuacje, w których jedno bywało rozżalone i nie chciało przebywać z drugim, ale jednocześnie miało świadomość, że nie ma nikogo innego, że jest zdane tylko na tę drugą osobę.

Choć nie jestem skłonna uwierzyć w to, jak według Lunde miałby wyglądać świat za trzydzieści, czterdzieści lat, to powieść na pewno zmusiła mnie do refleksji. Nie mam tu na myśli wielkiej przemiany w człowieka, który będzie żył w stu procentach w zgodzie z naturą, ale raczej rozbudzenie świadomości i poczucia odpowiedzialności za, nawet pozornie niewielkie, wybory. Czy to, co robię, jest konieczne? Czy to, co kupuję, jest mi niezbędnie potrzebne? Czy nie jest to tylko mój kaprys? Pusta fanaberia? Mroczna i przygnębiająca wizja przestawiona w „Błękicie” poraża poczuciem bezradności, osamotnienia, wyobcowania, a przede wszystkim maleńkością człowieka i bezwzględnością przyrody, która zdaje się pokazywać ludziom, gdzie jest ich miejsce. Nie jest to jednak aż tak pesymistyczna przepowiednia, jak może się wydawać. Zwłaszcza jeśli będziemy mieli siebie nawzajem.

[Recenzję opublikowałam również na swoim blogu oraz innych portalach]

(c)Wszystkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie bez zgody autora zabronione.

Wyświetleń: 1212
Dodaj komentarz
Patronaty Biblionetki
Biblionetka potrzebuje opiekunów
Recenzje

Użytkownicy polecają:

Redakcja poleca: